Może nie był to ostatni dzwonek na przełamanie dla Śląska Wrocław, ale na pewno jeden z ostatnich. I tak się akurat złożyło, że udało się tego dokonać na stadionie Wisły Płock, który do niedawna był twierdzą. Przez całą jesień nikt na nim nie wygrał, a i mało kto remisował. W tym roku jednak po pełną pulę na terenie „Nafciarzy” sięgnął już Piast Gliwice, teraz zaś w jego ślady poszli podopieczni Piotra Tworka.
Wisła Płock – Śląsk Wrocław 1:2. Rezerwowi gości zrobili różnicę
Szkoleniowiec wrocławian trochę przekombinował z wyjściowym składem. Patrick Olsen męczył się na skrzydle, choć jedno dobre dośrodkowanie posłał, gdy głową strzelał Caye Quintana. Refleksem popisał się Krzysztof Kamiński. Tworek dokonał za to kluczowych zmian. Od razu po przerwie za Olsena wszedł Waldemar Sobota i to on ma największe zasługi przy golu na 1:1. Jego rajdu nie zdołał zatrzymać Piotr Tomasik, w którego potem wpadł jeszcze Damian Michalski (dość kuriozalna scena) i dzięki temu Erik Exposito mógł sytuacyjnie uderzyć. Stojący na linii Anton Krywociuk próbował jeszcze ratować sytuację, ale nic to nie dało.
Dla Exposito była to pierwsza bramka w Ekstraklasie od 5 listopada. Jego strzelecka niemoc trwała siedem meczów, 661 minut. W międzyczasie jedno spotkanie stracił z powodu pauzy za żółte kartki, a trzy przez opóźniający się transfer do Chin, z którego finalnie nic nie wyszło.
W końcówce za Exposito wszedł Fabian Piasecki i to on zadał decydujący cios w doliczonym czasie. Z dziecinną łatwością zgubił krycie rezerwowego młodzieżowca Wisły Fryderyka Gerbowskiego i spokojnie wykończył zgranie Wojciecha Golli po rzucie rożnym Krzysztofa Mączyńskiego. Gospodarze w szoku, goście w ekstazie.
Wisła Płock – Śląsk Wrocław 1:2. Przez pół godziny grała jedna drużyna
A przecież długo nic nie zapowiadało takiego scenariusza. Śląsk przez 35 minut nie istniał i dopiero po wspomnianej główce Quintany coś się ruszyło, głównie za sprawą biorącego na siebie ciężar gry Exposito.
Wisła bardzo obiecująco zaczęła, dominowała i kontrolowała przebieg gry. Prowadzenie objęła fartownie, z pomocą dużego rykoszetu od Jakuba Iskry po strzale Tomasika, ale było to prowadzenie zasłużone. Michał Szromnik co prawda nie uwijał się jak w ukropie, jednak kilka akcji „Nafciarzy” mogło się podobać. Zaskakująco nieźle w roli lewego pomocnika odnalazł się Kristian Vallo, na co dzień… prawy obrońca. Słowak zresztą wrócił na swoją nominalną pozycję, gdy z powodu kontuzji musiał zejść Damian Zbozień.
Gospodarze nie poszli za ciosem, a po zmianie stron mocno spuścili z tonu. Jedyne większe zagrożenie to strzał głową Krywociuka, który przeleciał tuż obok słupka. Śląsk stał się groźniejszy, choć i tu na nadmiar sytuacji nie narzekaliśmy. Poza golami warto odnotować tylko niecelnego woleja niepilnowanego Soboty w polu karnym i słupek Victora Garcii po niepozornym zagraniu głową.
Sędzia Tomasz Kwiatkowski pokazał aż 11 żółtych kartek. Mogłoby się wydawać, że mecz był niesamowicie ostry, ale wcale nie odnieśliśmy takiego wrażenia. Cielemęcki za mocno wypuścił sobie piłkę i przesadził z ratunkowym wślizgiem. Rasak pokłócił się z Jastrzembskim po faulu tego drugiego i obaj zostali ukarani. Exposito nie chciał oddać piłki do wyrzutu z autu, a Piasecki zdjął koszulkę przy celebrowaniu gola. Częściej chodziło o tego typu okoliczności.
WKS po dziewięciu meczach niemocy (trzy remisy, sześć porażek) wreszcie zwycięski, strefa spadkowa już tak nie straszy. Wisła Płock może zostać wyprzedzona przez Piasta Gliwice i spaść na ósme miejsce.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Waśniewski: Spadek z Ekstraklasy? Rozważamy każdy wariant
- Renesans formy Wolskiego. Nawet Michniewicz o niego pytał
Fot. Newspix