Z transferami najczęściej bywa tak, że ich oficjalne ogłoszenie jest dopełnieniem ciągnącej się sagi, na którą składają się dziesiątki wypuszczonych w świat plotek. Inaczej było w przypadku Przemysława Tytonia. 35-latek na ostatnie lata swojej kariery mógł wrócić do Polski, by pokopać w ligowym średniaku. Mógł udać się do którejś z drużyn walczących o utrzymanie w przeciętnej europejskiej lidze. Ale nie, on niespodziewanie podpisał kontrakt z Ajaksem Amsterdam. To jest w ogóle jakaś niesamowita historia, jakby to powiedział redaktor Smokowski.
Ten transfer to uznanie marki Tytonia na holenderskim rynku. Polak nie zrobił w Europie jakiejś przesadnie wybitnej kariery, ale jednak niezły z niego obieżyświat, znają działacze piłkarscy w kilku krajach. Zaczynał w Górniku Łęczna, wyjechał do Holandii, wpadł do Hiszpanii, odwiedził Niemcy, a nie omieszkał też spędzić trzech lat w stanie Ohio. Lodówka Tytonia jest więc obklejona całą gamą magnesów z całego świata, a numer jego telefonu zapisany mają dyrektorzy sportowi w wielu krajach. Trzeba jednak zaznaczyć, że Polak tak naprawdę nigdzie specjalnie się nie wyróżniał. Trochę zażartujemy, ale nieoczywisty bohater naszego domowego Euro bramki puszczał prawie wszędzie:
- 70 meczów, 97 puszczonych goli w Eredivisie,
- 47 meczów, 74 puszczone gole w La Liga,
- 39 meczów, 79 puszczonych goli w MLS,
- 30 meczów, 61 puszczonych goli w Bundeslidze.
To też nie jest bramkarz, który jakoś przesadnie często zachowuje czyste konta – raptem 13 razy w Holandii, 13 razy w Hiszpanii, 9 razy w Stanach Zjednoczonych, 4 razy w Niemczech. Czystymi papciami chwali się więc mocno okazjonalnie. Ostatnio w Cincinnati wcale nie był inaczej.
Amerykański sen, wersja: kino klasy C
Jego amerykański sen był średnio filmowy. Nie było tak, że przesiedział ten czas na ławce, ale daleko mu było do ugruntowanej pozycji w pierwszym składzie, mimo że reprezentował jeden z najgorszych zespołów w MLS. W minionym sezonie jego drużyna była najsłabszą organizacją w lidze – zdobyła tylko dwadzieścia punktów i zajęła ostatnie miejsce w Konferencji Wschodniej. Straciła też najwięcej goli, bo aż 74, czyli o osiem więcej niż drugie w tej niechlubnej klasyfikacji Toronto. Tytoń miał akurat trochę szczęścia, bo puścił z tego „tylko” 35 goli, co oznaczało, że do własnej siatki sięgał 2,3 razy na spotkanie. Obejrzeliśmy sporo z tych straconych bramek na skrótach – przy wielu z nich Polak mógł zrobić więcej. Oczywiste błędy zdarzały mu się stosunkowo rzadko, ale zbyt często po prostu rozkładał ręce i za rzadko robił coś ekstra ponad wyłapanie najłatwiejszych uderzeń drużyny rywali.
Tytoń tragicznie wypadał prawie we wszystkich statystykach golkiperskich na tle całej ligi. Puszczone gole – 10. miejsce wśród wszystkich bramkarzy, a golkiper z najmniejszą liczbą występów spośród tych, którzy puścili więcej goli od Tytonia – Bobby Shuttleworth – rozegrał aż o osiem więcej spotkań niż Polak. Liczba interwencji – 26. miejsce w lidze na sześćdziesięciu pięciu sklasyfikowanych. Procent obronionych strzałów – 29. miejsce w lidze na trzydziestu sklasyfikowanych. Nikt w Cincinnati się o niego nie zabijał.
Ostatnie miesiące spędził z kolei na poszukiwaniu klubu. I mimo że nic nie zapowiadało w tej historii spektakularnego zakończenia, to jednak Tytoń wylądował w zespole walczącym o ćwierćfinał Ligi Mistrzów.
Jak Tytoń trafił do Ajaksu?
Jeżeli spojrzymy sobie na CV polskiego bramkarza, to jak byk stoi, że właśnie w holenderskiej Eredivisie rozegrał najwięcej ligowych spotkań. Można więc uznać, że swoimi występami zapracował sobie na taką pozycję, że teraz dzwonią do niego sami działacze Ajaksu. Prawda jest jednak trochę inna, bo Tytoń w Holandii wcale nie był przecież jakimś bożkiem czy ulubieńcem trybun. Ot, raczej przyzwoitej klasy fachowcem ze średniej półki.
Jak więc tłumaczyć jego angaż w Ajaksie?
Za ściągnięciem go do Ajaksu stoi po prostu pożar między słupkami pierwszego zespołu mistrza Holandii. Sezon w bramce zaczynał Marteen Stekelenburg, który szybko wypisał się z rywalizacji z uwagi na konieczność przejścia operacji biodra. Obecnie niezdolni do gry przez krótkoterminowe urazy są także Remko Pasveer i Jay Gorter. Do gry został jedynie Andre Onana, który wcześniej stracił rok za stosowanie niedozwolonych środków, a obecnie czeka tylko na koniec sezonu, po którym będzie mógł przenieść się do Interu Mediolan, z którym już podpisał przedwczesny kontrakt.
Sytuacja zmieniła się jednak na tyle, że Onana z głębokich rezerw został wstawiony między słupki z uwagi na kontuzje trzech pierwszych bramkarzy. Można więc sobie jedynie wyobrazić, jak daleko w hierarchii jest obecnie Tytoń, który będzie po prostu dodatkową opcją na wypadek problemów zdrowotnych Kameruńczyka.
Przy okazji każdego wielkiego turnieju możemy się przekonać, jak bardzo niewdzięczną rolą jest być trzecim bramkarzem swojej reprezentacji, tymczasem Tytoń w momencie podpisywanie kontraktu jest piąty w kolejce. Nie łapie się nawet do gry w brydża, gdyby chłopaki mieli ochotę zagrać partyjkę.
Ostatni rozdział w dużej piłce
Inna sprawa, że Tytoń miał już swoje pięć minut – prawie dokładnie dziesięć lat temu. Potem zwiedził kawał globu, pograł w silnych ligach, nic już nie musi nikomu udowadniać, a taki – nawet awaryjny – transfer do Ajaksu, to dla niego ciekawa forma napisania prawdopodobnie ostatniego rozdziału kariery w dużej piłce.
Jest to więc swego rodzaju duża historia, że znajdujący się zupełnie poza radarami polski piłkarz, ląduje w kadrze zespołu walczącego o ćwierćfinał Ligi Mistrzów. Równo za tydzień Ajax podejmie u siebie Benfikę, z którą w pierwszym meczu zremisował 2:2. Być może Tytoń znajdzie się w kadrze na to spotkanie. Nie zmienia to jednak faktu, że ta historia szybko się skończy. Wraz z powrotem kolejnych kontuzjowanych bramkarzy Polak będzie coraz bardziej odsuwał się w cień. Ale wiecie, zawsze istnieje promil szansy, że jeszcze o nim usłyszymy. W końcu na Euro 2012 też miał nawet nie powąchać murawy… dobra, tu już za bardzo kierujemy się nostalgią.
Czytaj więcej o Ajaksie:
- Ajax nie podbił Lizbony, ale zrobił dobry grunt pod rewanż
- Erik ten Hag poukładał klocki. Ajax znów zachwyca w Europie
- Najbardziej kosztowne zdjęcia świata. Wzloty i upadki Overmarsa
Fot. Newspix