Do niedawna para Legia Warszawa – Wisła Kraków to byłby hit kolejki i gwarant emocji. Dziś jednak nie był to nawet mecz dnia, gdyż w drugim spotkaniu Raków Częstochowa podejmował Wisłę Płock. Ot, drużyna ze strefy spadkowej grała z drużyną będącą tuż nad strefą spadkową. Do tego doszliśmy. Po ostatnim gwizdku sędziego Piotra Lasyka stołeczni kibice mają prawo czuć się trochę lepiej, bo teraz to oni są nad kreską, a “Biała Gwiazda” pod nią. Wszystko to wywalczone w dramatycznych okolicznościach.
Legia – Wisła Kraków 2:1. Duża kontrowersja przy golu Gruszkowskiego
Dramatycznych po części przez sędziów. Nadal trudno nam zrozumieć, dlaczego uznali gola Konrada Gruszkowskiego, który wybił piłkę spod ręki Cezarego Miszty po jego uprzedniej niepewnej interwencji w prostej sytuacji. Oglądając powtórki, byliśmy przekonani, że anulowanie bramki to formalność. Miszta będącą na murawie piłkę nakrywał dłonią, a więc – zdawałoby się – w myśl przepisów ją kontrolował. Niespodziewanie Lasyk po konsultacji z wozem VAR uznał, że wszystko było w porządku i na tablicy wyników zrobiło się 1:1.
Z pewnością sędziowie na wozie mają swoje argumenty i chętnie je poznamy, ale na ten moment dziwimy się.
Tyle dobrze, że ostatecznie ta wielka kontrowersja, że tak to nazwiemy, nie wpłynęła na końcowe rozstrzygnięcie. Legia w doliczonym czasie zdołała zapewnić sobie zwycięstwo. Josue dośrodkował z rzutu wolnego, Mateusz Wieteska przeskoczył o głowę Michala Frydrycha i uprzedził spóźnionego na przedpolu Mikołaja Biegańskiego. Choć tutaj też nie obyło się bez kontrowersji, bo piłkarz Legii walcząc o pozycję, zdzielił łokciem przeciwnika…
Legia – Wisła Kraków 2:1. Seria błędów Frydrycha
Swoją drogą, zobaczyliśmy, jaką różnicę – w obie strony – mogą zrobić kapitanowe. Wieteska pewny przez cały mecz i na dodatek z bezcennym golem. Frydrych natomiast przyczynił się do straty obu bramek, bo to też on nie pokrył Pekharta po wrzutce Macieja Rosołka z 8. minuty. Czeski stoper mógł mieć hat-tricka zawinionych goli, ale gdy piłkę wyłuskał mu Paweł Wszołek, Pekhart zmarnował sytuację sam na sam, Biegański wygrał pojedynek. Jakby tego było mało, po końcowym gwizdku wściekły Frydrych rzucił piłką w sędziego i dostał czerwoną kartkę. Pełen serwis wpadek.
Legia wygrała minimalnie, rzutem na taśmę, ale jednak zasłużenie. Poza setką Pekharta miała jeszcze strzał Wszołka zatrzymany przez Biegańskiego z pomocą słupka na linii bramkowej, kolejną okazję Wszołka na początku drugiej połowy (źle przymierzył w dalszy róg) i, już przy stanie 1:1, groźne uderzenie głową Wieteski, najwyraźniej stanowiące preludium do późniejszych wydarzeń.
Wisła wypracowała sobie jedną konkretną okazję, gdy Zdenek Ondrasek zmarnował przytomne dogranie Stefana Savicia i nawet nie trafił w bramkę, mimo że miał nieco miejsca i czasu w polu karnym. Gol wyrównujący padł z niczego, trudno tu nawet mówić o jakiejś sytuacji.
Legia – Wisła Kraków 2:1. Błysk Macieja Rosołka
Małym wygranym tego spotkania jest Rosołek. Trudno było nie kwestionować jego przydatności, skoro jesienią nie za bardzo radził sobie nawet w pierwszoligowej Arce Gdynia na kolejnym wypożyczeniu. Dostał jednak szansę i ją wykorzystał. Nie chodzi wyłącznie o samą asystę, która była naprawdę wypieszczona, ale o spory luz w grze, radzenie sobie nawet z trudniejszymi piłkami i myślenie do przodu, jeszcze przed zagraniem. Do przerwy to przy jego nazwisku postawilibyśmy plusa. W drugiej odsłonie zgasł, jak prawie wszyscy, temperatura meczu zrobiła się tak niska, że zaczęliśmy marznąć.
Legia uciekła spod topora i ma w lidze nieco spokoju do 7 marca, kiedy do Warszawy przyjedzie Śląsk Wrocław. No, nie ma go Dariusz Mioduski, który dziś dobitnie przekonał się, co kibice sądzą o jego sposobie zarządzania klubem.
Położenie Wisły jest już o krok od dramatycznego. Strefa spadkowa, seria bardzo trudnych meczów (Lechia, Lech, Pogoń, Piast, Górnik Zabrze) i brak wyraźniejszych symptomów poprawy w grze. Jerzy Brzęczek będzie kozakiem, jeżeli opanuje tę sytuację. Na dziś główna nadzieja Wisły tkwi w nieprzewidywalności Ekstraklasy, choć akurat w tym sezonie mimo wszystko jest jej chyba mniej niż w poprzednich latach.
WIĘCEJ O LEGII:
Fot. FotoPyK