Piotr Zieliński i Robert Lewandowski. To dwaj Polacy, którzy w XXI wieku strzelili bramkę na Camp Nou. Reprezentanci Polski przełamali wieloletnią serię bez gola na tym stadionie. W XX wieku dość regularnie zdarzało się, że biało-czerwoni trafiali do siatki na obiekcie Barcelony.
Gdy latami czekaliśmy na to, aż ktoś powtórzy wyczyn Romana Koseckiego, który w 1993 roku strzelił ostatniego polskiego gola na Camp Nou, zadowalaliśmy się trafieniami naszych zawodników w meczach z Barceloną poza jej domem. W 2001 roku Wisła Kraków zapakowała Blaugranie trzy bramki. Dwukrotnie do siatki trafiał wówczas Grzegorz Pater. Niedługo potem „Biała Gwiazda” wygrała w Krakowie z Barcą po golu Clebera. No i oczywiście tym golazzo…
Ale dłużej czekać nie musimy. Piotr Zieliński strzelił gola na Camp Nou, dołączając do listy zawodników, którzy błyszczeli na jednym z najsłynniejszych stadionów świata.
Polacy, którzy strzelali gole na Camp Nou
Spis treści
- Polacy, którzy strzelali gole na Camp Nou
- Henryk Szymborski i Władysław Soporek (1957)
- Gerard Rother i Jerzy Nowok (1970)
- Zbigniew Boniek (1982)
- Bogusław Pachelski (1988)
- Andrzej Łatka (1989)
- Wojciech Kowalczyk i Ryszard Staniek (1992)
- Roman Kosecki (1993)
- Robert Lewandowski (2021)
- Piotr Zieliński (2022)
Henryk Szymborski i Władysław Soporek (1957)
Wyobrażacie sobie, że dziś jeden z największych stadionów świata otwiera polska drużyna? W 1957 roku nie było to nic zaskakującego. Barcelona w meczu otwarcia Camp Nou chciała podjąć Legię Warszawa, wówczas najlepszy klub w kraju i topowy zespół w Europie. Mistrz Polski otrzymał zaproszenie na to spotkanie, jednak PZPN zdecydował, że do Katalonii wyśle reprezentację Polski pod szyldem kadry Warszawy. Tak na wszelki wpadek, żeby Barcelona zbyt mocno nie zbiła najlepszego klubu nad Wisłą. Plan nie za bardzo się powiódł, bo reprezentacja naszej stolicy przegrała na Camp Nou 2:4.
– Przyjazd do Barcelony – upał niesamowity. Mecz następnego dnia. Zawodnicy Barcelony mieli ławkę 24 zawodników, od nas było 13 zawodników. Jedenastu grało, dwóch siedziało, z tym że dwóch padło po pierwszej połowie i na drugą została nam „goła” jedenastka. To było za komuny. Wszystko załatwiali agenci. Byliśmy skromni, spokojnie czekaliśmy. Możliwość rozegrania tego meczu była dla nas wielkim wydarzeniem – opowiadał portalowi „FCBarca.com” Henryk Szczepański, uczestnik tamtego spotkania.
– W przerwie każdy kładł się na ziemi i tylko w górę patrzył do Matki Boskiej, żeby oddech złapać. Skończyło się jak się skończyło. Ekipa, która była, PZPR-owska nas wszystkich chwalili. Mieliśmy tę satysfakcję. Nic więcej – dodawał.
Dwa gole reprezentacji Warszawy były więc pierwszymi trafieniami piłkarzy zespołów innych niż Barcelona na Camp Nou. Henryk Szymborski i Władysław Soporek przeszli do historii stadionu i katalońskiego klubu.
Gerard Rother i Jerzy Nowok (1970)
– Jak za chwilę wychodziliśmy na mecz, włączyli wszystkie luxy. Snop świateł uderzył nas w oczy, a w uszach zadudniły odgłosy 70 tysięcy ludzi z trybun. Na coś takiego nie mogliśmy być gotowi, wkraczaliśmy w nowy świat, którego nie potrafiliśmy sobie nawet wyobrazić – opowiadał Jacek Góralczyk, uczestnik meczów GKS-u Katowice z Barceloną w „Przeglądzie Sportowym”. GieKSa mierzyła się z Blaugraną w Pucharze Miast Targowych. Na Stadionie Śląskim Katalończycy wygrali 1:0, jednak na rewanż Polacy jechali pełni obaw. Franciszek Sput, bramkarz katowickiej drużyny, mówił, że straszono ich hokejowym wynikiem. Pogromem ze strony gospodarzy. Tymczasem do przerwy GKS prowadził 2:0.
– Myśmy byli drużyną walczącą zawsze i wszędzie, na każdych warunkach. Nigdy nie szliśmy na łatwiznę. Dostałem piłkę na środku boiska, pociągnąłem trzydzieści metrów i uderzyłem w samo okienko. Piękny gol, aż głupio się chwalić. I to jeszcze na Camp Nou – wspominał Gerard Rother. Dziennikarze z Hiszpanii przyznali mu jedną z najwyższych not za to spotkanie, bo Rother wywalczył także karnego, którego Jerzy Nowok zamienił na drugiego gola. Miejscowi kibice byli na tyle wstrząśnięci wynikiem, że obrzucali Polaków… poduszkami. Gdy mecz wznowiono, Barcelona pokazała jakość i wygrała 3:2.
O KROK OD MISTRZOSTWA. NIE DO KOŃCA ZŁOTE LATA GIEKSY
Zbigniew Boniek (1982)
Mieliśmy bramki w meczu otwarcia, mieliśmy dwa gole GieKSy, ale to Zbigniew Boniek skradł show. Tyle że nie w meczu z Barceloną, a na mundialu. W Hiszpanii Zibi rozbił Belgów strzelając hattricka, a media pisały o nim „Człowiek z Marsa”. Jacek Sarzało w książce „Mój Boniek” w barwny sposób opisał to, ile znaczyły wtedy bramki Polaka.
– Tym jednym meczem Zbigniew Boniek wszedł do galerii najwybitniejszych graczy świata, sobie dał prawo do piłkarskich rządów absolutnych, a nam, pięknym dwudziestoletnim, doznania silniejsze od orgazmu. Po 3:0 z Belgią nikt już w reprezentacji nie mógł się Bońkowi postawić.
Sam zainteresowany spore zasługi przypisał Grzegorzowi Lacie, który asystował przy dwóch z trzech jego bramek. Swój wyczyn jednak trochę deprecjonował. Hattrick z Belgami nie zmieścił się w jego książce „Mecze mojego życia”. „Kurierowi Porannemu” tłumaczył to tak:
– Spokojnie mogłem zmieścić w książce jeszcze kilka meczów, albo nawet kilkanaście. Chociażby Polska – Belgia na mundialu w Hiszpanii. Prawda jest jednak taka, że ten mecz zmienił w moim życiu tylko tyle, że strzeliłem trzy gole i wszyscy zobaczyli, że jestem dobrym zawodnikiem. Ważniejszy był mecz Polska – Peru na tych samych mistrzostwach, bo bez tamtego zwycięstwa nie byłoby meczu Polska – Belgia, ani medalu, który wtedy zdobyliśmy.
My jednak nie mamy wątpliwości: to był jeden z najwybitniejszych indywidualnych występów w reprezentacji Polski w historii. Camp Nou na chwilę stało się teatrem jednego aktora. Zbigniewa Bońka.
Bogusław Pachelski (1988)
Bońka nazwano „Człowiekiem z Marsa”, tymczasem parę lat później Bogusław Pachelski z Lecha Poznań otrzymał pseudonim „Biały Szatan”. To za jego sprawą „Kolejorz” zremisował na Camp Nou 1:1 w dwumeczu, który zakończył się serią rzutów karnych. – Zarówno zawodnicy, kierownictwo, jak i czternastu towarzyszących ekipie dziennikarzy – wszyscy oni zdają sobie sprawę, że lecą do jaskini lwa. Tylko siedem na 31 typów zorganizowanego przez red. Garczarczyka totka opowiada się za remisem lub zwycięstwem Lecha. Jeszcze gorzej rysują się szanse „Kolejarzy” w opiniach prasy hiszpańskiej. Po wylądowaniu na barcelońskim lotnisku Prat de Llobregat do polskiego kapelusza dziennikarze katalońscy wrzucają kartki z wynikami od 3:0 do 9:0 dla przeżywającej obecnie hossę ich ukochanej Barcy – portal „Łączy Nas Piłka” przytacza fragment relacji „Piłki Nożnej” z tamtego spotkania.
Andrzej Łatka (1989)
Legia Warszawa na Camp Nou wypadła tak dobrze, że sędziowie musieli ratować Barcelonę z opałów. Przynajmniej tak ten mecz jest pamiętany dziś, lata po słynnym golu Andrzeja Łatki. W tamtym spotkaniu do siatki trafił także Roman Kosecki, jednak arbiter nie uznał jego trafienia. Sam zainteresowany żartował niedawno, że przydałby się wtedy VAR. Ale VAR-u nie było, tak samo jak i wygranej na terenie Barcy, bo w końcówce meczu Blaugranę poratował kontrowersyjny rzut karny. Niemniej wyczyny Legii w Katalonii zasługują na uznanie. Polski zespół znów pokazał Barcelonie, że nie należy nas lekceważyć.
– Drużynę mieli niesamowitą, samego Laudrupa utrzymać to był problem. Obserwował ich dla mnie Paweł Janas, wtedy początkujący trener. Zrobił to świetnie. Barcelona grała wcześniej turniej na Majorce i Paweł tam był. Przywiózł taśmy z tych meczów, ale nie pokazałem ich zawodnikom, bo by jeszcze w szatni przegrali. Oni zero grali. Piach. Bałem się, że moi zlekceważą Barcelonę, dlatego nie pokazałem im tych kaset. Bo Legia jak może wygrać na stojąco, to się położy. Na mecze jeździł z nami ksiądz Mariusz Zapolski. Na Camp Nou odprawił dla nas mszę i dobrał fantastyczne kazanie o Goliacie. Sam byłem podbudowany. To nieprawdopodobne, jak zostaliśmy umocnieni. Taktykę, dzięki informacjom Pawła, dobrałem rewelacyjną, jak Boga kocham. Wiedzieliśmy że Zubizarreta lekceważy napastników, wybiega daleko przed pole karne. W drużynie miałem Łatkę, z olbrzymią szybkością. Całą rundę nie grał, bo miał kontuzję i ci z Barcelony go nie znali. Na nim oparłem grę. Łatka strzelił pierwszego gola, drugiego Kosecki, ale sędzia go nie uznał. Zremisowaliśmy 1:1. Nawet miejscowi pisali, że to był ukłon sędziów w kierunku Barcelony.
Tak wspominał tamto spotkanie trener Rudolf Kapera w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”.
Wojciech Kowalczyk i Ryszard Staniek (1992)
Reprezentacja Polski znów na Camp Nou. Finał Igrzysk Olimpijskich w 1992 roku rozegrano właśnie na stadionie Barcelony, a jak wiadomo do tego finału dotarli biało-czerwoni prowadzeni przez Janusza Wójcika. Wiadomo jak to się skończyło: Polacy byli o krok od złotego medalu. Chronologia zdarzeń była taka:
- 1:0 dla Polski – strzela Wojciech Kowalczyk
- 1:1 i 1:2 – Hiszpanie odrabiają straty
- 2:2 – na kwadrans przed końcem trafia Ryszard Staniek
- 2:3 – Hiszpanie zabijają nadzieje tuż przed końcem meczu
– Sam nie wiem, jak się tam znalazłem. Grałem przecież jako prawy pomocnik, a wyskoczyłem z lewej strony. Zresztą za strzelanie goli odpowiadali „Jusko” i „Kowal”, ja byłem od dogrywania – mówił „Przeglądowi Sportowemu” Staniek. – Gdyby była dogrywka, poradzilibyśmy sobie, bo oni oddychali już rękawami – dodawał. Tezę o pokonaniu Hiszpanii w dogrywce głosił także Janusz Wójcik.
O tamtym meczu barwnie opowiada nasz redakcyjny kolega i jeden z jego bohaterów: Wojciech Kowalczyk.
Roman Kosecki (1993)
Kilka miesięcy po finale Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie na Camp Nou przyjechała Osasuna Pampeluna. Jaki ma to związek z polskimi golami na tym stadionie? Ano taki, że gwiazdą tamtej drużyny był wówczas Roman Kosecki. Dziś głośniej jest o innym wyczynie „Kosy”, czyli dwóch golach i asyście w spotkaniu, w którym Atletico Madryt odwróciło wynik z 0:3 na 4:3. Ale to sezon wcześniej Polak rozpoczął strzelanie w meczach z Barcą. W stolicy Katalonii Kosecki wykorzystał rzut karny, który dał Osasunie remis w meczu ligowym. Został tym samym kolejnym polskim piłkarzem, który pokonał Zubizarretę.
Na jego nieszczęście gol nie wystarczył do wyrwania Blaugranie punktów na Camp Nou. Niedługo potem Barca ponownie objęła prowadzenie i wygrała 2:1.
ROMAN KOSECKI W OBSZERNEJ ROZMOWIE O SWOJEJ KARIERZE
Robert Lewandowski (2021)
28 lat przyszło nam czekać na kolejny polski wieczór na Camp Nou. Najlepszy napastnik w historii naszego futbolu miał już doświadczenie z meczów z Barcą.
- 2015 rok – Lewandowski strzelił Barcelonie na 2:2 w Monachium. Bayern wygrał ten mecz 3:2, ale odpadł, bo na wyjeździe przegrał 0:3
- 2020 rok – Lewandowski asystuje przy golu na 1:0, a potem dobija Barcelonę w słynnym spotkaniu zakończonym wynikiem 8:2. W teorii na wyjeździe, ale nie w Barcelonie, a na Estadio da Luz w Lizbonie
I w końcu, jesienią sezonu 2021/2022 doczekaliśmy się trafienia RL9 na Camp Nou. W stolicy Katalonii Polak dwa razy trafił do siatki po przerwie, pieczętując wygraną Bayernu 3:0. – Cały mecz mieliśmy pod kontrolą, wiedzieliśmy jak grać. W ostatnich dniach dużo podróżowaliśmy, ten tydzień był dla nas bardzo ciężki, ale zdaliśmy egzamin. Cieszę się z tych bramek, tym bardziej że w pierwszej połowie ciężko było nam wejść na najwyższe obroty – mówił po spotkaniu na antenie „Polsatu Sport”.
Piotr Zieliński (2022)
12. Polakiem w historii z golem na Camp Nou został Piotr Zieliński, który dał Napoli prowadzenie w pierwszym meczu Ligi Europy. Przed spotkaniem z Blaugraną bramkę pomocnika zespołu z Neapolu wróżył Diego Armando Maradona junior, syn legendy obydwu zespołów. Jak się okazało miał on nosa, bo „Zielek” na raty, ale jednak pokonał Ter Stegena.
WIĘCEJ O BARCELONIE I PIOTRZE ZIELIŃSKIM:
- Największe porażki Barcelony w europejskich pucharach
- Maradona w Barcelonie, czyli brawa od Realu
- Napoli ma lidera – Piotra Zielińskiego
fot. Newspix