Reklama

Adrian Łyszczarz: Po zerwaniu więzadła czuję się lepszym piłkarzem

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

17 lutego 2022, 14:16 • 10 min czytania 9 komentarzy

Adrian Łyszczarz w 2019 roku odniósł ciężką kontuzję, która wykluczyła go na wiele miesięcy. Akurat wtedy, gdy powoli zaczął przebijać się do pierwszego zespołu Śląska Wrocław. Los coś mu odebrał, acz po długim czasie zaczyna zwracać z nawiązką.

Adrian Łyszczarz: Po zerwaniu więzadła czuję się lepszym piłkarzem

Prawdziwą szansę na zaistnienie w Ekstraklasie pomocnik WKS-u dostał pod koniec 2021 roku i do tej pory wykorzystuje ją maksymalnie. Po świetnym sezonie 2020/2021 w drugoligowych rezerwach 22-letni Łyszczarz odżył. Właśnie o tym jest ta rozmowa: o okresie niebytu, rozwoju piłkarskim i mentalnym, poświęceniu dziewczyny, pozycji na boisku, Jacku Magierze, marzeniach, rodzinie i aktualnej formie swojej oraz Śląska.

Jesteś teraz ciekawym przypadkiem w Ekstraklasie. Idealnym przykładem na określenie “as w rękawie” z ławki rezerwowych, choć pewnie wolałbyś grać od pierwszej minuty.

Jestem w bardzo dobrej formie. Chciałbym grać jak najwięcej od początku, ale to trener decyduje, że mam robić swoją robotę po wejściu z ławki. Czuję się zadowolony z liczb, tylko że niestety one nie przekładają się na zwycięstwa. A czy gram w mniejszym, czy większym wymiarze czasowym – nie obrażam się.

Reklama

Musiałeś nabrać pokory w rezerwach. Tak samo pewności siebie, bo nie widać, żeby został ci jakiś ślad na psychice po ciężkiej kontuzji.

Moja psychika weszła na dobry poziom, to muszę przyznać. Wiele dobrego zrobiło też odesłanie mnie do rezerw. Zrobiłem fajne liczby w poprzednim sezonie, a poza tym jako cały zespół graliśmy ładnie dla oka i skutecznie. Ja poprawiłem się pod każdym względem – fizycznym, taktycznym i piłkarskim. Poznałem się na świetnym fachu trenera Jawnego i Dymkowskiego oraz reszty sztabu. Ktoś może powiedzieć, że klub zakopał mnie w rezerwach, ale wcale tak nie było. Ja tam tak naprawdę odżyłem.

I nie sprawiałeś problemów wychowawczych, nie odebrałeś tego zesłania do rezerw w negatywny sposób.

Jestem człowiekiem pokornym, nie było takich sytuacji. Kiedy trenowałem z pierwszą drużyną, ale wiedziałem dzień przed meczem, że nie znajdę się w kadrze meczowej, po prostu się z tym godziłem. Wiedziałem też, jaka jest jakość treningów w rezerwach. Wyobrażałem sobie, ile może mi dać okres przygotowawczy z trenerem Jawnym i Dymkowskim. Tak samo poświęcałem się tu i tu. Nie było odpuszczania. Chciałem wrócić na dobre tory po ciężkiej kontuzji.

Jak radziłeś sobie w czasie rehabilitacji? Była duża załamka?

Diagnoza mnie uderzyła. Byłem załamany. Miałem jednak to szczęście, że przeprowadziła się do mnie dziewczyna. Wcześniej zaczęliśmy się spotykać, aż nagle stwierdziła, że będzie mi pomagała po operacji. To był trudny okres, nie było kolorowo. Rehabilitowałem się codziennie po 3-4 godziny we Wrocławiu, tata mnie zawoził z Bierutowa i czekał pod kliniką. Przez pierwsze dwa miesiące nie miałem takiego zakresu ruchomości w nodze, żeby nawet wejść do auta.

Reklama

Jak wróciłeś do gry, znów pojawił się problem.

Naderwałem mięsień dwugłowy. Tak niestety jest, że zazwyczaj po kontuzji kolana czy stawu skokowego mięśnie doznają szoku po wejściu w pełny trening. Na szczęście w miarę szybko wróciłem do siebie. Po tym czasie trafiłem do rezerw z Bergierem, Poprawą, Bargielem i Boruniem.

Adrian Łyszczarz w Śląsku Wrocław

Takie wydarzenia fajnie zacieśniają więzi. Byłeś w potrzebie i zobaczyłeś, na kogo naprawdę możesz liczyć.

Dziewczyna rzuciła dla mnie wszystko. Mieszkała pod Krakowem, tam miała pracę. Z dnia na dzień zadzwoniła do szefowej i złożyła wypowiedzenie. To było coś.

Myślałeś o tym, że tyle, ile do tej pory straciłeś przez kontuzję, mogło ograniczyć twój sufit?

Wiesz co, myślę, że jestem w lepszej formie niż przed kontuzją. Czuję się lepszym piłkarzem. Byłem nawet lekko zdziwiony, bo wydawało mi się, że dochodzenie do siebie dłużej mi zajmie. Pamiętam swój pierwszy trening z zespołem po rehabilitacji. Nic nie siedziało mi w głowie, do każdej piłki szedłem na 100%.

A co by było, gdybym nie zerwał więzadła? Nie ma co gdybać. Cieszę się z tego, co jest teraz. Moja postawa indywidualna może zadowalać, ale jako zespół musimy funkcjonować lepiej. Obecnie nie jesteśmy w miejscu, w jakim powinien znajdować się Śląsk Wrocław.

Tym bardziej, że jako ofensywny piłkarz robisz wiele, żeby było inaczej.

To boli. Musimy złapać serię zwycięstw. Uważam, że pod względem czysto piłkarskim jesteśmy bardzo dobrzy. Czegoś nam jednak brakuje i mam wrażenie, że chodzi o detale. W sparingach wyglądaliśmy fajnie. Mieliśmy też ciężki okres przygotowawczy. Jestem pewien, że to zaprocentuje i w końcu wszystko pójdzie z górki.

Brakuje wam dwóch piłkarzy, którzy odeszli, a odpowiadali za połowę bramek. To jest problem.

Zgadzam się, ich brak wyraźnie wpływa na naszą grę. Musimy jednak skupić się na sobie i dobrze, że jest tak zacięta rywalizacja na treningach. Nikt za darmo tych miejsc nie dostanie.

Kiedyś wspominałeś, że musisz poprawić przyjęcie kierunkowe i grę defensywną. Gdzie teraz widzisz u siebie mankamenty i jak oceniasz swój rozwój?

Jestem zadowolony z tego, jak się rozwijam. Przede wszystkim poprawiłem grę w defensywie. To był mój cel na zimowy okres przygotowawczy. Chciałem mieć jak najwięcej odbiorów i przeciętych podań. To się udawało, ba, w jednym sparingu miałem więcej odbiorów niż łącznie w całej swojej karierze. Trenerzy byli dumni, widzieli ten progres. Nauka nie poszła w las. Korzystam z analiz indywidualnych, chcę być coraz lepszy w tym elemencie.

A przy tym niełatwo jest cię sklasyfikować, bo mógłbyś grać na kilku pozycjach.

Przede wszystkim lubię mieć piłkę przy nodze i decydować o tempie akcji. Ale tak, generalnie jestem uniwersalny. Mogę grać na “dziesiątce”, “ósemce” i “szóstce”. To nie jest żaden problem. Jeśli mam grę w defensywie i przyjęcia kierunkowe opanowane na odpowiednim poziomie, jest okej. Gdybym nie miał, wtedy nie mógłbym tam grać.

Słabsza noga Adriana Łyszczarza też jest niezła.

Nie mam problemu, żeby dać długie podanie na 50-60 metrów czy uderzyć. Ostatnio piłka fajnie mi siadła na lewą nogę, strzeliłem w ten sposób gola. Myślę, że to jedna z moich największych zalet. Różne rzeczy mogę robić obiema nogami, a to wiele ułatwia. Przeciwnik spodziewa się prawej, więc przekładam na lewą.

To pomocne, takich jak ty trudniej przewidzieć. Szczególnie, że dzisiaj do analizy poszczególnych piłkarzy przykłada się większą uwagę, a również dzięki temu liga staje się lepsza.

Dokładnie. Dzisiaj mamy taki zasób informacji, że to może imponować. Ekstraklasa jest coraz lepsza, rozwija się. Mamy też coraz więcej dobrych zawodników z zagranicy. Trzeba tę tendencję pielęgnować.

W Śląsku ta analiza jest na bardzo wysokim poziomie, nawet z piłkarzami z drugiego planu. Pamiętam, jak w klubie zobaczyłem przez chwilę sesję indywidualną z Jakubem Iskrą. To robiło fajne wrażenie.

Ogółem sztab trenera Magiery jest profesjonalny pod każdym względem. Każdy zawodnik jest inny, z czego trenerzy doskonale zdają sobie sprawę i dbają o odprawy czy treningi indywidualne. Tak się rozwijamy, to czuć.

To nie jest przypadek, że za kadencji trenera Magiery, którego bardzo dobrze znasz, rozgrywasz najlepszy sezon w Ekstraklasie. Punktów odniesienia co prawda trochę brakuje i teraz minut bardzo wiele nie masz, ale to i tak pewien paradoks.

To nie jest przypadek, zgadzam się. Trener Magiera przyszedł do klubu i już na pierwszym treningu zostałem włączony do pierwszego zespołu. Bardzo szanuję trenera jako człowieka, dla mnie jest świetnym fachowcem. Dużo się nauczyłem, grając w reprezentacji pod jego wodzą, a teraz też robię postęp.

Co do życiówki – tak, to mój najlepszy sezon. Wiedziałem, że kiedyś strzelę bramkę w Ekstraklasie, ale że pięć goli w 200 minut? Tego sobie nie wymarzyłem. Najważniejsze, żeby to podtrzymać i żeby drużyna mogła dzięki tym trafieniom wygrywać.

Z drugiej strony doszedłeś tutaj dzięki własnej pracy, nie trenerowi. Różne są podejścia piłkarzy, a ty wyglądasz na gościa, który wie, jak dobrze się prowadzić.

Też miałem swoje głupie pomysły, kiedy byłem młodszy. Ale to normalne. Do pewnych rzeczy trzeba dorosnąć. Niektórzy łapią je już w wieku 18 czy 19 lat, a inni kilka lat później. Ja dorosłem trochę szybciej i poznałem dziewczynę, z którą zamieszkaliśmy. Powiem ci, że nawet nie mam teraz czasu, żeby myśleć o imprezach. Po kontuzji powiedziałem sobie, że chcę się skupić na piłce na tyle, żeby to samo już nigdy mi się nie przytrafiło. Wiem już, co trzeba przejść po operacji, ile to trwa, jaki jest ból, co znaczy gorączka na 39 stopni. To wszystko odbiera chęć życia.

Pierwsza myśl to dbanie o siebie, całkowicie zrozumiałe. Choć, nie oszukujmy się, wszystko jest dla ludzi. W dobrych proporcjach i właściwych okolicznościach. W Polsce wielu kibiców ma świra na punkcie piłkarza, którego gdzieś zobaczy na imprezie.

No właśnie, a to jest normalne. Wiadomo, że jak gramy w piłkę i mamy z tego pieniądze, to pewnych rzeczy nie przystoi nam robić. Ale jeśli ktoś ma odpowiedni czas i miejsce, jakąś uroczystość, na której może poświętować ze znajomymi, to nie widzę żadnego problemu. Oczywiście gdy robi się to z głową.

Głowa jest wyjątkowa ważna na twojej pozycji. Masz zajawkę na punkcie takich analiz, w jakie zainwestował np. Kuba Łabojko przed odejściem ze Śląska? Wiesz, skanowanie przestrzeni, przewidywanie.

Na pewno. Staram się jak najwięcej obracać głowę, kiedy wiem, że mogę dostać piłkę. Powinienem wiedzieć przed przyjęciem, jaki dystans dzieli mnie od rywala. Jeśli mam 10 metrów wolnej przestrzeni, to muszę to wykorzystać. Jeśli nie, wtedy trzeba zachować się inaczej. To ważna kwestia. Takie treningi pomagają. Nie muszę jednak korzystać z pomocy kogoś z zewnątrz, bo mamy to w mikrocyklu. Trenerzy zwracają nam uwagę na tego typu detale i uważam, że dzięki takim i innym treningom ze sztabem Jacka Magiery w Śląsku rozwinął się dosłownie każdy.

Dalej widzisz siebie we Włoszech? Kiedyś powiedziałeś, że chciałbyś tam zagrać.

Twardo podtrzymuję! Walczę, żeby to wydarzyło się w przyszłości. Myślę, że każdy zawodnik w Ekstraklasie marzy o spróbowaniu swoich sił za granicą. Może są tacy, którzy wolą zostać w Polsce, ale takich przypadków jest mało. Generalnie bez ciężkiej pracy i pokory się nie obejdzie. Bez zdrówka zresztą też. Tylko te czynniki pomogą mi w spełnieniu marzenia.

Są piłkarze, którzy na wyjazd się grzeją, chcą go jak najszybciej. Ale nawet ty, jako rocznik 99, masz jeszcze czas. Taki Sebastian Kowalczyk, który jest od ciebie starszy o rok, najprawdopodobniej gra ostatni sezon w Ekstraklasie. Realia pokazują, że nie trzeba być młodzieżowcem, żeby przenieść się do lepszej ligi.

Każdy ma swoją drogę. Jeden wyjeżdża, jak ma 17 lat, a drugi robi to w wieku 23 lat. Trudno powiedzieć, która droga jest lepsza, bo o tym dowiadujemy się dopiero po zakończeniu kariery. A co do Sebastiana – znam się z nim z CLJ. Trudno grało się na niego. Szybki, zwinny, świetnie dryblujący. Teraz rozgrywa super sezon i trzymam za niego kciuki. Dostał nawet powołanie do reprezentacji, więc można powiedzieć, że jest wzorem do naśladowania.

Swoim podejściem do piłki też mógłbyś dawać dobry przykład. No i podejściem do rodziny też.

To prawda. Dla mnie rodzina jest najważniejsza i chcę, żeby była ze mnie dumna. Czuję jej wsparcie codziennie. Oni cieszą się z każdego mojego występu, a nawet nie chcę myśleć, co robią przed telewizorami, kiedy strzelam bramkę. Wszystko im zawdzięczam. Poświęcili wiele, żebym ja mógł dzisiaj grać w piłkę. Gdy są na stadionie, nic nie daje mi takiego uśmiechu, gdy schodzę z murawy ze strzeloną bramką i na nich patrzę.

Trochę ich ostatnio rozpieściłeś.

Rozpieściłem i muszę coś nowego wymyślić! Zaraz się okaże, że bramki przestaną ich zadowalać, tak pół-żartem oczywiście.

Stawiasz sobie jakieś cele jeszcze na ten sezon?

Nie nakładam na siebie presji. Żyję z meczu na mecz. Nie wybiegam w przyszłość, nie stawiam sobie jakichś granic. Najważniejsza jest praca tu i teraz. Z takim podejściem chciałbym pomóc Śląskowi, żeby znalazł się w miejscu, w jakim być powinien.

Twoim zdaniem jakie to miejsce?

Na pewno pierwsza piątka.

WIĘCEJ O ŚLĄSKU WROCŁAW:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Stolarczyk chwalony za swój debiut. „Wykonał kilka przyzwoitych interwencji”

Bartosz Lodko
1
Stolarczyk chwalony za swój debiut. „Wykonał kilka przyzwoitych interwencji”
Anglia

Niezły debiut Stolarczyka w Premier League, ale na Liverpool nie wystarczyło

Paweł Wojciechowski
2
Niezły debiut Stolarczyka w Premier League, ale na Liverpool nie wystarczyło

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Dariusz Mioduski skomentował sytuację w Legii. “Kiedy brakuje jedności, zaczynają się problemy”

Kamil Warzocha
18
Dariusz Mioduski skomentował sytuację w Legii. “Kiedy brakuje jedności, zaczynają się problemy”

Komentarze

9 komentarzy

Loading...