Jednym z ciekawszych ruchów zimowego okienka transferowego w Ekstraklasie było sprowadzenie Rauno Sappinena do Piasta Gliwice. Reprezentant Estonii, najlepszy zawodnik w tym kraju i uczestnik Ligi Konferencji z Florą Tallinn opowiada nam o futbolu w swojej ojczyźnie, lekcjach z nieudanych zagranicznych przygód i historycznym awansie do fazy grupowej europejskich pucharów.
Miałeś zaledwie 16 lat, kiedy zadebiutowałeś w drugiej lidze estońskiej, 17, gdy zadebiutowałeś w ekstraklasie. Szybkie wejścia do seniorskiej piłki.
To stało się całkiem szybko, faktycznie. Chciałem się rozwijać i pokazać, że mogę grać ze starszymi od siebie. Ciężko pracowałem i chciałem się uczyć od starszych zawodników. W Estonii dość łatwo jest dostać szansę, gdy jesteś młody, a klub widzi, że jesteś dobry.
Prawie całą karierę spędziłeś właśnie we Florze Tallinn.
Tak, to naprawdę dobry klub, który wciąż się rozwija. Z roku na rok jesteśmy silniejsi, w minionym sezonie po raz pierwszy w historii udało nam się zakwalifikować do fazy grupowej europejskich pucharów. W końcu. Myślę, że w kolejnych rozgrywkach Flora będzie walczyła o podobne cele, będzie chciała powtórzyć sukces w Europie.
Można poczuć różnicę między tym klubem i innymi zespołami z Estonii?
W Tallinnie zawsze mieliśmy dobrą infrastrukturę, podstawy. Klubowa akademia też rozwinęła się na przestrzeni lat. W pozostałych kwestiach Flora stara się ciągle poprawiać, mam na myśli trenerów, którzy pracują w klubie i ludzi odpowiedzialnych za kwestie organizacyjne. Co roku o mistrzostwo Estonii biją się, powiedzmy, cztery kluby. Ale jeśli spytasz mnie, to tak — Flora jest najlepsza w kraju.
W juniorach zdarzało wam się rozbijać rywali?
Nie wiem, jak to wygląda teraz, ale kiedy grałem w juniorach, to przeważnie wygrywaliśmy 5:0, 6:0. Strzelałem wtedy sporo bramek!
Zawsze występowałeś na pozycji napastnika?
Nie, nie zawsze. W młodzieżowej reprezentacji Estonii zdarzało mi się także grać jako “szóstka” albo “ósemka”. Mój ówczesny trener uważał, że jestem najlepszy na tej pozycji i tam mnie wystawiał. We Florze grałem także jako “dziesiątka”, ale pod koniec pobytu w akademii zostałem już napastnikiem. Kiedy jesteś młodszy, to normalne, że grasz na różnych pozycjach. Ale oczywiście najlepiej czuje się jako napastnik.
Których napastników podpatrywałeś?
Lubiłem Didiera Drogbę i Sergio Aguero. Jestem kibicem Chelsea, stąd Drogba. Z kolei Aguero wydaje mi się podobny do mnie. Mówię o warunkach fizycznych, jesteśmy podobnie zbudowani. W Estonii najbardziej lubiłem Andresa Opera, który strzelał wiele bramek dla reprezentacji. Jest najlepszym strzelcem w historii naszej kadry. Teraz jest asystentem trenera w naszej drużynie, więc mamy okazję współpracować. Ma sporo trafnych spostrzeżeń, podpowiada mi jak poruszać się na boisku, zwraca uwagę na szczegóły.
Dlaczego postawiłeś na piłkę nożną?
Kiedy chodziłem do przedszkola miałem przyjaciela, który trenował w klubie. Poszedł z nim na jeden z treningów i zakochałem się w piłce. To jedyny sport, który trenowałem na poważnie. Całe dzieciństwo spędzaliśmy na podwórku, grając w piłkę.
Jak wygląda liga estońska z punktu widzenia napastnika? Łatwo?
Nigdy nie jest łatwo strzelić bramkę. To też zależy od tego, w jakiej drużynie grasz. Jeśli w takiej jak Flora, to jasne, masz mnóstwo okazji, żeby trafiać do siatki. Miałem kolegów, którzy kreowali mi dużo szans, graliśmy ofensywnym stylem. Jeśli grasz w zespole, który stawia bardziej na obronę, to nie jest już tak łatwo strzelić.
Przez lata mieliście problem z tym, żeby awansować do europejskich pucharów.
Czasami mieliśmy bardzo trudne losowanie, czasami po prostu nie byliśmy wystarczająco dobrzy. Cały czas pracowaliśmy, mając za cel sukces w Europie. Cieszy mnie nie tylko to, że awansowaliśmy do fazy grupowej Ligi Konferencji, ale też to, że nie byliśmy tam zespołem, który wszystko przegrywał. W Estonii wygraliśmy z Partizanem Belgrad i myślę, że to był nasz najlepszy występ w grupie.
SHERIFF, FLORA I INNI – NAJWIĘKSZE NIESPODZIANKI W GRUPACH PUCHARÓW
Co powiesz o dwumeczu z Legią Warszawa?
Pamiętam go dobrze, był dla nas dość bolesny. W pierwszym meczu straciliśmy bramkę w doliczonym czasie po stałym fragmencie gry. W drugim strzeliliśmy prawidłowego gola, ale sędzia popełnił błąd, bo nie uznał tej bramki. A potem, w kolejnej akcji, Legia strzeliła nam gola, więc nie było to dla nas sprawiedliwe. Zabrakło nam szczęścia, ale cóż, błędy w piłce się zdarzają. Skoro Legia awansowała, to znaczy, że pewnie była lepsza.
Jak świętowaliście historyczny awans?
Nie mieliśmy na to zbyt wiele czasu, bo dla nas był to środek sezonu ligowego. Ale kibice to celebrowali. Chyba nie tylko kibice Flory, ale wszyscy, którzy śledzą futbol w Estonii.
Trzy razy odchodziłeś z Flory Tallinn do zagranicznych klubów, ale tylko na wypożyczenie.
W tamtym momencie wydawało się, że to najlepsze rozwiązanie. Nie za bardzo chcę rozmawiać o tamtych sprawach, bo staram się nie myśleć o przeszłości. Na pewno wiele mi to dało, wiele się nauczyłem. Byłem młodym chłopakiem, który wyjechał do zagranicznej ligi i ciężko było mi poradzić sobie bez domu, rodziny, przyjaciół. Musiałem przystosować się do życia w innym kraju.
A jak to wyglądało na boisku?
Byłem w trzech różnych krajach, u różnych trenerów, więc od każdego z nich uczyłem się ich stylu. Jeśli chodzi o zawodników, to w Holandii przywiązywano bardzo dużą uwagę do techniki, bo ich gra polegała na atakowaniu. A w Estonii szkolą nas bardziej pod kątem całości niż jednego, wybranego elementu.
Słyszałem, że współpracujesz z trenerem personalnym.
Tak, bo w piłce nożnej zawsze możesz się poprawiać, podciągać. To ważne, żeby to robić, więc starałem się robić wszystko, co mogę, żeby odnieść sukces. Pracowaliśmy nad wieloma elementami, mieliśmy sesje na siłowni, trenowaliśmy wykończenie akcji, rozmawialiśmy. Skupiam się na tym, żeby być coraz lepszym dzień po dniu.
W poprzednim sezonie mogłeś trafić do Zagłębia Lubin.
Byłem gotowy do wyjazdu, spakowałem walizki. Chciałem zrobić następny krok i wyjechać z Estonii. Miałem jechać do Lubina nawet samochodem, ale nagle coś się zmieniło i zostałem w klubie. To było rozczarowujące, bo wszystko szło dobrze. Być może jednak tak musiało być, dzięki temu zagrałem z Florą w pucharach, a teraz jestem w Gliwicach.
Dlaczego wybrałeś Piasta Gliwice?
Miałem wiele ofert, ale ta wydawała mi się najciekawsza. Rozmawiałem z Konstantinem Vassiljewem, który był moim sąsiadem w szatni. Opowiadał mi o tym, jak wygląda ten klub od wewnątrz. Miał w Polsce udaną karierę, to jedna z największych gwiazd w historii naszej piłki. Spodobało mi się tu, uwierzyłem, że w drugiej części sezonu możemy osiągnąć dobry wynik. Wiem, że jeśli wypadnę dobrze w Ekstraklasie, mogę trafić do jeszcze lepszych lig.
JAK ZAPREZENTOWALI SIĘ NIESPODZIEWANI PUCHAROWICZE?
Miałeś już wkupne w zespole Piasta?
Wszystko mi się tu podoba, zespół dobrze mnie przyjął. Myślę, że niedługo będę musiał zaśpiewać! To będzie coś estońskiego, na pewno. Najczęściej słucham estońskiego rocka, więc może będzie to coś takiego.
W Polsce nie będziesz sam, bo do Podbeskidzia trafił zimą Matvei Ivonen.
Mieszkamy dość blisko siebie, więc będziemy mieli okazję się spotkać. W Gliwicach jestem jeszcze sam, ale po czasie pewnie dołączy do mnie także moja dziewczyna.
W dwóch ostatnich latach byłeś wybierany najlepszym piłkarzem w Estonii. Jesteś tam gwiazdą?
Nie, absolutnie nie. Czy jestem popularny? Może, musiałbyś spytać kogoś innego. Ale mogę się zgodzić, że gdy dwukrotnie wygrywasz taką nagrodę, to nie może być przypadek.
Chyba nie jest łatwo napastnikiem w reprezentacji Estonii?
Czasami zdarza się, że częściej pressujemy niż otrzymujemy piłkę. Ale staramy się poprawiać, rozwijać. Wierzę, że w każdym meczu jakieś okazje się trafią. Mamy dobry zespół, świetną atmosferę. Myślę, że w najbliższych latach uda nam się wywalczyć awans na EURO. To nasz cel.
Odważnie, to nie będzie łatwe.
Mamy teraz sporo zdolnych, młodych piłkarzy. Maksim Paskotsi gra w Tottenhamie a Karl Hein w Arsenalu. To nasze największe nadzieje. Myślę, że kilku chłopaków z Flory Tallinn także może zrobić karierę.
Słyszałem, że zajmujesz się inwestycjami.
To prawda, głównie na estońskim rynku. Inwestuję w wiele rzeczy, ciężko wskazać jedną. Pewnego dnia moja kariera się skończy, więc muszę myśleć także o tym, co robić po jej zakończeniu. Choć też zakładam, że uda mi się pozostawać wtedy w piłce w innej roli.
WIĘCEJ O PIAŚCIE GLIWICE:
- Wilk: Oglądaliśmy Sappinena od dawna. Miał wiele ofert
- Kądzior: Cały czas szedłem do góry, aż dostałem gonga. To był dla mnie szok
- Konczkowski: Im mniej się o nas mówi, tym lepiej
fot. FotoPyK