Reklama

Cały misterny plan… Ech, o największej klapie transferowej Śląska od lat

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

14 stycznia 2022, 14:30 • 6 min czytania 53 komentarzy

Od dłuższego czasu przyzwyczailiśmy się raczej do chwalenia Dariusza Sztylki i pionu sportowego Śląska, ale tym razem musi być inaczej. Do ogródka ludzi odpowiedzialnych za transfery we Wrocławiu właśnie wpada bowiem spory kamyczek, a niewykluczone, że w tym roku będzie trzeba odnotować jeszcze jedno fiasko większego kalibru, jeśli jeden piłkarz, na którego powrót kibice czekali, się nie ogarnie. Ale teraz nie o Sobocie, a o Bartłomieju Pawłowskim, który właśnie wylądował za burtą. Został zesłany do rezerw i nie pojedzie na zimowe zgrupowanie do Turcji z pierwszą drużyną. To koniec półtorarocznej przygody 30-letniego skrzydłowego w barwach WKS-u. Kolejnych rozdziałów nie będzie.

Cały misterny plan… Ech, o największej klapie transferowej Śląska od lat

500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!

Warto zadać pytanie – kto zawinił bardziej? Klub, trenerzy czy sam zawodnik?

Tajemnicą poliszynela jest, że Pawłowski mógł liczyć w Śląsku na naprawdę bardzo dobry kontrakt. Dowiedzieliśmy się, że to świetna umowa nawet jak na warunki Ekstraklasy. Włodarze klubu postawili na tego zawodnika bez zawahania, musieli być do niego maksymalnie przekonani. Położyli fajną ofertę na stół, dali koszulkę z „dyszką” na plecach i stworzyli aurę kluczowego transferu. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że w letnim okienku transferowym 2021 roku Dariusz Sztylka gotów był przesunąć góry, byle tylko ściągnąć z Turcji byłego piłkarza Zagłębia Lubin. – Od samego początku mieliśmy pomysł na obsadzenie tej pozycji jakościowym i ogranym zawodnikiem. Wiedzieliśmy, że będziemy musieli na niego trochę poczekać. Wykazaliśmy się cierpliwością – mówił Sztylka.

Z jednej strony podziwialiśmy żelazną determinację, konkretną koncepcję na budowanie zespołu i skuteczne doprowadzenie tej transakcji do końca. Z drugiej to przecież nie był jakiś kozak za duże pieniądze, gwiazda niżej notowanej ligi, która mogła liczyć na duże zainteresowanie z lepszych klubów. To był tylko Bartłomiej Pawłowski, nawet nie pierwszoplanowa postać Gaziantepu FK będącego w dolnej części ligowej stawki. Pawłowski, który na przestrzeni kilku pierwszych tygodni po powrocie do Polski zdradzał symptomy, że nie jest gościem, którego pragnął zobaczyć Dariusz Sztylka. W momencie transferu może trudno było poddawać w wątpliwość sens tego ruchu, na papierze ryzyko było niewielkie, ale teraz w końcu możemy powiedzieć to, co cisnęło się na usta od wielu miesięcy – Pawłowski w Śląsku to porażka.

Reklama

Choć w sumie – gdyby spojrzeć na statystyki Pawłowskiego z tureckich boisk, one, lekko mówiąc, nie powalały. W sezonie 2019/2020 tylko dwa występy od 1. minuty, 16 wejść z ławki (trzy razy jako pierwszy zawodnik), średnio 25 minut na mecz. Łącznie 462 minuty w Super Lig, jeden gol i dwie asysty. Słabiutko to wyglądało. Śląsk ściągał tak naprawdę konkretny produkt bardziej z nadzieją, nie pewnością, że nie zatarł się poza granicami Polski. Sęk w tym, że zatarł i zardzewiał.

O 2021 roku Pawłowski wolałby raczej zapomnieć

Czy musiało być tak źle? Chyba nie. Wydaje się, że Pawłowski nie jest tak złym piłkarzem, jak pokazał to 2021 rok. Mowa o człowieku, który w sezonie 2018/2019 jeszcze w barwach Zagłębia potrafił wypracować 17 bramek w 34 spotkaniach. Jak na skrzydłowego – naprawdę fajne liczby. O tym nie można zapomnieć, to nie jest prehistoria.

Słowo klucz: skrzydłowy. Pawłowski nigdy nie był zawodnikiem, którego rozważalibyśmy w kontekście innej pozycji. Blisko pola karnego, ofensywnie usposobiony, dynamiczny, z dobrą wrzutką i drygiem do zdobywania bramek – to Pawłowski przed wyjazdem do Turcji. Natomiast ten sam piłkarz, który na początku  2020 roku polską ligę wykluczał jako ciekawą perspektywę, nie dość, że do niej wrócił, to jeszcze stracił prawie wszystkie swoje atuty i grywał gdzie indziej. Oczywiście nie można szukać winy wyłącznie w tym fakcie, to znaczy rozgrywaniu spotkań na niewłaściwej dla siebie pozycji, ale w ten sposób nie da się rozwinąć skrzydeł.

Patrząc na to z innej perspektywy, 30-latek jeszcze za kadencji Vitezslava Lavicki mógł liczyć na występy na skrzydle (12 razy od 1. minuty). Dopiero gdy stery przejął Jacek Magiera, Pawłowski miał prawo czuć się zagubiony na prawym wahadle (11 meczów). W każdym razie to nie było tak, że Pawłowski dopiero w wersji niżej ustawionej na murawie skreślił swoje szanse na sukces w Śląsku. Nie można powiedzieć, że to był punkt zapalny, bo już w pierwszym sezonie we Wrocławiu nie przekonywał. Brakowało mu przebojowości, dryblował tyle, co nic. Spodziewaliśmy się po nim większego pożytku.

Był nawet taki okres, kiedy lepsze notowania miał Lubambo Musonda, a przecież Zambijczyk nie był żadnym asem, którego nie da się wygryźć ze składu. Miał jednak to, czego nie miał Pawłowski przez zdecydowaną większość czasu na boisku. Jakiś błysk, żyłkę nieprzewidywalności, szybkość.

Reklama

Pawłowski natomiast bił po oczach swoją bezproduktywnością. Z jego strony dawał się we znaki przede wszystkim brak ryzyka w podejmowanych decyzjach, zbyt mała ruchliwość w bocznych sektorach boiska i liczba przegranych pojedynków. Właściwie jedynym fajnym zagraniem, za które można Pawłowskiego zapamiętać z okresu grania w Śląsku, jest dośrodkowanie fałszem na głowę Mateusza Praszelika w meczu z Wisłą Płock. Piękna asysta, ale co z tego, skoro składa się na 50% jego ogólnego dorobku.

38 występów, trzy gole, dwie asysty. Mizeria totalna. Według naszych not (3,83) to był jeden z najgorszych piłkarzy Śląska w rundzie jesiennej, a gdy weźmiemy pod uwagę tylko tych, którzy grali przynajmniej 10 razy od 1. minuty – najgorszy na równi z Verdascą. Nic dodać, nic ująć.

W Śląsku oczekiwania były zdecydowanie wyższe niż to, co Pawłowski sobą zaprezentował. Ba, może były nawet za duże. No, chyba że będziemy chwalić za kilka fajnych zwodów, “prawie asystę” czy dobre mecze, które można policzyć na palcach jednej ręki. Rzecz jasna, nie będziemy, bo nie o to tutaj chodzi. Równie dobrze w Śląsku mógłby zostać Filip Marković, żeby oferować podobne rezultaty.

Co dalej z Pawłowskim?

Polska nie jest dla mnie interesującą perspektywą. Długo pracowałem na okazję gry poza krajem i nie sądzę, by powrót do ojczyzny był w tej chwili interesujący. Mam nadzieję, że szczyt jest jeszcze przede mną. Chciałbym coś jeszcze wygrać w karierze – mówił w styczniu 2020 roku Bartłomiej Pawłowski. Nie chcemy teraz być złośliwi, ale jeśli agenci piłkarza nie wykażą się dobrymi umiejętnościami, o ponowny wyjazd za granicę będzie trudno. Zresztą, warto by udowodnić w innym klubie w Ekstraklasie, że Śląsk niekoniecznie dobrze zarządzał zawodnikiem, a nie sam zawodnik sobą. Słowem: Pawłowski ma coś do udowodnienia.

Istnieje też dość prawdopodobna wizja, że Bartłomiej Pawłowski nie zdoła odzyskać swojego blasku z Zagłębia. Dało się odnieść takie wrażenie rok temu, że w Turcji stracił „to coś”. Bo sorry, ale jeśli w końcowej fazie meczu odbijasz się od 19-letniego Norberta Wojtuszka w meczu z Górnikiem, Wojtuszka, który był wówczas totalnym świeżakiem w ekipie zabrzan, nie dajesz sobie dobrego świadectwa. I z takowym właśnie będzie trzeba wyjechać z Wrocławia, żeby się odgruzować. Może z trenerem, który zaoferuje wolność na boisku i zaufanie poza nim. Bo, jak słyszymy, były pewne problemy mentalne odnośnie rywalizacji. Z nią Pawłowski nie radził sobie wzorowo i zapewne dlatego jest tam, gdzie jest. Na wylocie z klubu Ekstraklasy.

Fot. Newspix

CZYTAJ TAKŻE:

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Wiceprezydent Barcelony potwierdza. „Nie rozpoczęliśmy rozmów z innymi trenerami”

Patryk Fabisiak
0
Wiceprezydent Barcelony potwierdza. „Nie rozpoczęliśmy rozmów z innymi trenerami”
Anglia

Klopp: Jeśli będziemy grać tak dalej, nie mamy szans na mistrzostwo

Bartosz Lodko
1
Klopp: Jeśli będziemy grać tak dalej, nie mamy szans na mistrzostwo

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Wiceprezes ŁKS zapowiada rewolucję kadrową: Będziemy musieli zastąpić 13 zawodników

Szymon Piórek
5
Wiceprezes ŁKS zapowiada rewolucję kadrową: Będziemy musieli zastąpić 13 zawodników
1 liga

Misiura: Na Ekstraklasę byłem gotowy już w 2020 roku

Szymon Piórek
0
Misiura: Na Ekstraklasę byłem gotowy już w 2020 roku

Komentarze

53 komentarzy

Loading...