Reklama

O dwóch takich, którzy porzucili pracę z reprezentacją na rzecz klubów

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

27 grudnia 2021, 13:40 • 8 min czytania 21 komentarzy

Jedyną rzeczą, którą przez ostatnie lata nauczył nas futbol jest to, że lojalność staje się w nim pojęciem praktycznie abstrakcyjnym. Dogorywają piłkarze z kategorii one club man. A trenerzy? I tu mamy problem. Paulo Sousa zaskoczył  – albo i nie – swoją decyzją o rezygnacji z pracy z reprezentacją Polski na rzecz prowadzenia brazylijskiego zespołu. Fan recytowania treści religijnych, który z zajęć etyki dostałby najwyżej dwójkę, odarł nas po raz kolejny ze złudzeń. W ostatnich latach znajdziecie w poważnej piłce dwa podobne przypadki zostawienia reprezentacji na rzecz prowadzenia klubu.

O dwóch takich, którzy porzucili pracę z reprezentacją na rzecz klubów

Zapewne większość z was grała kiedyś w pokera. Julen Lopetegui i Ronald Koeman wygrali kilka rozdań i poczuli się bardzo pewnie. W następnym otrzymali do ręki dobre karty i uznali, że skoro idzie tak dobrze, to warto pokusić się o all-ina. Duże ryzyko, ale i pokusa. Czynnik losowy? Pfff… Skoro idzie dobrze, to czym tu się przejmować. Chyba jednak były powody do obaw, ale wiara we własne umiejętności wzięła górę. Postanowiliśmy przypomnieć historie ich dezercji z reprezentacji.

Julen Lopetegui

Reprezentacja Hiszpanii=>Real Madryt

Zazwyczaj chronologia zabija, ale wybaczcie — w tym przypadku musimy być dość precyzyjni. Reprezentacja Hiszpanii podczas mistrzostw świata w Brazylii zaliczyła jedną z największych wpadek w historii. Zajęła czwarte miejsce w grupie i przegrała wszystkie mecze. Mundial w 2018 miał stanowić odkupienie win za 2014. Nie oczekiwano cudu, ale spodziewano się, że jeśli tryby nagle nie przestaną do siebie pasować, to może i uda się przywieźć coś więcej niż wspomnienia. La Roja przeszła przez eliminacje do mundialu jak walec z prędkością z prędkością samochodu wyścigowego. Pozostało nie zepsuć tego na ostatniej prostej.

Miesiąc przed turniejem w Rosji, Julen Lopetegui przedłużył umowę z hiszpańską federacją aż do 2020. Miało mu to zapewnić komfort pracy podczas turnieju i nieco zdjąć presję z jego barków. Uśmiechy, które można było zobaczyć na zdjęciach z 22 maja, nie zwiastowały tego, co miało nadejść. Pogoda ducha Baska została poparta słowami — Wiemy, czego bronimy i jesteśmy skupieni na tym i na mundialu. Nasza mentalność jest taka sama, oparta na naszej codziennej pracy.

Reklama

Tym większe pojawiło się zdziwienie, gdy trzy dni przed pierwszym meczem La Roja na mistrzostwach świata Florentino Perez zdradził, że Lopetegui w kolejnym sezonie poprowadzi Real Madryt. Dzień później wściekły Luis Rubiales wylądował w Rosji i osobiście zwolnił selekcjonera, któremu — delikatnie ujmując — zabrakło wyczucia. Lopetegui przekroczył granice przyzwoitości. Z drugiej strony wiedział, że jeśli nie dogada się z Realem akurat w tym momencie, to być może już nigdy tego nie zrobi. Nie jest to dla niego żadne usprawiedliwienie, ale tłumaczenie motywów nieeleganckiej decyzji. Całej tej tragikomedii udałoby się uniknąć. Wystarczyło tylko, aby Lopetegui zagrał w otwarte karty, spróbował się z dogadać z RFEF, zamiast nakręcać konspirę. A tak, cóż, w dużej mierze sam był sobie winny.

− Jesteśmy wdzięczni Julenowi za wszystko, ponieważ nasza obecność na mundialu jest w dużej mierze jego zasługą, ale jesteśmy zmuszeni go zwolnić. Nie czuję się zdradzony, ale problemem jest sposób, w jaki poradzono sobie z sytuacją. Federacja nie otrzymała żadnej informacji o negocjacjach, dowiedzieliśmy się o wszystkim na pięć minut przed ogłoszeniem decyzji. Tak nie może być. Lopetegui jest profesjonalistą, ale trzeba trzymać się pewnych norm – powiedział Rubiales.

Hiszpanie nie zwlekali długo z zatrudnieniem następcy. Został nim Fernando Hierro — wówczas dyrektor sportowy federacji. Nie podołał. Doszedł z reprezentacją tylko do 1/8 finału. Jego drużyna odpadła po rzutach karnych w starciu z Rosją. Chaos wywołany przez Lopeteguiego w połączeniu z niewielkim doświadczeniem trenerskim Hierro wzięły górę. Winny był ten, który właśnie planował okres przygotowawczy Królewskich, choć on sam uważa, że decyzja Rubialesa była przedwczesna i pozbawiła reprezentację szansy na dobre wyniki.

Lopetegui długo w Madrycie nie popracował. Został zwolniony pod koniec października po porażce 5:1 z Barceloną. Jej kibice śpiewali „Julen, zostań”. Florentino Perez miał już dość. Przeżył porażkę w Superpucharze Europy w połowie sierpnia, ale serii kiepskich wyników, którą zainicjowała porażka z Sevillą — już nie był w stanie. Trener urodzony w Kraju Basków zakończył pracę w klubie z Estadio Santiago Bernabeu z dorobkiem sześciu zwycięstw, dwóch remisów oraz sześciu porażek.

O ile wyniki Lopeteguiego w madryckim klubie były słabe, o tyle do dziś kilku piłkarzy Królewskich bardzo ciepło go wspomina. Głównym obrońcą byłego już trenera Realu Madryt jest Toni Kroos, który uważa, że Bask był jednym z najlepszych trenerów, który go prowadził.

– Początek sezonu był trudny. Mieliśmy za sobą wiele sukcesów z poprzednich lat, wielu zawodników grało na mundialu i dołączyło nieco później. Mieliśmy też pecha z powodu Lopeteguiego. Myślę, że on wykonał wielką pracę, ale nie miał szczęścia. A jeśli nie masz wyników, to nie jest to dobre dla klubu — powiedział Toni Kroos pod koniec lutego 2019.

Reklama

Problemy w Realu Lopeteguiego się nawarstwiały. Odejście Cristiano Ronaldo, nie było komu ciągnąć wózka, zabrakło wzmocnień, a trener  zaproponował styl, który był zbliżony do tego, który prezentowała prowadzona przez niego reprezentacja. Gra bliższa barcelońskiej wizji niż idei szybkiej i bezpośredniej gry. Brakowało planu B. To go zgubiło.

Dopiero w lipcu 2019 rozpoczął kolejną przygodę trenerską. Szybko poukładał Sevillę, która przechodziła restrukturyzację po problemach w sezonie 18/19. Bask w pierwszym sezonie pracy na Estadio Sanchez Pizjuan wywalczył czwarte miejsce w lidze oraz poprowadził zespół do zwycięstwa w Lidze Europy. W kolejnych rozgrywkach znów wywalczył miejsce dające możliwość gry w Lidze Mistrzów. Jego Sevilla stale rośnie w siłę. Nie zawsze gra pięknie — ostatnio piękno gry jest skrzętnie przez nich ukrywane — ale potrafi grać niezwykle skutecznie w Primera Division. Z roku na rok średnia ligowych punktów zdobywanych przez Sevillę rośnie. To świadectwo postępu i warsztatu trenerskiego Julena, który odbudował swoją pozycję.

Jego pozycja — pomimo niepowodzenia w obecnej edycji Ligi Mistrzów — jest bardzo mocna. Doskonale dogaduje się z Monchim i w zasadzie trzeba się nastawiać na to, że związek Lopeteguiego i Sevilli potrwa jeszcze bardzo długo. Tym samym  trener andaluzyjskiego klubu pokazuje, że grzechy z przeszłości można zatrzeć dobrymi wynikami. Tylko trzeba chcieć i się nie poddawać.

Ronald Koeman

Reprezentacja Holandii => FC Barcelona

Bez Wesleya Sneijdera, Arjena Robbena czy Robina Van Persiego – taką reprezentację Holandii zastał Ronald Koeman. Miał za zadanie ją odmłodzić i przy okazji przywrócić jej dawny blask. Rozpoczął pracę z drużyną, która nie awansowała do mistrzostw Europy 2016 i świata 2018. Koeman zdołał zbudować mocny zespół, który dotarł do finału Ligi Narodów i wywalczył upragniony awans na mistrzostwa starego kontynentu. Pomimo burzliwych początków był bardzo chwalony za pracę, którą wykonał. Z tego też względu zaskoczył decyzją o odejściu, gdy otrzymał ofertę z Barcelony.

Kiedy Barcelona zwalniała Ernesto Valverde, Ronald Koeman odmówił, ponieważ reprezentacja była dla niego priorytetem. Od momentu pierwszej odmowy Bartomeu do zmiany decyzji minęło zaledwie kilka miesięcy. Być może sytuacja związana z kłopotami zdrowotnymi Koemana w połączeniu z pandemią sprawiły, że zmienił zdanie i przewartościował pewne kwestie? Klamka zapadła. Decyzji nie mógł już odwołać.

– Może nie było to dla nas szokiem, ale na pewno jesteśmy rozczarowani. Rozumiem, iż takiej propozycji Koeman nie mógł odrzucić, tym bardziej że Barcelona zawsze była jego marzeniem. To dla nas bardzo smutna wiadomość, ale musimy ją zaakceptować i spróbować zrozumieć. Nie czujemy się opuszczeni przez Ronalda. Wszyscy życzymy mu wszystkiego najlepszego i powodzenia z Barceloną — powiedział Virgil van Dijk na konferencji prasowej przed meczami Ligi Narodów w Amsterdamie z Polską i Włochami.

Ryzyko podjęte przez Koemana odbiło mu się czkawką. Barcelona pod jego wodzą miała przejść głęboką przemianę. Chodziło przede wszystkim o to, by pozbyć się kilku zawodników, których Jose Maria Bartomeu uzna za zbyt drogich w nowych dla Barcelony realiach i przy okazji wciąż pozostać w grze o najwyższe cele. Holender miał się tym zająć. Problem polegał na tym, że wartość niektórych piłkarzy zaczęła drastycznie spadać. Podobnie jak jakość kadry.

Koeman na początku swojej pracy nie wypadał źle. Zdarzało mu się coś chlapnąć, ale wyniki osiągał przyzwoite. Zdobył z Barceloną Copa del Rey, ale w końcówce sezonu ligowego zabrakło jego piłkarzom prądu a trenerowi pomysłu. Trzecie miejsce można było zaakceptować, jednak tego co działo się w kolejnym sezonie już nie. Nie tłumaczy Holendra odejście Leo Messiego i problemy kadrowe. Porażkę w obecnym sezonie może zawdzięczać swojej postawie.

Sianie defetyzmu, marudzenie i bierność przełożyły się na beznadziejne wyniki. Słynne już “jest jak jest” wypowiedziane przez Holendra pokazało, że dalsza współpraca nie miała sensu. Wywiesił białą flagę i czekał na ruch prezesa Barcelony. Dobrze wiedział, że Laporta nie ma pieniędzy na wypłacenie mu odszkodowania, więc grał mu na nosie. Tyle się mówi i pisze o wartościach w futbolu, wynosi te wszystkie górnolotne idee oraz postawy pod niebiosa, dąży do idealizmu, a na koniec liczy się kasa.

Holender po zwolnieniu przystąpił do negocjacji rekompensaty. Był skłonny do delikatnych odstępstw – ale no właśnie  – delikatnych. Według doniesień – Barca miała przelać mu pieniądze do końca tego roku. O jaką sumę chodziło? „Sport” pisał o kwocie wynoszącej nieco ponad 10 milionów euro. Spodziewano się, że klub może więcej ugrać. Dobre i kilka milionów oszczędności, ale to wciąż kropla w morzu łez.

Koeman dostał kilka sygnałów od piłkarzy, że jego postawa pozostawia wiele do życzenia. Gerard Pique zasugerował, że zamiast narzekać, można zacząć wspólnie wiosłować. Ostatecznie i tak doszło do zwolnienia, ale proces się przeciągał. Holender podjął się trudnej misji, naraził się kibicom Oranje, a na koniec wyłączył konsolę podczas gry, którą sam sobie zafundował. Nie była to zagrywka wytrawnego gracza. Raczej cwaniaka, który żeruje na czyjejś sytuacji. Dostał średniej jakości drinka z fajną nazwą, dolał do niego octu, a na koniec uznał, że nie będzie go pił i zostawił innym.

Czytaj też:

fot. NewsPix

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

21 komentarzy

Loading...