Lipiec. Zagłębie Lubin ogłasza nowy kierunek polityki klubu i Dariusza Żurawia w roli fachowca, którego głównym kontraktowym zadaniem będzie trzymanie się wytycznych szumnie przedstawianej koncepcji. Wrzesień. Salka konferencyjna na stadionie przy ulicy Marii Skłodowskiej-Curie. Dariusz Żuraw patrzy na nas nieufnie i kilkukrotnie powtarza, że ostatnimi miesiącami „rzuca się z motyką na słońce”. Listopad. Salka konferencyjna na stadionie Rakowa Częstochowa. Dariusz Żuraw, po porażce 0:4 z ekipą Marka Papszuna, dostaje pytanie o swoją przyszłość, ale – wzorem swoich poprzednich przełożonych – odpowiada, że „nigdy się nie poddaje i nigdy nie poda się do dymisji”. Grudzień. Dariusz Żuraw zostaje zwolniony z Zagłębia Lubin. Krótki to był rozdział, a przegrani wychodzą z niego wszyscy – i klub, i trener.
Nic nie broni szkoleniowca, którego drużyna w ostatnich dziesięciu meczach zdobyła zaledwie pięć punktów i od początku października punktowała najgorzej w całej lidze.
Nic nie broni szkoleniowca, którego drużyna jest czwartą najsłabszą ofensywą i drugą najgorszą defensywą w osiemnastozespołowej ligowej stawce. Nic nie broni szkoleniowca, którego drużyna w ostatnich dziesięciu ekstraklasowych meczach przegrała siedem razy, dwa razy zremisowała i tylko raz wygrała, do tego w nieprzekonującym stylu, z osłabioną czerwoną kartką i równie marną Wisłą Kraków. Nic nie broni szkoleniowca, którego drużyna odpadła z Pucharu Polski z pierwszoligową Arką Gdynia. Nic nie broni szkoleniowca, który… osiągał takie wyniki, prowadząc Zagłębie Lubin, będące przecież w ostatnich latach całkiem solidnym i stabilnym ligowcem z aspiracjami na coś więcej.
Dariusz Żuraw musiał stracić pracę.
Jak Żuraw porwał się z motyką na słońce
Dariusz Żuraw wyrok śmierci podpisał dobrowolnie, kiedy w lecie – z pełną świadomością – zgodził się na kontrakt, który ściśle korespondował z letnią koncepcją władz klubu na nowe Zagłębie Lubin:
- Zagłębie nie ma celów ściśle sportowych,
- Zagłębie liczy przede wszystkim na wychowywanie i sprzedawanie piłkarzy,
- Zagłębie ma mieć najmłodszą drużynę w lidze,
- Zagłębie ma wygrywać Pro Junior System,
- Zagłębie w każdym meczu ma wystawiać przynajmniej czterech zawodników poniżej 25. roku życia, ta liczba ma rosnąć do docelowych 70% pierwszego składu,
- Zagłębie nie zakłada żadnych okoliczności odejścia od tej koncepcji.
Żuraw trzymał się więc klubowych wytycznych i biernie obserwował, jak na jego oczach misternie uknuty plan obraca się wniwecz. W każdym meczu wystawiał przynajmniej czterech zawodników poniżej 25. roku życia, a wcale nierzadko bywało, że ta liczba rosła do pięciu czy sześciu takich piłkarzy. Starał się, żeby średnia wieku pierwszego składu mieściła się w granicach 24-25 lat. Efekt? Zagłębie najwyżej przegrywało, kiedy: a) Żuraw decydował się na wystawienie więcej niż czterech graczy U-25, b) Żuraw desygnował do gry najmłodszą jedenastkę. Tak było ze Śląskiem, z Wisłą Kraków, ze Stalą Mielec, z Jagiellonią, z Legią…
Czy przy tym wypromował się którykolwiek z młodych piłkarzy Zagłębia Lubin? Niespodziewanie loty obniżył Patryk Szysz. Kamil Kruk? Dostaje szanse w młodzieżówce, ma potencjał, ale w lidze wpisuje się w biedę defensywy Miedziowych. Łukasz Poręba? Też stanowi o sile młodzieżówki, interesują się nim poważne zachodnie kluby, a jesień zaliczył najwyżej przeciętną. Mateusz Bartolewski? Już nie najmłodszy, a dalej dosyć nierówny. Adam Ratajczyk? Jeden jedyny udany występ w tym sezonie – ten z Wisłą Kraków. Karol Podliński? Kolejna zawodząca dziewiątka w systemie Zagłębia. Kacper Chodyna? Nie może znaleźć formy z jesieni ubiegłego roku. Łukasz Łakomy? Ponoć duży talent, a kiedy pytaliśmy o niego Żurawia, były już sternik Zagłębia tylko kręcił głową. Reszta? Patryk Kusztal, Oliwier Sławiński, Kacper Lepczyński? Zaliczają epizody, do tego niezbyt obiecujące.
Zagłębie chciało wygrywać Pro Junior System? Tak, a zajmuje w nim piętnaste miejsce, ostatnie spośród klubów, które w tej klasyfikacji zgromadziły jakiekolwiek punkty. To nie rozczarowanie, a katastrofa.
Właściwie tylko jeden punkt letniej koncepcji odpowiada grudniowej rzeczywistości w Zagłębiu Lubin – nie ma celów ściśle sportowych. Ale może zaraz będą, bo Żuraw zostawia drużynę w miejscu, które nie pozostawia wątpliwości – Miedziowi muszą drżeć o utrzymanie. I może 49-letni szkoleniowiec tłumaczyć się niesatysfakcjonującymi transferami, może tłumaczyć się brakiem możliwości przepracowania okresu przygotowawczego z drużyną (zespół przejął 16 lipca, liga startowała 26 lipca), ale na końcu i tak wybrzmiewają jego własne słowa – „rzucam się z motyką na słońce”.
Co czeka Żurawia?
Dariusz Żuraw, po ośmiomiesięcznym sukcesie ofensywnej piłki w Lechu Poznań, przedstawia się jako szkoleniowiec, lubujący się we wprowadzaniu bundesligowych wzorców taktycznych do polskich klubów. Zapowiada, że jego zespoły mają prezentować futbol bezpośredni, operować wysokim pressingiem, odbierać piłkę na połowie rywala i strzelać dużo goli. Problem w tym, że tak jak Kolejorz potrafił w ten sposób zdobywać wicemistrzostwo Polski i zaliczać naprawdę dobrą przygodę w Lidze Europy, tak Żurawiowi nie wychodzi kompletnie nic, odkąd tylko 2020 rok zmienił się na 2021. Najpierw jego Lech stracił rozpęd, odpadł z Pucharu Polski i wczesną wiosną (może nawet wcześniej) przegrał kwestię mistrzostwa Polski, potem jego Zagłębie stało się najgorszą drużyną w Ekstraklasie.
To brudny wpis do trenerskiego CV.
W Lubinie zabrakło mu pomysłu. Zaczął od kontynuowania pracy swoich poprzedników – raz przegrał, dwa razy wygrywał, dwa razy przegrał, trzy razy wygrał, dwa razy przegrał, dwa razy zremisował… regularna nieregularność. Diagnozował, że remedium na plagę labilności odnajdzie się w uszczelnieniu defensywy, więc zaczęliśmy oglądać komiczne popisy Panticia, Solera, Simicia i im podobnych. Wierzył, że przyzwoita na papierze ofensywa będzie strzelać, więc zaciął się Szysz, zaciął się Starzyński, nie znalazł się napastnik, niczego ciekawszego nie zaprezentowała cała reszta. Nikt się nie rozwijał. Szatnia nie lubiła Żurawia. Uważała, że brakuje mu charyzmy, że bywa zbyt „przymulony”, że zaraża negatywną energią, sceptycyzmem i bezradnością. To nie mogło dalej trwać.
Co czeka go teraz? Już po zwolnieniu go z Lecha Poznań zastanawialiśmy się, czy zakotwiczy gdzieś w Ekstraklasie, czy będzie odbudowywał nazwisko w I lidze. Wtedy przyrównaliśmy Żurawia do Mariusza Rumaka, którego rynek zweryfikował pozytywnie i w kolejnych latach umieszczał w kilku ekstraklasowych klubach (Zawiszy, Śląsku, Bruk-Becie), zanim zmusił go do zejścia szczebel niżej do I ligi i reprezentacji U-19. Teraz dalej wydaje nam się, że to adekwatne zestawienie, choć wcale nie oznacza to niczego dobrego dla 49-letniego byłego już szkoleniowca Zagłębia Lubin. Rynkowa karuzela trenerska jest coraz szersza, zawiera w sobie coraz więcej obiecujących i niesprawdzonych jeszcze nazwisk, a Żuraw ma już swoje za uszami i prawie na pewno nie sięgnie po niego żaden klub z aspiracjami na coś więcej niż gra o utrzymanie. Fakty są takie: to fachowiec, który od roku nie poczynił żadnego kroku naprzód, a prowadzone przez siebie zespoły wpędza w kryzysy.
Niewykluczone, że albo czeka go więc I liga, albo ratunkowa ekstraklasowa misja w dalszej przyszłości…
Co czeka Zagłębie Lubin?
Spytaliśmy o to niedawno Filipa Starzyńskiego.
– Nieważne, co powiem, nie będzie miało to żadnego znaczenia wobec rzeczywistości. Nasza pozycja w tabeli jest jaka jest, niemądrym byłoby mówienie, że czeka nas gra o coś więcej, kiedy zajmujemy drugie miejsce nad strefą spadkową. Potrzebujemy zbierać punkty, resztę planów na razie odkładam na przyszłość.
Nie brzmi to optymistycznie. Zagłębie Lubin samo nawarzyło sobie hektolitry gorzkiego piwa. W klubie coraz częściej słychać głosy o konieczności odejścia od letnich pomysłów. Prezesem nie jest już Artur Jankowski, od kilku miesięcy doświadczony i sprawdzony Piotr Burlikowski marginalizuje dyrektorskie zapędy niedoświadczonego i niesprawdzonego Lubomira Guldana, a Zagłębie nie godzi się na skazywanie się na rozpaczliwą walkę o utrzymanie. Dlatego też kolejne miesiące zdefiniują powagę tego klub – od zatrudnienia właściwego trenera, przez mądre przepracowanie okienka transferowego, po wiosenne wyjście z marazmu i punktowanie na miarę własnego potencjału. W Zagłębiu panuje burdel organizacyjny. Ale powoli zaczyna się sprzątanie. I to już jest jakieś światełko w tunelu.
Czytaj także: