David Beckham ma najwięcej zdjęć w bazie danych. Łapie się do kategorii “celebryci”, łapie się do kategorii “sport”, ale jest też oczywiście w dziale “polityka”. Okazja nie byle jaka – uroczyste odsłonięcie wielkiego zegara, który 20 listopada zaczął odmierzać czas do najbardziej fantastycznej imprezy w historii światowego futbolu. Nad piękną panoramą Doha kilkaset dronów z podczepionymi światełkami stworzyło prawdziwe show – katarskie niebo przykryła gigantyczna świetlista piłka, potem zastąpił ją ogromny zawodnik. Zebrani obejrzeli ten imponujący spektakl, po czym ruszyli na bankiet, uświetniając swoimi twarzami fotografie, na których centralnym punktem był wspomniany zegar.
Zjawił się w Doha David Beckham, ale i cała plejada gwiazd światowego futbolu. Był Samuel Eto’o, w trakcie kariery gorliwie walczący o prawa najsłabszych i pokrzywdzonych. Był Marco Materazzi, Oficer Orderu Zasługi Republiki Włoskiej. Nie mogło oczywiście zabraknąć uśmiechniętego Gianniego Infantino, reprezentującego hasło FIFA “dla gry, dla świata”, któremu towarzyszyli również Marcel Desailly oraz Cafu. Wszyscy mogli obejrzeć, jak zaczyna tykać główny aktor widowiska – 364 dni, 16 godzin i 14 minut. 364 dni, 16 godzin i 13 minut.
Niespełna rok przed startem piłkarskich mistrzostw świata w 2022 roku w Katarze. Ruszył zegar, którego już żadna siła nie jest w stanie zatrzymać.
***
Dokładnie za rok od dzisiaj, od 7 grudnia 2021 roku, będziemy już znali pary ćwierćfinałowe. Na turnieju pozostanie osiem drużyn, Święty Mikołaj, o ile nie zostanie wygumkowany przez zapobiegliwych działaczy FIFA, dbających o swoich partnerów ze świata islamskiego, przyniesie dzień wcześniej awans ostatnim dwóm reprezentacjom. Trudno w tej chwili wyrokować, jak z tym Mikołajem będzie – pewnie skoro swego czasu z herbu Realu Madryt na folderach reklamowych rozdawanych w arabskich państwach zniknął krzyż, to i czerwony poczciwina miałby w Katarze ciężko. Ale oficjalnym napojem mistrzostw świata jest przecież Coca Cola z jej czerwoną ciężarówką sunącą każdego grudnia przez telewizory w domu każdego z nas. Zapewne o tym, czy w reklamach zaprezentować tradycyjnego dziadka w czerwonym kubraku zadecydują rozbudowane działy marketingu i PR zarówno w poszczególnych firmach sponsorujących mundial, jak i po stronie organizatorów.
Bo organizatorzy od pierwszego dnia swojej walki o mistrzostwa świata dbają o każdy detal. I to nawet nie jest gorzka ironia.
Katar. Jak zadbać o to, by partner był solidnie prześwietlony?
Długo wydawało się, że chodzi przede wszystkim o pieniądze, że to właśnie ten słynny, ubóstwiany w pewnych środowiskach “business as usual”. Kto nigdy nie kupił sobie organizacji wielkiej imprezy sportowej – niech pierwszy rzuci umowami podpisywanymi przez firmy Hryhorija Surkisa. Wbrew pozorom to podejście wcale nie jest aż tak cyniczne i bezduszne. Bo gdzie tak naprawdę zaczyna się korupcja? W momencie, gdy katarska firma wybuduje luksusowy kompleks boisk na jakiejś zapomnianej wyspie, skąd akurat pochodzi jeden z prominentnych działaczy FIFA? Przecież to wszystko w myśl hasła “futbol dla wszystkich”. Wszystko w myśl sloganów, z którymi Gianni Infantino szedł po władzę w federacji – by z piłki uczynić naprawdę globalny sport, obejmujący swoim zasięgiem każdy zakątek świata.
Można byłoby machnąć ręką, niczym w “Wielkim Szu”. Ja oszukiwałem, ty oszukiwałeś, wygrał lepszy. Czyli w tym konkretnym przypadku – my próbowaliśmy załatwić sobie głosy poprzez różnego rodzaju “prezenty” dla głosujących, ale i cała konkurencja tak robiła. Wygrali po prostu ci najbardziej szczodrzy. Taki przekaz dominował u tych, którzy zarzucali – może i Katar nie grał czysto, ale kto w tych czasach jeszcze dba o fair-play?
Skąd czas przeszły? Ano stąd, że właśnie w listopadzie 2021 roku, na rok przed startem mundialu w Katarze, światło dzienne ujrzały bardzo specyficzne metody pracy katarskiego komitetu organizacyjnego. Według śledztwa The Associated Press, Katar od początku swoich starań o organizację mistrzostw świata zatrudniał byłego członka CIA w charakterze… szpiega. Trudno to inaczej określić, skoro zadaniem byłego pracownika amerykańskich służb było szukanie haków na działaczy konkurentów w wyścigu o tytuł gospodarza oraz osobnych materiałów, już na prominentnych ludzi z FIFA. Kevin Chalker, bo tak nazywał się ten katarski James Bond miał najpierw dbać o to, by Katar znał wszystkie słabości USA, Korei Południowej, Japonii i Australii, bo ta czwórka stanęła w szranki z szejkami w okresie wyboru gospodarza. Równolegle “pracował” nad głosującymi.
Ale na tym nie koniec. Jak podaje AP – Chalker pozostał na stanowisku, by rozładowywać wszelkie medialne bomby, które raz po raz wybuchały wokół organizacji mistrzostw świata w Katarze.
Sposoby pracy? Wszyscy je znamy ze szpiegowskich filmów. Jakiś fejkowy profil internetowy atrakcyjnej kobiety, by zbliżyć się do jednego z działaczy. Zbieranie kompromatów przez podstawionego fotografa podczas zamkniętego spotkania FIFA. Szantaże. Metoda kija, gdy udawało się znaleźć jakiś słabszy punkt, metoda marchewki, gdy jedyną słabością danego działacza była chciwość. AP wylicza, że całe ich śledztwo jest doskonale udokumentowane, dziennikarze sprawdzali rejestry rozmów, odnotowywali wspólne fotografie Chalkera i działaczy, dotarli do listów, maili i poleceń kierowanych osobiście przez Chalkera do swoich współpracowników. Co więcej, zdobyli też anonimowe relacje, m.in. pokrzywdzonych, ale i tych, którzy z Chalkerem pracowali..
Konkretne przykłady działań? Najbardziej działa na wyobraźnię ten, przy którym akurat materiału dowodowego nie ma. Są jedynie poszlaki. Karl-Heinz Rummenigge zaczyna narzekać w mediach, że Katar to dość kontrowersyjny wybór. Karl-Heinz Rummenigge jedzie do Kataru, skąd następnie wraca do Niemiec. Jakiś czas później wychodzi na jaw, że Karl-Heinz Rummenige nie zgłosił w swojej deklaracji podatkowej dwóch zegarków firmy Rolex, które przywiózł do domu z Kataru. Całkiem niedawno Rummenigge wypala w mediach, że sytuacja robotników w Katarze uległa poprawie. Inny przykład? Krótko po przyznaniu Katarowi mundialu, syn jednego z belgijskich działaczy FIFA, Michela D’Hooghe, zostaje zatrudniony w charakterze konsultanta w Doha. To mogą być jedynie “przypadki”. Ale są też mocniejsze rzeczy.
– Największe dotychczasowe osiągnięcie Projektu MERCILESS (…) pochodzi z udanych operacji penetracyjnych, których celem byli głośni krytycy wewnątrz organizacji FIFA – to nie jest barwny opis dziennikarza, tylko przechwałki samej firmy Chalkera w jednym z dokumentów, w których opisywał projekt z proponowanym budżetem 387 milionów dolarów w ciągu dziewięciu lat. AP cytuje zresztą inne dokumenty oraz potwierdza współpracę firmy Chalkera z kompanią Diligence. Ta ostatnia miała m.in. namierzyć szczegółową dokumentację finansową Jacka Warnera i Chucka Blazera, byłych działaczy FIFA. Obaj zostali później bohaterami wielkie afery korupcyjnej w FIFA.
AP przypomina, że choćby szwajcarska prokuratura cały czas prowadzi postępowanie przeciwko Jerome’owi Valcke, byłemu sekretarzowi generalnemu FIFA, który miał korzystać z sardyńskiej willi, której właścicielem były katarskie firmy. Natomiast i tutaj pojawiają się pytania – gdzie jeszcze mamy do czynienia z partnerskimi przysługami dobrych znajomych, a gdzie ze zwyczajną korupcją? No i jeśli Chalker choćby pośrednio odpowiadał m.in. za ujawnienie korupcyjnych skandali z przeszłości – to czy faktycznie można mu dorabiać łatkę najemnika na dworze “tych złych”?
Cóż, gdyby faktycznie chodziło wyłącznie o działaczy, pewnie odbiór byłby inny. Natomiast AP donosi, że Chalker “pomagał” też Katarowi “utrzymać dominację” w potężnej grupie cudzoziemskich robotników, którzy często z narażeniem życia budowali infrastrukturę stadionową.
– Katar – kraj z populacją 2,8 miliona mieszkańców, spośród których tylko 300 tysięcy posiada obywatelstwo – jest bardzo uzależniony od zagranicznych robotników, którzy budują stadiony oraz inne obiekty potrzebne przy organizacji turnieju. Wśród programów opracowanych przez Chalkera znalazł się “Pickaxe”, który miał zbierać “dane osobowe i dane biometryczne” migrantów pracujących w Katarze. “Falconeye” został opisany jako plan wykorzystania dronów w celu zapewnienia nadzoru nad operacjami w portach i na granicy, a także “kontrolowania skupisk ludności migrantów zatrudnionych w roli robotników” – informuje AP.
To właśnie w wewnętrznych dokumentach firmy, do których dotarli amerykanie znalazło się sformułowanie o potrzebie wdrożenia powyższych “usprawnień”, by “utrzymać dominację”. Jakkolwiek to brzmi, czy po polsku, czy w oryginale, jako “maintain dominance”.
Katar. Jak zadbać o to, by tragedie robotników nie były tematem numer jeden?
Projekty mające udoskonalić metody kontroli nad robotnikami, głównie z Indii, Bangladeszu, Nepalu czy Sri Lanki, wywołały największe poruszenie. Bo to też jest wykroczenie daleko poza łapówkarski świat – śliski i niemoralny, ale jednak, mało szkodliwy dla postronnych. Co za różnica, który z działaczy FIFA otrzyma małą fortunę, co za różnica, czy prywatną plażę na Sardynii zajmie któryś z sekretarzy piłkarskich federacji, czy jednak polityk z partii otwartej na interesy z Katarem. Dlatego zresztą ten raban o przyznanie Katarowi prawa do organizacji mundialu nie był tak ogromny. Rósł dopiero, gdy rosnąć zaczęły stadiony.
Bo stadiony rosły wprost proporcjonalnie do wykresów z liczbą zgonów robotników zwożonych do Kataru w imię budowy najlepszej imprezy świata. Guardian na początku 2021 roku opublikował wstrząsające ustalenia – śmierć w Katarze poniosło przeszło 6,5 tysiąca robotników, pracujących w warunkach niemalże niewolniczych. Media informowały o tym wielokrotnie, to fragment tekstu z 2013 (!) roku.
„Nepal. Jedna z tysięcy małych, zapomnianych przez świat wiosek. Cała rodzina zapożycza się, by jeden z jej członków, młody chłopak, mógł pojechać do Kataru. Przed nim wielkie perspektywy pracy za zupełnie inne pieniądze. Które wystarczą i jemu na dostatnie życie, a także mocno wspomogą jego bliskich. Jednak w punkcie przerzutowym w Indiach jego początkowa umowa zostaje podarta. Ma do wyboru albo podpisać dwa razy gorszą, albo odejść. Obciążony zostaje też długiem, który musi zaciągnąć, bowiem pojawiły się dodatkowe koszty, na przykład wyrobienie fałszywego paszportu. Chłopak nie ma wyjścia, przecież nie wróci. Pieniądze zostały w niego zainwestowane, są nie do odzyskania, a wszyscy w domu na niego liczą.
Gdy dojeżdża na miejsce, okazuje się, że musi pracować nawet przy 50-stopniowych upałach. Zabezpieczenia na wysokościach – minimalne. Obciążenia wielkie, zakwaterowanie w zarobaczonych obozach. Po sześciu tygodniach jest już w trumnie i tak wraca do domu. Rodzina? – Nie mam jak spłacić długu. A wiem, że pożyczkodawca nie będzie miał litości. Nie chcę już nigdy słyszeć o Katarze – opowiada jego ojciec”.
Trudno nie odnieść wrażenia, że system kontroli robotników nie miał na celu automatycznego przerywania pracy, gdy temperatura przekroczy dopuszczalne normy. Drony nie miały kontrolować, czy każdy pracujący na wysokościach dysponuje odpowiednią asekuracją i ważnymi badaniami. Zwłaszcza, że i bez propozycji Chalkera Katar miał obsesję na punkcie kontroli. Bez zgody pracodawcy robotnik nie mógł ani opuścić Kataru, ani zmienić pracodawcy, kto ufundował wizę danemu pracownikowi, de facto decydował o wszystkich aktywnościach swojego podwładnego. Zmiany w prawie, które pozwoliły na większą swobodę pracowników, udało sie wymusić zewnętrznym podmiotom dopiero w ubiegłym roku – po niemal dekadzie korzystania z “nowoczesnego niewolnictwa”.
A przecież to i tak niewiele zmieniło. Amnesty International zrobiło tzw. “reality check”. Na ile duma, z jaką Katar obwieścił poprawę losu robotników, była uzasadniona? Według najnowszego raportu niektórzy robotnicy przy próbie zmiany pracy są zachęcani – owszem, bez problemu, ale po uiszczeniu symbolicznej opłaty 1200 funtów. Czyli mniej więcej 5-miesięcznej pensji katarskiego budowlańca. Trudno zresztą nie odnieść wrażenia, że część działań jest po prostu szybkim sprzątaniem bałaganu przed przyjazdem ważnych gości. To jednak nie zwróci życia i zdrowia tym, którzy w Katarze pracowali w latach 2010-2020.
Katar. Jak zadbać o to, by wszyscy mogli w spokoju robić swoje?
Katar zadbał więc o to, by partnerzy z FIFA byli odpowiednio prześwietleni, a robotnicy dopieszczeni – nawet jeśli niemalże ludzkie warunki pracy mają zapanować dopiero na kilkanaście miesięcy przed imprezą, gdy zostały właściwie jedynie prace wykończeniowe. Ale to przecież nie koniec – bo w swojej obsesji dbałości o detale, Katarczycy przez niemal cały okres prac nad turniejem mocno strzegli prywatności i bezpieczeństwa swoich pracowników.
Najświeższy przykład? A sprzed paru tygodni, gdy wścibscy norwescy dziennikarze próbowali zajrzeć nieco głębiej niż tylko na scenę, na której zaprezentowano ten wspomniany mundialowy zegar. Dwóch dziennikarzy Norsk Rikskringkasting udało się do Kataru m.in. po to, by wysłuchać relacji Abdullaha Ibhaisa. To były członek komitetu organizacyjnego mistrzostw świata, który stracił pracę w biurze prasowym organizacji przed dwoma laty. Według Katarczyków – Ibhais był zaangażowany w oszustwa dotyczące produkcji treści na potrzeby mediów społecznościowych, grozi mu z tego tytułu aż 5 lat więzienia. Według samego Ibhaisa – to sroga kara za to, że stanął po stronie robotników w trakcie wielkiego strajku 5 tysięcy pracowników zatrudnionych przy budowie katarskich stadionów.
Całą sytuację szczegółowo opisali norwescy dziennikarze – wyciekły wówczas screeny z WhatsAppowej grupy, w której szefostwo komitetu organizacyjnego przekonywało, że należy trzymać oficjalną linię – brak wypłat dla pracowników to wyłącznie efekt opóźnień płacowych, a nie żadnych konsekwencji z tytułu udziału w strajkach. Ibhais zaprotestował, sprzeciwił się kłamstwom i poprosił o próbę rozwiązania problemu, a nie jego pudrowania na zewnątrz. Ta widowiskowa wolta przyniosła konkretne efekty: Ibhais stracił swoje stanowisko, a niedawno – również wolność. Aresztowany został w listopadzie, akurat w momencie, gdy wybierali się do niego Halvor Ekeland i Lokman Ghorbani z NRK. Co więcej – obaj dziennikarze również zostali zatrzymani i wypuszczeni dopiero po 36 godzinach spędzonych w celi. Katarskie służby zarekwirowały im cały materiał, który zarejestrowali na miejscu.
Rodzina Ibhaisa walczy o uczciwy proces, norwescy dziennikarze załamują ręce nad kwestią “wolności” mediów w Katarze, natomiast Katar umywa ręce. Przecież równolegle odbywało się Grand Prix Kataru, jakoś sportowi sprawozdawcy zajmujący się Formułą 1 nie mieli żadnych problemów z prawem. To w sumie logiczne. Tory rajdowe są już zbudowane i oddane do użytku…
Katar. Jedna wielka bezradność.
Na szczęście te wszystkie skandaliczne wydarzenia wywołały ostrą i zdecydowaną reakcję środowiska piłkarskiego.
No nie, jednak nie.
To jest najbardziej bolesny element opowieści o mistrzostwach świata w Katarze. Katar korzystał z usług szpiega. W Katarze setkami ginęli robotnicy. W Katarze dochodziło i nadal dochodzi do zatrzymań dziennikarzy, do pokazowych procesów dla tych, którzy postanowili sprzeciwić się oficjalnej linii prezentowanej przez “komitet organizacyjny”. O tym, co dzieje się w Katarze donoszą nam nie tylko organizacje międzynarodowe, nie tylko dziennikarze, ale też naoczni świadkowie, ofiary całej tej machiny, ludzie bezpośrednio pokrzywdzeni przy procedurze tworzenia “ekscytującego święta całego świata futbolu”.
I co? I nic. Najbardziej gorliwie protestują norweskie podmioty – na nowych strojach Tromso znalazł się kod QR, który przekierowuje na stronę opisującą patologię systemu pracowniczego w Katarze. Część klubów namawiała również federację do bojkotu mistrzostw świata – ale w tej chwili trudno określić, czy trzecie miejsce w grupie eliminacyjnej było po prostu uznaniem tych postulatów, czy jednak wypadkiem przy pracy. To może Anglicy? Niestety nie, tam wszystkie siły rzucono na walkę z rasizmem, a w międzyczasie trzeba było jeszcze jakoś uzasadnić zgodę na przejęcie Newcastle United przez Arabię Saudyjską. Francja ma dość pracy z tym, by opisywać spektakularne posunięcia na rynku transferowym dokonane za sprawą katarskiej fortuny ulokowanej w PSG. Z wielkich zostaje jeszcze Hiszpania, ale przy obecnej sytuacji ekonomicznej tamtejszego futbolu raczej trudno o szlachetne gesty.
Największe szanse, przynajmniej w teorii, by coś realnie zmienić mają Niemcy. W przeciwieństwie do Norwegów – oni mogą zbojkotować imprezę, bo wywalczyli awans na mistrzostwa. Ponadto to jednak państwo z zupełnie inną pozycją w świecie futbolu, z mocną ligą i – co chyba w tej układance najważniejsze – z mocnym przywiązaniem do tradycji. Ba, mamy też pewien precedens, bo to właśnie reprezentacja Niemiec była najmocniejszą spośród tych, które zdecydowały się na koszulkowy protest przeciw sytuacji w Katarze.
#HumanRights ❗ pic.twitter.com/PEXGO7tH0v
— Germany (@DFB_Team_EN) March 25, 2021
W Niemczech ostały się też szczątki piłkarskiej demokracji, kluby są nadal bardzo mocno zależne od swoich kibiców, przez co muszą przynajmniej pozorować wysłuchiwanie ich głosu. A głos kibiców największego i najbardziej wpływowego niemieckiego klubu wygląda tak:
Bayern nie zaniechał jednak współpracy z Qatar Airways, a co gorsza – Rummenigge, którego już w tym artykule mieliśmy okazję poznać od najlepszej możliwej strony, zabrał głos w dyskusji.
– Mamy dobre pieniądze z tego kontraktu. Dzięki nim możemy opłacić piłkarzy dających na boisku odpowiednią jakość. Potrzebujemy środków dających nam konkurencyjność na rynku transferowym względem Manchesteru City z Abu Dhabi, Chelsea z Abramowiczem, PSG z Katarczykami czy Manchesteru United z Amerykanami. Spośród wszystkich państw arabskich Katar ma największe osiągnięcia w zakresie obrony praw człowieka i praw pracowniczych. Nie jest to poziom Niemiec i Europy, bo to zupełnie inna kultura i młode państwo. Potrzebna jest cierpliwość, a my jako Bayern możemy tu wywierać pewien wpływ społeczno-polityczny – powiedział były prezes bawarskiego giganta.
To zresztą jest aktualna dominująca narracja. Tak, Katar popełniał błędy, tak, Katar nie jest idealny. Ale to właśnie dzięki piłce nożnej, właśnie dzięki powierzeniu prawa organizacji turnieju tak nietypowemu państwu, udało się choć odrobinę poprawić warunki pracy robotników. Choć odrobinę rozszerzyć ich prawa. FIFA po prostu zaniosła kaganek oświaty na Education City Stadium, bo tak nazwano jedną z aren nadchodzącego turnieju.
– Pomimo żądań niektórych, bojkot nie przyniesie Katarowi i jego mieszkańcom żadnych korzyści – powiedział Peter Peters, wiceprezydent niemieckiego związku piłkarskiego. – Organizacje pozarządowe i inni eksperci potwierdzili w naszych dyskusjach, że Katar jest krajem w okresie przejściowym. Zaszło tam wiele pozytywnych zmian, a rolą futbolu jest wspieranie tych zmian. Nie mam obiektywnych powodów, by kwestionować uczciwe i przyzwoite zachowanie Kataru – podsumował Peters, pytany o ewentualny bojkot imprezy przez reprezentację Niemiec.
Zresztą, o bojkocie nikt już nie myśli, bo przecież zegar tyka, z każdym dniem jesteśmy bliżej hucznej ceremonii otwarcia. O jakimś ukaraniu winnych, o zadośćuczynieniu tym, którzy w Katarze przegrali to, co najcenniejsze, też nie ma mowy – przecież nie będziemy rozdrapywać jakichś ran sprzed lat, obecnie robotnicy mogą już nawet swobodnie się poruszać po kraju, co powinno w pełni wyczerpać temat.
Niektórzy co prawda już się nigdy i nigdzie nie poruszą, ale przecież wypadki w budowlance zdarzają się pod każdą szerokością geograficzną. FIFA z pewnością to potwierdzi.
CZYTAJ TAKŻE:
Fot.Newspix