Jeśli ktoś jeszcze z lekkim przymrużeniem oka patrzył na ostatnie wyniki Pogoni Szczecin i nie miał przekonania, czy ten zespół może w tym sezonie walczyć o mistrzostwo, to właśnie pozbył się wszelkich wątpliwości. “Portowcy” upokorzyli Lechię Gdańsk, która przed tą kolejką znajdowała się wyżej w tabeli. Kluczowe dla przebiegu meczu okazały się dwa momenty.
Pogoń Szczecin – Lechia Gdańsk: przełamanie Damiana Dąbrowskiego
Pierwszy dotyczy samego początku. Kuciak fatalnie przyjął piłkę po podaniu od Pietrzaka i tak niezgrabnie zabierał się do wybicia, że podciął uprzedzającego go Jeana Carlosa. Brazylijczyk tydzień temu zebrał solidną burę od Kosty Runjaica za niewystarczająco agresywny doskok przy straconym golu (tuż po końcowym gwizdku uchwyciły to kamery Canal+), więc po otrzymaniu kolejnej szansy zasuwał tak, że aż się kurzyło. Błyskawicznie przyniosło to efekt, sędzia musiał podyktować rzut karny.
Efektownie sprawiedliwość wymierzył Damian Dąbrowski, podcinką pokonując słowackiego bramkarza. I teraz uwaga: dla kapitana “Portowców” był to pierwszy gol w Ekstraklasie od… 8 maja 2017 roku. Był wówczas zawodnikiem Cracovii, a w Pogoni pracował jeszcze Kazimierz Moskal, którego potem zastąpił Maciej Skorża i wszyscy pamiętamy, co z tego (nie)wyszło. Dąbrowski czekał na przełamanie 94 mecze i 7033 minuty. Niebywała sprawa, ale od dziś nie musi to już zajmować jego głowy.
Pogoń Szczecin – Lechia Gdańsk: kapitalna zmiana Grosickiego
Drugi moment był jeszcze ważniejszy. Żadnemu piłkarzowi źle nie życzymy, jednak trzeba powiedzieć sobie wprost: Pogoń skorzystała na tym, że po dwudziestu minutach kontuzji doznał Rafał Kurzawa i musiał go zmienić Kamil Grosicki.
“Grosikowi” w reprezentacji często zarzucano, że nie podnosi głowy, że jest jeźdźcem bez głowy. Dziś jednak zagrał tak, jakby miał dwie pary oczu. Piłkarską inteligencją był przynajmniej poziom wyżej niż reszta. Zaliczył trzy asysty i kluczowe podanie, za każdym razem prezentując olbrzymi kunszt.
- gol na 2:1 – idealne dogranie wzdłuż bramki do Zahovicia, który musiał jedynie dostawić nogę;
- gol na 3:1 – “zaczarowanie” Żukowskiego, zorientowanie się w sytuacji i świetne dośrodkowanie do wbiegającego Zahovicia, niekrytego ani przez Pietrzaka, ani przez Malocę;
- gol na 4:1 – efektowne rozegranie akcji z Matą, Portugalczyk wycofał w polu karnym do Kowalczyka, który pięknie walnął pod poprzeczkę;
- gol na 5:1 – ośmieszenie Żukowskiego przyjęciem piłki po wykopie Stipicy i asysta zewnętrzną częścią stopy (przypomina się wyjazdowy mecz z Niemcami za kadencji Adama Nawałki) do Kucharczyka, notującego pierwszy kontakt z piłką po wejściu na boisko.
Nikt w tym sezonie Ekstraklasy nie zrobił jeszcze takiej różnicy w jednym meczu, więc Grosickiego jako pierwszego wyróżniamy notą maksymalną. Zasłużył, zwłaszcza że gdyby Jean Carlos czy Bartkowski zachowali więcej zimnej krwi, na trzech asystach by nie poprzestał. Po jego podaniach młodsi koledzy mieli czyste pozycje do strzału, ale zabrakło im precyzji i zimnej krwi.
Nie zamierzamy krzyczeć “Grosik do kadry!”, zwłaszcza że dopóki Paulo Sousa będzie się trzymał systemu z trójką stoperów i wahadłami, nie będzie on pasował do założeń taktycznych, ale pierwszy krok ku przypomnieniu o sobie został wykonany. Właśnie takimi występami trzeba to robić. Jasne, ktoś powie, że grał na młodzieżowca, który jeszcze niedawno był napastnikiem, a nie prawym obrońcą. Żukowski już tydzień temu w Mielcu okazał się sprzymierzeńcem przeciwnika. Nie umniejsza to jednak zasług Grosickiego. Oszukanie rywala to jedno, idealne dogrania to drugie.
Pogoń Szczecin – Lechia Gdańsk: bolesna lekcja dla Kaczmarka
Lechia po pierwszej połowie mogła liczyć, że jakąś zdobycz ze Szczecina wywiezie. Zaskakująco szybko wyrównała, gdy Zech zdrzemnął się po dalekim podaniu Makowskiego do Zwolińskiego, a wynik 1:2 do przerwy niczego nie przesądzał. Po zmianie stron nie było już czego zbierać. “Portowcy” panowali nad wydarzeniami od początku do końca i mogli nawet wygrać wyżej z ekipą, która przecież nie przegrała w Ekstraklasie od dziesięciu kolejek.
Kosta Runjaic może triumfować podwójnie. Nie tylko jego zespół w niezwykle efektownym stylu rozgromił mocnego przeciwnika, ale na dodatek Niemiec utarł nosa swojemu niedawnemu asystentowi Tomaszowi Kaczmarkowi. W sierpniu porzucił on pracę w Szczecinie na rzecz samodzielnego prowadzenia Lechii, co siłą rzeczy nie mogło Runjaica ucieszyć. Dziś Kaczmarek otrzymał bolesną lekcję od byłego przełożonego.
CZYTAJ TAKŻE:
- Grosicki: Dałem Sousie piłkę do pustej bramki [WYWIAD]
- Tomasz Kaczmarek: Nie chcę być gościem, który wie wszystko najlepiej [WYWIAD]
Fot. Newspix