Ten mecz wygrał zespół, który w kluczowych chwilach po prostu był skuteczniejszy. Przez dużą część spotkania wydawało się, że bramek padnie więcej, bo obie ekipy naprawdę sprawnie potrafiły tworzyć swoje akcje. Na etapie finalizacji brakowało jednak dokładności, a w dodatku ŁKS miał szczęście. Tyszan zgubiło to, że Jałocha nie miał dzisiaj najlepszego dnia, a w linii ataku brakowało zimnej krwi. Tym samym drużyna trenera Vicunii awansowała o jedną pozycję w tabeli, zbliżając się do ekipy pościgowej za Miedzią Legnica.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
ŁKS Łódź – GKS Tychy. Dobre tempo, mało konkretów
Widać było do samego początku, że obie ekipy darzą siebie wzajemnym szacunkiem. Mieliśmy fajne gesty na boisku i brak chamstwa, a przede wszystkim jakość piłkarską. Mimo że ŁKS był częściej przy piłce, tyszanie też mieli coś do powiedzenia. Dobrze ruszali do pressingu, zmuszali swoich rywali do błędów. Tylko w pierwszym kwadransie gospodarze tracili kilka razy piłkę przed własnym polem karnym, co oczywiście mogło skończyć się bardzo źle. Sęk w tym, że podopiecznym trenera Derbina brakowało konkretów, a miał je ŁKS. Miał nawet sporo.
Najpierw Pirulo wypuścił na wolne pole Ricardinho po kontrze. Ten minął z łatwością Solowieja, miał niemal pustą bramkę, ale świetnie ustawiony przy linii bramkowej był Szymura. Później Ricardinho ponownie był w centrum zamieszania, wypracował pozycję do strzału dla Domingueza, ale strzał Hiszpana sprzed szesnastki był niecelny. W końcu Radaszkiewicz został obsłużony świetnym dośrodkowaniem Domingueza, wbiegł za plecy obrońców i z bliskiej odległości pokonał Jałochę. To wyglądało za łatwo, tyszanie trochę zaspali. No i Jałocha mógł zachować się lepiej.
Generalnie GKS Tychy miał problemy z organizacją w defensywie, gdy trzeba było wracać na własną połowę. Potrafił się odegrać, zawalczyć ostro w starciach fizycznych, lecz choćby w pierwszej połowie Kozioł praktycznie nie miał żadnej roboty do wykonania. Jeśli GKS zamierzał powalczyć o punkty, trzeba było trochę więcej zaangażowania w ataku. Pod względem piłkarskim odstawał nieznacznie, więc można było sobie ostrzyć zęby na drugą połowę. W pierwszej – zważywszy na wczesną porę rozgrywania meczu – dostaliśmy naprawdę niezłe show. Tempo, intensywność, gra na małej przestrzeni… Jak na poziom pierwszoligowy było ponadprzeciętnie.
Wszystkie problemy ŁKS-u
ŁKS Łódź – GKS Tychy. Nieźle w piłkę grali, ale nie postrzelali
W drugiej połowie tyszanie ruszyli na ŁKS trochę odważniej, ale wciąż byli na tyle tłamszeni, że groźnych wypadów w pole karne brakowało. Nawet gdy któryś z piłkarzy stanął przed okazją na strzał z niezłej pozycji, po prostu brakowało dokładności w końcowej fazie akcji. Z większego posiadania piłki nie wynikało za wiele, a ŁKS tylko czyhał na kolejne szanse. Raz fajnie z dystansu uderzył Pirulo, innym razem Ricardinho wpadł w szesnastkę i uderzył w boczną siatkę. Mimo wszystko najlepszym podsumowaniem działań obu drużyn w ataku był strzał Rozwandowicza z dalszej odległości. Powiedzieć, że był niecelny, to jak nic nie powiedzieć.
No więc niby piłeczka chodziła fajnie, niby mogło coś z tego wyniknąć, ale na kolejny konkret w tym meczu musieliśmy poczekać do 88. minuty. Wcześniej GKS nie miał koncepcji na kończenie swoich akcji, a łodzianom jakoś specjalnie nie zależało na podwyższeniu prowadzenia. Nawet gdy wychodzili kontrą 2 na 2, to nie dało się odczuć, że ruszają na defensywę gości z werwą. To mogło się zemścić, bo w 85. minucie Nowak miał na nodze remis. Wszystko zrobił właściwie, piłka po jego strzale w polu karnym minęła bramkarza, ale Sobociński uratował swój zespół wybiciem z linii bramkowej. Był rykoszet, zadecydowały centymetry i brak szczęścia. Znamienne dla tego spotkania było to, że kilka minut później padła bramka samobójcza. Też po rykoszecie, tylko że dla ŁKS-u. Bąkowicz zrobił indywidualną akcję, stracił piłkę przed polem karnym, ale dopadł do niej Szeliga. Pierwszy kontakt – strzał. Mierny, acz Wolkowicz kompletnie zmylił Jałochę swoją interwencją. Czasu na reakcję nie było.
ŁKS Łódź – GKS Tychy 2:0 (1:0)
Radaszkiewicz 20′, Wolkowicz 88′ (bs)
CZYTAJ TAKŻE:
- Szumski u życiu w Turcji: Kolega, który był w pace, jest najsympatyczniejszy w drużynie
- Analiza straconych bramek za kadencji Paulo Sousy. Dlaczego jest tak źle?
- Serbia w końcu odpaliła. Jak do tego doszło?
Fot. Newspix