Sławomir Peszko ocenił Paulo Sousę w swoim felietonie na meczyki.pl.
– Widzę, że na pomeczowej konferencji wyszła zarozumiałość selekcjonera. Na szczęście tego nie oglądałem, mnie już jego gadka nie czaruje. Bajery są dla dziennikarzy. Oni muszą to oglądać, ja nie muszę. Trener może pięknie mówić, a konkrety są takie, że jedyny sensowniejszy zespół, z którym udało się wygrać, to Albania. Nie róbmy jaj i nie mówmy o Andorze czy San Marino. A skoro Paulo Sousa się czuje tak pewnie, to szkoda, że tej pewności nie widać u drużyny na boisku – pisze były reprezentant Polski.
Peszko ocenił także swoich – było nie było – kolegów z boiska. I nie bał się krytycznych uwag wobec kilku znich. Oberwało się Puchaczowi, Linettemu i Piątkowi.
– Z drugiej strony jest Tymek Puchacz, który, by odkupić reprezentacyjne winy, musi poczekać kilka miesięcy z uwagi na przerwę od kadry do marca. Ale pamiętajmy, że nie jedyny Puchacz grał słabo. Nie funkcjonowała też druga strona boiska, było sporo niecelnych podań, choćby Karol Linetty nie ustrzegł się tego typu błędów. W ataku „Piona” nie stwarzał zupełnie żadnego zagrożenia. Wydawałoby się, że to nierealne, bo zawsze w reprezentacji był groźny w polu karnym, a tutaj nic. Mieliśmy dużo, za dużo słabych momentów w tym meczu. Nie jest to wyłącznie wina Puchacza, który oberwał jeszcze mocniej, bo po zawalonej bramce gestykulował, zamiast wcześniej pomagać i walczyć do końca. Nic dziwnego, że został kozłem ofiarnym. Musi przetrwać ten moment w mediach… i do roboty – uważa „Peszkin”.
Peszko leczy obecnie kontuzję naderwania więzadła pobocznego. Czekają go jeszcze trzy miesiące rozbratu z piłką. Piłkarz Wieczystej zagrał 44 spotkania w reprezentacji. Zdobył dwa gole.
CZYTAJ TAKŻE:
- Słusznie nie zlekceważyliśmy Andory, ale zlekceważyliśmy Węgrów. Czego nie rozumiecie?
- Stanowski po Polska – Węgry: – Sabotaż
- Smuda wypowiada się o Lewandowskim
Fot. FotoPyK