Reklama

Stanowski po meczu z Węgrami: Sabotaż

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

16 listopada 2021, 09:15 • 5 min czytania 257 komentarzy

Nie zdarzyła się – jeszcze – żadna katastrofa. W zasadzie – jeszcze – nie wydarzyło się nic złego. Tylko, że – już teraz – widzimy, iż zarządzanie polską kadrą jest nie tyle oryginalne, co dziwaczne. Na ostatniej prostej eliminacji wykonaliśmy tak niewytłumaczalne ruchy, że inne słowo niż „sabotaż” nie przychodzi do głowy. Na skutek tego pozostaje nam czekać na mecze innych drużyn i modlić się, później czekać na losowanie, później – jeśli źle trafimy – na cud.

Stanowski po meczu z Węgrami: Sabotaż

A trener zadowolony.

Nie chcę wypominać porażki z Węgrami, tak po prostu. Można przegrać z Węgrami. Nawet tak osłabionymi. Nawet grającymi hobbystycznie. Da się, bo to tylko futbol i większe sensacje już się zdarzały. Ale nie da się wytłumaczyć, co my najlepszego zrobiliśmy sami sobie. Reprezentacja Polski tuż przed metą postanowiła zejść z trasy wyścigu. Robert Lewandowski zamiast przygotowywać się do ostatniego tegorocznego meczu, w którym mieliśmy postawić kropkę nad i, udał się na imprezę biznesmena Rafała Brzoski, co udokumentowała na instagramie jego żona. Trener mocno zaznacza, że samodzielnie podjął decyzję, by napastnika Bayernu nie wystawić przeciwko Węgrom, bo drużyna musi nauczyć się grać bez Lewandowskiego, a młodsi zawodnicy muszą brać na siebie odpowiedzialność i rosnąć. Okazało się też, że drużyna musi nauczyć się grać bez Kamila Glika, i bez Piotra Zielińskiego – bo ich też nie wystawiono w pierwszym składzie. Do tej nauki wcale nie potrzebne są spotkania towarzyskie, bo takie z Węgrami też jest w sam raz. A żeby nie kusiło za mocno w razie niekorzystnego wyniku, to Lewandowskiego usadziliśmy na ławce rezerwowych, ale nie jako rezerwowego – nie, nie, to byłoby za proste – lecz jako kibica.

PAULO SOUSA CHYBA POMYLIŁ MECZE. MYŚLAŁ, ŻE TO SPARING

Poziom absurdu, z jakim zetknęliśmy się w poniedziałek, nie mieści się w głowie. Gra toczyła się o to, czy na dzień dobry zagramy przeciwko Macedonii Północnej u siebie, czy jednak przeciwko Włochom na wyjeździe (oba warianty do wieczora są możliwe) – i okazało się, że nam w sumie wszystko jedno, bo najważniejsze, by drużyna uczyła się grać bez swoich liderów. Może w ogóle postawmy na naukę? Wariant gry bez Lewandowskiego, Glika i Zielińskiego wcale nie jest bardziej prawdopodobny niż wariant gry w dziewiątkę, więc następnym razem wyjdźmy na takich Węgrów w dziewiątkę, a co. Niech drużyna się uczy, niech się rozwija. Przetestujmy wariant z wyrzuconymi z boiska bramkarzami. Z usuniętym z ławki trenerem. Z golasem wbiegającym na murawę. Ale tak w ogóle zacznijmy od tego, że powinniśmy dalej uczyć się grać bez Lewandowskiego, bo gołym okiem widać, że jeszcze nie umiemy. Nie należy przerywać edukacji za wcześnie. To nie byłoby wychowawcze. I wtedy mecz z Węgrami poszedłby na stracenie, a nie o to chyba chodzi?

Reklama

Można uznać, że zwariowałem, ale niestety – to nie ja. Paulo Sousa w listopadzie 2021 roku zwariował i można mieć nadzieję, że to wyskok jednorazowy – że żaden trener nie robi takich numerów dwa razy w życiu. Ale nie mam przekonania, że selekcjoner zadał sobie pytanie: co ja najlepszego zrobiłem? Bo nie mam przekonania, że on zadaje sobie jakiekolwiek pytania, jeśli odpowiedź mogłaby okazać się nieprzyjemna. Blisko rok pracy, wygrane jedynie z Albanią, Andorą i San Marino, ostatnie miejsce w grupie na Euro, a poziom zadowolenia, by nie napisać „zadufania”, trudny do uzasadnienia. Trener na ćwierć etatu, będący poza kontrolą związku, (nie)robiący co chce i kiedy chce, który na koniec włożył kij w szprychy własnej drużynie i po zaliczeniu efektownego upadku bez mrugnięcia okiem opowiadał na konferencji, że tak trzeba było.

SOUSA NA KONFERENCJI: ZROBIŁBYM TO SAMO

Do tej pory nie pasował mi tylko jego styl pracy, bo chciałbym selekcjonera, który szanuje polską kadrę chociaż na tyle, by zdobyć się na podstawowe gesty: na początek zamieszka w Polsce. Z tego biorą się kolejne, naturalne później aktywności: nawet po to, by zapełnić sobie czas, taki trener zaczyna integrować się z piłkarską społecznością, poznaje innych szkoleniowców, jeśli jest takim wielkim kozakiem – uczy ich czegoś. Uczy szkoleniowców innych, młodszych reprezentacji. Dogląda systemu szkolenia, a nie tylko gada o nim. Podpowiada. Jest personą. Nie wszystko na raz, ale raz na jakiś czas robi coś wykraczającego poza wysłanie powołań. Ale chętnie przymknąłbym na to oko, uznał, że moje wymagania są niedzisiejsze, nietrafione, gdyby sportowo zespół piął się w górę. I może nawet faktycznie coś drgnęło, nawet były mecze dające nadzieję na coś więcej, ale co się odwaliło wczoraj – nie mam bladego pojęcia. Wcześniej wychodziłem z założenia, że nawet w przypadku braku awansu Sousa może pracować dalej, ale teraz sam już nie wiem: czy można taki sabotaż, połączony jednocześnie z takim podejściem do trenowania polskiej kadry, nagrodzić nowym kontraktem?

Chciałbym, aby Paulo Sousa przestał być traktowany tak bałwochwalczo, lecz by musiał zmierzyć się z dokładnie takimi samymi pytaniami, z jakimi zmierzyłby się polski trener. Na początek niech w końcu odpowie na jedno, podstawowe: – Panie, co pan odpierdolił?

Ale niech odpowie w sposób, który nie urąga elementarnej logice. I dobrze by było, gdyby była okazja go o to spytać, bo jednak trochę boję się wariantu, w który nie uwierzyliby kibice żadnej szanującej się reprezentacji – że następny raz selekcjonera zobaczymy za cztery czy pięć miesięcy, jak akurat wpadnie na meczyk. Wkrótce dowiemy się, jak trudnym będzie to meczyk i jak bardzo poparzyło nas żelazko, które z taką rozkoszą postanowiliśmy wymacać.

CZYTAJ TAKŻE:

Reklama

fot. FotoPyK

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

257 komentarzy

Loading...