Reklama

West Ham zmienił swoje oblicze. Nadciąga złota era The Hammers?

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

07 listopada 2021, 14:06 • 9 min czytania 4 komentarze

Z krajowego pucharu wyrzucili obie ekipy z Manchesteru. W Lidze Europy zrywają ze stereotypem angielskiej drużyny i liderują swojej grupie, mając cztery punkty zapasu nad drugim miejscem. W Premier League przegrali dwa razy w trzynastu spotkaniach i zajmują miejsce gwarantujące udział w Lidze Mistrzów. Do tego ich szkoleniowiec dba o rozwój młodzieży. W West Hamie United dawno nie było tak dobrze.

West Ham zmienił swoje oblicze. Nadciąga złota era The Hammers?

Powrót Davida Moyesa do angielskiej piłki przez wiele osób był odbierany negatywnie. Szkot od czasu pobytu w Evertonie zaliczał nieudane przygody w Manchesterze United, Realu Sociedad i Sunderlandzie. Ba! W skuteczność Moyesa powątpiewano także w West Hamie, bo w maju 2018 trener opuścił klub, gdy ten nie zaoferował mu nowego kontraktu.

Taka była nagroda za utrzymanie londyńczyków w lidze.

Wkrótce jednak włodarze szybko zrozumieli swój błąd. Już w grudniu 2019 Moyes wrócił do zespołu, by… uratować go przed spadkiem. Tym razem pokładano w nim większą wiarę i zaoferowano półtoraroczną umowę. – W całej lidze jest może dwóch, trzech trenerów, którzy mają lepszy współczynnik zwycięstw niż ja. To jest to co robię – wygrywam. Jestem tutaj, by pomóc klubowi i wyciągnąć go z dolnej trójki – zarzekał się Szkot zaraz po ponownej nominacji na głównodowodzącego.

Wyszło średnio. Moyes w 19 meczach zdobył 20 punktów. Jego poprzednik, Manuel Pellegrini, na takim samym dystansie był tylko o jedno oczko gorszy. WHU oczywiście utrzymało się w lidze, ale ich ostateczny dorobek był najgorszy od dziesięciu lat.

Reklama

Wiary w projekt nie pokładało zbyt wiele osób, o ile ktokolwiek z trzeźwo myślących fanów The Hammers. Klub na dobrą sprawę wyratował się końcówką sezonu, gdy zdobył osiem punktów w czterech spotkaniach. Gdyby nie okazałe zwycięstwa nad Norwich City i Watfordem, mogłoby być z londyńczykami krucho.

Wobec tego spodziewano się, że latem, najpóźniej jesienią, dojdzie do zmiany szkoleniowca. Moyes nie dawał bowiem niczego – przynajmniej na pierwszy rzut oka – co stanowiłoby krok do przodu.

Sezon zmian

Postanowiono jednak zaryzykować. Zrobić coś, co stoi w sprzeczności z logiką właścicieli. Zamiast doszukiwać się problemów w trenerze, pozwolono mu zrobić porządki. W klubie wciąż bowiem walali się nieprzydatni piłkarze, symbol rozwiązłej polityki transferowej WHU. Ocenę Moyesowi postanowiono wystawić dopiero wtedy, gdy poprowadzi zespół w pierwszym pełnym sezonie.

To był strzał w dziesiątkę.

Reklama

W ciągu dwóch okienek transferowych londyńczycy dokonali efektywnego remanentu. Klub wzmocniło czterech konkretnych piłkarzy – Benrahma, Lingard, Soucek i Coufal, zaś podziękowano aż jedenastu zawodnikom, którzy w mniejszym lub większym stopniu obciążali klubową kasę. Bez większego żalu podziękowano Jackowi Wilsherowi, Carlosowi Sanchezowi, Robertowi Snodgrassowi. Odprawiony został też Sebastien Haller, który chociaż błyszczy w Ajaksie, w Anglii co najwyżej kopał się po głowie. Za Iworyjczyka WHU płaciło swego czasu 45 milionów funtów, a napastnik strzelił zaledwie 14 goli w 54 występach.

Te zdecydowane kroki stały się jedną z podstaw nowego, odświeżonego projektu. Ściągnięci piłkarze – oczywiście każdy w swoim czasie – trafili do wyjściowej jedenastki. Pomysł na transfer kolejnego czeskiego zawodnika – po sukcesie Tomasa Soucka – również okazał się trafiony. Coufal zabetonował rywalizację na prawej stronie defensywy, stając się jednym z najlepszych na tej pozycji w całej lidze.

A cały West Ham grał jak szalony. Poza dwoma meczami z Newcastle United, przegrywali tylko z wielkimi markami. Ostatecznie porażek było relatywnie mało, bo jedenaście. Częściej na tarczy wracało choćby Leicester City, które sezon kończyło jedną pozycję wyżej niż londyńczycy. Jednak nie w unikaniu porażek zawierała się esencja WHU. Ją – co dość oczywiste – tworzyły ważne zwycięstwa.

  • 4:0 z Wolverhampton
  • 3:0 z Leicester City
  • 1:0 z Evertonem
  • 2:1 z Tottenhamem
  • 3:2 z Leicester City

Londyńczycy straszyli przede wszystkim w delegacjach. Wygrali dziewięć z 19 meczów wyjazdowych, co było ich najlepszym wynikiem w historii. Na tym rekordy się nie kończyły, bo WHU zdobyło 65 punktów w całym sezonie. Biorąc pod uwagę występy w najwyższej klasie rozgrywkowej, The Hammers lepszy wynik osiągnęli w rozgrywkach 1985/86, gdy legendarny John Lyall zaprowadził ich na trzecie miejsce w lidze.

Moyes nagle nawiązał do najlepszych lat w dziejach klubu. A przecież teraz kibice mają wszelkie podstawy do tego, by myśleć, że może być jeszcze lepiej. Powrót złotej ery WHU nigdy nie wydawała się tak bliski.

Solidne podstawy

Przed startem bieżącego sezonu włodarze dość długo czekali na stosowne wzmocnienia. Do klubu sprowadzony został Alphonse Areola, lecz był to jedynie drugi bramkarz, zastępstwo dla Łukasza Fabiańskiego. Zwlekanie z transferami przeciągało się tak długo, że kibice zaczęli się obawiać, iż ich ukochany klub znowu przespał okienko i z wielkich planów pozostaną no właśnie, tylko plany.

W końcu jednak zaczęła się ofensywa, która poskutkowała sprowadzeniem Kurta Zoumy i Nikoli Vlasicia. Ostatecznie ściągnięto też kolejnego Czecha – tym razem postawiono na młodego Alexa Krala, którego wypożyczono ze Spartaka Moskwa. Załatano tym samym większość najbardziej palących problemów.

Stratę Lingarda, który nie zdecydował się na ostateczne odejście z Manchesteru United, odbito sobie wspomnianym Vlasiciem. Przynajmniej w teorii, bo w buty Anglika wszedł ostatecznie Said Benrahma. Moyes zmienił mu pozycję i – jak sam stwierdził – zyskał w ten sposób nowego gracza. Algierczyk rewelacyjnie wszedł w sezon, po pierwszych pięciu kolejkach miał trzy gole i dwie asysty.

Wiele działo się też za kulisami. Kto wie, być może to właśnie w dyrektorskich gabinetach dokonano najważniejszych dla WHU ruchów. Moyes przed sezonem 2021/22 dokończył bowiem kompletowanie swojego sztabu szkoleniowego. Wspólny mianownik? Niemal każdy z jego pomocników był wcześniej trenerem pierwszego zespołu.

  • Paul Nevin – prowadził New Zeland Knights w australijskiej ekstraklasie
  • Stuart Pearce – praca w Manchesterze City, Nottingham Forest i reprezentacjach – Anglii U21 oraz Wielkiej Brytanii
  • Kevin Nolan – grał i trenował Leyton Orient i Notts County
  • Billy McKinlay – Watford oraz norweskie Stabaek

Rodzynkiem specjalista od bramkarzy, Xavi Valero. Ten jednak zapisał już bogatą kartę, bowiem pracował dla: Liverpoolu, Interu, Chelsea, Napoli i Realu Madryt, miał też bezpośredni wpływ na ściągnięcie Areoli.

Nic więc dziwnego, że sztab szkoleniowy, który skompletował Moyes, zaczęto postrzegać jako jeden z najlepszych na Wyspach. Szalenie doświadczeni trenerzy, praktycy, mający szersze spojrzenie na temat. To coś, czego, wbrew pozorom, nie mają wszyscy w Premier League. Wystarczy tylko spojrzeć na Manchester United, gdzie ważną rolę pełni Michael Carrick, dla którego posada w szeregach Czerwonych Diabłów była pierwszą taką w karierze. Anglik, siłą rzeczy, musi się jeszcze wiele uczyć.

W Londynie tego problemu właściwie nie ma. Tam każdy wie, co ma robić, z Davidem Moyesem na czele. Szkot jest przecież jednym z pięciu trenerów, który ma na liczniku ponad 500 meczów w Premier League.

West Ham zadbał o to, by spinało się jak najwięcej rzeczy. Zmieniono podejście do transferów, odświeżono szatnie i postawiono na sprawdzony materiał ludzki w kwestii trenerów. I to teraz procentuje.

Postrach całej ligi

W bieżącym sezonie The Hammers ponieśli tylko dwie porażki. Raz z Brentfordem i raz, pechowo, z Manchesterem United. Poza tym same zwycięstwa lub cenne remisy, bo za taki należy przecież uznać podział punktów z Crystal Palace, które pod wodzą Patricka Vieiry przeszło gruntowne zmiany.

W przekonującym stylu udało się ograć Aston Villę (4:1), Leicester City (4:1), Newcastle United (4:2). Nie zabrakło też wygranej w starciu z Tottenhamem (1:0). Już same wyniki mówią nam sporo o podejściu całego klubu – z rywalami na podobnym poziomie lub będącymi w gorszej dyspozycji niż WHU, David Moyes ściąga lejce swoim zawodnikom. Londyńczycy nie mają żadnych problemów z kreacją, a trzy mecze z czteroma zdobytymi bramkami są tego najlepszym dowodem.

Jednocześnie Szkot uważa na potyczki z rywalami mocniejszymi. Mecz ze Spurs był w wykonaniu The Hammers bardzo ostrożny. Nawet mimo fatalnej kondycji ich derbowego rywala, WHU przede wszystkim starało się zabezpieczyć swoje terytorium. Efektem było zamknięte starcie, w którym każda ze stron otrzymała tylko jedną dogodną szansę na zdobycie bramki. Harry’ego Kane’a zatrzymał jednak Łukasz Fabiański, zaś Hugo Lloris skapitulował wobec Michaila Anotnio.

West Ham nie jest zatem jeźdźcem bez głowy, który rozpocznie szarżę na każdego rywala, który stanie mu na drodze. Moyes skrupulatnie szuka najsłabszych punktów i właśnie dlatego jego zespół jest w stanie zaszkodzić wszystkim przeciwnikom w Premier League. Liverpool dobrze o tym wie, bo chociaż wygrał z The Hammers trzy ostatnie mecze, to za każdym razem była to droga przez mękę.

Ulubioną bronią londyńczyków stały się kreatywne fragmenty gry, które petryfikowały obronę The Reds. Kilka różnych schematów poskutkowało w ostatnim czasie trafieniami Craiga Dawsona i Issy Diopa, opierającymi się na atakowaniu bliższego słupka. Jeśli zaś rozszerzymy to do bramek zdobytych również w wyniku dośrodkowań z gry, to uzyskamy komplet trafień WHU w ostatnich meczach przeciwko Liverpoolowi. Dawson, Diop, dwa razy Fornals – ich trafienia poprzedzała centra w pole karne ekipy Jurgena Kloppa.

Nie brzmi to być może jak najbardziej skomplikowana i tajemna wiedza, lecz jest nader skuteczne, bo zawsze dostosowane pod możliwości rywala. Właśnie z tej efektywności połączonej z prostotą Moyes ulepił West Ham, który chce się oglądać i który realnie stać na kolejną piękną kartę w swojej historii.

Po dziesięciu kolejkach mają 20 punktów na koncie. To więcej niż w 19 meczach Moyesa zaraz po powrocie do klubu. Po jedenastu kolejkach będą zaś pewni utrzymania miejsca w europejskich pucharach, a najpewniej pojadą na przerwę reprezentacyjną jako jedna z czterech największych sił Premier League.

Trudno dzisiaj jednoznacznie skreślić WHU. Jasne, Liverpool jest w doskonałej formie, bije i patrzy, żeby równo puchło, ale jednocześnie Jurgen Klopp nigdy nie musiał mierzyć się z tak silnymi i zdeterminowanymi The Hammers. Dokładny rezultat tego starcia trudno przewidzieć.

Przyszłość, która nadejdzie

Nawet jeśli WHU powinie się dzisiaj noga i ostatecznie ulegną wyżej notowanemu rywalowi, to i tak nikt w Londynie nie będzie miał specjalnych powodów do zmartwień. Moyes bezustannie rozwija klub, co pokazują nie tylko wyniki, ale też młodzi gracze, na których Szkot stawia.

Za jego kadencji debiutowali już Daniel Chesters, Harrison Ashby, Emmanuel Longelo, Jamal Baptiste, Trott, Oladapo Afolayan, Aji Alese, Mipo Odubeko i Jeremy Ngakia, obecnie grający dla Watfordu. Co więcej, Moyes udanie rozwija Bena Johnsona, największą nadzieję WHU na prawej obronie. Anglik wskoczył za kontuzjowanego Vladimira Coufala i utrzymał miejsce w wyjściowej jedenastce. Zaliczył już mecz na zero z tyłu przeciwko Manchesterowi United, Rapidowi Wiedeń, Manchesterowi City, Genkowi, Tottenhamowi i Evertonowi (!), zaś z Aston Villą popisał się pięknym strzałem, który otworzył wynik spotkania. 

Johnson, Rice, Bowen, Vlasić – to wszystko piłkarze poniżej 25. roku życia, którzy dają nadzieję na to, że złota era WHU nie zniknie niczym łzy na deszczu. Na Stadionie Olimpijskim jest w końcu grunt, by budować zespół z prawdziwego zdarzenia, co podkreśla zainteresowanie czeskiego miliardera, który chce przejąć klub w najbliższej przyszłości.

Ta dla West Hamu mieni się tak jasno, jak nigdy w ostatnich latach. Jeśli w tym sezonie ponownie uda się awansować do europejskich pucharów, a przygoda w Lidze Europy nie skończy się od razu po fazie grupowej, The Hammers ugruntują swoją pozycję jako silnego, aspirującego klubu Premier League. Od czasów Leicester City nikomu nie udało się osiągnąć podobnej sztuki.

Czytaj także:

fot. NewsPix.pl

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Żaden z półfinalistów Ligi Mistrzów nie wygrał w ćwierćfinale pierwszego meczu

Bartosz Lodko
0
Żaden z półfinalistów Ligi Mistrzów nie wygrał w ćwierćfinale pierwszego meczu

Anglia

Liga Mistrzów

Żaden z półfinalistów Ligi Mistrzów nie wygrał w ćwierćfinale pierwszego meczu

Bartosz Lodko
0
Żaden z półfinalistów Ligi Mistrzów nie wygrał w ćwierćfinale pierwszego meczu

Komentarze

4 komentarze

Loading...