Reklama

Michail Antonio. Niedoszły gangster, który stał się ikoną West Hamu

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

06 października 2021, 16:49 • 17 min czytania 7 komentarzy

Chciał zostać gangsterem, być bad boyem, żeby spodobać się dziewczynom. Potrafił wpaść w szał i rzucić się z pięściami na nożownika. Wykonywał najnudniejszy zawód świata, będąc ochroniarzem w galerii handlowej. Grał w lidze amatorskiej i pewien klub nie chciał go nawet za siedem funtów. Nie zebrał szlifów w żadnej akademii w Londynie, był surowy technicznie. Jeden z trenerów powiedział, że wprowadza na boisku chaos. Dzisiaj jest ikoną West Hamu na poziomie Premier League, a poza futbolem udziela się na gruncie charytatywnym i podejmuje ważne tematy społeczne. Przed państwem Michail Antonio.

Michail Antonio. Niedoszły gangster, który stał się ikoną West Hamu

W Premier League grają tacy piłkarze, o których trudno powiedzieć złe słowo. Niekojarzeni z kontrowersjami, rozliczani wyłącznie za to, co pokazują na boisku. Kimś takim jest Michail Antonio, zawodnik West Hamu. Zawodnik, nadmieńmy, ominięty przez angielski system szkolenia. Może nie przebył tak wyjątkowej drogi jak Jamie Vardy, acz pewnych punktów wspólnych jak najbardziej można się doszukać. Dzisiaj to czołowy piłkarz w swoim klubie, do tego świeżo upieczony reprezentant Jamajki. W sierpniu 2021 roku został najlepszym strzelcem w historii West Hamu w najwyższej lidze, ale zanim do tego doszło, wiele zakrętów w życiu Antonio musiał pokonać.

„Nie chcieli mnie nawet za siedem funtów”

Michail Antonio urodził się południowym Londynie, gdzie wyemigrowała jego jamajska rodzina. Tam również jako nastolatek wstąpił do swojej pierwszej, amatorskiej drużyny piłkarskiej: Tooting&Mitcham United, przydomek „Stripes”. Do klubu miał niedaleko – trzeba było tylko codziennie wpadać do sąsiedniej dzielnicy. Co prawda będącej trochę na uboczu, w cieniu londyńskich akademii z prawdziwego zdarzenia, jednak wciąż ze skautami na trybunach. W ich obecności tliła się nadzieja, żeby wybić się gdzieś wyżej, a nie skończyć jak zwykły robotnik kopiąc piłkę po godzinach. Na szczęście dla Antonio jeden ze skautów go wypatrzył, kiedy ten załadował pięć goli w jednym meczu ligowym. Podkreślił to samo nazwisko w swoim notesie kolejny raz, bo widział podobne wyczyny Jamajczyka już wcześniej.

Pewnego dnia do drzwi rodziny Antonio zapukał mężczyzna, który pod wysłużonym płaszczem skrywał bluzę z naszywką koguta. To był skaut Tottenhamu Hotspur. Przychodził w konkretnym celu, był dobrej myśli. W takiej sytuacji zazwyczaj wszystko idzie jak z płatka, bo wystarczy wypowiedzieć nazwę klubu, żeby rodzicom zaświeciły się oczy. Ale nie – tu było inaczej. Mama Antonio odmówiła zaproszenia na testy. Nie dało się wskórać absolutnie nic, bo powodem była… zbyt daleka odległość od domu. Tak więc 15-latek dalej grywał w zespole z non-league. W międzyczasie obserwowały go jeszcze Arsenal z Chelsea, lecz oba kluby stwierdziły, że tym chłopakiem nie warto zaprzątać sobie głowy.

Reklama

Poznajcie Brentford. Ekipę, która w końcu jest gotowa na Premier League

W życiu Antonio miała później miejsce sytuacja wręcz poniżająca. Jamajczyk wybrał się na testy do mniejszych klubów takich jak QPR, Brentford i AFC Wimbledon. Dwa pierwsze nie były przekonane, a trzeci… Cóż, nie chciał wydać kilku funtów na rejestrację zawodnika. – Przyszedłem do QPR na sześć tygodni testów. Zdałem wszystko: sprawdzian wydolności, siły, zręczności. Potrafiłem zrobić każdą rzecz, o którą mnie poprosili. W końcu klub dał mi zagrać w rezerwach. Powiedziano mi, że jeśli pokażę się z dobrej strony, to podpiszę kontrakt. Strzeliłem gola i zaliczyłem asystę. Po meczu usłyszałem, że pion sportowy jest mną rozczarowany, bo robiłem za mało dośrodkowań. Potem w Brentford zagrałem dwa mecze testowe, w których strzelałem i asystowałem. Słyszałem „jest dobry, ale jest wiele rzeczy, nad którymi musi popracować”. No i Wimbledon. Tam nie chcieli nawet zapłacić siedmiu funtów za moją rejestracjęopowiadał Antonio.

„Tata się śmiał i kazał mi iść do normalnej pracy”

Kilka lat później nastąpił przełom. Po Antonio zgłosiło się Reading, które było świeżo upieczonym spadkowiczem Premier League. Perspektywa rozwoju w klubie Championship jawiła się jako coś, co mogło uratować przygodę Antonio z futbolem. W tamtym momencie bowiem Jamajczyk był bardzo bliski rzucenia sportu na zawsze, a więc życiowa szansa pojawiła się rychło w czas.

– Dla mnie kluczem do bycia profesjonalnym piłkarzem była determinacja na boisku i poza nim. Ale raz miałem taki moment, kiedy myślałem, że to się nie uda. W rodzinie nie mieliśmy za wiele pieniędzy, musieliśmy mocno oszczędzać, żeby każdy miał spełnione podstawowe potrzeby. Mój tata zawsze powtarzał, że futbol nie jest prawdziwą pracą i powinienem wziąć się za coś innego. Mówił „masz 16 lat, możesz normalnie pracować, nie dam ci pieniędzy”. Śmiał się, kiedy mówiłem, że będę żył z piłki. Musiałem iść do mamy, która miała do tego trochę inne nastawienie. W końcu nastał taki dzień, kiedy rzeczywiście zwątpiłem. Powiedziałem bratu, że chcę odpuścić. Uznałem, że jako 17-latek jestem już za stary, ale brat mnie powstrzymał. Cholera, za swoje oszczędności kupił mi nawet buty z prawdziwego zdarzenia, których nie musiałem się wstydzić i dało się w nich nawet fajnie grać. To napędziło mnie na nowo – opowiadał Antonio.

Kiedy przeprowadzka do Reading stała się faktem, wszyscy odetchnęli z ulgą. Raz, że Antonio miał określoną ścieżkę rozwoju i uczciwy zarobek na horyzoncie, a dwa – w Londynie Jamajczyk dotknął mrocznej strony życia. Tak więc nie tylko pod względem sportowym była to zmiana na lepsze. – Wiem, że Michail miał kilka problemów w południowym Londynie, ale na szczęście się od nich odwrócił i podjął właściwą decyzję – powiedział Steve Adkins, ówczesny trener Tooting&Mitcham.

Reklama

„Chciałem być gangsterem, dziewczyny lubiły złych chłopców”

O co chodziło? O lokalne gangi. Antonio miał z nimi styczność, kręciło go obserwowanie tego światka z boku. Po południu ruszał na trening, a wieczorem robił wypad na miasto z kolegami, którzy lubili trochę nabroić. Kto wie, być może nadal robiłby to samo i nigdy byśmy o takim piłkarzu nie usłyszeli, gdyby nie ponowna interwencja jego brata. To on wybił mu z głowy przyszłość kryminalną, zanim stała się częścią jego życia. Kiedy rodowity jamajczyk skończył 18 lat, po gangsterce zostały wyłącznie wspomnienia.

Chciałem dołączyć do gangu. Byłem młody, a dziewczyny lubiły złych chłopców, którzy mają pieniądze. Nie miałem ich zbyt wiele, więc chciałem czymś zaimponować. Ale mój brat powiedział „po co ci gang, skoro znasz osoby z innych gangów? Będziesz musiał walczyć z własnymi przyjaciółmi”. Dwa miesiące po tej dyskusji jeden z moich kolegów zabił innego kolegę. Wbił mu nóż, to była śmierć na miejscu wspomina Antonio.

„Rzuciłem się z pięściami na nóż. To mnie zmieniło”

Antonio nie ukrywał, że w młodości potrafił być niebezpiecznym chłopcem. Kiedy ktoś go denerwował, mógł bić się dosłownie z każdym bez opamiętania. W szkole, na ulicy, na boisku – po prostu nie panował nad sobą. Pewnego razu wstąpił jednak na zbyt grząski grunt. Znów nie wytrzymał, podpalił się, ale trafił na gościa, który dosłownie mógł go zasztyletować. To była nauczka na całe życie, Antonio już nigdy nie wpadł w furię. Opowiedział o tym na łamach „The Guardian”:

– Kiedy byłem młody, wystarczyło, że ktoś nazwał mnie dupkiem, żebym chciał się bić. Nie wiem, dlaczego. Tak po prostu miałem. Raz wszystko się zmieniło, kiedy chciałem się bić z niewłaściwą osobą. Był taki wieczór, kiedy wyszedłem z kolegami trochę pochillować. Byli starsi. Nagle wpadli na pomysł, żeby ukraść rowery dwóm dzieciakom z mojej szkoły. Zrobili to, ale to dopiero początek. Następnego dnia ci idioci przyjechali tymi rowerami pod moją szkołę. Jednego złapała nauczycielka, inny się wystraszył i uciekł. Jaki ja miałem w tym udział? Cóż, nie minęły nawet 24 godziny, żebym w oczach ludzi stał się złodziejem.

500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!

Wszyscy wskazywali palcem na mnie, mimo że byłem czarny i łysy, a nie gruby i piegowaty tak jak ten właściwy gość. Wezwali mnie na komisariat, musiałem się tłumaczyć. Pięciu-sześciu ludzi, którzy wydawali się moimi kolegami, wrabiali mnie w kradzież. Wkurzyłem się i to mocno. Wpadłem do szkoły osoby, która rzeczywiście ukradła rower i spytałem „chcesz się bić?”. Zacząłem na niego napierać, oszalałem, a on z plecaka nagle wyciągnął nóż. Mój siostrzeniec mnie powstrzymał, zauważył to. Ja dopiero po godzinie, kiedy się uspokoiłem, zdałem sobie sprawę, że chciałem iść pięściami na nóż. Od tamtej pory jestem najspokojniejszym człowiekiem na świecie.

„Antonio miał w sobie ważny czynnik chaosu”

Wracamy do futbolu. Kiedy Antonio przyszedł do Reading, nie było mowy o czerwonym dywanie do pierwszego zespołu. Wręcz przeciwnie: czekały na niego liczne wypożyczenia. Klubowi działacze stwierdzili, że raz rzucą go do Cheltenham, innym razem do byłego klubu czy później do Cholchester i Southampton. Wszystko w ciągu zaledwie kilku lat. Znamy takie historie, ot, Anglicy lubią w ten sposób zarządzać karierą młodych zawodników. Wielu z nich marnuje swój potencjał, ginie w odmętach niższych lig. Ale nie Antonio, nie, on miał w sobie kilka istotnych cech, które pomogły mu w rozwoju.

– Był kimś, kogo poznałem zdecydowanie wcześniej. Sam grałem w non-league, więc mam słabość do takich graczy. Antonio miał w sobie czynnik chaosu, który moim zdaniem jest potrzebny w meczach piłki nożnej. W futbolu nie chodzi tylko o to, żeby dawać suche liczby. On dawał nam wiele więcej, miał „to coś”. Nigdy nie możesz być pewien, jak szybki jest, co zamierza zrobić. Myślę, że czasami akademie odbierają tę surowość i wolność w zawodniku. On nie był w żadnej akademii i w jego przypadku to dobrze, bo czynnik chaosu nie został z niego wypleniony. Raz powiedziałem mu o tym, podłapali to jego koledzy w szatni. Zaczęli nazywać go „chaos” – powiedział Alan Pardew, trener Southampton w 2009 roku, dla „The Guardian”.

Cheltenham na trzecim poziomie rozgrywkowym Antonio nie zawojował – ledwo dziewięć występów bez liczb. Ale już w następnym sezonie 2009/2010 w ekipie „Świętych” pokazał, na co go stać. Miał ofensywną rolę, grał blisko bramki, acz za strzelanie goli w zespole odpowiadał głównie Rickie Lambert. Mimo to w ciągu 1900 minut spędzonych na boisku Jamajczyk wykręcił siedem goli i trzy asysty. Jako zawodnik nr 12 w kadrze i kolega Bartosza Białkowskiego sprawdził się na poziomie League One za drugim podejściem. Po powrocie z wypożyczenia znów podjął rękawice w Reading poziom wyżej, ale tylko zmarnował czas. Ponownie się odbił.

Le God w krainie „Świętych”

W następnej kampanii w wieku 20 lat nabrał wiatru w żagle. Jesienią w barwach Cholchester zanotował cztery gole i trzy asysty, a wiosną w Sheffield Wednesday dorobił się pięciu bramek i dwóch ostatnich podań. Wydawało się, że zaplecze Premier League jest dla niego po prostu za trudne, a League One w sam raz. Championship to jednak szybsze, bardziej techniczne rozgrywki, w których fizyczność – mimo że wciąż niezwykle ważna – spada na dalszy plan. Wtedy jeszcze dla Antonio to był świat poza zasięgiem, acz ten stan nie trwał zbyt długo.

Nie radziłem sobie na początku, miałem braki. Nie przeszedłem przez szczeble młodzieżowe żadnej akademii, straciłem setki treningów z piłką przy nodze. Miałem surową technikę użytkową, ale stwierdziłem, że wszystko nadrobię. Sezon przed transferem do Sheffield przed każdym treningiem przychodziłem wcześniej, żeby się poprawiać. Zostawałem też dłużej. Dzięki temu w końcu mogłem poradzić sobie w Championship. Nie odstawałem już od reszty chłopaków – wspominał Antonio.

„Ten gość miał swój specyficzny swag”

Sheffield Wednesday zdecydowało się kupić Antonio za 900 tys. euro. Klub, w którym grał również Jamie Vardy, dostrzegł w tym piłkarzu duży potencjał. Ta niezbyt okazała inwestycja okazała się strzałem w dziesiątkę, bo Jamajczyk, wciąż jako skrzydłowy, notował naprawdę dobre liczby. Pierwszy sezon: osiem goli, jedenaście asyst. Drugi, trochę poszatkowany dłuższymi pauzami z powodu urazów: cztery gole, sześć asyst. – To była ciągła walka. Ciągle musiałem coś udowadniać sobie, nowym kolegom z zespołu, nowym trenerom i fanom. Strzeliłem 9 goli i miałem 11 asyst w klubie Championship, radziłem sobie lepiej niż zawodnicy na mojej pozycji, a i tak szkoleniowcy z Premier League mówili, że mam za słabą regularność. Z jednej strony drażniło mnie to, trochę tego nie rozumiałem. Ale z drugiej tak wytworzyła się we mnie jeszcze większa ambicja. Kiedy grałem w rezerwach, mówiłem sobie, że zagram w pierwszym zespole. Kiedy to się udało, mówiłem, że wejdę na poziom Championship. Potem patrzyłem wyżej, na Premier League. Taki już jestem – mówił wówczas Antonio.

David Prutton, kolega z zespołu, mówił: – Antonio wiedział, jak dobry jest. Grał na dużym luzie, miał swój specyficzny swag. Nie widziałem w tym nic złego, dopóki dawał nam wiele dobrego na boisku. A to miało miejsce właściwie bez przerwy.

– Lubiłem Sheffield. To przyjemne, ciche miasto. Miałem już wtedy syna, który zaczął mówić z akcentem Yorkshire. Szkoda, że to gdzieś się zagubiło. Jeśli chodzi o klub, mam go w swoim sercu. Regularnie śledzę, jak sobie radzi i kiedy jest taka możliwość, oglądam „Sowy” w telewizji. Nie zapomnę też nigdy pierwszego dnia w szatni. Wiecie, jak się ubrałem? Miałem biały, krzykliwy kombinezon. Nie znałem tam nikogo, więc chciałem zwrócić na siebie uwagę, rozśmieszyć ludzi i od razu przełamać pierwsze lody – wspomina Antonio.

„W Nottingham to był najlepszy piłkarz Championship”

Tak jak lody w szatni Sheffield zostały przełamane i nowi koledzy go polubili, tak też Antonio polubił się z Championship. Kwestią czasu był transfer do lepszego zespołu, który gra o coś więcej niż środek tabeli. Pewnego dnia, konkretnie w sierpniu 2014 roku, zadzwoniło Nottingham Forest z propozycją opiewającą na prawie dwa miliony euro. Za większe pieniądze w XXI wieku Sheffield sprzedało tylko trzech piłkarzy, co oznaczało jedno: to była oferta nie do odrzucenia.

W ekipie „The Reds” talent Antonio eksplodował. Jamajczyk na przestrzeni 46 meczów strzelił 14 goli i dołożył 14 asyst. Dougie Freedman, ówczesny trener Nottingham a dzisiaj dyrektor sportowy Crystal Palace, był pierwszą osobą, która zaczęła dostrzegać w tym piłkarzu bardziej napastnika niż skrzydłowego. – Na jednym treningu zdałem sobie sprawę, że to nie jest gość, który tylko dostanie piłkę, pobiegnie na bramkę i wykorzysta proste środki. Antonio wiedział, kiedy trzeba zagrać na jeden, a kiedy dwa kontakty. Kiedy trzeba dryblować, kiedy nie. Jak używać swojego ciała, jak wejść dobrze w timing w pojedynkach powietrznych. Był świetny w czterech-pięciu kluczowych elementach na swojej pozycji. Moim zdaniem w barwach Nottingham był najlepszym piłkarzem Championship – stwierdził Freedman na łamach „Evening Standard”.

Dodał: – Kilka lat wcześniej miałem do czynienia z Yannickiem Bolasie i Wilfriedem Zahą. Według mnie Antonio był wtedy na podobnym poziomie z tą różnicą, że Zaha i Bolasie radzili sobie na poziomie Premier League. Dlatego wiedziałem, że on pójdzie w ich ślady.

David Moyes stworzył z Antonio maszynę

1 września 2015 roku, West Ham wykłada na stół 9,5 mln euro. Antonio wkracza na największe salony w angielskim futbolu siedem lat po tym, jak pracował jako ochroniarz w galerii handlowej i chciał pójść w gangsterkę. Wtedy okazało się, jak naprawdę dobrym jest piłkarzem, choć jego dzieje w zespole „Młotów” były różne. Na lewej stronie boiska grał Dimitri Payet, na drugiej flance on. Napastnikami byli wówczas Andy Carroll lub Enner Valencia, więc raczej nie było mowy o grze bliżej pola karnego. Z biegiem pierwszego sezonu Slaven Bilić stwierdził, że Antonio zostanie prawym obrońcą. Mimo to nowy nabytek West Hamu załadował osiem bramek i cztery asysty. Nie odbił się od Premier League.

Antonio lepszy od Di Canio, West Ham lepszy niż Chelsea! | ANGIELSKI ŁĄCZNIK

W następnym sezonie Bilić rzucał go po różnych pozycjach: lewa, prawa, środek, wahadło. Ta uniwersalność miała swoją cenę, acz Antonio ku zaskoczeniu kibiców wykręcił jeszcze lepsze liczby. Kolejne lata to jednak wciąż niesklasyfikowana rola na boisku, a do tego problemy z kontuzjami. We znaki dawał się szczególnie problem z mięśniami uda, przez które Jamajczyk stracił prawie 40 meczów w ciągu kilku lat.

Statystyki Antonio w West Hamie (Premier League):

  • 2015/2016: osiem goli, cztery asysty
  • 2016/2017: dziewięć goli, sześć asyst
  • 2017/2018: trzy gole, jedna asysta
  • 2018/2019 (Manuel Pellegrini): sześć goli, sześć asyst

Tu robimy „stop”. W karierze Antonio nastąpiła poważna zmiana, gdy West Ham w sezonie 2019/2020 objął David Moyes. Tak, to szkocki szkoleniowiec sprawił, że Jamajczyk jest dzisiaj tym piłkarzem, jakim fani Premier League mogą się zachwycać. Słowem: teraz to napastnik z prawdziwego zdarzenia. Moyes przejął drużynę po Pellegrinim na przełomie 2019 i 2020 roku. Antonio wrócił po kontuzji, zagrał kilka meczów na starej pozycji, aż w końcu na 11 ostatnich kolejek otrzymał rolę „dziewiątki”. Efekt? Dziewięć goli, dwie asysty. W tym imponujący łomot na terenie Norwich, gdzie Antonio załadował cztery gole.

Nie będzie przesadą stwierdzenie, że Moyes stworzył z Michaila Antonio maszynę. Odkąd Szkot jest trenerem West Hamu, Jamajczyk ma bezpośredni udział przy golu średnio co 111 minut. To 51 występów, 25 goli i 11 ostatnich podań. Wydaje się nawet, że obecnie napastnik West Hamu idzie na życiówkę. Poniższy obrazek mówi sam za siebie, a trzeba jeszcze dołożyć debiutanckie trafienie w Lidze Europejskiej z Dynamem Zagrzeb i asystę z Rapidem Wiedeń.

Początek sezonu 2021/2022 w wykonaniu Michaila Antonio (za Transfermarkt)

Otarł się o reprezentację Anglii, ale wybrał Jamajkę

Ktoś pewnie zapyta: czy Antonio mógł zagrać dla reprezentacji Anglii? Jak najbardziej. – Po meczu udzielałem wywiadu. Do szatni przyszedłem spóźniony i standardowo poszedłem do fizjoterapeuty, żeby rozluźnić mięśnie. Nagle słyszę hasło „zostałeś powołany”. Odpowiedziałem, że niezły żart, a on „przysięgam, naprawdę!”. Dalej nie wierzyłem, myślałem, że to jakaś szyderka. Patrzyłem na niego przez pół minuty bez słowa, aż w końcu wyciągnął z kieszeni papier potwierdzający powołanie do reprezentacji Anglii. Kiedy zobaczyłem swoje nazwisko, zaczęły się we mnie wzbierać wielkie emocje. Wtedy wszystko, co chciałem zrobić, to pocałować moją żonę – opowiadał Antonio.

Napastnik West Hamu był kilka razy powołany przez Garetha Southgate’a, ale nie wstąpił na murawę ani na minutę. Paradoksalnie teraz miałby największe szanse na grę w obliczu kontuzji innych angielskich napastników, lecz 31-latek wybrał grę dla Jamajki. To przykład zawodnika, który wybrał słabszą kadrę, żeby w ogóle móc zagrać na poziomie międzynarodowym. O Anglię się otarł, był naprawdę blisko. Nikt nie oskarżał go za cynizm czy fakt, że przy takiej decyzji kluczowe znaczenie miały sportowe okoliczności. Prezydent Jamajki przyjął piłkarza z otwartymi rękoma, naród się ucieszył. Najpierw Leon Bailey, teraz Michail Antonio (debiut 6 września 2021 roku). Jamajka wzmocniła się o kolejnego mocnego lidera z myślą o mistrzostwach świata w Katarze.

„Nigdy nie możesz zapomnieć, skąd pochodzisz”

Na koniec sport odłóżmy na bok, bo Michail Antonio znany jest nie tylko z bycia piłkarską ikoną „Młotów”. To również piłkarz, który w wywiadach nie boi się dotykać tematów społecznych. Działa charytatywnie, wchodzi nawet w politykę, wspiera i motywuje do działania. Wszystko z myślą o tym, żeby tacy jak on mieli łatwiejsze dzieciństwo z dala od złych pokus.

Nie ma znaczenia, jak duży się stajesz. Nigdy nie możesz zapomnieć, skąd pochodzisz. Ja mam 26 siostrzeńców i siostrzenic, żyłem w biednej rodzinie. Uważam, że dobrze jest im wszystkim pokazać, że zawsze coś można zrobić ze swoim życiem, jeśli włożysz w to całego siebie. Ja potrzebowałem trenera w Tooting&Mitcham, który zaryzykował, żeby wyciągnąć mnie z dzielnicy. Uwierzył we mnie, dał mi futbol. Teraz chcę pokazać światu, ile znaczy wiara w siebie i drugiego człowieka. Moje najważniejsze motto: nigdy się nie poddawaj – podkreślił Antonio dla londonnewsonline.co.uk.

Jamajczyk od lat powtarza, że bardzo ważne są bliskie więzi społeczne. To one decydują, czy wychodzisz na ludzi, czy niekoniecznie. Wspomina swoją nauczycielkę, która reagowała zawsze, gdy jako młody chłopak pakował się w jakieś kłopoty. – Są tacy chłopcy, których wyrzucają ze szkoły. Nigdy nie wiesz, co później się z nimi dzieje. Ja widziałem w swoim otoczeniu takich, którzy skończyli w ten sposób jako dilerzy i lądowali w więzieniu. Pomny na takie doświadczenia założyłem organizację charytatywną, która ma pomóc dzieciakom w kształtowaniu osobowości i zrozumieniu, że zawalanie szkoły czy złe zachowania są niepotrzebne. Życie to gra wyników. Kiedy spóźniasz się do pracy pięć minut, możesz zostać zwolniony. Rób właściwe rzeczy, a zwiększysz swoje szanse na właściwy wynik. Tego nauczyło mnie życie. Wszystko opiera się na wynikach.

Antonio swego czasu wypowiedział się również o życiu w Londynie. Jego zdaniem jest coraz gorzej, niepokoją go obecne tendencje. Porównując swoje doświadczenia z dzisiejszymi realiami, stwierdził, że teraz wcale nie jest lepiej. – Gdy patrzę na Londyn, czuję, że jest 10 razy gorzej względem czasu, kiedy tutaj dorastałem. Mam wrażenie, że kompletnie zgubiliśmy poczucie, jak powinno traktować się dzieci. Londyn staje się bardziej centrum biznesowym, a nie miejscem dla rodzin. Nie da się tutaj żyć. Tutaj nie inwestuje się w przyszłość dzieci i ich rodziców. Każdy stara się kupić dom. Wszystko kręci się wokół interesów. Za chwilę nie będzie żadnych parków, bo każdy zielony teren przemienia się w nowe budynki dla firm. A przecież młodzież będzie tutaj zawsze. Biznesmeni ze swoimi dziewczynami w końcu założą rodzinę. Co wtedy? Za ileś lat dzieci będą miały wybrakowane życie bez tych doświadczeń, które miały poprzednie pokolenia – ze smutkiem zauważył Antonio.

***

Aha, jak chcecie zbudować sylwetkę jak Michail Antonio, to dwa miesiące temu 31-latek podzielił się planem ćwiczeń, jaki stosował jeszcze przed wejściem do świata profesjonalnego futbolu. Niech dobrą recenzją będzie fakt, że dzisiaj kibice West Hamu śmiało mówią „dawać go do walki w klatce”.

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Damian Popilowski
5
Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Anglia

Anglia

Dwóch młodych piłkarzy Premier League oskarżonych o udział w gwałcie

Bartek Wylęgała
6
Dwóch młodych piłkarzy Premier League oskarżonych o udział w gwałcie
Anglia

Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami

Bartek Wylęgała
13
Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami

Komentarze

7 komentarzy

Loading...