Niskie płace za poświęcane sędziowaniu weekendy. Mały dopływ nowych arbitrów – niektórych demotywują niskie stawki, inni uznają, że nie potrzebują w swoim życiu wysłuchiwać co tydzień festiwalu wyzwisk. A przecież zdarzają się i groźniejsze sytuacje niż obelgi z trybun czy nerwowi piłkarze…
W ostatnich tygodniach pisaliśmy o planowanym na 30-31 października ogólnopolskim proteście sędziów. Jakkolwiek nie wejdzie on w życie, a na temat przeprowadzenia inicjatywy są różne opinie w środowisku sędziowskim, tak wszyscy pozostają zgodni: dobrze, że rzucił światło na realia sędziów w niższych ligach. Czy to będzie coraz bardziej palący problem polskiej piłki?
Tak naprawdę to bowiem walka o godność. Godne traktowanie ze strony wszystkich pozostałych członków naszej wielkiej futbolowej rodziny. Bo sędzia, zwłaszcza sędzia daleki od zawodowstwa, to w tym momencie najłatwiejszy, najbliższy i najbardziej oczywisty cel dla każdego, kto w piłce napotkał na jakiś problem.
Dole i niedole arbitrów z niższych lig
Spis treści
- Dole i niedole arbitrów z niższych lig
- Zawsze oczekują przeprosin, nigdy sami nie przepraszają
- Jeśli już cierpieć, to nie za darmo
- Protest nieskoordynowany
- Ceny rosną, stawki nie
- Rożne stawki w różnych regionach
- Do dziadka pierwszy wchodzi najmłodszy
- Czy zabraknie sędziów w niższych ligach?
- Nabory? Wraca kwestia finansów...
- Czy to na pewno pasja?
- Protest sędziów powróci?
Zawsze oczekują przeprosin, nigdy sami nie przepraszają
Sytuacja z życia wzięta, mecz jednej z najniższych lig. Zawodnicy zespołu, który w teorii został skrzywdzony, cisną z sędzią od momentu podjęcia spornej decyzji, aż do okresu po końcowym gwizdku. Czego oczekują? No wiadomo, najlepiej zmiany decyzji, ale w najgorszym wypadku mogą też być oficjalne przeprosiny. Sęk w tym, że na wideo widać jak na dłoni – arbiter podjął słuszną decyzję. Czy ktokolwiek kogokolwiek przeprosił? Oczywiście – nikt nikogo nie przeprosił, bo i po co.
Ta jednostronność w relacjach sędziów z całą resztą jest notoryczna. Narzekanie to norma, wymaganie przeprosin, tłumaczenia swoich decyzji, najlepiej każdemu zawodnikowi po kolei, również. Wszystko oczywiście za stawki, które pozwalają na dojechanie w godnych warunkach na mecz, czasem nawet na powrót. I tyle, niewiele więcej.
W lokalnych związkach? Zawsze są pilniejsze potrzeby, zawsze gdzieś indziej pieniądze są konieczne na teraz. Sędziowie? Mogą poczekać, przecież nie rzucą gwizdka w kąt. W centrali zawsze najważniejsi są zawodowcy, niższe szczeble piramidy liczą się tak długo, jak udaje się kogokolwiek stamtąd wyrwać w świat „poważnego sędziowania”. Nie cenią ich kluby. Nie lubią zawodnicy. Rodzice młodych piłkarzy czasem serdecznie nienawidzą, trenerzy młodzieży traktują jak zło konieczne.
Sędziowie mówią: dosyć.
Jeśli już cierpieć, to nie za darmo
Zacznijmy od kwestii najbardziej trywialnej, zresztą sami sędziowie nie ukrywają, że to jest ich kluczowy postulat. Czytamy oświadczenie opublikowane na profilu „Protest Sędziów Piłkarskich” – dziś już zawieszonym.
– Protest Sędziów Piłki Nożnej odbędzie się w dniach 30-31 października 2021 roku. Ma to na celu zasygnalizowanie problemu jakim są skandalicznie niskie stawki sędziowskie, które w porównaniu do zarobków corocznie tracą na wartości praktycznie od 2003 roku. Obiecane podwyżki o 30-40 zł od 2022 roku nie satysfakcjonują nikogo, a rosnące koszty (w tym paliwo po 6 zł) sprawiają, że z miesiąca na miesiąc ubywa sędziów i obserwatorów w niższych ligach. Ponadto w ostatnim czasie nasilająca się agresja do sędziów i fala hejtu wylewana przez działaczy sprawia, że sędziowie nie chcą sędziować meczów. Sytuacja jaka nastąpi w dniach 30-31.10.2021 roku nie jest żadnym buntem, a jedynie koniecznością przekazania opinii publicznej i nieświadomym działaczom skali problemu. Nie jest to również inicjatywa przedstawicieli władz sędziowskich tylko głos sfrustrowanych sędziów piłkarskich. Arbitrzy to większości pasjonaci, którzy pragną z najwyższą fachowością prowadzić zawody piłkarskie, ciągle doskonaląc swój warsztat. Chcą za to otrzymywać adekwatne do bieżących zarobków wynagrodzenie – piszą organizatorzy protestu.
Cynk o całej sprawie dostaliśmy od kilku znajomych arbitrów, wszyscy zgadzają się z postulatami, niektórzy uważają wręcz, że wciąż i forma, i ostateczny kształt żądań są zbyt łagodne. Podstawy?
- zdecydowana i adekwatna do rosnących zarobków podwyżka ekwiwalentów od 1 stycznia 2022 roku,
- ochrona prawna i związkowa dla sędziów piłkarskich w związku z wydarzeniami jakie miały miejsce w ostatnim czasie(naruszenie nietykalności cielesnej sędziów), tzn. radykalne zwiększenie kar za takie zachowanie.
- udział przedstawiciela sędziów w spotkaniu z PZPN w partycypowaniu przy tworzeniu nowych stawek od 2022 roku.
Brzmi trochę jak krzyk rozpaczy.
ILE ZARABIAJĄ POLSCY SĘDZIOWIE?
Protest nieskoordynowany
I organizacja też trochę przypominała krzyk rozpaczy. Zacznijmy od tego, że o zarobkach sędziów mówi się od wielu lat, sami poświęciliśmy temu bardzo duży tekst. Trzeba działać z głową, choćby dlatego, że sędziowie poza wszystkimi swoimi problemami, mają też po prostu słabą prasę. Wbrew pozorom – wielu dziennikarzy pozostaje wiernymi kibicami. Co ciekawe – najczęściej są to kluby z nieco niższych lig, czasem z głębokiej prowincji. Z miejsc, gdzie nie dociera Szymon Marciniak z wozem VAR, tylko lokalny sędzia – z całym zestawem swoich lokalnych zalet i wad. Zresztą, czasem i Marciniak z wozem VAR nie pomoże – boleśnie przekonał się o tym jeden z nas podczas ostatniego prestiżowego meczu swojej drużyny.
W skrócie więc: sędziowie powinni działać w taki sposób, by z miejsca zdobywać jak najszersze poparcie dla swojej sprawy. To jest możliwe – ba, w sumie wystarczy powiązać, że niska jakość sędziowania wiąże się z tym, że chcący w miarę rozsądnie żyć arbiter musi na jeden weekend brać po trzy czy cztery mecze. A wówczas z każdym kolejnym gwizdanym widowiskiem, jego szybkość reakcji minimalnie spada. Jak to wyglądało w przypadku obecnego protestu? Zachował atuty oraz mankamenty inicjatywy oddolnej. Czyli z jednej strony był szczery, autentyczny, płynący prosto od zainteresowanych, z drugiej – był też kiepsko skoordynowany i zaplanowany, rozłożył się bardzo nierównomiernie pomiędzy województwami.
Ceny rosną, stawki nie
Ale okej, zostawmy mechaniczne szczegóły, jak się zapatrują na to wszystko sędziowie?
– Największym problemem niestety są pieniądze. Stawki za sędziowanie nie są wygórowane, choć umówmy się, nie są jakieś niskie. Problem w tym, że one nie idą w parze z tym, jak drożeje życie w naszym kraju. Najprostszym i najczęściej podnoszonym argumentem są koszty podnoszone przez nas dotyczące dojazdów na mecze. Sędziowie dojeżdżają na różne odległości, to zależy od referentów obsady, zdarza się, że dojeżdżają blisko, ale też że jadą 100, 120 km. Kwota jest natomiast taka sama. To zostało zryczałtowane odgórnie. Kiedyś opłacało się dojeżdżać dalej, bo były jeszcze kilometrówki. Wielu ludzi czuje się pokrzywdzonych, a obecne ceny paliwa są jakie są. Amortyzacja samochodu też się zwiększa. Pamiętajmy, że jadąc na mecz musimy być zazwyczaj godzinę lub wcześniej przed meczem. Jest rozgrzewka, sprawdzenie boiska. Sam mecz około dwie godziny. Miewałem takie dni, kiedy wyjeżdżałem o 8, wracałem do domu o 21 – oczywiście mając więcej niż jeden mecz. – tłumaczy nam Tomasz Szpunar z Kujawsko-Pomorskiego.
Praktycznie każdy z naszych rozmówców potwierdza – koszty rosną, przychody zostają na stałym poziomie. Na jakim poziomie?
– Pieniądze przede wszystkim nie są adekwatne do pracy, którą wykonujemy. Sędziowałem w ten weekend dwa mecze, robiłem oba, dostałem 250 złotych, z czego 60 złotych musiałem wydać na benzynę, dziesięć na jakąś wodę i tym podobne. Zostaje 180, 190 zł, ale to jest tak naprawdę za siedem godzin, kiedy nie ma mnie w domu, plus już po powrocie mam do uzupełnienia EkstraNet. Co się nasłuchałem – to też moje. Wyszło mi około 25 złotych na godzinę, ktoś powie – dużo, OK. Ale to jest jednak weekend, kiedy ten czas można by spędzić inaczej. Czasem poświęca się 7 godzin w sobotę, 6 w niedzielę, no to praktycznie nie ma cię cały weekend – mówi nam jeden z arbitrów z województwa łódzkiego, okręg Skierniewice.
JAK WYGLĄDAJĄ KULISY PRACY SĘDZIEGO W NIŻSZYCH LIGACH?
Rożne stawki w różnych regionach
Stawki delikatnie różnią się w zależności od okręgu. Podejście do tego jest różne – niektórzy podkreślają, że owszem, inne są koszty życia w Warszawie, inne „daleko od szosy”.
– Stawki między okręgami różnią się o około 20%. Na mocy uchwały nie przekraczają tego pułapu. Mogę powiedzieć o Warszawie: 4 liga, dla głównego 280 zł brutto, czyli 242 netto. Asystenci dostają 190 netto. W okręgówce główny dostaje tyle, ile asystent w 4 lidze, natomiast asystenci coś koło 170. W A-klasie: 152 złote główny, 128 asystenci. B-klasa to stawki około 120-100 zł. Natomiast tu rzadko obecnie zdarzają się asystenci, bo jest problem z liczebnością sędziów. Stawki zostały nakreślone przez PZPN dwa lata temu, od tamtej pory stoją w miejscu. To budzi pewne niepokoje, z uwagi, że sędziowanie to nie jest proste zajęcie. Do tego dochodzi zakup stroju, amortyzacja sprzętu, dojazdy. W rezultacie w niektórych sytuacjach sędziowie sędziują za symboliczne pieniądze, a nie oszukujmy się, to czasem bardzo trudne mecze, wymagające sporej odporności psychicznej, nie tylko kondycji – mówi nam Szymon Cienki z Warszawy.
– Podam przykład z dzisiaj. Miałem mecz w miejscowości oddalonej o 50 kilometrów. Mecz o 11.00, muszę być godzinę przed meczem na miejscu. Wyjechałem jeszcze odpowiednio wcześniej. Po meczu wypełnienie dokumentów, powrót, jeszcze uzupełnienie systemu ekstranet. W poniedziałek dokumenty muszę dostarczyć do związku lub wysłać pocztą. Mecz de facto zajmuje te 4-5 godzin licząc logistykę i wszystko poza gwizdaniem, oczywiście to może się zmienić, zależnie od miejsca rozgrywania spotkania. Jeśli podzielić stawkę za mecz przez tę liczbę godzin… A Warszawa i tak ma pewnie jedne z wyższych stawek – kontynuuje stołeczny arbiter.
Tomek Szpunar: – W kwestii finansowej… ciężko powiedzieć czy istnieje złoty środek. Koledzy postulowali, żeby ujednolicić stawki na cały kraj. Ja osobiście uważam, że to nie jest dobry pomysł, ze względu na to, że koszty życia w różnych okręgach są różne. W większych miastach życie jest droższe. Myślę, że kompromis jest do wypracowania, ale wymagałby szerszej organizacji i komunikacji przedstawicieli wszystkich związków wojewódzkich. Usiąść i rozmawiać. I żeby to były osoby faktycznie powiązane ze światkiem sędziowskim, bo dziś nie zawsze to tak wygląda, że decyzje dotyczące arbitrów podejmują osoby znające realia.
Jakkolwiek spojrzeć – wychodzi po prostu praca dla studenta, który chce dorobić w okresie wolnym od nauki. Starsi muszą albo wskoczyć na wyższy poziom, albo przekonać całą rodzinę, że połowę weekendu warto spędzać w szczerym polu, słuchając nowych faktów z życia własnej matki, wygłaszanych przez kwiat piłkarstwa i trenerstwa polskiego za minimalne stawki godzinowe.
W praktyce wszyscy podkreślają: to praca dla pasjonatów.
Paweł Gądek, arbiter Małopolski: – U nas w okręgu sędziują osoby, które nie żyją z sędziowania. Mamy lekarzy, prawników, osoby wysoko postawione, sędziowanie to dla nich pasja. Nie znam arbitrów z niższych lig, którzy zajmowaliby się tylko tym. Patrząc pod kątem stawek za mecz. Jeśli masz 18 lat i dostajesz 90 złotych za mecz na B-klasie, wcześniej 60 złotych za mecz juniorów, w niedzielę zarobisz kolejne 90… Młody chłopak zrobi te 300 zł w weekend, to jest 1200 na rękę miesięcznie. Wyżyłować to można do jakichś 2000 zł, gdy już się trochę sędziuje. Mało czy dużo? Dla chłopaka, który chce dorobić, to są pieniądze, które coś znaczą. Pytanie czy gra jest warta świeczki, gdy za tę kwotę trzeba się nasłuchać od ch… i innych.
Pytanie, czy jadąc tylko na pasji, można zorganizować dobrze sędziowanie na niższych piramidach rozgrywkowych? Nie postulujemy rzecz jasna zawodowstwa w okręgówkach – ale takich realiów, które byłyby zwyczajnie zachęcające, a nie grały kartą pasjonata.
Paweł Gądek: – Ja bym nie sędziował, gdyby to nie była moja pasja. Tak to traktuję. Pracuję zawodowo, sędziowanie to odskocznia, przygoda. Większość sędziów to taka właśnie historia.
Do dziadka pierwszy wchodzi najmłodszy
To bardzo stara tradycja, jeszcze z początków lotnictwa. Jak tylko na treningu pojawia się słynny „dziadek”, to w środku popularnej gry ląduje najmłodszy bądź też najmłodsi. Piłka nie jest żadnym wyjątkiem, najmłodsi zawsze muszą swoje wycierpieć z racji wieku – i sądzimy, że to naprawdę niewysoka cena za to, że jako ludzie młodzi wciąż mają cele, marzenia i zdrowe kręgosłupy. Natomiast zupełnie serio wracając do sędziów – tutaj też młody musi swoje wycierpieć.
Zasady w teorii są logiczne. Do najsłabszych piłkarzy wysyła się najsłabszych sędziów, gdy jedni i drudzy nabiorą umiejętności, doświadczenia i obycia, awansują wyżej. W praktyce jednak to pułapka. Na najbardziej „dzikie” boiska, gdzie najłatwiej o naruszenie nietykalności cielesnej arbitra, wysyła się tych, którzy mają najmniejsze szanse na zgrabne wybrnięcie ze stykowych sytuacji. Co gorsza – często właśnie tam wysyła się sędziów w pojedynkę, bez asystentów, co jest już proszeniem się o kłopoty.
– W trójkę zawsze jest łatwiej, także jeśli chodzi o krewkich zawodników… Ja osobiście współczuję okręgom, które wysyłają sędziów w pojedynkę na B-klasę. Nie ma ludzkiej siły, żeby wychwycił spalonego pozycji środka boiska. Żeby był wszędzie tam, gdzie ma być – mówi nam Paweł Gądek z Małopolski. – Na B-klasę wysyła się sędziów zaczynających, niedoświadczonych, a to de facto często najtrudniejsze mecze, szczególnie jak ktoś jedzie sam. Na pewno podejmie jakieś złe decyzje, od tego może zacząć się nerwowa atmosfera… Rosyjska ruletka, problemy z wyrozumiałością. Mecz jest często festiwalem odreagowania dla miejscowych. Sędziemu się dostaje z urzędu.
Są okręgi, gdzie jest nieco lepiej. W okręgu Skierniewice słyszymy nawet, że nestorzy wprowadzają młodziaków, ustawiając się na liniach, niejako w roli zderzaków.
– U nas plus jest ten, że mamy mały okręg. 50-60 meczów w weekend, trochę ponad pięćdziesięciu czynnych sędziów, odjąć jakieś urlopy na weekend, więc tych 35 dostępnych mamy co tydzień. Natomiast fakt, że nie ma problemu teraz, nie oznacza, że nie będziemy mieć problemu za kilka sezonów – zaznacza nasz rozmówca. – Dla mnie fajne u nas jest to, że jak jedzie trójka na B-klasę, to ten młody sędzia idzie na środek, a ci starsi są do pomocy. Wiadomo, znają zawodników, pomogą w trudnym momencie, ale on łapie bezcenne doświadczenie.
NAJLEPSI POLSCY SĘDZIOWIE [RANKING]
Czy zabraknie sędziów w niższych ligach?
To jednak właściwie luksus, na który nie wszędzie można sobie pozwolić. Ba, trend jest jasny. Niedługo nawet okręgówka może mieć problemy z pełną obsadą.
– Jest u nas problem, trwa właśnie drugi sezon, kiedy B-klasa jest niemal w całości sędziowania w pojedynkę. Moim zdaniem w przeciągu 2-4 lat nawet okręgówka będzie sędziowania w pojedynkę. To brzmi fatalnie, ale patrzę na to racjonalnie. Zmierza to w złym kierunku – mówi nam Gądek. – Stawki są niskie, sędziów brakuje, młodzi się nie garną, bo po co mają się garnąć. Dostaną dwie stówki minus paliwo, a to praca w weekend, gdzie weekend ma być odpoczynkiem dla człowieka. Jedziesz, swoje się nasłuchasz… Dojazd jest zryczałtowany. Kiedyś opłacało mi się jechać, powiedzmy, do Białki Tatrzańskiej, Zakopanego. Miałem kilometrówkę. Dziś stawka jest ryczałtowa. W ostatnim czasie więc te same pieniądze dostałem za mecz, gdzie w jedną stronę miałem 88km do przejechania, jak i derby Tarnowa, gdzie mogłem dojść piechotą na stadion. Kluczowy jest obsadowy i muszę przyznać, że u nas w Małopolsce fajnie dobiera te mecze, nie rzucają nas bardzo daleko.
Skoro masz mało sędziów a sporo meczów, drogi są dwie. Albo zmniejszasz obsadę i faktycznie, niedługo nawet okręgówka będzie prowadzona przez jednego arbitra, albo… podkręcasz obciążenia. I jeden arbiter jeździ od meczu do meczu przez cały weekend.
– Sędziowie sędziują po kilka meczów dziennie, jesteśmy mocno eksploatowani – przyznaje Szymon Cienki. – Żeby wszędzie były trójki sędziowskie, roczny pobór musiałby być dwa razy większy niż ten obecny.
Pytamy Tomka Szpunara, który współprowadzi również profil „Zawód Sędzia” na Facebooku.
– Mogę powiedzieć, że w ciągu rundy udało nam się zejść z 40 meczów do 30 meczów. Był czas, kiedy musieliśmy sędziować po 4, 5 meczów w weekend. A moim zdaniem dwa to optymalna liczba, choć to też kwestia osobista. Dla kogoś optymalne może być trzy, szczególnie, gdy ten następny to mecz „u kogoś” w roli asystenta – mówi nam Szpunar. – Życie prywatne? Cóż, sędziując 3-4 mecze w weekend jest to obciążeniem. Ten czas dla rodziny i swój wolny jest bardzo ograniczony. To kwestia poukładania sobie życia, mi osobiście to życia prywatnego nie rujnuje, mam to zorganizowane dobrze. Ale znam grono ludzi, które w ogóle zrezygnowało z meczów niedzielnych – uznali, że w sobotę OK, ale niedzielę odpuszczą na rzecz rodziny. Pamiętajmy, że jadąc na mecz musimy być zazwyczaj godzinę lub wcześniej przed meczem. Jest rozgrzewka, sprawdzenie boiska. Sam mecz około dwie godziny. Miewałem takie dni, kiedy wyjeżdżałem o 8, wracałem do domu o 21 – oczywiście mając więcej niż jeden mecz.
Nabory? Wraca kwestia finansów…
Czyli tak: mamy młodych, niedoświadczonych sędziów, którzy w dodatku są przeciążeni i wysyłani na najtrudniejsze B-klasowe mecze w pojedynkę, uzbrojeni jedynie w gwizdek i dwie kartki. Starsi mają problem, by pogodzić swoje sędziowskie hobby z normalnym życiem, a jeśli nawet im się udało – sędziuję od rana do nocy IV ligę czy okręgówkę, często kosztem życia prywatnego.
Co można zmienić? Na pewno wykształcić większą liczbę sędziów. Środowisko sędziowskie spróbowało nawet – trochę „wykorzystując” pandemię – przejść na tryb szkolenia online.
– U nas w związku w tym roku odbyły się trzy kursy sędziowskie, jako pierwsi też przeszliśmy na kursy online. Problem był bardzo duży jeszcze w zeszłym roku, teraz odbiliśmy się dzięki tej formie internetowej, chętnych pojawiło się bardzo dużo. Wiem, że 2-3 inne związki poszły podobną drogą, by pozyskać nowych sędziów. Ludzie nie chcą przychodzić na kurs, a jeśli przyjdą, to rezygnują – mówi nam Szpunar. – Kurs online trwa miesiąc. Oczywiście to zakończone jest normalnym egzaminem z przepisów czy egzaminem kondycyjnym. Zdawalność w tym roku była średnia, nie zdała jedna czwarta kursantów – to normalny egzamin, bez ulg. Czy kursy online to przyszłość? Na pewno przynoszą większą liczebność. Co do wiedzy kursantów – jest niższa, nie ma co się oszukiwać, kursy stacjonarne dają więcej, ta wiedza jest lepiej przyswajana. Natomiast myślę, że kury hybrydowe, po części online, a niektóre kwestie na żywo w sali, mogą być rozwiązaniem.
Znów pojawia się ten dylemat – ułatwiać, by zwiększyć liczebność? Iść na kompromisy? Ale czy to nie obniży poziomu? Dylematy, ciągle dylematy.
– Liczebność? Kurs odbywa się raz do roku w Warszawie. Mieliśmy około stu kandydatów. Po kilku latach ostatecznie na stałe zostaje kilkunastu do dwudziestu sędziów. Większość robi kurs, żeby zrobić, części się nie podoba, niektórzy rezygnują po przygodach na meczach, nie radzeniu sobie z presją, z wyzwiskami. Realnie można liczyć na 25 nowych arbitrów rocznie, a w weekend w okręgu warszawskim odbywa się od 700 do 800 spotkań. To liczba za mała, aczkolwiek obsadowy robi wszystko, co w jego mocy – tłumaczy nam specyfikę stolicy Szymon Cienki. I od razu dodaje: teoria online – jak najbardziej. Ale poza tym praktyka, kontakt ze starszymi.
W mniejszych ośrodkach jest jeszcze gorzej – bo dochodzi problem migracji.
– W tej chwili w okręgu Skierniewice rocznie kurs kończy około dziesięciu osób, ale zostaje bardzo mało. Dlaczego? Niskie pieniądze i czas, a raczej jego brak. Jadą na studia do Łodzi, Warszawy, porzucają to. Problem nasila się z roku na rok – przyznaje nasz rozmówca ze Skierniewic.
JAROSŁAW PRZYBYŁ: JESTEM AMBASADOREM KLUCZBORKA!
Czy to na pewno pasja?
Problem na pewno istnieje również dlatego, że sędziowanie trudno traktować jako pasję. Choć nasi rozmówcy przyznają, że akcja #SzacunekDlaArbitra miała pewien efekt, to wciąż droga do przywrócenia radości z pełnienia roli arbitra jest dość długa.
– Wyższe stawki to pewien punkt wyjścia, chodzi też o to, by sędziowie nie czuli się złem koniecznym – mówi nam Cienki. – Sędziuję w niższych ligach od 11 lat. Zawsze zastanawiała mnie jedna rzecz. Skoro nawet w Lidze Mistrzów arbitrzy popełniają błędy, teraz korygowane przez VAR, to skąd wymagania, by na A-klasie czy B-klasie nie zdarzał się żaden błąd? Wymaga się całkowitej nieomylności na A-klasie za 150 złotych. To jest dla mnie niepojęte. Najłatwiej zrzucić winę na arbitra, najłatwiejszy cel. Reakcja na te błędy jest niewspółmierna. Każdy stara się zrobić swoją pracę jak najlepiej, odpowiada przed obserwatorem i tak dalej.
Tu już nie potrzeba pieniędzy, tu potrzeba zmiany podejścia, zresztą u różnych grup.
– Agresja ze strony zawodników, działaczy, a w rozgrywkach młodzieżowych też rodziców… Obrażanie to chleb powszedni, natomiast napaści, dotkliwe pobicia, pobyty w szpitalach, grożenie, zajeżdżanie drogi – smutne sytuacje, które na szczęście są coraz rzadziej. Trudno powiedzieć jak wielki wpływ na to ma akcja „Szacunek dla arbitra”, ale moim zdaniem jakiś skutek odniosła. Jest troszkę lepiej. Ale to nie jest tak, że już czujemy się bezpiecznie, fajnie, komfortowo. Te kary wciąż nie są na tyle odstraszające – mówi nam warszawski arbiter.
Z drugiej strony jednak dopytujemy Tomka Szpunara, który z racji prowadzonego fanpage’a, ma dane niejako z pierwszej ręki.
– Rzeczywiście zauważyłem, że od czasu akcji #SzacunekDlaArbitra trochę się zmieniło. Akcja odbiła się dużym echem po całej Polsce. Myślę, że sędziowie – żeby tak powiedzieć – czują większy szacunek wobec samych siebie. Sytuacje z zapalnikami na meczach oczywiście zdarzają się, bo te sytuacje nie zostaną całkiem wyeliminowane, ale jest lepiej. Natomiast problem wielu został unaoczniony, wielu działaczy w klubach też bardzo poważnie do tego podeszło, za co należą im się brawa. Prowadząc profil „Zawód sędzia” widzimy, że mniej niż kiedyś jest wiadomości o tego typu problemach. Jest też więcej stanowczości w karach: ostatnio w łódzkim sędzia został uderzony, sprawa wylądowała na policji. I podobała mi się reakcja klubu, który od razu dożywotnio zawiesił swojego zawodnika, sam w imieniu klubu też przeprosił arbitra – mówi nam sędzia z województwa kujawsko-pomorskiego.
Sytuacja z Łodzi odbiła się zresztą szerokim echem w całym środowisku.
– Nie zdarzyło mi się nigdy nic niebezpiecznego, choć sędziuję od lat. Ale w okręgu żabieńskim sędzia po meczu wyjeżdżał, zawodnicy drużyny zastawili mu drogę łączącą Tarnów z Kielcami. Do rękoczynów nie doszło, ale związek wykluczył dożywotnio jednego zawodnika. Wczoraj była sytuacja, gdzie Wydział Dyscypliny w Łodzi dał zawodnikowi kilkuletnią karę za groźbę bez kontaktu fizycznego. U nas za coś podobnego zawodnik dostał dożywotni zakaz – przypomina Gądek z Małopolski.
Ideał?
– Był pomysł, aby arbitrom nadać status funkcjonariusza publicznego. To byłby absolutny szczyt opieki prawnej nad nim. Największe szczęście, jakie mogłoby spotkać sędziów. Ale to trudne do spełnienia. Na razie wszystko w rękach wydziałów dyscypliny, by dawać takie kary, aby piłkarze czy inni zastanowili się zanim czegoś się dopuszczą – puentuje Szpunar.
Protest sędziów powróci?
Zdaje się więc, że protest arbitrów – na razie zawieszony – może w jakiejś formie powrócić. Na pewno natomiast oddaje nastroje arbitrów. Nie da się bowiem dłużej udawać, że latanie z gwizdkiem pomiędzy rzeźnikami to tak kapitalna rozrywka, że właściwie to sędziowie powinni płacić piłkarzom. Zwłaszcza, gdy okazuje się, że sędziów mam coraz mniej, a meczów do sędziowania wcale tak drastycznie nie ubywa. Czy protest wystarczy? Na razie jest bardzo przyzwoitym pomysłem na przypomnienie wszystkim: sędzia też człowiek, niezależnie od tego, co czasem można usłyszeć o pochodzeniu sędziów na meczach B-klasy.
– Moje pomysły? Większe kwoty, ale po konsultacjach z klubami, bo wszyscy wiemy, że ich budżet nie jest z gumy, dostają czasem małe pieniądze z gmin. Do tego ubezpieczenia dla sędziów, ostrzejsze działania ze strony wydziału dyscypliny, by reagować na ataki na sędziów w zdecydowany sposób i to nagłaśniać – wymieniają nam sędziowie pomysły na uzdrowienie sytuacji.
Wszystko tak naprawdę rozpoczyna się i kończy na godności. Pracować w godnych warunkach, czyli bez jeżdżenia od 8 do 21 po całym województwie. Pracować z godnością, czyli bez wiecznego wysłuchiwania, jak rzekomo ma sędzia na imię. Za godne pieniądze, czyli pensję odrobinę bardziej konkurencyjną, niż bok dla oszczędnego studenta z dowolnej akademii.
Bez zapewnienia tego sędziom, niższe ligi staną. Albo w wyniku odwieszenia wspomnianego protestu sędziów, albo ze względu na to, że sędziów po prostu nie wystarczy do obsady wszystkich spotkań…
LESZEK MILEWSKI I JAKUB OLKIEWICZ
CZYTAJ TAKŻE:
Fot.400mm.pl