Ekstraklasa malowana jest zaskoczeniami. Na ogół tymi negatywnymi. Ale uznaliśmy, ze warto pójść pod prąd i wybrać dziesięciu zawodników, którzy pozytywnie zaskoczyli nas na początku sezonu. Z jednej strony poszukaliśmy ciekawej młodzieży, z drugiej – ligowców, których znaliśmy, a którzy nagle zaczęli grać nadspodziewanie dobrze. Nie było sensu tu wrzucać – dajmy na to – Kacpra Kozłowskiego, bo wiedzieliśmy, że on umie grać w piłkę. Ale taki Bartosz Śpiączka? O, jego forma jest już pozytywnym zaskoczeniem.
Bartosz Śpiączka (Górnik Łęczna)
Przez lata uchodził za klasycznego “defensywnego napastnika”. Mówiliśmy “Śpiączka“, to od razu na myśl przychodziły cechy typu: waleczny, agresywny, powalczy, zrobi miejsce. Ale na pewno nie to, że może być przydatnym ogniwem ofensywy w kontekście strzelania goli czy napędzania akcji ofensywnych.
Swego czasu był jednym z najgorszych transferów w historii Termaliki Nieciecza. Bruk-Bet płacił mu sporo kasy, zleciał z zespołem do I ligi, a wysoki kontrakt pozostał. A wyglądał tam fatalnie. Później spadł razem z GKS-em Katowice. No, dramat. Gdyby ktoś nam powiedział, że przyjdzie taki dzień, że Śpiączka nawet nie tyle wróci do Ekstraklasy, co jeszcze będzie strzelał w niej gole, to byśmy odesłali go do Tworek czy Gniezna.
Tymczasem w dziesięciu kolejkach uzbierał już pięć trafień. Żeden inny polski napastnik w dziesięciu kolejkach nie uzbierał więcej goli. Tyle samo trafień ma Łukasz Zwolinski, a jednak “Zwolak” cieszy się nieporównywalnie lepszą od zawodnika Górnika [aktualizacja – w momencie pisania tekstu Śpiączka strzelił kolejnego gola i jest już liderem wśród polskich strzelców w ESA]. Poza tym – no niby ta ofensywa beniaminka wygląda lepiej od łęcznowskiej defensywy, ale wciąż bycie napastnikiem Górnika to nie jest jakaś najprzyjemniejsza robota pod słońcem. Okazji mało, strzelać trzeba czasem z niczego. Nam w pamięci zostanie chyba ten gol z pierwszej kolejki – Śpiączka wywalczył piłkę w środku pola, podał do Banaszaka, przebiegł pół boiska, wyprzedził wszystkich, a na koniec wykorzystał zwrotne podanie od kolegi.
Krzysztof Kubica (Górnik Zabrze)
Czy Krzysztof Kubica był w zeszłym sezonie najbardziej obiecującym młodzieżowcem Górnika? No nie mamy takiego przekonania. Być może ktoś w redakcji podniósłby głos i powiedział “z tego Kubicy coś może być”, ale wówczas pomyślelibyśmy, że to ktoś z działu “inne sporty” zabłądził na zebraniu redakcji piłkarskiej.
Niezłe epizody zaliczał Ściślak, momenty (ale tylko momenty) miewał Wojtuszek. Może i Gryszkiewicz – z uwagi na regularną grę – rokował lepiej. Kubica? Większość meczów rozegrał wiosną, ale jak tak patrzymy sobie na noty z tamtego okresu, to ręce opadają. Kilka piątek, kilka czwórek, przewaga trójek. Rzetelny materiał na solidnego ligowca.
I oczywiście wciąż dalecy jesteśmy od wiwatowania na część pomocnika Górnika i nie zastanawiamy się – czy lepsze dla niego byłoby Torino, a może jednak Union Berlin.
Natomiast trzeba przyznać, że Kubica zaliczył udane wejście w sezon. Trzy gole, jedna asysta – tylko Jesus Jimenez ma lepsze liczby w ekipie zabrzan. Do tego zgarnięcie nagrody dla młodzieżowca miesiąca. Jako ten trzeci do Manneha i Nowaka młodzieżowiec Górnika pasuje na ten moment optymalnie.
KUBICA: JESTEM RAJDOWCEM. TAKIM NA BOISKU [WYWIAD]
Joao Amaral (Lech Poznań)
Wygląda na to, że z tej ofensywy transferowej Lecha z minionego lata najlepszym transferem okaże się… wracający z wypożyczenia Joao Amaral. Czy wierzyliśmy? Nie do końca. To nie tak, że Amaral opuszczał Lecha Poznań z salwą wiwatów pod stadionem. Miewał swoje lepsze mecze i widać było, że jest ulepiony z trochę innej gliny niż typowy polski pomocnik. Miał też przyzwoitą średnią gola/asysty na mecz.
Ale pamiętamy tamte kulisy wyfrunięcia z Poznania. Tutaj ckliwy filmik dla kibiców, że musi być blisko rodziny, że zaraz urodzi mu się dziecko, że [tu pociągnięcie nosem i otarcie łez] świat jest brutalny. A za chwilę wywiad w portugalskich mediach, gdzie rozsmarował Dariusza Żurawia i jasno przekazał, że musiał uciekać z klubu, bo nikt w niego nie wierzył.
Miał wrócić, może pokopać, może nawet być cennym ogniwem. Ale że po dziesięciu kolejkach będzie jednym z najlepszych (według niektórych – nawet najlepszym) ligowcem po dziesięciu kolejkach? No to jest spore zaskoczenie. Świetnie współpracuje z Ishakiem, Ramireza posadził na ławce, nie ma w ogóle dyskusji na ten temat, że może lepiej, gdyby Skorża grał Portugalczykiem i Hiszpanem zamiennie. Ma już cztery asysty i cztery gole, dwukrotnie trafił u nas do jedenastki kozaków.
Maciej Gajos (Lechia Gdańsk)
Wydawało się już, że to będzie kariera niespełnionego ligowca. W Jagiellonii był gwiazdą, Lech miał być przystankiem w drodze na zachód. Z przystanku na zachód zrobił się przystanek przesiadkowy do Gdańska, a w Lechii Gajos zgubił rozkład jazdy. Popadał w przeciętność. Od “dziesiątki” z aspiracjami do gry w silniejszych ligach stał się synonimem przeciętniactwa.
Tymczasem w tym sezonie i za Stokowca, i za Kaczmarka wygląda naprawdę dobrze. Już mniejsza o bramki – choć tych na koncie ma trzy – ale wpływ Gajosa na grę Lechii jest niebagatelny. Jakbyśmy znów przez te kilka kolejek zobaczyli tamtego gościa, który w Jagiellonii wyglądał świetnie. Do goli dorzucił asystę i kluczowe podanie. Ciekawi nas – czy to chwilowa zwyżka formy, czy jednak w karierze Gajosa coś drgnie. Stuknęło mu 30 lat, kariery na zachodzie już nie zrobi, ale przez kilka kolejnych lat mógłby utrzymać status “solidnego ligowca deluxe”.
Mateusz Żukowski (Lechia Gdansk)
Pozostajemy przy Lechii. W zeszłym sezonie Weszłopolskich padło takie zdanie, że Mateusz Żukowski ma więcej tatuaży niż dobrych meczów w Ekstraklasie. Nie wiemy, ile tych dziar obrońca Lechii ma, ale w tym sezonie podkręcił liczbę dobrych spotkań do tego stopnia, że w rywalizacji z malunkami na ciele może już dojść do bramkowego remisu.
Miała Lechia drobny zgryz z tą prawą obroną w zeszłym sezonie. Fila nie wyglądał spektakularnie, Stokowiec szukał tam różnych rozwiązań, tyczasem Żukowski wpasował się tam nieźle. A i na prawym skrzydle można go wystawiać. Nie jest to może jakiś piłkarski wirtuoz, ale ma chłopak zdrowie, przyłożyć potrafi (vide bramka z Radomiakiem), wydolny jest. Biorąc pod uwagę pułap oczekiwań i bieżącą formę, to śmiało można go określić mianem pozytywnego odkrycia.
Sprawdź ofertę Fuksiarza na Ekstraklasę!
Maik Nawrocki (Legia Warszawa)
Krótka jest droga od rezerwowego Warty Poznań do czołowego stopera ligi. Choć jasne, że do tej pory Nawrocki lepiej wyglądał w pucharach niż w Ekstraklasie, to trudno nam wymazać z pamięci tamte starcia przede wszystkim ze Slavią, gdzie wyglądał znakomicie.
Czy w Legii dostrzegli coś, czego nie widzieli w Warcie? Niekoniecznie. Niedawno Piotr Tworek wyjaśniał to u nas tak:
– Byłem bardzo zadowolony z tego, co Maik pokazywał na treningach. Wkomponował się w grupę, bardzo rzetelnie pracował, nie marudził na to, że nie gra. Wiedzieliśmy doskonale, że sporo potrafi. Spałem spokojnie, bo wiedziałem, że gdyby Aleks czy Robert doznali urazu, to Maik byłby gotowy i wniósłby odpowiednią jakość. Dostał trzy szanse: z Pogonią, gdzie zagrał dobrze. Ze Śląskiem, ale to nie był jego dobry mecz. I na koniec sezonu z Cracovią, gdy wypadł znakomicie. Bardzo chcieliśmy, by został z nami na dłużej – mówi trener rewelacji poprzedniego sezonu. Problem w tym, że Warta nie miała szans podczas letniego okna transferowego. – Mieliśmy 1% szans na to, że Maik do nas trafi. Próbowaliśmy swoich sił. Robert Graf pojechał do Niemiec na rozmowy z Werderem i Maikiem. Ale widzieliśmy, że na planszy są silniejsze pionki.
No nie sposób w największych pozytywnych zaskoczeniach początku sezonu pominąć Nawrockiego.
OBROŃCA MILCZĄCY I ZDROWY KOŃ. HISTORIA NAWROCKIEGO
Patryk Sokołowski (Piast Gliwice)
W każdym wywiadzie z Patrykiem Sokołowskim musiało paść pytanie o brak liczb. Bo widzieliśmy, że to nie jest zły piłkarz – technicznie jest kumaty, taktycznie pojęty, koordynacja w porządku, bystry na boisku. Problemem było to, że jak tak spoglądaliśmy w jego dorobek goli i asyst, to wyglądał on raczej jak dorobek rezerwowego stopera, a nie podstawowego środkowego pomocnika.
Tymczasem w tym sezonie do rzetelnej i solidnej gry dołożył trafienia. W dziesięciu kolejkach brał udział przy pięciu golach – dwa strzelił sam, przy trzech kolejnych miał kluczowe podania. Identyczny dorobek miał w poprzednim sezonie po… no, po wszystkich kolejkach. Zanosi się na rekord. A po dziesięciu kolejkach chyba śmiało możemy nazwać go najlepszych piłkarzem gliwiczan na tym etapie sezonu.
SOKOŁOWSKI: PIAST JESZCZE SIĘ ODBIJE
Mateusz Cichocki (Radomiak Radom)
Bogusław Leśnodorski stwierdził kiedyś, że to będzie nowy Jacek Zieliński. Pewnie grubo przeszarżował. Ale dzisiaj Mateusz Cichocki nie jest przynajmniej tak skandalicznie słaby, jak był w sezonie 2018/19 w barwach Zagłębia Sosnowiec. To trochę casus Śpiączki – zapadł nam w pamięci jako piłkarz absolutnie fatalny, a nagle po powrocie do Ekstraklasy wygląda przynajmniej rzetelnie.
Jezu, co to była za kapela wówczas w Sosnowcu. Aż nie wiemy, kto wówczas był gorszy – Heinloth, Jędrych, Polczak, Mygas, Toth (!!!) czy właśnie Cichocki. Wówczas Cichocki był u nas oceniany dwadzieścia razy i pięciokrotnie trafił do badziewiaków. Chłop co czwarty występ był najgorszym obrońcą kolejki, a przecież konkurencja była duża, bo Polczakowi udało się do badziewiaków wskoczyć osiem razy.
A dziś? Wiadomo, szefem defensywy Radomiaka jest Rossi, ale Cichocki z roli tego solidnego giermka wywiązuje się nadspodziewanie dobrze. Nie jest może w TOP5 stoperów ligi, ale doceniamy ewolucję z karykatury defensora w solidnego obrońcę.
Fabian Piasecki (Stal Mielec)
To nie tak, że Piaseckiego mieliśmy za jakiegoś skrajnie nieuzdolnionego piłkarza. Widać było w Śląsku, że coś umie, że to nie jest meteoryt przelatujący przez Ekstraklasę dzięki układom i kontaktom. Natomiast nie mógł wygrać rywalizacji z Exposito, dusił się trochę we Wrocławiu, do tego klub sprowadził Quintanę. Piasecki wolał poszukać sobie miejsca do gry gdzieś poza Dolnym Śląskiem.
I to roczne wypożyczenie do Stali wygląda jak małżeństwo z rozsądku dla obu stron. Piasecki ma na koncie trzy gole w tym sezonie (w tym jeden – ten z przewrotki – iście spektakularny), do tego asystę i kluczowe podanie. Jeszcze w Śląsku dwa razy trafił w eliminacjach do Ligi Konferencji.
Nie wszystkie te ruchy transferowe Stali last-minute są trafione, ale Piasecki wygląda na taki, co to może sprawić, że Paweł Paczul na koniec sezonu w Lidze Minus będzie musiał wystąpić w stroju Borata.
Damian Warchoł (Wisła Płock)
Nie szalał w I lidze, postrzelał trochę w II lidze, a na poziomie III ligi błyszczał skutecznością. Czy zatem mogliśmy przewidywać, że w Ekstraklasie nagle wystrzeli? Cóż, niekoniecznie. Niby dużo się mówi o dawaniu szans Polakom z niższych lig, ale tak naprawdę niewielu z nich w ESA się sprawdza. Po prostu różnica w wymaganiach jest spora i wielu nie daje sobie rady. A Warchoł? Wjechał bez kompleksów.
W tym sezonie tak naprawdę nie zagrał słabego meczu. W siedmiu meczach, w których zagrał więcej niż 20 minut, strzelił cztery gole, zaliczył asystę, wywalczył rzut karny. Z Wisły Płock często szydziliśmy, że to zespół bez napastnika, który w dodatku bierze na szpicę piłkarzy, którzy na ogół goli nie strzelają. A tu nagle wyciągają 26-latka z rezerw Legii i ten wyrasta na kluczową postać ataku płocczan.
Czytaj też:
- Najlepsi ligowcy po 10. kolejkach – ranking not
- Joao Amaral – piłkarz odzyskany dla Lecha
- Bartosz Śpiączka – redemption
- Warchoł: Czasem w życiu trzeba dostać po dupie
fot. NewsPix