Patryk Szwedzik walczył jak zły. Szukał. Strzelał. Trafiał w obramowanie, bramkarza, rywali, bandy reklamowe. I nie dał rady. A czego szukał? Trzeciego gola, który przypieczętowałby wygraną GKS-u Katowice w derbowym spotkaniu z GKS-em Tychy. Tyszanie stwierdzili więc, że może i byli już dwukrotnie liczeni, ale skoro rywal nie korzysta z okazji, to może być szansa na powrót. I była – mecz zakończył się remisem.
To były zabójcze i błyskawiczne kontrataki. GKS Katowice zdobył dwie bliźniacze bramki. Prawie kropka w kropkę. W obydwu przypadkach zaczęło się od tego, że Filip Kozłowski odzyskał piłkę i zagrał do Adriana Błąda. Doświadczony piłkarz i lider GieKSy błyszczał z kolei tym, w tym jest najlepszy. Najpierw dograł Patrykowi Szwedzikowi do pustaka – 1:0. Potem popisał się kapitalnym podaniem, którym uwolnił Szwedzika i pozwolił mu wyjść na sam na sam z bramkarzem – 2:0.
Wszystko rozwijało się po myśli katowiczan.
Patryk Szwedzik show
GKS Tychy był tego dnia zagubiony, bezradny, wręcz niechlujny. Obydwie bramki stracił po indywidualnych błędach. Straty, to, jak dał się ograć Kamil Szymura – to sytuacje, które nie przystawały do zaplecza Ekstraklasy. W pierwszej połowie goście oddali tylko jeden, niecelny strzał. Nie istnieli na boisku, po prostu. Zresztą nawet w drugiej części meczu obraz gry się nie zmienił. Kolejne okazje do strzelenia gola mieli gospodarze. Kolejne okazje miał przede wszystkim Szwedzik, który:
- obił poprzeczkę
- zmarnował sam na sam
- oddał strzał, który minimalnie minął słupek
Łącznie zanotował sześć uderzeń – to połowa wszystkich strzałów oddanych przez GKS Katowice. I nic, trzeci gol nie padł. Rafał Górak stwierdził w końcu, że zdejmie go z boiska, bo chłopak i tak wykonał robotę. 19-latek był przecież rezerwowym, zagrał, bo Filip Szymczak pojechał na zgrupowanie młodzieżowej reprezentacji Polski.
I co? I „GieKSa” jakimś cudem tego meczu nie wygrała.
Klasyczna GieKSa
Chociaż w sumie ciężko mówić o cudzie, bo dwubramkowa przewaga nie jest dla katowiczan wynikiem bezpiecznym. Nie, nie chodzi nam wcale o zasadę Czesława Michniewicza. Po prostu drużyna trenera Góraka już tak ma, że potrafi stracić punkty mając przewagę. Weźmy nawet ten sezon – tak właśnie było z Resovią, która w ostatnich minutach odrobiła dwie bramki, a mogła nawet wygrać. GKS nie potrafił też utrzymać prowadzenia z Arką. Z kolei tyszanie potrafią w co innego. W skuteczne końcówki. Ten sezon to:
- wygrana z Odrą w 82. minucie
- remis z Widzewem w 91. minucie
- wygrana z Chrobrym w 89. minucie
Tym razem było podobnie. Najpierw do siatki trafił Tomas Malec, potem rzut rożny wykonywał Łukasz Grzeszczyk, piłkę zgrał jeden z jego kolegów, a Szymura naprawił swój błąd z pierwszej połowy. Jak? Tak umiejętnie uniknął piłki, że Oskar Repka został trafiony w bark i chwilę później widniał na liście strzelców.
Jako autor bramki samobójczej.
GKS Tychy uratował punkt i przedłużył swoją udaną serię. Drużyna Artura Derbina nie przegrała już od blisko dwóch miesięcy – konkretniej od 10 spotkań, licząc także Puchar Polski. Ładna passa.
CZYTAJ TAKŻE:
- Jak trenują pierwszoligowcy?
- Pierwszoligowe ikony – piłkarze z największą liczbą meczów w poszczególnych klubach
GKS Katowice – GKS Tychy 2:2 (2:0)
Szwedzik 8′, 16′ – Malec 82′, Repka 85′
fot. Newspix