Reklama

Czy polskim futbolem kierowała piłkarska mafia?

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

02 października 2021, 10:06 • 16 min czytania 20 komentarzy

– Nie każdy zrozumie niuanse: w pierwszej instancji sąd uznał, że część oskarżonych działała w zorganizowanej grupie przestępczej, w tzw. „gangu Fryzjera”, ale też, że nie można wskazać na to, że udział w tej grupie brał Ryszard F. – z tym poglądem nie zgadza się prokuratura, która zgłosiła odwołanie od tej części wyroku i walczy o to, żeby uznać, że „Fryzjer” był założycielem i uczestnikiem tej grupy przestępczej. Po zakończeniu sprawy w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu będziemy mogli postawić małą kropkę. Poznamy odpowiedź na najważniejsze pytanie: czy rzeczywiście w polskim futbolu działała zorganizowana grupa przestępcza, której założycielem i szefem był pan Ryszard F., nazywany „Fryzjerem”. Jeżeli sąd udzieli jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, to będziemy mieli jasność, czy było to zaplanowane, wielotorowe i strukturalne działanie, czy ktoś sobie po prostu ustawiał mecze, bo było to opłacalne. Chciałbym się ostatecznie dowiedzieć, czy mieliśmy do czynienia z piłkarską mafią – opowiada Dominik Panek, założyciel Blog Piłkarska Mafia, z którym rozmawiamy o procesach rozliczających mroczne korupcyjne czasy w polskiej piłce. Zapraszamy. 

Czy polskim futbolem kierowała piłkarska mafia?
Czarny korupcyjny okres w historii polskiej piłki nie jest jeszcze rozliczony. 

Nie jest, ale mam nadzieję, że rozliczenie nastąpi jeszcze w tym roku, sprawy zostaną zamknięte i zapadną wyroki skazujące lub uniewinniające oskarżonych. Że w końcu będziemy mogli powiedzieć, że sprawa rozpoczęta w 2005 roku skończyła się już na dobre i możemy zająć się kibicowaniem, patrzeniem na polską piłkę nożną tylko przez pryzmat czysto sportowy, nie zapominając o teraźniejszości, bo ten mroczny okres zawsze może się powtórzyć, chociaż na pewno nie na taką skalę.

Dlaczego to wszystko tyle trwa? To był specyficzny, skomplikowany proceder, ale chyba też nie aż tak złożony, żeby przedłużać procesy w nieskończoność.

Jeśli tak gigantycznym śledztwem zajmowało się tylko dwóch agentów CBA, trzech prokuratorów i kilku policjantów, to już dostajemy odpowiedź, dlaczego dynamika tej historii była taka, a nie inna. Tym powinien zajmować się duży zespół śledczy. A tak ostatni akt oskarżania trafił do sądu w 2015 roku, czyli dziesięć lat po tym, jak doszło do pierwszego zatrzymania. Później sprawy wlekły się w sądach. Logiki tu nie uświadczymy. Dopóki rozprawy w Polsce będą wyznaczane raz na miesięcy albo raz na kilka miesięcy, to takie sprawy będą trwać zdecydowanie za długo.

Mówi się, że skuteczna kara powinna być wymierzona szybko i sprawiedliwie. I tak jak można powiedzieć, że wyroki zapadające w tej sprawie są sprawiedliwe, tak ich szybkość pozostawia dużo do życzenia. Uwaga została rozproszona, większość ludzi już tego nie obserwuje.

Dla masowego konsumenta piłki nożnej to ciekawostkowa prehistoria.

I to nie tylko dlatego, że trwa to tak długo, ale też dlatego, że główni oskarżeni i uczestnicy tych wydarzeń byli ważnymi postaciami polskiej piłki w latach 2000-2006, z mniejszymi lub większymi wpływami kilka lat w tył lub w przód, ale teraz są praktycznie anonimowi. Patrzymy na ich inicjały, na ich imiona z jednoliterowym nazwiskiem i często niewiele nam to opowiada. Dlatego też na Blog Piłkarska Mafia zawsze wyjaśniam, kto kim jest, żeby można było się w tym odnaleźć.

Reklama
Najważniejszy jest proces „gangu Fryzjera”. Ryszarda F., pseudonim „Fryzjer”, aż tak przedstawiać nie trzeba. 

Sprawa tzw. „gangu Fryzjera” trafiła do sądu w 2010 roku. Jedenaście lat temu, a przecież teraz rozgrywa się proces w tej sprawie w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu. Możemy mówić, że tych oskarżonych było bardzo dużo, bo ponad sto osób, ale byli przecież też tacy, którzy dobrowolnie poddali się karze i szybko zostali osądzeni. Sprawa została podzielona jeszcze na dwie części i pozostało nam tylko piętnaście osób, które być może nawet nie do końca pamiętają, za co zostały oskarżone, a dalej muszą stawiać się w sądzie, dalej muszą się tłumaczyć, a już dawno powinni być skazani lub uniewinnieni w zależności od tego, jak sędziowie ocenią materiał dowodowy.

Dochodzi do kuriozalnych sytuacji. Najlepszy przykład – akt oskarżenia w sprawie Miedzi Legnica, który leży od wielu lat w sądzie w Poznaniu. Sprawa trafiła do sądu w 2015 roku. Sześć lat temu, a proces jeszcze się nie rozpoczął! Laikowi trudno to zrozumieć. Słychać tłumaczenia, że jeden z oskarżonych jest poważnie chory i nie może uczestniczyć w procesie, ale moim zdaniem powinno się włączyć innych oskarżonych do odrębnego postępowania i ich osądzić, a nie trwać w tej bezsilności przez tyle lat.

Przedstawiciele Ryszarda F. też przekonują, że aktualnie to człowiek schorowany, co oznacza, że raczej nie poniesie konsekwencji swoich działań sprzed wielu lat. 

Nie do końca. Same procesy, samo oskarżenie, sam jego pobyt w areszcie, a później w zakładzie karnym spowodowały, że w jakiś sposób już poniósł konsekwencje swoich czynów. Ma ostatni proces na głowie – w sprawie tzw. „gangu Fryzjera”. Tak mówię, bo dalej nie ma prawomocnego wyroku, a w pierwszej instancji sąd uznał, że nie ma podstaw, żeby skazać go za udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Jeżeli jednak teraz, w sądzie apelacyjnym, zapadnie wyrok skazujący go na więzienie bez zawieszenia, to rzeczywiście Ryszard F. może trafić jeszcze za kratki.

To możliwe?

Po pierwsze – sąd weźmie pod uwagę jego wiek. Ryszard F. ma siedemdziesiąt sześć lat. Po drugie – stan jego zdrowia. Jego obrończyni w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu wspominała, że ten jest bardzo ciężki. Ba, użyła nawet sformułowania „krytyczny”, ale szczerze mówiąc: chyba zagalopowała się w tym stwierdzeniu. Może będzie to wyrok w zawieszeniu. Ale przecież też nie jest tak, że siedemdziesięciosześcioletni ludzie nie trafiają do więzienia. Trafiają, jak najbardziej. Wiek nie jest podstawą do oceny, czy oskarżony zasługuje, czy nie zasługuje na pójście do więzienia. Ale zadaję sobie inne pytanie: czy po tylu latach, bo od czynów zarzucanych Ryszardowi F. minęło szesnaście lat, powinno się jeszcze zamykać ludzi za tego typu przestępstwa do więzienia. Pamiętajmy, że dalej mówimy o korupcji w sporcie, a nie o zabójstwach czy innych bardzo poważnych przestępstwach, przy których narażone jest życie czy zdrowie innych ludzi.

„PUCHAR JUŻ NIE JEST NASZ”. DYSKOBOLIA UKARANA ZA KORUPCJĘ

W podobny sposób argumentowała pani adwokat Ryszarda F., która stwierdziła, że „od zarzucanych czynów minęło piętnaście lat, oskarżony ma bardzo dobra opinię w miejscu zamieszkania”. 

Czasami wydaje mi się, że ten czas nie gra roli, że niezależnie od tych kilkunastu lat, jeśli Ryszard F. był winny, to powinien trafić do więzienia, ale czasami też myślę, że skoro zawiodło państwo, skoro zawiódł wymiar sprawiedliwości, skoro wyrok nie zapadł przez tak wiele lat, to może nie powinno kończyć się to wyrokami bezwzględnymi. Prokurator uznał, że Ryszard F. powinien trafić do więzienia i nie powinno przysługiwać mu warunkowe zawieszenie kary. Powinniśmy zdać się na to, że on wie najlepiej, czy Ryszard F. powinien za te przestępstwa trafić za kratki. Mnie osobiście również wydaje się, że tak, powinien wylądować w więzieniu, bo jednak jego rola w tym procederze była kluczowa. To on – według prokuratury – trzymał wszystkie nitki w ręku i pociągał za sznurki. Pociągnęło to za sobą bardzo poważne konsekwencje. Ta cała sprawa miała wpływ na życie wielu osób. Zmarnowała wiele piłkarskich karier. Niby to tylko piłka nożna, ale dla wielu z nas to aż piłka nożna.

Reklama
Ile razy w ciągu ostatnich kilkunastu lat słyszałeś tłumaczenia Ryszarda F., zanim linią jego obrony stał się stan zdrowia?

Słyszałem tłumaczenia Ryszarda F. wiele razy, ale to było jeszcze za czasów procesu dotyczącego korupcji w Arce Gdynia. Był wtedy jednym z głównych oskarżonych. Byłem na wszystkich rozprawach. Ale to było dawno temu. Pan Ryszard F. był znacznie młodszy, w sile wieku, chętnie zabierał głos. Sprawiał wrażenie mocno zaangażowanego w dynamikę wydarzeń na sali sądowej. Czasami trzeba było go uciszać, kiedy próbował dopowiadać jakieś uwagi do zeznań przesłuchiwanych świadków. Później jego stan zdrowia się pogorszył i nie miałem już okazji obserwować, jak zachowuje się na sali sądowej. Wcześniej z moich sądowych obserwacji wynikało, że z panem Ryszardem F. jest tak, że ma dwie twarze. Pierwsza twarz: miły, sympatyczny starszy pan, który dowcipkuje, zagaduje, kulturalnie tłumaczy pewne rzeczy. Druga twarz: bezwzględny, cyniczny gracz, który potrafi w ostrych słowach rozprawiać się z ludźmi, których uważa za swoich wrogów. Taka sytuacja miała miejsce chociażby z Antkiem Bugajskim z Przeglądu Sportowego, którego Ryszard F. bardzo wulgarnie zwyzywał na sali sądowej. Różne są twarze „Fryzjera”.

Miał wiele procesów.

Jego sprawa wlecze się właśnie dlatego, że był oskarżony w czterech procesach. Pierwszy proces to początek rozliczania korupcji w polskiej piłce i sprawa Arki Gdynia. Później – proces Piasta Gliwice i proces z kilku pozbieranych meczów. I teraz ten główny proces w sprawie tzw. „gangu Fryzjera”. Dwa prawomocne wyroki skazujące Ryszard F. ma już za sobą. W tym jeden z bezwzględną karą pozbawienia wolności – ten z Arką Gdynia. Drugi to kara w zawieszeniu. Teraz czeka na prawomocny wyrok w procesie głównym. W jeszcze kolejnej sprawie nie zapadł prawomocny wyrok. Cztery procesy, mnóstwo rozpatrywanych meczów, tak to wszystko trwa. Teraz sądy wróciły do intensywnej pracy po okresie wakacyjnym, wcześniej bieg spraw zwalniała jeszcze pandemia koronawirusa, ale pewne rzeczy dalej trudno zrozumieć: w procesie sprawie tzw. „gangu Fryzjera” pierwszy wyrok zapadł w 16 grudnia 2019 roku. Sąd Apelacyjny we Wrocławiu rozpatruje tę historię po upływie półtora roku. To gigantyczny czas na przygotowanie apelacji.

Myślisz, że apelacja przyniesie zmiany wyroków względem decyzji, które zapadły w pierwszej instancji w 2019 roku?

Jakbym miał pod ręką herbatę, to szybko wypiłbym ją, wyciągnął i wysuszył fusy, żeby móc ci powróżyć, ale niestety: tego nie da się zrobić. Nie zaryzykowałbym jednoznacznego stwierdzenia, czy te wyroki zostaną podtrzymane, czy zostaną uchylone, nie wiem tego, po prostu. Katastrofą dla sprawy byłoby, jeśli wszystkie wyroki zostałyby uchylone, bo czekałyby na kolejne lata, żeby to rozpatrywać. Musielibyśmy się z tym tematem mierzyć przez kolejne kilkanaście-kilkadziesiąt miesięcy. Mam nadzieję, że sprawa skończy się sprawiedliwymi wyrokami pod koniec października. Na wtedy sąd wyznaczył termin ostatniej rozprawy. Po wysłuchaniu adwokatów ostatnich oskarżonych i prokuratora niech nie odracza tej sprawy i najlepiej jak wyda wyrok jeszcze tego samego dnia.

Są jeszcze inne ciekawe historie w ramach tej sprawy. Wit Ż., były obserwator PZPN i ekspert telewizyjny, twierdzi, że został „skazany ze względu na zapotrzebowanie medialne”. Brzmi to absurdalnie. 

Wit Ż. jest bardzo barwną postacią. Ma za sobą dwa nieprawomocne wyroki. Jeden w sprawie tzw. „gangu Fryzjera”, drugi w sądzie w Piotrkowie Trybunalskim. Zaskoczyło mnie, że przyjechał do Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu. Wcale niecodzienne jest, kiedy oskarżony sam stawia się w sądzie na rozprawie apelacyjnej i próbuje własnymi słowami przekonać sąd, co do swojej niewinności. Inna sprawa, że nie ma obrońców. Odmówił obrony swojemu adwokatowi Eugeniuszowi Stankowi, znanemu niegdyś działaczowi PZPN-u, po wyroku skazującym w Piotrkowie Trybunalskim. Czy było zapotrzebowanie medialne, żeby skazać pana Wita Ż.? No, to bardzo odważne stwierdzenie.

Pamiętajmy, że wśród skazanych było wiele innych postaci z pierwszego szeregu polskiej piłki tamtych czasów. Pierwszy przykład – pan Dariusz Wdowczyk, dalej osoba publiczna, występuje w telewizji. Kolejne przykłady – śp. pan Janusz W., wielu piłkarzy, wielu czołowych sędziów. Wit Ż. wcale nie może powiedzieć o sobie, że był najpopularniejszy w tym gronie. A nawet jeśli miał się za dużą osobowość medialną, to wcale nie jest tak, że osoby publiczne podlegają innemu kodeksowi karnemu niż osoby niepubliczne. Jemu jednak przede wszystkim chyba chodziło o to, że jest niewinny. Pozostawiam to do oceny sądu i prokuratury, a na razie w dwóch procesach zapadły nieprawomocne wyroki, potwierdzające, że brał udział w procederze ustawiana meczów.

Czym zajmował się przez ostatnie kilkanaście lat?

Nie śledzę życia prywatnego osób oskarżonych w tych procesach. Po pierwsze, nie interesuje mnie to. Po drugie, nie mam na to czasu. Po trzecie, wracam do ich pozasądowych historii tylko pod warunkiem, że trafiają do miejsc, do których nie powinni trafiać. Tak było w przypadku pana Andrzeja W., który znalazł się w sztabie Jerzego Brzęczka w reprezentacji Polski. Ewentualnie, jeśli zostają uniewinnieni i wracają do zawodu, jak miało to miejsce w przypadku sędziego Trochimiuka.

Więcej było, jest i będzie takich przypadków jak historia sędziego Radosława Trochimiuka? Ten dziesięć lat temu został oskarżony o korupcję. Miał trzydzieści lat, był dobrze prosperującym polskim sędzią, ale przez długotrwały proces niezakończony wyrokiem załamała się jego kariera. 

Oskarżonych zostało ponad pół tysiąca osób. Większość z nich została skazana. Wśród nich można znaleźć inicjały czterystu osiemdziesięciu pięciu osób. To gigantyczna wręcz skuteczność prokuratury w uzyskiwaniu wyroków skazujących. Ale też nie można zapominać o przypadkach ludzi uniewinnionych w tych procesach. Im trzeba oddać pamięć, zwłaszcza, że media i kibice nie bardzo się już tym interesują. A ludzie, niegdyś zatrzymani i oskarżeni, okazują się niewinni. Takich osób w historii tych procesów było dwadzieścia jeden. Jedną z tych osób był sędzia Trochimiuk. Fajnie, że po tych latach, po wyrokach uniewinniających, mógł wrócić. Dobrze, że miał na tyle samozaparcia, żeby walczyć o swoje, żeby trzymać się w dobrej kondycji fizycznej i wrócić do sędziowania, a to nie jest łatwe. Czy warto się jakoś szczególnie nad tym rozwodzić? Nie wiem, pana Radosława Trochimiuk należy zostawić samemu sobie i nie wracać już do tematu ustawiania meczów. Nie jest to dla niego przyjemna sprawa.

TROCHIMIUK: CHCĘ WRÓCIĆ DO EKSTRAKLASY [WYWIAD]

Tym bardziej, że były to po prostu niesłuszne oskarżenia.

Sąd uznał, że dowody zgromadzone przez prokuraturę nie dają powodów do tego, żeby go skazać. Można uznać, że były to nie tylko niesłuszne oskarżenia, co niewystarczające. Dziwnie to brzmi, ale tak już jest: jedni powiedzą tak, drudzy powiedzą inaczej, zależy jak się na to wszystko spojrzy. Chcę wierzyć, że jeśli sąd uznał, że ktoś jest niewinny, to faktycznie jest niewinny i nie było podstaw, żeby go oskarżyć. Nadmienię tylko, że prokuratura uważała, że dowody są wystarczające, żeby doprowadzić do skazania. Ale też: który z prokuratorów chciałby brać sobie na głowę wyroki uniewinniające. Źle to wygląda w ich statystykach.

Są też przypadki byłych sędziów międzynarodowych, których kariery załamały się, bo faktycznie – przynajmniej tak wynika z wyroków w pierwszej instancji – brali udział w procederze korupcyjnym.

W sprawie tzw. „gangu Fryzjera” sędziowie i obserwatorzy PZPN-u mają największą reprezentację, ale piłkarzy też jest bardzo wielu. Kariery tych arbitrów zostały brutalnie przerwane przez policję czy przez CBA, których funkcjonariusze o szóstej rano zjawiali się w mieszkaniach podejrzanych. I tu wracamy do długotrwałości tych procesów. Jeśli okazałoby się, że sędzia międzynarodowy został zatrzymany, oskarżony i osądzony w ciągu dwóch-trzech lat i wyszłaby jego niewinność, to mógłby wrócić do swojej kariery sędziowskiej. Natomiast, jeśli wyrok uniewinniający zapadłby dopiero w 2019 roku – mówimy teoretycznie, bo w pierwszej instancji były w tych historiach same wyroki skazujące – to po jedenastu czy trzynastu latach nie ma wielkiej możliwości, żeby taki sędzia wrócił do swojej pracy. To też jest problem długoterminowych procesów. Wyroki, jakie by nie były, są ostateczne. Nie da się wrócić, no może z wyjątkiem pojedynczych przypadków, co pokazał sędzia Trochimiuk.

Czytam sobie wypowiedzi Grzegorza G. czy Jacka G., byłych międzynarodowych sędziów, i zastanawiam się: oprócz tych sędziów, którzy mówią, że praktycznie Ryszarda F. nie znali, są też tacy, którzy przyznają się do winy?

Wielu sędziów samemu zgłosiło się do prokuratury i złożyło swoje zeznania, opowiadając o całym procederze, przyznając się i dobrowolnie poddając się karze. Ale są też tacy, którzy idą w zaparte do samego końca. Wielu z nich ma wiele do stracenia. W tej sprawie, oprócz początkowych zatrzymań czy aresztowań, najbardziej uciążliwe są wyroki – u większości są to kary więzienia w zawieszeniu, ale nie brakuje też przypadków kar grzywny lub kar zobowiązujących były sędziów czy byłych obserwatorów PZPN do zwrotu przyjętych korzyści majątkowych. Niektórzy musieli zwrócić nawet po sto tysięcy złotych. Dla ludzi, którzy nie uzyskują teraz zbyt wielkich dochodów, oddanie nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych to gigantyczne obciążenie, może nawet niemożliwe do realizacji. To też jeden z powodów ich walki do ostatniej chwili na salach sądowych. Inni mówią po prostu o swojej godności, o swojej racji, o swojej niewinności. Czasami wydaje mi się, że niektórzy z nich są nawet do tego realnie przekonani. Jak jest w rzeczywistości? Tak jak sąd uzna.

Uważasz, że jesteś osamotniony w opisywaniu tych spraw? Czasami sprawiasz wrażenie Don Kichota. Opisujesz te procesy od kilkunastu lat, one wloką się w nieskończoność, a śledzi to jednak garstka osób, choć przecież na salach sądowych rozgrywa się kawał historii polskiej piłki. 

Oczywiście, że czuję się osamotniony. Moja frustracja objawia się najbardziej, kiedy uważam, że jakiś proces, jakaś sprawa jest szczególnie ważna. Media powinny się tym zająć, a tym się nie zajmują, bo nie i tyle, koniec, kropka. Wiem, że proces tzw. „gangu Fryzjera” może już nikogo nie zajmować, nie być ciekawa dla współczesnego odbiorcy, ale skoro ja o czymś piszę, a potem mój tekst powielają wszystkie największe portale i gazety w Polsce, powołując się na Blog Piłkarska Mafia, to chyba jest to jakiś temat…

Wiesz, taka sprawa, za własne pieniądze pojechałem do Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu na proces tzw. „gangu Fryzjera”. Spędziłem tam dwa dni, przesiedziałem kilka godzin w sali sądowej. Czy był tam jakiś dziennikarz z mediów sportowych, jak myślisz?

Coś mi podpowiada, że nie. 

Nie było żadnego. Była Polska Agencja Sportowa, było Radio Wrocław, był TVN24. Poza tym – zero zainteresowania, a przecież mówimy o sprawie, gdzie występuje dwóch międzynarodowych sędziów, bardzo znany były piłkarz i ikona Lecha Poznań, nawet ten Wit Ż. czy sam „Fryzjer”. Dużo znanych osób. Ale czy czuję się z tym źle? Nie, nie zajmuje mnie to, każdy zajmuje się tym, czym chce.

Czy po wyroku Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu będziemy mogli powiedzieć, że zamykamy czarny rozdział w polskiej piłce?

To jeszcze nie koniec – musimy poznać wyroki w sprawie Cracovii, prawomocny wyrok w odrębnym procesie pana Wita Ż., prawomocny wyrok w procesie Zbigniewa D., musi rozpocząć się proces w sprawie Miedzi Legnica. No i jest jeszcze do prawomocnego skończenia wyrok w sprawie pana Ryszarda F. Trochę będzie się jeszcze działo, ale teraz, po zakończeniu sprawy w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu, małą kropkę będziemy mogli postawić. To będzie duże zamknięcie tej sprawy z małymi wyjściami na poboczne historie. Najważniejsze pytanie, na które zawsze chciałem poznać odpowiedzieć, kiedy jedenaście lat temu akt oskarżenia trafił do sądu, brzmi tak: czy rzeczywiście w polskim futbolu działała zorganizowana grupa przestępcza, której założycielem i szefem był pan Ryszard F., nazywany „Fryzjerem”. Jeżeli sąd udzieli jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, to będziemy mieli jasność, czy było to zaplanowane, wielotorowe i strukturalne działanie, czy ktoś sobie po prostu ustawiał mecze, bo było to opłacalne. Chciałbym się ostatecznie dowiedzieć, czy mieliśmy do czynienia z piłkarską mafią.

Co wiemy na razie?

Nie każdy zrozumie niuanse, ale w pierwszej instancji sąd uznał, że część oskarżonych działała w zorganizowanej grupie przestępczej, ale też, że nie można wskazać na to, że udział w tej grupie brał Ryszard F. – on został już skazany za udział w tym przestępczym procederze w przypadku Arki Gdynia. I z tym poglądem nie zgadza się prokuratura, która zgłosiła odwołanie od tej części wyroku i walczy o to, żeby uznać, że „Fryzjer” był założycielem i uczestnikiem tej grupy przestępczej.

Zwanej – jakież zdziwienie – „gangiem Fryzjera”.

Nie pokrywają się daty. Jego działalność w zorganizowanej grupie przestępczej, ustawiającej mecze Arki Gdynia, nie pokrywa się z chronologią działalności tzw. „gangu Fryzjera”. Czekam na wyrok. To pozwoli nam zakończyć tę sprawę, odpowiedzieć na najważniejsze pytanie, zamknąć pewien rozdział.

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Fot. 400mm.pl

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

20 komentarzy

Loading...