Kielce, Łódź, Rzeszów, Legnica, Bielsko-Biała, Sosnowiec, Głogów, Gdynia. To nie trasa nowej odsłony kolarskiego wyścigu w stylu Tour de Pologne, tylko trasa Skry Częstochowa, która walczy o ligowe punkty w całym kraju. W całym kraju tylko nie u siebie, bo pod Jasną Górą beniaminek nie zagrał ani razu i prędko się to nie zmieni. Całkiem możliwe, że drużyna Jakuba Dziółki w rozjazdach spędzi cały sezon. Skąd wzięły się problemy Skry?
Ulica Loretańska w Częstochowie. To tam znajdziemy skromny, niewielki stadionik, na którym swoje mecze rozgrywała drugo- i trzecioligowa Skra. Zdrobnienie nie wzięło się z przypadku: obiekt może pomieścić 990 osób, ma sztuczną murawę i oświetlenie na miarę ostatniego poziomu szczebla centralnego – 550 luksów. “Loreta” to stadion ze sztuczną nawierzchnią, co tylko potęguje wrażenie odwiedzin na nieco większym, dostosowanym do gry w lidze orliku.
Mimo że obok stoi nowoczesny i całkiem schludny budynek klubowy, w którym piłkarze czy goście Skry mogą liczyć na niezłe warunki (odnowa biologiczna, sauna, siłownia, dla gości taras widokowy ze świetnym widokiem na boisko podczas meczów), oczywiste jest, że zaplecze Ekstraklasy gościć tu nie może.
Ale skoro nie u siebie, to gdzie ma grać Skra?
Skra Częstochowa i problemy ze stadionem – geneza
Ze stadionem przy ul. Loretańskiej wiąże się nietypowa historia. Jego właścicielem jest miejski MOSiR, ale — co istotne — to prywatny inwestor wyłożył środki na jego budowę. Cała sprawa jest mocno pokręcona i sięga poprzedniego wieku, gdy Skra została wyrzucona ze swojego dawnego obiektu, który został sprzedany obecnej Akademii Polonijnej. Wyrzucona, bo zdaniem klubu odpowiedzialny za tę decyzję wojewoda Jerzy Guła działał bezprawnie. Skra przez wiele lat sądziła się ze Skarbem Państwa, domagając się wielkiego odszkodowania. Ostatecznie zasądzono, że klub otrzyma 16 milionów złotych, ale w sądzie apelacyjnym odszkodowanie zostało zmniejszone o połowę. Mało tego — ostatecznie Skra nie zobaczyła ani grosza.
– Reprezentanci wojewody śląskiego złożyli odwołanie do Sądu Najwyższego w Warszawie, który uchylił wyrok przyznania nam odszkodowania, nawet jeśli chodzi o połowę tych środków. W ramach odszkodowania nie dostaliśmy nic — tłumaczy nam Artur Szymczyk, prezes pierwszoligowego klubu.
ARTUR SZYMCZYK: BEZ WSPARCIA MIASTA NIE PRZETRWAMY W 1. LIDZE [WYWIAD]
W międzyczasie miasto odesłało Skrę na “Loretę”, ale to klub zainwestował w budowę w tym miejscu imponującego jak na warunki niższych lig obiektu. Bo gdy zespół grał w niższych ligach, rozmiary inwestycji i fakt, że nie korzystano przy okazji z miejskich środków, budził podziw. Wymowny artykuł z 2011 roku z portalu “Naszemiasto.pl”.
”Ponad 170 sponsorów, milionowe wydatki na inwestycje, bez sięgania do miejskiej kasy, prężnie działająca spółka akcyjna- aż trudno uwierzyć, że Skra Częstochowa, klub, który miał zniknąć z mapy Częstochowy, wyrasta na giganta. Skra powoli usuwa w cień najbardziej znany dotychczas klub futbolowy w regionie — Raków Częstochowę, który nie może wyjść z długów i ledwie wiąże koniec z końcem. Piłkarze Skry walczą o awans do III ligi. Ale sportowy sukces nie jest celem w samym w sobie dla prezesa Artura Szymczyka, który postanowił zbudować klub od podstaw. – To, co się dzieje ze Skrą, można oceniać w kategoriach cudu — mówi wieloletni sekretarz Częstochowskiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej, Marek Więcławski. – To się nie mogło zdarzyć, jednak się zdarzyło. […] – Powiedzieliśmy sobie, że jak coś robić, to robić na wiele lat. Taki przyświeca nam cel – przekonuje Szymczyk. – Oprócz wsparcia sponsorów, na dużą część inwestycji związanych z boiskiem pozyskaliśmy pieniądze z Unii Europejskiej. Dokładnie 750 tys. zł”.
Sami widzicie. W Częstochowie spodziewano się, że to Skra, a nie Raków, rozsławią miasto grając w piłkę.
“Loreta” była twierdzą Skry
Dalsze losy obiektów przy ul. Loretańskiej nie są już tak pozytywne. Przede wszystkim nie udało się wybudować hali pneumatycznej, która mogłaby dać Skrze solidne źródło utrzymania. Inwestycję miały wesprzeć państwowe środki. – Chcieliśmy wybudować halę ze środków Ministerstwa Sportu. Złożyliśmy wniosek w wymaganym terminie, ale nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi. Ani pozytywnej, ani negatywnej, jakby nikt tego wniosku nie zauważył. Nie dostaliśmy żadnej informacji – ubolewa prezes Szymczyk.
Jeśli zaś chodzi o główny punkt bazy sportowej na “Lorecie”, najpierw sprzedano prawa do nazwy obiektu koncernowi Stolzle, aż w końcu MOSiR wziął go na swoje utrzymanie. – W tej chwili szacowany koszt utrzymania to ok. 520 tys. zł. Te dane są oparte na tym, co wykazała Skra w poprzednich latach — mówił Sławomir Gajda, kierownik referatu sportu i turystyki w Częstochowie w radiu „Jura”.
Grający w niższych ligach klubu nie stać było na to, żeby samemu utrzymywać obiekt, co — patrząc na szacowany koszt — nie dziwi. Niemniej Skra nadal grała przy ul. Loretańskiej. Mało tego: to była ich prawdziwa twierdza. Przez lata rywale nie mogli sobie poradzić ze specyficznym boiskiem w Częstochowie i gubili tam punkty. Domowy bilans z ostatnich pięciu sezonów:
Sezon | Wygrane | Remisy | Porażki | Bramki | Miejsce w tabeli domowej |
20/21 – 2. liga | 9 | 5 | 4 | 27:27 | 4. |
19/20 – 2. liga | 9 | 5 | 3 | 23:13 | 4. |
18/19 – 2. liga | 9 | 4 | 4 | 19:18 | 7. |
17/18 – 3. liga | 14 | 3 | – | 37:6 | 1. |
16/17 – 3. liga | 6 | 7 | 4 | 18:12 | 11. |
To punktami zdobytymi u siebie Skra wywalczyła awans z trudnej grupy III trzeciej ligi. W pięć lat klub z Częstochowy przegrał tylko 17% domowych spotkań. Taki atut w 1. lidze mógłby zdecydować o tym, czy beniaminek utrzyma się w rozgrywkach. Ale na “Loretę” na zapleczu Ekstraklasy nie ma szans. Skra otrzymała licencję na grę na stadionie zastępczym w Sosnowcu, jednak nie chce z niego korzystać, bo nie stać jej na jego wynajem. Dlatego przez pierwsze sześć kolejek grała tylko na wyjazdach. Teraz już nie może, więc mecze w roli gospodarza gra — a i owszem — także na wyjazdach.
Sprawa jest kuriozalna, bo w mediach pojawiają się informacje, jakoby Skra miała tułać się w ten sposób przez cały sezon. Czy to możliwe? I co ze stadionem Rakowa, na którym rozgrywane są mecze Ekstraklasy? Czemu częstochowianie nie mogą z niego korzystać?
– Wystąpiliśmy do MOSiR-u przed meczem Rakowa z Lechem Poznań, że skoro Ekstraklasa może tam grać, to my też byśmy mogli. W rozmowach z władzami miasta i Rakowa zaznaczaliśmy, że nie chcemy korzystać z tego stadionu na co dzień, chcemy tylko grać tam mecze mistrzowskie. Nikt nam na to pismo nie odpowiada – mówi prezes Szymczyk.
– To jest dziwny temat. Na dziś nic nie możemy zrobić, bo stadion przy ul. Limanowskiego, czyli stadion Rakowa, nie jest do końca skończony. Nie jest oddany do użytku sektor gości czy czwarta trybuna. Gdy ten stadion będzie skończony to, według podręcznika, Skra utraci prawo do gry na stadionie zastępczym, powinna grać na stadionie w mieście macierzystym. Jest jakiś konflikt pomiędzy klubami, ale to nie jest nasza sprawa. Że grają na wyjazdach, przekładają mecze… To nie jest w gestii Komisji Licencyjnej tylko Komisji Rozgrywek, jeśli wszyscy się na to zgadzają, to tak grają. Oczywiście ta sprawa nie może być w nieskończoność ciągnięta, kiedyś nastąpi koniec — tłumaczy nam Krzysztof Smulski z Komisji Licencyjnej PZPN.
JAK WYGLĄDA INFRASTRUKTURA I ZAPLECZE TRENINGOWE W 1. LIDZE?
Dziwny przetarg na promocję sportu
Artur Szymczyk przyznaje, że klubu faktycznie nie stać na wynajmowanie obiektu zastępczego. Ma to jednak drugie dno. – Czy gralibyśmy na stadionie zastępczym w Sosnowcu, czy pojechali do Katowic, Tychów czy Niepołomic, byłoby to dla nas to samo. Koszty związane z wynajem obiektu są tak duże, że nas na to nie stać. To nie tak, że chcemy zaoszczędzić, ale nie otrzymaliśmy środków na utrzymanie piłki zawodowej, które otrzymał Raków. Bez tych środków nie jesteśmy w stanie wynająć stadionu zastępczego. Gdybyśmy je mieli, skorzystalibyśmy z możliwości gry w Sosnowcu
O jakie środki chodzi? Jak zapewne wiecie, w wielu miastach w Polsce kluby piłkarskie są wspierane z miejskiej kasy. Często odbywa się to poprzez odpowiednio sformułowane przetargi. Czytaj: w mieście jest klub piłkarski, więc ogłasza się przetarg na promocję miasta poprzez sport przez zespoły ze szczebla centralnego. Zgłasza się jeden klub, wygrywa, zgarnia kasę. W Częstochowie przetarg był przeznaczony dla „drużyn grających w Ekstraklasie i 1. lidze”. Po awansie Skra stanęła więc do rywalizacji z Rakowem. Według prawa o wygranej miała zadecydować jedynie wysokość oferty. Czytaj: ten, kto zażyczy sobie mniej za wspomnianą promocję, otrzyma wsparcie. Skra wyceniła się na 1,23 mln zł. Raków na 1,49 mln zł. Czyli pierwszoligowiec wygrał, tak?
Otóż nie. Gdy rozstrzygano przetarg, dopatrzono się nieprawidłowego podpisu w ofercie Skry. Pierwszoligowiec został zdyskwalifikowany, pieniądze trafiły na konto Rakowa. Artur Szymczyk objaśnia nam całą sytuację.
– Wszystkie zamówienia publiczne, nawet wnioski o dofinansowanie unijne, zawsze mają taką możliwość, że strona, która ogłasza dany konkurs, może wezwać stronę zgłaszającą się do uzupełnienia błędów formalnych. Nasz wniosek został przyjęty z takim samym podpisem. Następnie wezwano nas do uzupełnienia dokumentów nie dlatego, że czegoś brakowało, tylko dlatego, że gdy wniosek zostanie przyjęty, trzeba go uzupełnić o kolejne dokumenty. Potrzeba m.in. osoby, która ma doświadczenie w prowadzeniu i rozliczaniu dotacji na kwotę powyżej miliona zł. Dostarczyliśmy pisemnie umowę zlecenie z taką osobą, podpisaliśmy to tym samym podpisem. Odrzucanie tego na ostatnim etapie niesie za sobą takie odczucie, że tak musiało być. Dwa razy podpisaliśmy się tym samym podpisem. Nawet jeśli uznałoby się, że jest on błędny, można było nas wezwać do poprawek.
Czyli tak: klub nie gra na obiekcie miejskim, bo nie spełnia wymogów. Miasto ani go nie modernizuje, ani nie odpowiada na prośby o wpuszczenie Skry na drugi ze stadionów. W dodatku przetarg, który powinien zakończyć się wygraną pierwszoligowca i pozwolić mu na wynajem obiektu zastępczego, w dziwnych okolicznościach rozwiązano na niekorzyść pierwszoligowego klubu.
Absurd za absurdem.
Skra nie gra i nie trenuje w Częstochowie
W związku przyznają, że to sytuacja, jakiej w polskiej piłce nie było dawno. Co prawda w ostatnich latach problemy beniaminków z grą na własnym stadionie są normą. Rok temu we „właściwym” domu nie mogła grać Resovia. Problemy spotkały też Radomiaka, który na pewien czas wyprowadził się do Pruszkowa. Koniec końców jednak obydwa kluby grały na obiektach we własnym mieście. Tymczasem — trzymajcie się mocno — Skra nawet nie trenuje w Częstochowie. Z jednej strony dlatego, że nie chce trenować na sztucznej nawierzchni, gdy mecze rozgrywa na naturalnej murawie. ALE! Rzecz jasna była szansa na to, żeby trenować na trawie w Częstochowie. Nie zgadniecie, z kim nie udało się w tym temacie dogadać.
– Korzystamy z życzliwości Blachowni, gdzie współfinansujemy utrzymanie murawy. Tam trenuje pierwsza drużyna, bo w Częstochowie boiska są przydzielone poszczególnym klubom z naszego terenu. Mogę jednak dodać, że jeden klub zawiesił swoją działalność, zlikwidował się. Znajduje się więc obiekt z naturalną murawą, nieużytkowany od 10 lat. Napisaliśmy oficjalne pismo do miasta, czy moglibyśmy wydzierżawić ten obiekt i za własne środki go utrzymywać, zmodernizować. To miało miejsce jakieś dwa lata temu, ale niestety nam odmówiono. To boisko dalej jest nieużytkowane przez nikogo — wyjaśnia Artur Szymczyk.
– Jeździmy po okolicy, głównie do Blachowni, dziesięć kilometrów od klubu. Rok temu przed wyjazdowymi meczami też jeździliśmy na cały tydzień do Łobodna, Blachowni czy Kamyka, żeby trenować na naturalnej trawie. Teraz jednak jest tak cały czas — mówi nam Kamil Wojtyra, król strzelców 2. ligi w barwach Skry, zapytany o to, jak wyglądają treningi zespołu.
WOJTYRA: W RAKOWIE BYŁEM ANONIMEM [WYWIAD]
Miasto nie inwestuje w obiekt. Dzieci nie mają sprawnych toalet
Częstochowski klub, który gra poza Częstochową i trenuje też poza Częstochową. Ciężko coś z tego zrozumieć, więc nie dziwi, że w mediach pojawiają się informacje o tym, że Skra mogłaby przeprowadzić się gdzie indziej. Gdzieś, gdzie mogłaby faktycznie reprezentować miasto, w którym gra.
– Nie potrafię zrozumieć tej sytuacji, nasi trenerzy i piłkarze też nie potrafią. PZPN też chyba nie rozumie, czemu dwie drużyny z tego samego miasta nie mogą grać na tym samym, miejskim obiekcie. Pewnie środowisko w całej Polsce, w tym pan, też tego nie rozumie. Bardzo mnie boli to, że stadion miejski na Rakowie był w ostatnich pięciu latach dofinansowany z Budżetu Obywatelskiego, z Ministerstwa Sportu, gdzie te pieniądze są przeznaczane wszystkim mieszkańcom miasta. Zrozumiałbym, gdyby Raków był właścicielem obiektu, ale teraz to miasto decyduje kto tam gra i w jakim wymiarze czasu. My mamy tylko jedno boisko na tyle grup młodzieżowych i dwie drużyny na szczeblu centralnym – kobiet i mężczyzn. Miasto nie rozbudowuje naszej bazy, nie wpuszcza nas też na drugi obiekt, na którym jest pięć boisk. Do sukcesu, który osiągnęliśmy, dochodziliśmy pracą z młodzieżą. Mamy 26 grup młodzieżowych, wszystkie trenują na tym samym boisku miejskim z wyeksploatowaną murawą, która nie jest wymieniana — mówi nam prezes klubu.
Obecnie nawet grupy młodzieżowe cierpią na tym, że obiektami pierwszoligowca nikt się nie interesuje. – Pierwszy raz startujemy z projektem w Budżecie Obywatelskim, bo na naszym obiekcie mamy cztery malutkie szatnie dla grup młodzieżowych. Mieszczą się one w budynku, który, jakby to powiedzieć, nie jest na stałe związany z gruntem, to taka jakby altanka. Zapadła się w nim podłoga i dzieci nie mają się gdzie przebierać. Postanowiliśmy, że nie będziemy się oglądać na miasto, tylko poprosimy mieszkańców o pomoc i zrobimy to własnymi siłami. Tam było tak, że gdy przychodziły mrozy, zakręcano wodę i nie można było się ani umyć, ani załatwić. Chcemy zbudować murowane szatnie, bo miasto w ogóle nie inwestuje w ten obiekt — dodaje Artur Szymczyk.
DZIÓŁKA: SKRA CHCE DRYFOWAĆ NA POWIERZCHNI [WYWIAD]
Częstochowa kolejnym miastem wolnym od sportu?
Jakiś czas temu, gdy wspominaliśmy o problemach Stomilu Olsztyn, mówiliśmy, że do tamtego miasta przylgnęła łatka „wolnego od sportu”. Co w takim razie powiedzieć o Częstochowie? Najbardziej rozpoznawalne kluby z tego miasta na dziś, poza żużlowym Włókniarzem, albo grają ligowe mecze w całej Polsce, tylko nie w domu, albo największy sukces w historii — grę w pucharach — celebrują w Bielsku-Białej. W dodatku wygląda na to, że nikomu nie jest wstyd, że dochodzi do takich sytuacji. Z tego co słyszymy, jutro (wtorek, 21.09.2021) ma dojść do spotkania rady drużyny, prezesa i władz miejskich. Skra chce w końcu funkcjonować normalnie. Zwłaszcza że start ligi ma całkiem udany: osiem punktów przywiezione m.in. z Legnicy, Głogowa czy Rzeszowa, napawają optymizmem.
– Wynik nie jest najgorszy, graliśmy z silnymi drużynami. Trzeba cały czas punktować, nie myśleć o sprawach pozaboiskowych. Te ciągłe podróże są dla nas w jakiś sposób uciążliwe. To nie jest normalna rzecz, że gramy cały czas na wyjazdach. Staramy się nie narzekać, żeby nie nastawiać się negatywnie. W naszym przypadku gra u siebie była dużym handicapem. Wiadomo, że to sztuczne boisko nie nadaje się na 1. ligę, ale grając w Częstochowie, byłoby nam łatwiej o punkty. Na pewno łatwiej byłoby nam grać nawet na stadionie zastępczym, żeby przyzwyczaić się do jednego, „domowego” obiektu — przyznaje Wojtyra.
Jakub Dziółka, trener beniaminka rozgrywek, mówił nam jakiś czas temu: – Nie wiem, czy grając u siebie, faktycznie będziemy grali u siebie. Przygotowujemy się na różne scenariusze i nie chcemy iść w takim kierunku, że będzie nam łatwiej.
***
W Skrze są więc gotowi na to, że ich męki jeszcze trochę potrwają. Wszyscy jednak wiedzą, że na dłuższą metę tak funkcjonować się nie da. Pytanie kiedy ta wiedza dotrze to do władz Częstochowy?
Powiedzielibyśmy, że powrót Skry do swojego miasta przypomina nam powrót Odyseusza do Itaki. Ale jednak na dziś to i tak duże nadużycie, bo mitologiczny bohater w końcu wrócił do domu. Skra z kolei nie ma pewności, że ta misja zakończy się powodzeniem.
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix