Określenie farbowane lisy należy do jednych z najbardziej pejoratywnych w świecie futbolu. Stosuje się je właściwie do każdego piłkarza, który nie jest polskim Polakiem, a ma jedynie polskie korzenie. W ten sposób istnieje jednak ryzyko, że kadra straci bardzo ciekawego reprezentanta. Tym bardziej, że część z nich identyfikuje się z nadwiślańskim krajem mocniej niż niejeden nasz rodak.
Już po kadencji Franciszka Smudy starano się odciąć od chłopaków, którzy mogliby grać dla dwóch nacji. Tych kilkanaście miesięcy obecnego trenera Wieczystej Kraków uczyniło mnóstwo złego dla polskiej piłki. Nie tylko pogrzebało nasze nadzieje na Euro 2012, ale też sprawiło, że z awersją podchodziliśmy do pomysłów o wszelakich występach tak zwanych farbowanych lisów.
Udzielało się to nie tylko szerszej gawiedzi, ale i wysoko postawionym decydentom. W końcu Zbigniew Boniek był mocno przeciwny powołaniu Sonny’ego Kittela, o którym głośno zrobiło się, gdy reprezentacją dowodził Jerzy Brzęczek. Prezes Polskiego Związki Piłki Nożnej od początku negował pomysł o piłkarzu z 2. Bundesligi w narodowych barwach. Przykładem wypowiedź wygłoszona w momencie, gdy Kittel delikatnie obniżył loty: – Informacyjnie: wpychany do kadry Sonny Kittel wraz ze swoim HSV wypadł poza miejsce barażowe i nie zagra w Bundeslidze. Kittel na wiosnę głównie wchodził na zmiany, bez specjalnych zdobyczy bramkowych. Jakoś ucichł jego temat w naszych dziennikarskich kręgach.
Piłkarz ten jest jednak o tyle ciekawym przypadkiem, że sam często poruszał temat gry z orzełkiem na piersi. W rozmowie z “Piłką Nożną” stwierdził: – W temacie mojej ewentualnej gry w polskiej kadrze zostało powiedziane już tyle, że w zasadzie nie mam nic do dodania. Czuję się Polakiem, chciałbym i jestem gotowy grać w reprezentacji Polski. Ale fakt, że PZPN nie interesuje się mną jako kandydatem do kadry narodowej, nie stanowi dla mnie problemu. Dyskusja na temat mojej gry dla Polski nie jest już potrzebna. Nie będę się wpraszał na siłę do reprezentacji.
Odbierz pakiet bonusów bukmacherskich w Fuksiarz.pl!
Najlepsi piłkarze z polskimi korzeniami
Jednocześnie wciąż poszukuje się nowych zawodników, którzy mają polskie korzenie. Marzenie o wzmocnieniu reprezentacji jest marzeniem ponad podziałami. W związku z tym przygotowaliśmy dla was krótką listę przedstawiającą dziesięciu zawodników, którzy mogliby założyć Biało-Czerwone barwy. Mogliby, ale – w większości przypadków – pewnie nigdy tego nie zrobią.
Ile razy powiemy szkoda, a ile wzruszymy ramionami?
MATTY CASH (ASTON VILLA)
Dobra, tutaj mamy pewność, że byśmy nie wzruszyli. Matty Cash to jeden z najlepszych prawych obrońców zeszłego sezonu Premier League. Aston Villa wyłożyła na niego bagatela 16 milionów funtów, by tylko wyciągnąć defensora z Nottingham Forest i z ręką na sercu mogą stwierdzić, że było warto.
Co ciekawe, Cash znajduje się zupełnie poza orbitą zainteresowań Garetha Southgate’a. Selekcjoner reprezentacji Anglii ma na prawej stronie taką konkurencję, że trudno się dziwić, ale dla nas piłkarz z Birmingham byłby naprawdę dużym wzmocnieniem. Zaledwie 23 lata, obycie na poziomie Championship i Premier League. W kontekście reprezentacji Polski już w 2019 pisał o nim “The Atlethic”. Wówczas nic jednak z tego nie wyszło. Może warto ponowić próby.
Cash mógłby grać z orzełkiem na piersi przez wzgląd na swoją matkę. Ojciec piłkarza to Anglik – Stuart Cash, który na profesjonalnym poziomie reprezentował Brentford, Rotherham United czy Chesterfield.
TIMOTHEE KOLODZIEJCZAK (AS SAINT-ETIENNE)
Kolejny prawdopodobny wyrzut sumienia. W 2019 roku Tadeusz Fogiel – korespondent Polsatu Sport z Paryża – tak relacjonował swoje spotkanie z obrońcą: – Kilka dni temu pokusiłem się i przeprowadziłem krótką rozmowę zarówno z nim, jak i z jego tatą. Z zadowoleniem przyjąłem to, że reprezentacja Polski stanowi dla niego duże wyzwanie. Jak mi powiedział, chętnie spróbowałby sił w biało-czerwonych barwach.
Jak wiemy – nic konkretnego z tego nie wyszło. Szkoda, bo Kolodziejczak – przynajmniej na papierze – mógłby rywalizować o miejsce w pierwszym składzie reprezentacji Polski. 29-latek swoją przygodę zaczynał w Lyonie, później sporo pograł w Nicei i Sevilli. Zaliczył co prawda nieudany epizod w Niemczech, lecz jego powrót do Ligue 1 okazał się udany. Od 2018 roku uzbierał 75 występów dla ASSE.
Jedyna próba kontaktu ze strony PZPN miała miejsce 15 lat temu, gdy Timothee był przymierzany do młodzieżowych reprezentacji. Wówczas jednak nie miał polskiego obywatelstwa, a ojciec piłkarza nie był chętny do jasnych deklaracji. Furtka się przymknęła i nikt nie pokusił się, by ponownie pociągnąć za klamkę. Szkoda, bo Kolodziejczak nie zaliczył ani jednego występu dla jakiejkolwiek seniorskiej kadry.
ESTEBAN ROLON (BOCA JUNIORS)
W 2017 roku chciały go wszystkie kluby w Argentynie, ale pomocnik wybrał Malagę. Ta zapłaciła za niego 3 miliony euro i wpisała bagatela 60 milionów jako klauzulę odstępnego. Przy okazji okazało się, że Rolon ma polski paszport i może zostać zarejestrowany jako piłkarz z Unii Europejskiej. Wszystko dzięki babci, która z Polski wyemigrowała do Argentyny i tam założyła rodzinę.
Rolon nigdy jednak nie zrobił takiej kariery, jak mu wróżono. Od Malagi się odbił, trafił do Genoi, gdzie grał przez chwilę z Krzysztofem Piątkiem. Mówiło się wówczas, że na zawodnika czai się Inter Mediolan, ale z tych zakusów nic nie wyszło. Ostatecznie 26-latek wrócił do swojej ojczyzny. Najpierw sezon w Huracanie, a od tego roku reprezentuje Boca Juniors.
W kontekście reprezentacji Polski nie mówiono o nim ani razu.
SONNY KITTEL (HSV)
Kontra dla postaci Rolona i zdecydowanie najgłośniejsza sprawa z farbowanym lisem w ostatnim czasie. Kittela faktycznie bardzo mocno rozważano, czemu – ponownie – trudno się dziwić. Kryzys z utalentowanymi technicznie piłkarzami był, jest i pewnie jeszcze przez jakiś czas będzie, a Kittel się ponad ten poziom wybijał.
Od sezonu 2019/20 zaliczył 67 występów we wszystkich rozgrywkach. Łącznie zdobył dwadzieścia bramek i zanotował szesnaście asyst. Jakkolwiek byśmy na to nie spojrzeli – to nie są złe liczby. HSV może nie awansowało do Bundesligi, ale Kittel zdecydowanie był postacią ciągnącą zespół. Porównywanie jego dorobku do osiągnięć Kamila Grosickiego czy Przemysława Płachety nie ma sensu, tak samo jak wciskanie 28-latka do reprezentacji na siłę.
Jak sam przyznaje – zainteresowanie z jego strony było, chciał, nie wyszło. Od czasu, gdy za sterami kadry siedzi Paulo Sousa, temat nie istnieje.
ALEXANDER SZYMANOWSKI (RECREATIVO)
Jeden z najbardziej skromnych, ale i przyjaznych chłopaków z polskimi korzeniami. Rozmawiając z “Przeglądem Sportowym” w 2017 roku, mówił: – Reprezentacja? Nikt nie zadzwoni. Trzeba być realistą. Argentyna ma Messiego i mnóstwo gwiazd, w Polsce jest Lewandowski i Milik. Gdzie tam miejsce dla mnie?
No i faktycznie, o Szymanowskiego nikt nie zabiegał, chociaż był moment w jego karierze, gdy śmiało określano go mianem najlepszego piłkarza drugiej ligi hiszpańskiej. Przez pięć lat szalał w Leganes, ale nie przełożyło się to na transfer do lepszego klubu. Zaliczył natomiast Szymanowski dwa przeciętne sezony w La Liga – 41 meczów, 10 zdobytych bramek.
Z krajem łączy go jednak więcej, niż tylko nazwisko odziedziczone po dziadku. Podczas pierwszego pobytu w Recerativo zetknął się z Pawłem Brożkiem i – jak sam przyznaje – napastnik uczył go alfabetu, a także pojedynczych zwrotów w języku polskim. Wyszło całkiem nieźle, a Szymanowski w jednym z wywiadów chwalił się również wiedzą na temat historii kraju swoich przodków. Szczątkową, ale nadal wartą docenienia.
W ostatnim czasie zrobiło się o nim głośno, ponieważ Alexandrem miał być zainteresowany Radomiak Radom. Koniec końców z transferu nic nie wyszło.
Jak słyszę na fali zagranicznych wzmocnień do #Radomiak przymierzany jest… Polak. Ok, w połowie:) Alexander Szymanowski, Argentyńczyk z polskimi korzeniami. 32-latek gra na lewym skrzydle. Kiedyś było o nim głośno, gdy awansował do LL z Leganes.
Więcej: https://t.co/h7IEv1qA4G pic.twitter.com/n8A6zqUDlg
— Szymon Janczyk (@sz_janczyk) February 3, 2021
NICOLA ZALEWSKI (AS ROMA)
Tutaj sprawa wydaje się być prosta – Nicola Zalewski ma polskich rodziców, wielokrotnie wypowiadał się o chęci gry dla reprezentacji Polski. Mało stoi na przeszkodzie, no chyba, że nagle wyłoni się włoska federacja, co przecież jest możliwe. Pomocnik AS Romy urodził się w końcu w Rzymie, niewykluczone, że Italia będzie go kusiła.
I tak jak na chłodno przyjmujemy popisy 19-latka w meczach przedsezonowych, gdzie błyszczy na tle znacznie słabszych rywali, tak rozumiemy racjonalność powołania go do pierwszej reprezentacji. To manewr bardzo często stosowany przez Anglików – powołanie, kilka minut w mało znaczącym meczu i chłopak jest zaklepany na przyszłość. Warto, bo tę Zalewski zdaje się mieć świetlaną.
MARVIN WANITZEK (KARLSRUHER)
Przypadek o tyle ciekawy, że Wanitzek nie jest piłkarzem o wiele gorszym niż Kittel, a zupełnie się go pomija we wszelakich wyliczankach o piłkarzach z polskimi korzeniami. Tymczasem na oficjalnej stronie DFB widnieje informacja, że pomocnik mógłby reprezentować zarówno Polskę, jak i Niemcy.
Ale nie reprezentuje i nic się właściwie w tym kontekście nie mówiło. Zastanawiające, bo 28-latek od kilku lat radzi sobie bardzo dobrze na poziomie 2.Bundesligi. W poprzednim sezonie strzelił sześć goli i miał tyle samo asyst. W obecnym zanotował już dwa ostatnie podania. Wszystko z pozycji środkowego pomocnika.
DARIO DEL FABRO (JUVENTUS U-23)
Wróżono temu chłopakowi wielką karierę, grę w Juventusie. Skończyło się na Juventusie, ale U-23, a Del Fabro ma przecież 26 lat. Szkoda, bo kilka występów w Cagliari miał na naprawdę imponującym poziomie. Później jednak wszystko w jego karierze poszło źle, przez co obrońca zniknął z radarów naprawdę poważnego futbolu.
Nie grał w Leeds United, mało grał w Ascoli, wypluł go Juventus, nie grał w Cremonese. Ostatnio zaliczył pół sezonu w barwach holenderskiego ADO Den Hag, nim przeniesiono go do młodzieżowej drużyny Starej Damy. Przez wzgląd na swoją mamę, był Del Fabro kandydatem do gry w reprezentacji Polski, ale rzeczywistość nie okazała się łaskawa. Czysto sportowo nie ma tematu.
ADRIEN HUNOU (MINNESOTA UNITED)
Tylko i wyłącznie w roli przerywnika. Hunou przypomniał sobie o reprezentacji Polski tuż przed Euro 2020 i wcale nie krył się ze swoimi intencjami. Rezerwowy Rennes udzielił wywiadu, w którym przyznał, że nie zna języka, w kraju już nie bywa, paszportu nie ma, ale wyrobi go, gdy Paulo Sousa zadzwoni. Nie zadzwonił.
Jasne, Hunou sporo pograł na poziomie Ligue1, był w pewnym momencie podstawowym piłkarzem Rennes i za osiągnięcia sportowe można go doceniać. Szkopuł w tym, że jego postawa jest na tyle zniechęcająca, że nikt braku zainteresowania chyba nie będzie żałował.
ALEXANDER BORTO (FULHAM U-18)
Z bramkarzami nie powinniśmy mieć najmniejszego problemu, ale Borto pojawia się tutaj jako przedstawiciel szerszego zjawiska. Jeden z najbardziej utalentowanych golkiperów młodego pokolenia w Stanach Zjednoczonych i… kolejny mający polskie pochodzenie. Za kilka lat może dojść do wyjątkowej sytuacji, w której o miejsce między słupkami USA będą rywalizowali Polacy.
Arkadiusz Stelmach, jeden z najwybitniejszych badaczy pochodzenia zawodników, tak opisywał tę sprawę w marcu tego roku: – Niesamowita sytuacja może być w amerykańskiej bramce. Swoje mecze w młodzieżówkach mają już na koncie Gabriel Słonina (2004 r.) i Damian Łaś (2002 r.), a z tym drugim w Fulham FC gra Alex Borto (2003 r.). A pomijam już fakt, że pierwszym bramkarzem USA U-23 jest JT Marcinkowski.
No i faktycznie – Slonina już zadebiutował w MLS, zachowując czyste konto przeciwko New York City. Bramkarz Chicago Fire stał się tym samym najmłodszym golkiperem w historii ligi.
Borto zaś konsekwentnie przebija się przez szczeble akademii Fulham. Jak sam przyznaje, czuje się Polakiem, chciałby grać dla Polski. Językowo – nie powinno być problemów.
Kiedyś pisałem tu, że Alexander Borto czuje się Polakiem. Urodzony i wychowany w USA bramkarz występuje w Premier League U-18 w barwach Fulham FC. W sumie dostałem życzenia od 38 piłkarzy z 23 różnych krajów, ale Alex poprosił jeszcze, by przekazać coś polskim kibicom 😀
🇵🇱🤝🇺🇸 pic.twitter.com/oljDx4AqrD
— Arek Stelmach (@arek_stelmach) December 25, 2020
Krewny Witkacego reprezentantem Szwajcarii
To oczywiście nie koniec wyliczanki, bo ta mogłaby być znacznie, znacznie dłuższa. Vladimir Golemić, Yarek Gąsiorowski, Kevin Parzajuk i Elias Ovelar Semeniuk, to tylko niektóre nazwiska. Niedawno okazało się, że w Urugwaju żyje piłkarz, który jest spokrewniony ze Stanisławem Ignacym Witkiewiczem – Matías Vitkieviez. Jednokrotny reprezentant Szwajcarii odezwał się do wspomnianego Arkadiusza Stelmacha i panowie odkryli, że wujkiem dziadka piłkarza jest nikt inny, jak jeden z najsławniejszych twórców w historii Polski.
Ile takich historii kryje świat? Trudno orzec, ale jak widać na powyższym przykładzie – mogą by one naprawdę niezwykłe. Odkrywać stara się je Wisła Płock, która niedawno zorganizowała akcję Back to the Roots.
🔚 Za nami obóz Back to the Roots! W naszym filmie @arek_stelmach wyjaśnia na czym polegał projekt. Poznajemy również kilku jego uczestników. CAŁOŚĆ na WisłaPłockTV 🎥🔴⤵
— WislaPlockSA (@WislaPlockSA) July 8, 2021
Załóż konto w Fuksiarz.pl i postaw na siebie!
***
Za pomoc w tworzeniu tekstu dziękuję Arkadiuszowi Stelmachowi. Wpadajcie na jego Twittera po więcej nieprawdopodobnych historii jak ta z Vitkieviezem.
Fot. Newspix