Adrien Hunou, kojarzycie? Spokojnie, nie musicie – mowa o rezerwowym Rennes, który przypomniał sobie o swoich polskich korzeniach i tuż przed nachodzącymi mistrzostwami Europy stwierdził, że chce grać dla reprezentacji Polski. No fajnie, fajnie, Adrien. Czego byś jeszcze chciał? Lot balonem? Gra w Realu Madryt? Spełniaj marzenia, ale może inne, co?
W całym wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” aż roi się od smakowitych kwiatków. Hunou zaczyna od opisywania swoich korzeni – jego babcia była Polką, wyemigrowała w młodym wieku do Francji, gdzie po latach przyszedł na świat jej wnuczek, czyli właśnie Adrien. Kontakty z Polską? Gdy babcia żyła, jeszcze bywał w naszym kraju, ogólnie 3-4 razy. Język polski? Nie zna, ale się nauczy. Paszport? Nie ma. Ale jak Paulo Sousa zadzwoni, to wyrobi.
Ech, sami rzućcie okiem:
Czy to prawda, że pragnie pan występować w naszej reprezentacji, jak powiedział w listopadzie Ludovic Obraniak?
Tak, chcę grać dla Polski. Moja babcia była Polką. Dopóki żyła, to bywałem w waszym kraju, bo mam tam rodzinę, mówiłem po polsku. Niestety zmarła osiem lat temu.
*
Czy już pan coś zrobił, aby dostać paszport?
Nie, na razie go nie mam, ale słyszałem od Obraniaka o możliwości gry dla Polski i pomyślałem dlaczego nie? Pochodzę z polskiej rodziny, więc czemu z tego nie skorzystać?
*
Kontaktował się pan w tej sprawie z kimś z naszej federacji?
Nie, na ten temat rozmawiałem tylko z moim agentem. On doradził mi, abym najpierw sprawdził, czy selekcjoner w ogóle widzi mnie w drużynie. Tym wywiadem chciałbym zwrócić uwagę, że jestem zainteresowany grą w reprezentacji Polski.
Czeka pan na telefon od niego? [Paulo Sousy – red.]
Oczywiście, jeśli będzie zainteresowany moją osobą, może się ze mną skontaktować, bo chcę grać dla Polski.
*
Wygląda nam to na klasyczny, świeżutki sort farbowanego lisa, po którego Smuda już wyciągałby swoje łapska. Podoba nam się tok myślenia Hunoua – Obraniak powiedział mu, że jest możliwość gdy dla Polski, więc zaczął się nad tym zastanawiać. Przyszło mu to do głowy dopiero w wieku 27 lat, wcześniej odbierał telefony od francuskich młodzieżówek, dla których zagrał 33 mecze. Od selekcjonera pierwszej kadry „Trójkolorowych” nigdy nie został zaproszenia, więc poczekał kilka lat, a gdy już jego szanse zmalały do zera procent, przyszła rozkmina – a może Polska?
Jego kandydatura dostaje dyskwalifikację już na starcie, lecz zastanówmy się – biorąc pod uwagę wyłącznie sportowy aspekt – czy jest w ogóle nad czym rozważać? Hunou to uniwersalny napastnik, który obsadzi też inne pozycje w ataku. Większość swojej kariery spędził w Rennes, grał jeszcze z Kamilem Grosickim, lecz nigdy nie dobił do 1500 minut w jednym sezonie. W obecnych rozgrywkach ma ich 519, strzelił cztery gole. W swoim najlepszym sezonie (17/18) trafił do siatki osiem razy. Gdy Rennes grało jesienią w Lidze Mistrzów, Hunou dostał 88 minut. Nie piszemy o jednym meczu, lecz całej fazie grupowej.
No… nie bardzo jest w ogóle nad czym się zastanawiać. Nie twierdzimy, że to ogór, ale nie jest to też żaden potencjalny zbawca reprezentacji, by spoglądać na niego serio.
Rozbawiło nas natomiast zdanie „jeśli trener mnie powoła, to nauczę się polskiego”. Hunou jest tak zdeterminowany, że po książki sięgnie dopiero po powołaniu, żeby nie zostać z polskim jak niegdyś Himilsbach z angielskim. Za nawiązanie do klasyka – niewątpliwy plus. Ale to też nie jest tak, że nie mówi w naszym języku nic kompletnie. Sam wylicza – „potrafię: dziękuję bardzo, jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć, dzień dobry”.
Podsumujmy. Hunou chciałby grać dla Polski, ale…
- był w niej trzy-cztery razy,
- nie mówi po polsku,
- to znaczy mówi, „dzień dobry” i wyliczankę od 1 do 10,
- nie ma polskiego paszportu,
- ogląda mecze Polski, ale teraz będzie oglądał je uważniej.
Chłopie, pograj coś w klubowej piłce, a żarty zostaw sobie na łamy francuskiej prasy. Do kadry „Trójkolorowych” się raczej nie dostaniesz, ale to żadna ujma. Nigdzie nie jest napisane, że piłkarz musi grać w jakiejś reprezentacji, prawda? A jeśli tęskno ci za Polską, polecamy przejść się na krakowski Kazimierz, poleżeć nad Bałtykiem, zjeść cebularza w Lublinie. Na zaspokojenie tęsknoty za krajem powinno wystarczyć. A jeśli chcesz grać dla Polski, to najpierw wyrób paszport, naucz się polskiego, wstaw kosz pod zlew, a potem deklaruj chęci. Nie na odwrót.
Fot. newspix.pl