Reklama

Zginął, ponieważ stanął w obronie kolegi. Kim był Kiyan Prince?

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

21 maja 2021, 16:29 • 7 min czytania 18 komentarzy

Gdyby wszystko potoczyło się dobrze, Kiyan Prince byłby teraz 30-letnim piłkarzem. Na poziomie Premier League, Championship, League One. Grałby dla ukochanego QPR, Chelsea, Swidon Town albo Bournemouth, ale to nie jest ważne. Kiyan Prince nigdy profesjonalnym piłkarzem nie został, nie skończył też 30 lat. Został zamordowany jako 15-letni chłopak. 

Zginął, ponieważ stanął w obronie kolegi. Kim był Kiyan Prince?

Historia angielskiego futbolu ma w sobie wiele niechlubnych historii. Równie dużo ma tych, które zatrważają, wręcz mrożą krew w żyłach. Część wywołuje poczucie wściekłości, skłania nas do zastanowienia się, co czasami kieruje ludźmi. Czym bowiem zawinił się nastoletni Kiyan Prince, żeby paść ofiarą nożownika?

Czy to był atak o podłożu rasistowskim? Czy chodziło o pieniądze? Może Prince zajmował się nielegalnym handlem narkotyków, kradł telewizory, wisiał kasę londyńskiemu półświatkowi? Nie. Aspirujący piłkarz akademii Queens Park Rangers zginął, ponieważ stanął w obronie szkolnego kolegi. To wystarczyło, by inny nastolatek – Hannad Hasan – pchnął go nożem prosto w serce.

Trudno powiedzieć, jakim chłopcem był Hasan. Wraz z zakończeniem procesu, który miał miejsce w 2007 roku, słuch o młodocianym zabójcy słusznie zaginął. Ogranicza się on jedynie do 18 maja 2006 roku i kilku dni wcześniej, które są kluczowe dla całej historii. Jak bowiem ujawniono już po osądzeniu chłopaka, w szkolnym autobusie doszło do incydentu, podczas którego Hasan groził scyzorykiem jednej z jadącej z nim dziewczyn. Wówczas jednak do tragedii nie doszło, ale zasiane raz zło musiało w końcu wzrosnąć.

Gdy więc Kiyan Prince próbował ochronić młodszego kolegę z londyńskiej szkoły, Hannad Hasan nie wahał się. Złapał chłopaka za głowę, wsadził ją pod ramię i zaczął dusić. Chwilę później sięgnął do kieszeni po scyzoryk. W ciągu kolejny dwóch godzin Londyn zakołysał się w swoich posad. Prince umarł w szpitalu.

Reklama

Jak donosił “Mirror”, Śledczy ustalili, że zabójstwo, za które odpowiedzialny był Hannad było wyzwaniem, jakie musiał spełnić, żeby stać się pełnoprawnym członkiem lokalnego gangu. Być może celem od początku był chłopiec, w którego obronie stanął Prince. Tego jednak się nie dowiemy.

Mordercę niedoszłego piłkarza osądzono zgodnie z oczekiwaniami opinii publicznej, chociaż niektórzy domagali się wyższego wyroku. Hasan otrzymał dożywocie z możliwym zwolnieniem warunkowym po 13 latach. Nie udało mu się. Jednakże równie ważne, co wymierzenie sprawiedliwości okazało się to, co zrobiono dla Prince’a już po śmierci. Wiele osób postarało się, by poświęcenie chłopaka, ten akt dobroci, który kosztował go życie, nie poszedł na marne.

Zaczęto od małych kroków. W związku z tragicznymi wydarzeniami, w Anglii nóż może kupić 18-latek, a nie 16-latek, jak to miało miejsce wcześniej. Nie jest to jednak jedyna konsekwencja ani działanie, które podjęto w ciągu 15 lat, które minęły od tamtego majowego popołudnia.

Miłość w czasach komercjalizacji

Właściciele klubów często nie szanują kibiców swoich drużyn, w nosie mają tak zwaną świętość barw. Jednym z produktów, które próbuje się wykorzystać w celach sprzedażowych, jest stadion. Nawet jeśli nie jako całość, to sprzedaje się prawa do jego nazwy. QPR poszło swoją drogą. Trudno oceniać czy bardziej chwalebną, bo tu przecież nie o to chodzi. Na pewno jednak ich decyzja była przejawem piękna.

Przez lata arena Queens Park Rangers nazywała się Loftus Road. Był to jeden z ostatnich stadionów na profesjonalnym szczeblu futbolu w Anglii, który zrezygnował z używania sztucznej nawierzchni. Wiele osób twierdzi, że to stąd wzięły się sukcesy The Hoops w latach 70. i 80. XX wieku. Bez wątpienia sam obiekt, jak i jego nazwa, miały specjalne miejsce w sercach fanów londyńskiego klubu. Jednakże Kiyan Prince zajmował jeszcze ważniejszą, jeszcze bardziej znaczącą pozycję.

W 2019 roku uruchomiono głosowanie, które miało zadecydować o nowej nazwie Loftus Road. Nie było zbyt wielu opcji do wyboru. Po prostu zapytano kibiców, czy chcą, aby od teraz stadion QPR nosił nazwę Kiyan Prince Foundation Stadium. Chcieli.

Reklama

Nie w celu komercjalizacji, nie po to, by ogłosić nowego sponsora. Wszystko było podyktowane wolą uczczenia pamięci o wychowanku The Hoops. Był to kolejny gest podziękowania ze strony QPR, które wcześniej zadecydowało, że nagroda dla najładniejszej bramki sezonu będzie nosiła imię Kiyana Prince’a. Bez budowania spiżowych pomników, uczynili coś, co sprawiło, że chłopak przeszedł do historii klubu na zawsze, nawet jeśli nie zdążył zadebiutować w ich barwach.

Ktoś mógłby zastanawiać się, czy nie na wyrost, czy to nie jest przesada i tak naprawdę marketingowa zagrywka. W końcu Prince mógłby być jakimś tam nastolatkiem, który albo zrobi karierę w piłce nożnej, albo jej nie zrobi. Nawet gdyby była to prawda, w niczym nie ujmuje ona świadectwie czarnoskórego chłopaka. W rzeczywistości jednak, Prince był o krok od otrzymania nagrody dla najlepszego zawodnika sezonu w Akademii, zaś ówczesny trener QPR – Gary Waddock – ujawnił, że klub miał już przygotowany profesjonalny kontrakt, który Prince miał podpisać po osiągnięciu odpowiedniego wieku.

Jego dawny kolega – Michael Harriman, który obecnie gra dla Northampton Town – powiedział w rozmowie z The Guardian: „Zazdrościłem mu. Ja ciężko pracowałem na to, że mogę grać w piłkę, a dla niego, dla niego wszystko było takie łatwe. Potrafił uderzać prawą nogą, lewą nogą, głową. Był zdecydowanie ponad wszystkimi w Akademii„.

Fundacja Kiyana Prince’a

Tragiczna śmierć sprzed 15 lat rzuciła światło na jeden z największych wstydów Anglii, być może całej Wielkiej Brytanii. Masowe zabójstwa przy użyciu noża były czymś, co toczyło ten kraj niczym najcięższa z chorób. Co szczególnie przerażające, z roku na rok wzrastała liczba tego typu morderstw wśród nieletnich.

Według Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, od 2009 roku, w Anglii i Walii, w wyniku ataku „ostrym przedmiotem” zginęło 205 dzieci poniżej 17 roku życia. W ciągu ostatnich lat dostrzeżono niepokojącą tendencję wzrostową. Umarło 22 nastolatków.

W samym tylko Londynie jedna na 657 osób pada ofiarą przestępstwa dokonywanego przy użyciu noża. To jest skala, którą w Polsce trudno jest nam chyba w pełni pojąć. Ale nie tylko tutaj, w kraju nad Wisłą. Ojciec Kiyana Prince’a – doktor Mark Prince, nigdy nie pogodził się ze śmiercią syna. Stara się zrobić wszystko, by pomagać potrzebującym, tak jak jego syn starał się zachować piętnaście lat temu. Niemal od razu po wydarzeniach z rzeczonego maja, postanowił poświęcić się pracy z trudną młodzieżą. Stara się zapobiegać, nie reagować już po fakcie. Efektem jego działań było utworzenie Fundacji Kiyana Prince’a, walczącej z przemocą wśród młodzieży.

Mark Prince zajmuje się w jej imieniu organizowaniem prelekcji, akcji charytatywnych. Stara się dotrzeć tam, gdzie władza często nie jest tyle bezsilna, co ślepa. Na swoich wykładach starannie unika mówienia o nożownikach. Bada aspekty, które prowadzą młodych ludzi do sięgnięcia po broń. Jego zdaniem winą powinno być obarczone przede wszystkim środowisko, ale też błędne myślenie nastolatków. Stara się ich wyprowadzić z błędu, który sugeruje, że niczego nie osiągniesz, bo twoja rodzina pochodzi z marginesu społecznego. To nie jest remake „Młodych gniewnych”. To są realne działania, których efekty dostrzegł brytyjski rząd, nagradzając Marka Prince’a orderem.

Jednakże sam doktor wie, że są sektory, osoby, do których nie ma siły przebicia. Na jego prelekcje nie przychodzi nikt, kto sam tego nie chce. A przecież trzeba jakoś dotrzeć do ludzi, którzy siedzą zamknięci w czterech ścianach. Dlatego dobrze, że Kiyan Prince trafił do wirtualnej rzeczywistości.

Is this a real life or just a fantasy?

Zdaniem samego Marka Prince’a, postać jego syna w serii gier FIFA to nie jest tylko sposób na upamiętnienie chłopaka. To również szansa na to, by dalej edukować. „Dla wielu osób może być to wyjątkowe. Grasz w grę, inspiruje cię nastolatek, który nie żyje, którego tutaj nie ma. Zaczynasz się zastanawiać – dlaczego tu trafił? O co chodzi? Kim był Kiyan Prince?”. Ojciec wychowanka QPR uważa, że w ten sposób przekaz i czyn, którego dokonał nastolatek, dotrze do jeszcze szerszego grona odbiorców.

Trudno z tym polemizować, wszak FIFA cały czas bije rekordy sprzedażowe, mimo tego, że wiele osób na nią utyskuje. Wśród starszych pokoleń wciąż pokutuje stwierdzenie, że gry komputerowe nie mogą niczego nauczyć, nic nie mogą dać. Produkt Electronic Arts wychodzi temu stereotypowi na przeciw. Jeśli chociaż jeden na 20 graczy zainteresuje się historią Prince’a, a z kolejnej 20 przynajmniej dwóch weźmie sobie ten przekaz do serca, naprawdę możemy żyć w lepszym świecie.

Brutalności, agresji, zjawiska prześladowania, tego pewnie nie pozbędziemy się nigdy. Jednakże dzięki takim ludziom jak Mark Prince, kibice QPR, a przede wszystkim Kiyan Prince, jesteśmy do tego krok – może kroczek – bliżej.

Niewiele jest śmierci dobrych, odpowiednich. Ta Kiyana również taka nie była. Dobrze jednak, że pamięć o nim nie ogranicza się jedynie do wieńców i klepania się po plecach. W walce z przemocą trzeba bowiem realnego działania, a Kiyan Prince – mimo że nie żyje od 15 lat – regularnie je dostarcza. Oto jego dziedzictwo.

Fot.Newspix

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…

Maciej Szełęga
7
Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…
1 liga

Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Damian Popilowski
2
Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Anglia

Ekstraklasa

Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…

Maciej Szełęga
7
Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…
1 liga

Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Damian Popilowski
2
Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Komentarze

18 komentarzy

Loading...