Nie ma co ukrywać – raczej mało kto czekał na mecz Jagiellonii z Cracovią pełen nadziei, że obejrzy coś ciekawego. Obie drużyny są długimi momentami sensowne jak szampon i grzebień na liście zakupów u łysego, męczą bułę aż nieprzyzwoicie i gdyby sezon kończył się dziś, byłoby to dla nich wybawieniem. I jak to w takich momentach bywa – Ekstraklasa zaskoczyła. Oczywiście nie dostaliśmy jakichś gwiezdnych wojen, ale nie było to też starcie w kisielu. Przynajmniej jeśli chodzi o emocje.
Bo biorąc pod uwagę poziom, to choćby pierwsza bramka w tym spotkaniu była tak – po prostu – durna, że jeśli ktoś chciałby opisywać tę ligę jednym video, powinien poprosić o prawa autorskie do gola Thiago. Samo uderzenie wyglądało jeszcze poprawnie, normalny półwolej, ale wcześniej… Rany boskie. Najpierw w prostej sytuacji nieczysto w piłkę trafił Augustyn i ta poleciała do Wdowika. Nie, że jakoś szybko – można było się ustawić i naprawić błąd kolegi. Tyle że Wdowik w futbolówkę już w ogóle nie trafił, dając tym samym szansę rywalowi.
Czyli bardziej zajęcia wyrównawcze w podstawówce niż futbol, w który pompuje się miliony złotych.
Ale też oddajmy Cracovii, że weszła w ten mecz naprawdę sympatycznie. Przypadkowy gol przypadkowym golem, natomiast Pasy na początku wyglądały lepiej, starały się prowadzić grę i korzystać z pomocy Twardka. Tak, Twardka, który nie gra w Cracovii, ale miał na przykład ochotę obsłużyć podaniem Rivaldinho, ale ten z dystansu trafił w Dziekońskiego. Swoją drogą: kooperacja niezwykłych postaci tej ligi.
Kiedy indziej Rivaldinho był już bliżej szczęścia, ale trafił w słupek. Z kolei Dimun – wydawało się – uderzył kapitalnie z pola karnego, ale tylko w poprzeczkę. Naprawdę Pasy mogły się podobać, mimo oczywistej chęci do wrzucania wszystkiego, co się da. Ale jak brakuje ci skuteczności, to jest pewne futbolowe powiedzenie, które zapukało dzisiaj do drzwi i powiedziało „dzień dobry”.
NIEWYKORZYSTANE SYTUACJE LUBIĄ SIĘ MŚCIĆ
Jagiellonia strzeliła dwie bramki – o ironio – po dwóch dośrodkowaniach. Najpierw w pole karne Pasów wpadł Prikryl, którego Rodin odprowadził podniesieniem rąk (ciekawe). Czech nie strzelał do Rodina, tylko dośrodkował do Bidy i młodzieżowiec zanotował swoją pierwszą bramkę w Ekstraklasie w tym sezonie. Trafił głową, Niemczycki nie miał nic do powiedzenia.
Nieco ponad dziesięć minut później wielką chwilę na polskiej ziemi miał Twardek. Asystował? Nie. Strzelił gola? Haha! Otóż przebojowy blondyn wpakował się w kolejny bezsensowny drybling, ale miał na tyle szczęścia, że został równie głupio sfaulowany i arbiter podyktował rzut wolny. Pospisil wrzucił, Romanczuk strzelił, obrona Cracovii była w lesie, ponieważ pomocnika absolutnie nikt nie krył.
A Twardek mógłby myśleć o kolejce po jego autograf, ale wiadomo – pandemia, nie można.
Jaga wyprowadziła więc dwa szybkie ciosy, natomiast – może naiwnie – liczyliśmy, że Cracovia nie odpuści, skoro weszła w ten mecz całkiem nieźle. Niestety dla Probierza, jego chłopcy się podłamali, męskie słowa w szatni nie pomogły, po przerwie goście byli już mocno mizerni. Bramkę strzelił van Amersfoort, ale ze spalonego. Próba Hanki po palcach Dziekońskiego wylądowała na rożnym. Dobrą okazję miał Alvarez, kiedy dostał celne dośrodkowanie od Rapy, natomiast jego próba była taka, jak cała jego kariera w Polsce. Mocno przestrzelona.
I oczywiście widzimy, że Cracovia miała przewagę, choćby blisko 60% posiadania piłki w drugiej połowie, jednak Jaga dobrze się broniła, a Pasy były jak często nudne i przewidywalne. Wrzutka raz, wrzutka dwa, wrzutka miliard. No można się temu przeciwstawić. A jak już się białostoczanie zgubili, to Strózik przyjął piłkę tak, że mamy obawy, czy do tramwaju go nie wnoszą. Samemu mógłby sobie zrobić krzywdę.
Cieszy się więc Jaga, ale również Podbeskidzie oraz Stal. Podbeskidzie może przeskoczyć Cracovię już w tej kolejce, Stal nie, natomiast pamiętajmy, że ekipa Ojrzyńskiego ma zaległy mecz i przy dwóch wygranych też łyknie “Pasy”. Naturalnie nie będzie to proste, zaległy mecz Stali to Raków, jutro rywalizacja z Wartą, ale to więcej mówi o Cracovii. Smród spadku wokół drużyny budowanej tak długi czas, jest bardzo przykry dla oceny pracy Michała Probierza.
Fot. FotoPyk