Reklama

Okocha, Roberto Carlos, van Persie… Özil to nie pierwszy wielki kozak w szatni Fenerbahce

redakcja

Autor:redakcja

25 stycznia 2021, 13:17 • 15 min czytania 8 komentarzy

Mesut Oezil już oficjalnie opuścił Arsenal i dołączył do tureckiego Fenerbahce. W Stambule naturalnie przywitano go po królewsku. Jasne, mówimy o piłkarzu niespełna 33-letnim, trochę zardzewiałym i wymagającym porządnej odbudowy, ale wciąż znakomitym. Oezil to mistrz Hiszpanii, wielokrotny triumfator Pucharu Anglii, no a przede wszystkim zwycięzca mundialu. Niewątpliwie jeden z najlepszych rozgrywających swojej generacji i w ogóle jeden z najwybitniejszych piłkarzy ostatniej dekady. Co wcale nie oznacza, że jest to najlepszy zagraniczny zawodnik, jaki trafił do Fenerbahce. 

Okocha, Roberto Carlos, van Persie… Özil to nie pierwszy wielki kozak w szatni Fenerbahce

Przypominamy dziesięciu innych gwiazdorów spoza Turcji, którzy zachwycali (albo i nie) swą grą kibiców „Kanarków”. Niemiec będzie się musiał mocno postarać, by napisać w Stambule równie piękną kartę co niektórzy z nich.

ROBERTO CARLOS (2007 – 2009)

Legendarny brazylijski obrońca do Fenerbahce trafił po zakończeniu swojej wspaniałej przygody z Realem Madryt. Miał już wówczas 34 lata na karku i ewidentnie to, co najlepsze w karierze było już poza nim, ale i tak przyjęto go w Stambule z niesłychaną pompą. Tysiące widzów pojawiło się na trybunach stadionu „Kanarków” tylko po to, by zobaczyć, jak Roberto Carlos składa oficjalnie podpis pod kontraktem. Już w trzeciej ligowej kolejce sezonu 2007/08 mistrz świata z 2002 roku po raz pierwszy błysnął w nowych barwach. Zdobył zwycięskiego gola w starciu z Sivassporem.

Trafił do siatki… głową.

Reklama

FENERBAHCE WYGRA Z KAYSERISPOREM? KURS: 1,37 W TOTOLOTKU!

Fenerbahce w tamtym sezonie rozkręcało się dość mozolnie, ale jak już ruszyło, to zaprezentowało naprawdę kawał dobrej piłki. W Lidze Mistrzów podopieczni Zico dotarli aż do ćwierćfinału, gdzie po bardzo wyrównanym dwumeczu ulegli londyńskiej Chelsea. Natomiast w tureckiej ekstraklasie „Kanarki” po trzydziestu dwóch ligowych kolejkach prowadziły i wydawało się, że mistrzostwo mają w kieszeni. Niestety – porażka w derbowej konfrontacji z Galatasaray sprawiła, że to właśnie „Lwy” sięgnęły po tytuł. Sfrustrowany Roberto Carlos niepowodzenia swoich kolegów musiał oglądać z trybun – prawie całą rundę wiosenną stracił bowiem z powodu urazu. Obiecał jednak kibicom, że za rok to Fenerbahce zatriumfuje w tureckiej ekstraklasie. Słowa dotrzymać jednak nie zdołał – w 2009 roku „Kanarki” skończyły na marnej, czwartej lokacie w lidze.

Roberto Carlos (Fenerbahce SK)

Pół roku później Carlosa już w Stambule nie było. Choć trzeba mu oddać, że akurat on w sezonie 2008/09 nie zawiódł. Zdobył w sumie siedem goli i zanotował dziesięć asyst na wszystkich frontach. Nieźle, jak na takiego weterana.

ARIEL ORTEGA (2002 – 2003)

Ariel Ortega trafił do Fenerbahce w maju 2002 roku w aurze olbrzymiego transferowego hitu.

Reklama

Argentyńczyk miał wówczas tylko 28 lat, nie był zatem zawodnikiem będącym już po swoim najlepszym okresie, jacy często decydowali się, by napisać ostatni rozdział kariery nad Bosforem. Wręcz przeciwnie – można powiedzieć, że przeżywał swój piłkarski prime time. W 2001 roku wybrano go do jedenastki roku FIFA, rok później został zaś nominowany do najlepszej drużyny roku w Ameryce Południowej. W sezonie 2001/02 zdobył 14 goli w 29 ligowych występach dla River Plate, choć występował tam głównie na skrzydle albo na dziesiątce. Miał już wprawdzie za sobą nie do końca udane przygody w klubach europejskich – jeszcze w latach dziewięćdziesiątych był graczem Valencii, Sampdorii i Parmy – no ale spodziewano się, że na zdominowanie ligi tureckiej Ortedze z całą pewnością wystarczy zdrowia, umiejętności i zapału.

No i w sumie były to oczekiwania słuszne. Jesienią 2002 roku Ortega w barwach Fenerbahce zanotował dwanaście ligowych występów. Zdobył pięć bramek, dorzucił też do tego siedem asyst. Fani „Kanarków” niewątpliwie wybaczyli mu nawet czerwoną kartkę w derbowym starciu z Galatasaray.

Wystarczy spojrzeć na wynik tej potyczki – Fenerbahce zwyciężyło 6:0.

Ariel Ortega (Fenerbahce SK)

Problem w tym, że sam Ortega raczej nie był zachwycony pobytem w Turcji. W kwietniu 2003 roku Argentyńczyk wybrał się na zgrupowanie reprezentacji narodowej i już nie wrócił do klubu. Miał dość. – Od początku pobytu w Stambule zdawałem sobie sprawę, że to nie jest miejsce dla mnie. Każdy dzień spędzony tam był jak tortura. Musiałem się wyrwać. Wiedziałem, że nie wrócę do klubu ze grupowania. Zakomunikowałem to mojemu szefostwu w Fenerbahce. Próbowali mnie zmusić do powrotu, ale to nie wchodziło w grę. Nie czułem tam radości z życia.

Sprawą zainteresowała się FIFA. Agent Ortegi próbował argumentować, że klub nie spełnił wielu obietnic złożonych z piłkarzowi, ale kara za ucieczkę i tak była surowa. Prawie pół roku zawieszenia i… 11 milionów euro kary.

NICOLAS ANELKA (2005 – 2006)

3,5 miliona funtów rocznie – podobne tyle musieli zaoferował Nicolasowi Anelce włodarze Fenerbahce, by namówić francuskiego goleadora na przeprowadzkę do Stambułu w połowie sezonu 2004/05. Co nie było proste, ponieważ w 2005 roku Anelka przeżywał akurat całkiem niezły okres w swojej karierze. Był już jasne, że 26-letni zawodnik nie spełni nadziei, jakie pokładali w nim przed laty trenerzy takich klubów jak Paris-Saint Germain, Arsenal czy też Real Madryt, no ale w barwach Manchesteru City napastnik wyrósł na regularnego, bardzo rzetelnego strzelca.

Gwaranta kilkunastu trafień w sezonie Premier League.

Ostatecznie Anelkę, który rok wcześniej przeszedł na islam, udało się nakłonić do transferu. Kwota odstępnego w wysokości siedmiu milionów funtów przekonała też „Obywateli”, by nie stawiali przeszkód podczas negocjacji. Fenerbahce w 2005 roku sięgnęło po mistrzostwo Turcji przy skromnym udziale Francuza. Wszystko układało się dobrze. Ale w kolejnych rozgrywkach Anelka nie zachwycił skutecznością. W lidze trafił do siatki tylko dziesięciokrotnie, a Fenerbahce nie obroniło tytułu, przegrywając wyścig po mistrzostwo z Galatasaray. W fazie grupowej Champions League napastnik nie zdobył natomiast ani jednego gola, a przecież także z myślą o europejskich podbojach ściągano go do Stambułu.

Krótko mówiąc – spisał się przeciętnie. Dlatego w sierpniu 2008 roku bez żalu odesłano go z powrotem do Wielkiej Brytanii, tym bardziej że Bolton Wanderers postanowił zapłacić za Anelkę aż osiem milionów funtów. – W Fenerbahce było mi dobrze – zapewniał jednak Anelka. – Nie tęskniłem za wielką piłką. Życie nauczyło mnie, że w im większym grasz klubie, tym więcej masz kłopotów.

TONI SCHUMACHER (1988 – 1991)

Jeszcze w latach osiemdziesiątych liga turecka nie cieszyła się taką popularnością wśród weteranów piłkarskich boisk, jak w XXI wieku. Dlatego sporo zamieszania wywołała decyzja Toniego Schumachera, by w 1988 roku wzmocnić szeregi tamtejszego Fenerbahce. Etatowy golkiper reprezentacji Niemiec w latach 1979 – 1986 dzisiaj kojarzony jest głównie przez pryzmat staranowania Patricka Battistona podczas mistrzostw świata w 1982 roku, ale trzeba pamiętać, że to był generalnie więcej niż solidny fachowiec. W momencie przeprowadzki do Stambułu 34-latek mógł się pochwalić mistrzostwem Europy, dwoma wicemistrzostwami świata, triumfem w Bundeslidze i trzema Pucharami Niemiec. Dwukrotnie wybierano go Piłkarzem Roku (1984, 1986) za naszą zachodnią granicą. Uchodził za wielkiego speca od bronienia jedenastek.

Zupełnie niezły dorobek, tym bardziej że Schumacher lwią część swojej kariery spędził nie w Bayernie Monachium, ale w 1. FC Koeln, gdzie o sukcesy nie było przecież zbyt łatwo. W Fenerbahce doświadczony bramkarz też zrobił robotę.

Właściwie z miejsca przydzielono mu funkcję kapitana zespołu. No i już w pierwszym sezonie wygrał z „Kanarkami” mistrzostwo Turcji. Dla klubu był to pierwszy tytuł po trzech latach niepowodzeń i tułaczki w środku tabeli. Po części właśnie wówczas budowało się w Stambule przekonanie, że skutecznym lekarstwem na kryzys sportowy jest zatrudnianie doświadczonych zawodników z potężniejszych piłkarsko krajów.

Toni Schumacher (Fenerbahce SK)

Schumacher do dzisiaj cieszy się dużą popularnością w Turcji. Regularnie jest pytany o opinię w rozmaitych kwestiach, jako ekspert często recenzuje postawę golkiperów Fenerbahce. Niemiec wyraził nawet nadzieję, że Turcja w przyszłości wygra rywalizację o możliwość zorganizowania u siebie wielkiej piłkarskiej imprezy. – Kto raz doświadczył gry dla tureckiej publiczność, ten wie, że to wspaniałe uczucie – zapewniał.

DIRK KUYT (2012 – 2015)

Dirk Kuyt w sezonie 2011/12 rozegrał w barwach Liverpoolu w sumie 45 meczów i strzelił pięć goli. Nawet jeśli weźmiemy poprawkę, że był to napastnik-walczak, często pojawiający się też w bocznych sektorach boiska, a nie klasyczna dziewiątka, jest to dorobek cokolwiek nędzny. A jednak transfer 32-letniego Holendra do Fenerbahce okazał się całkiem niezłym strzałem tureckiego klubu. W 2013 roku Kuyt zdobył z „Kanarkami” krajowy Puchar, rok później wywalczył mistrzostwo Turcji. W sezonie 2012/13 drużyna dotarła też do półfinału Ligi Europy, co może właściwie uchodzić za najlepszy pucharowy wyczyn z całych dziejach Fenerbahce.

Dirk Kuyt (Fenerbahce SK)

Indywidualnie Holender nie rozczarował – ustawiany głównie na prawym skrzydle lub w roli cofniętego napastnika, w każdym sezonie gwarantował co najmniej kilkanaście punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. Nie tylko nie zakończył w Turcji swojej kariery, ale w zasadzie dzięki transferowi do Fenerbahce przeżył drugą, a potem trzecią młodość. W 2014 roku zdobył brązowy medal mistrzostw świata, będąc ważnym elementem taktycznej układanki Louisa van Gaala. Potem powrócił do Feyenoordu Rotterdam i wygrał z nim mistrzostwo Holandii w wieku 37 lat.

Tak się należy żegnać z boiskiem.

REMIS FENERBAHCE Z KAYSERISPOREM? KURS: 5,25 W TOTOLOTKU!

– Pamiętam pewien nasz mecz z Trabzonsporem. Wszystko wymknęło się spod kontroli. Atmosfera na stadionie zrobiła się tak napięta, że musieliśmy ukrywać się przed kibicami przez cztery godziny, zanim udało nam się opuścić obiekt – wspominał Kuyt na łamach FourFourTwo. – Policja eskortowała nas na lotnisko. Ludzie w Turcji są niezwykle emocjonalni. Czasami w negatywnym sensie, ale zazwyczaj jednak w bardzo pozytywnym. Kiedy Fenerbahce gra derby z Galatasaray, to właściwie święto narodowe. 

PIERRE VAN HOOIJDONK (2003 – 2005)

Skoro już o Holendrach mowa, to nie sposób nie wspomnieć o kolejnym, którego kibice Fenerbahce ciepło wspominają. Pierre van Hooijdonk w Stambule wylądował świeżo po spektakularnych sukcesach odniesionych w barwach Feyenoordu. Rosły napastnik przez dwa lata spędzone w Rotterdamie strzelił aż 62 bramki w 84 występach i sięgnął z klubem po Puchar UEFA w 2002 roku. Na dodatek zasłynął jako snajper niezwykle efektowny, notujący mnóstwo przepięknych bramek bezpośrednio z rzutów wolnych. Dlatego wydał się działaczom „Kanarków” naprawdę łakomym kąskiem, choć w 2003 roku van Hooijdonk był przecież zawodnikiem aż 34-letnim.

Jak się okazało – warto było po Holendra sięgnąć. Pierre van Hooijdonk spędził w Stambule dwa sezony i dwukrotnie zatriumfował w tureckim ekstraklasie. Szczególnie udane były dla niego pierwsze rozgrywki, gdy zdobył aż 24 ligowe bramki. Królem strzelców Super Ligi wprawdzie nie został, zabrakło mu jednego trafienia, ale i tak dorobił się pseudonimu Aziz Pierre. „Święty Piotr”.

Holenderski super-snajper również szczególnie mocno zapamiętał emocje towarzyszące starciom Fenerbahce z Trabzonsporem. – Między kibicami tych klubów były naprawdę silne antagonizmy. Nienawiść wisiała w powietrzu – opowiadał. – Po jednym z meczów w Rizesporze musieliśmy przejechać kilkadziesiąt kilometrów autokarem. Autostrada wiodła nad brzegiem Morza Czarnego. Od wody oddzielała nas tylko barierka, podróżowaliśmy nocą. Nagle usłyszeliśmy hałas, a autokar gwałtownie skręcił. Myślałem, że wylecimy z drogi. Okazało się, że czyhali na nas kibice Trabzonu, którzy obrzucili autokar cegłówkami i kamieniami. Ruszyliśmy dopiero wówczas, gdy dotarły do nas posiłki policyjne. Funkcjonariusze zasłonili tarczami powybijane szyby, a my stłoczeni siedzieliśmy pomiędzy fotelami.

JAY-JAY OKOCHA (1996 – 1998)

Jay-Jay Okocha na szerokie wody wypłynął na początku lat dziewięćdziesiątych w Bundeslidze, jako zawodnik Eintrachtu Frankfurt, który wówczas należał do czołowych ekip w stawce. Wydawać się zatem mogło, że kiedy już olśniewający techniką Nigeryjczyk postanowi opuścić Niemcy, wyląduje z pewnością w jednej z topowych lig Starego Kontynentu. Zrobi kolejny krok do przodu, w kierunku wielkich triumfów. Tymczasem 23-letni Okocha w 1996 roku postawił nieoczekiwanie na kierunek turecki. Jasne, sam fakt, że chciał odejść z Eintrachtu dziwić wówczas nie mógł – drużyna dość gwałtownie wyleciała bowiem z ligowego topu i popadła w kryzys tak poważny, że aż spadła do 2. Bundesligi. Ale akurat Turcja?

Okocha w 1994 roku wygrał Puchar Narodów Afryki. Dwa lata później w wielkim stylu poprowadził Nigerię do złota na Igrzyskach Olimpijskich. „Super Orły” w półfinale pokonały Brazylię, dla której grali Bebeto, Ronaldo, Roberto Carlos i Dida. W finale okazały się lepsze od Argentyny, którą reprezentowali choćby Claudio Lopez, Hernan Crespo, Nestor Sensini, Ariel Ortega czy Roberto Ayala.

Okocha był na fali wznoszącej. Dla Fenerbahce zatrudnienie gracza tego kalibru miało być ripostą na transfer Gheorghe Hagiego, który wzmocnił rywali zza miedzy – Galatasaray.

Jay-Jay Okocha (Fenerbahce SK)

Pisaliśmy na Weszło: „Liga turecka wtedy jeszcze – poza kilkoma drużynami – jest mocno buraczana, w niektórych drużynach z dołu tabeli grają listonosze i pasterze. Nie dziwi więc, że na ich tle Okocha wygląda jak Elton John na dożynkach w Smardzewicach. Innymi słowy, wyróżniał się.

Strzelał z wolnych, z karnych, z woleja, głową, nawet z rożnych. Nie strzelił chyba tylko dupą, choć pewnie i do tego było blisko. Korespondencyjny pojedynek z Hagim wygrywa: 30 bramek do 22, ale to Rumun zdobywa dwa mistrzostwa Turcji, Jay-Jay dorzuca tylko mniej prestiżowe, krajowe puchary. Mimo to Turcy zakochują się w Okochy, w trybie ekspresowym dają mu obywatelstwo. Wraz z nim Jay-Jay przyjmuje tureckie nazwisko: Muhammet Yavuz. Jednak to nie miłość w stylu „Doktora Żywago”, to raczej klimaty Doca Holiday’a z „Tombstone”, bowiem niedługo potem Nigeryjczyk opuszcza Turcję na rzecz PSG, gdzie przechodzi za 24 miliony dolarów. W dwa lata podrożał więc blisko siedmiokrotnie”.

Cóż – trofeów Okocha stambulskiemu klubowi zatem nie zapewnił, ale przynajmniej dostarczył frajdy kibicom, a przede wszystkim zagwarantował w 1998 roku bardzo poważny zastrzyk gotówki do klubowego budżetu. Transfer zupełnie nie w stereotypowo tureckim stylu.

STEPHEN APPIAH (2005 – 2008)

Jeśli jesteśmy przy zawodnikach rodem z Afryki, nie sposób nie wspomnieć Stephena Appiaha. 67-krotnego reprezentanta Ghany, któremu – o czym już w sumie mało kto pamięta – na początku XXI wieku wróżono naprawdę wielką karierę. W 2003 roku 23-letni (przynajmniej oficjalnie) pomocnik dołączył do Juventusu i wygryzł z wyjściowej jedenastki „Starej Damy” samego Edgara Davidsa. Sympatycy turyńskiego klubu nie podzielali jednak entuzjazmu Marcello Lippiego względem afrykańskiego pomocnika. Z Appiaha uczyniono jednego z głównych winowajców słabszego sezonu Juve. I chyba było w tej opinii trochę sensu, ponieważ już w kolejnej ligowej kampanii (2004/05) Fabio Capello strącił zmagającego się z kontuzjami pomocnika do roli rezerwowego. Bianconeri w wielkim stylu odzyskali pozycję numer jeden we włoskiej ekstraklasie.

Żałuję, że nie trafiłem do Torino. Tamtejsi kibice lepiej by mnie przyjęli – pieklił się Appiah, podpisując na siebie wyrok. Juve zaczęło intensywnie szukać kupca na powszechnie nielubianego i wiecznie kontuzjowanego zawodnika, który na dodatek napytał sobie problemów natury finansowej, ponieważ wyszło na jaw, że jest zadłużony u znajomych prawników i agentów piłkarski na kwotę przekraczającą cztery miliony euro.

Latem 2005 roku po Appiaha zgłosiło się Fenerbahce.

Stephen Appiah (Fenerbahce SK)

Piłkarsko – sprawdził się. Jak na środkowego pomocnika, często trafiał do siatki, niekiedy pięknie.

Alex, lider drugiej linii Fenerbahce w tamtych latach, zawsze wymienia reprezentanta Ghany wśród swoich ulubionych partnerów do kombinacyjnej gry. Problem w tym, że w 2007 roku Appiah popadł w naprawdę poważne kłopoty zdrowotne. Kontuzja kolana wykluczyła go z gry na wiele miesięcy. A potem pomocnik wraz ze swoimi agentami zaczął odstawiać nieładnie pachnące kombinacje.

W grudniu 2007 roku Appiah udał się do Włoch, by tam przejść przez żmudny proces rehabilitacji po tym, jak zoperowano mu kolano. Znajdował jednak również czas na dodatkowe aktywności. Podczas Pucharu Narodów Afryki, gdzie naturalnie nie mógł wystąpić jako zawodnik, pełnił rolę quasi-członka sztabu szkoleniowego. Był nieoficjalnym doradcą przy reprezentacji Ghany. Turków zaczęło to wszystko drażnić i zażądali, by piłkarz powrócił do Turcji i dokończył rehabilitację w klubie. Appiah nie tylko odmówił, ale wystąpił też do FIFA o rozwiązanie jego kontraktu z winy klubu i zażądał, by Fenerbahce z góry wypłaciło mu dwa miliony euro pensji należnych do końca umowy. Strona turecka oczywiście nie mogła się na to zgodzić i na pozew Appiaha odpowiedziała własnym, też żądając od piłkarza odszkodowania. Po wielu apelacjach Sportowy Sąd Arbitrażowy wydał salomonowy wyrok – ani Appiah nie musiał oddać klubowi pieniędzy, ani Fenerbahce nie musiało się z nim rozliczyć za ostatnie pół roku umowy.

Niesmak pozostał.

ROBIN VAN PERSIE (2015 – 2018)

Wracamy do wątków holenderskich. Niewątpliwie Robin van Persie to jeden z najsłynniejszych piłkarzy, jacy kiedykolwiek trafili do szatni Fenerbahce. W 2015 roku 32-letni wówczas snajper mógł się już poszczycić dwoma medalami przywiezionymi z mundiali, mistrzostwem Anglii, triumfem w FA Cup, zwycięstwem w Pucharze UEFA, a także dwoma tytułami króla strzelców Premier League.

Jak zatem ocenić jego pobyt w Stambule?

Sezon 2015/16 był jeszcze w wykonaniu van Persiego całkiem niezły. Holender zdobył w sumie szesnaście bramek w lidze, co jest wynikiem przyzwoitym. „Kanarki” wprawdzie nie wygrały ani mistrzostwa, ani Pucharu Turcji, no ale indywidualnie napastnik dał radę. Problem w tym, że kolejny sezon również nie przyniósł żadnych trofeów, a van Persie trafiał już do siatki znacznie mniej regularnie.

Robin van Persie (Fenerbahce SK)

Na pewno oczekiwano po nim znacznie więcej, a sam Robin chyba nie był do końca usatysfakcjonowany swym pobytem nad Bosforem. – Nie spodziewałem się, że w ogóle będę zmuszony do odejścia z Manchesteru United – opowiadał angielskim mediom. – Trener Louis van Gaal powiedział do mnie jednak: „Robin, nasze drogi muszą się rozejść. Musisz odejść, twój czas w klubie dobiegł końca”. Odparłem, że z Manchesterem nadal wiąże mnie ważna umowa, lecz on był bezwzględny. Zaczynaliśmy przygotowania do następnego sezonu. Nie dopuszczono mnie nawet do wewnętrznej gierki. Dostałem piłkę i kazano mi wykonywać ćwiczenia indywidualne. Trudno było zachować spokój.

Przeprowadzka do Stambułu to zdecydowanie nie było coś, o czym van Persie marzył w 2015 roku.

ALEX (2004 – 2012)

No i wreszcie gracz, bez którego całe to zestawienie nadawałoby się do potłuczenia o kant tyłka. Alexsandro de Souza, znany po prostu jako Alex. Ofensywny pomocnik rodem z Kurytyby, niewątpliwie jeden z najwybitniejszych piłkarzy w dziejach Fenerbahce i to bez podziału na kategorie narodowościowe czy też czasowe. Po prostu gigant. 344 mecze na wszystkich frontach w latach 2004 – 2012. 172 gole, prawie drugie tyle asyst. 48-krotny reprezentant Brazylii napisał w Stambule naprawdę przepiękną historię. Dość powiedzieć, że jego pomnik stanął przed stadionem „Kanarków” jeszcze w 2012 roku, gdy Alex oficjalnie wciąż był piłkarzem Fenerbahce. Miejscowi fani zwyczajnie nie mogli dłużej czekać, musieli go jak najszybciej uhonorować. Statua została zresztą ufundowana w całości z kibicowskich datków.

KAYSERISPOR POKONA FENERBAHCE? KURS: 7,72 W TOTOLOTKU!

Absolutnym szczytem przygody Alexa z Fenerbahce był sezon 2010/11. Grający z numerem dziesięć zawodnik tylko w tureckiej Super Lidze zdobył wówczas 28 goli i dorzucił do tego 13 asyst. W klasyfikacji najlepszych strzelców rozgrywek wyprzedził drugiego Buraka Yilmaza aż o dziewięć trafień. Popisał się czterema hat-trickami, w tym jednym w derbowej konfrontacji z Besiktasem.

Alex (Fenerbahce SK)

Summa summarum, Alex trzykrotnie wywalczył w barwach Fenerbahce mistrzostwo kraju, dorzucił też do tego jeden Puchar Turcji. Można zatem powiedzieć, że najbardziej prestiżowe triumfy notował jednak w innych miejscach. Przede wszystkim z reprezentacją Brazylii (dwa razy Copa America) oraz w ekipie Palmeiras (Copa Libertadores w 1999 roku). Tak czy owak, nie ma na najmniejszych wątpliwości, że brazylijski rozgrywający już na zawsze kojarzony będzie w pierwszej kolejności jako legendarny kapitan „Kanarków” ze Stambułu. Udało mu się nawet do perfekcji opanować język turecki, co zdecydowanie nie jest typowe dla zagranicznych zawodników występujących nad Bosforem.

Trochę żałuję, że gdy przychodziło do wysyłania powołań na mundiale, selekcjonerzy mnie pomijaliwspominał Alex. – To jednak normalne, każdy trener ma prawo do swojej wizji. Nigdy, nawet przez sekundę, nie żałowałem transferu do Fenerbahce.

***

Oczywiście tę wyliczankę słynnych nazwisk można by było ciągnąć znacznie dłużej. Deivid, Haim Revivo, Joseph Yobo, Raul Meireles, Bruno Alves, Viorel Moldovan, Ilie Datcu, Mateja Keżman, Martin Skrtel, Diego, Moussa Sow, Kennet Andersson, Diego Lugano, Jes Hogh, Daniel Guiza, Uche Okechukwu, Nani, Serhij Rebrow, Murat Yakin, Roberto Soldado, Mamadou Niang, Max Kruse, Emmanuel Emenike, Mathieu Valbuena. No i oczywiście Czesław Jakołcewicz. Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że Mesut Oezil popularnością swojego nazwiska i skalą talentu przyćmiewa prawie wszystkich zawodników, jakich wymieniliśmy w całym tym artykule.

Napisze w Stambule historię równie piękną jak Alex albo Schumacher? Nie zapisze się w pamięci kibiców Fenerbahce niczym wyjątkowym, podobnie jak van Persie czy też Anelka? A może po prostu przy pierwszej sposobności czmychnie z Turcji, tak jak to uczynili Appiah i Ortega?

Z całą pewnością warto będzie pobyt Niemca w Fenerbahce obserwować.

fot. NewsPix.pl / Wiki Media

 

Najnowsze

Komentarze

8 komentarzy

Loading...