Reklama

Gwiazdy sprzed lat: czy Jay-Jay Okocha mógł osiągnąć więcej?

redakcja

Autor:redakcja

08 sierpnia 2013, 15:29 • 5 min czytania 0 komentarzy

Jay-Jay Okocha – tak dobry, że nazwali go dwa razy. Jeśli o niektórych zawodnikach mówi się, ze mogliby nogami wiązać krawaty, to Jay-Jay prawdopodobnie mógłby tak składać silniki samolotów, asystować przy operacjach chirurgicznych i grać na basie w Led Zeppelin. A przynajmniej jako takiego pamiętają go kibice Nigerii, jedynej drużyny, z którą coś wygrał; wszyscy inni zadają sobie pytanie – skoro był tak dobry, to czemu jego gablota trofeów klubowych jest pusta?

Gwiazdy sprzed lat: czy Jay-Jay Okocha mógł osiągnąć więcej?

Zacznijmy od początku, czyli od 1993 roku, kiedy o Okochy usłyszał futbolowy świat. Wtedy właśnie strzelił on najsłynniejszą bramkę z tych, których nigdy nie widziałeś. Na pół minuty Okocha zmienił czwartą obronę Bundesligi, z Oliverem Kahnem w klatce, w bandę zagonionych na murawę prosto z autobusu przechodniów. Jay-Jay kiwa, niektórych po dwa razy, Kahna kładzie na ziemi, ale nie strzela, jeszcze idzie się pokiwać. W końcu osaczają go w trójkę, ale on ośmiesza ich wszystkich włącznie z „Olim”, spokojnie pakując piłkę do siatki. „Dzień dobry, Jay-Jay jestem”, takimi zagraniami przedstawiają się gwiazdy największego formatu.

Spadek Frankfurtu, przy jednoczesnym sukcesie Super Eagles na Olimpiadzie sprawia, iż Jay-Jay nie musi szukać pracodawcy w pośredniaku. Hagi przechodzi z Barcelony do Galatasaray za 4 miliony dolarów, Fenerbahce muszą na to odpowiedzieć – wybierają właśnie rozgrywającego olimpijskiej Nigerii, płacą za niego 3.5 miliona.

Liga turecka jednak wtedy jeszcze – poza kilkoma drużynami – jest mocno buraczana, w niektórych drużynach z dołu tabeli grają listonosze i pasterze. Nie dziwi więc, że na ich tle Okocha wygląda jak Elton John na dożynkach w Smardzewicach – innymi słowy wyróżniał się. Strzelał z wolnych, z karnych, z woleja, głową, nawet z rożnych – nie strzelił chyba tylko dupą, choć i pewnie do tego było blisko. Korespondencyjny pojedynek z Hagim wygrywa: 30 bramek do 22, ale to Rumun zdobywa dwa mistrzostwa Turcji, Jay-Jay dorzuca tylko Puchar Turcji. Mimo to Turcy zakochują się w Okochy, w trybie ekspresowym dają mu obywatelstwo, z nim Jay-Jay przyjmuje tureckie imię „Muhammet Yavuz”. Jednak to nie miłość w stylu „Doktora Żywago”, to raczej klimaty Doca Holiday’a z „Tombstone”, bowiem niedługo potem Nigeryjczyk opuszcza Turcję na rzecz PSG, gdzie przechodzi za 24 miliony dolarów. W dwa lata podrożał więc blisko siedmiokrotnie, dobrze że taka inflacja przydarza się tylko nigeryjskim rozgrywającym, a nie produktom typu ser, chleb, mleko.

Reklama

W Paryżu nie ma wątpliwości: to Jay-Jay ma się wziąć za odkurzanie z roku na rok coraz bardziej zakurzonej marki. Dostaje klucze do zespołu. Koszulkę z numerem 10. Jest playmakerem i od niego zaczyna się ustalanie składu, misja: mistrzostwo. A dla samego Okochy – stać się jedną z największych gwiazd futbolu. Jednak Ligue 1 to nie Turcja z końcówki lat 90tych, gdzie połowa zespołów ma w kadrze graczy po godzinach zbierających poziomki by dorobić do pensji; to wyrównana, wymagająca fizycznie liga, dlatego PSG kończy w pierwszym sezonie na 9 miejscu. Przez cztery lata jego partnerami w drużynie byli między innymi tacy zawodnicy jak Ronaldinho, Heinze, Arteta, Letizi, Leroy, Anelka, Robert, Rodriguez, a to wystarczyło zaledwie na jedno wicemistrzostwo i trzy sezony rozczarowań. Jak ceniony jest paryski numer 10 po tym okresie? Otóż tak, że przechodzi za darmo do Boltonu.

Bolton, przez lata pałętające się po niższych ligach angielskich, Bolton, w najlepszym wypadku walczące o utrzymanie w Premiership. Niezbyt prawdopodobne, żeby Okocha miał za młodu w planach w wieku 29lat, wciąż więc w sile piłkarskiego wieku, grać w takim klubie, ale pieniądze podjęły za niego decyzję i tam się znalazł. Prawdą jest, iż wtedy akurat w klubie odkopano widocznie w piwnicy piracki skarb, bo pojawiły się finanse jakich w klubie nigdy ani wcześniej ani później nie widziano: przez pierwszą jedenastkę przewinęli się gracze tacy jak Youri Djorkaeff, Mario Jardel, Ivan Campo, Fernando Hierro, Gary Speed, El Hadji Diouf, Vincent Candela, Michael Bridges czy Ibrahim Ba. Przez cztery lata, gdy w Boltonie nawet spuszczając wodę leciało płynne złoto, osiągnięto jednak tylko finał Pucharu Ligi, na koniec natomiast zaliczono spadek w stylu zeszłorocznego QPR, czyli ogromne kontrakty, ogromne wpierdole. To drugi spadek w karierze Okochy, i to spadków z lig ma on więcej, niż łącznie mistrzostw i pucharów krajowych, nie mówiąc o trofeach w europejskich pucharach. Sam Jay-Jay w pierwszym sezonie w Boltonie zrobił wielkie wrażenie na kibicach, komentatorach, ekspertach, ale gdy sztuczki, triki techniczne i dryblingi zdążyły się już im opatrzyć, kibice zaczęli dostrzegać dlaczego ogromnie utalentowany piłkarz kończy poważną karierę spadając z Premiership, a nie zdobywając przykładowo Puchar Mistrzów z Realem Madryt.

Okocha był w stanie dokonać rzeczy, jakich nie potrafił dokonać nikt inny na boisku. Problem w tym, że rzadko okazywały się one równie efektywne co efektowne. Nawet oglądając skróty z jego najlepszymi zagraniami widzimy wiele niesamowitych zagrań, ale które nie prowadzą do niczego konkretnego, do żadnego zysku dla zespołu. Świetny piłkarz, żeby się nim pozachwycać na skrótach, obejrzeć jego najlepsze akcje, zobaczyć go w jednym meczu – np. mistrzostw świata. Oglądanie go co tydzień było tak naprawdę z czasem jednak frustrujące, czemu dają dowód dziś kibice Bolton, na forach internetowych nazywając go jednym z najbardziej przecenionych zawodników, jacy kiedykolwiek mieli okazję gościć na Reebok Stadium.

Miał fenomenalną technikę, porównywalną tylko z Ronaldinho, ale ta sprawdzi się głównie przy stałych fragmentach, strzałach z dystansu, dryblingach i sztuczkach. Technika to za mało, żeby rozgrywać piłkę – tutaj ważniejsza jest wizja i umiejętność znalezienia partnera, tych cech jednak w sobie nie miał, nigdy nie notował wielu asyst, tak naprawdę nie nadawał się na playmakera. Ze swoim dryblingiem mógłby zrobić furorę na skrzydle, ale na to musiałby być o wiele szybszy, natomiast Jay-Jay nie lubił się przemęczać na boisku. Kibice jednak kochają oglądać tak uzdolnionych technicznie zawodników, dlatego fama Jay-Jaya urosła o wiele wyżej, niż na to zasługiwał ze względu na swoją faktyczną przydatność dla drużyny.

Są zawodnicy, którzy wyprzedzają swoją epokę, Okocha jest takim, który się o epokę spóźnił. Nie ma co się oszukiwać: piłka bardzo poszła w kierunku fizycznej gry, szybkości, siły, gry na jeden kontakt i na wysokim tempie. Okocha ze swoim stylem gry bardziej pasował do gry w latach 70-tych czy 80-tych, gdyby grał wtedy niewykluczone, że byłby jedną z największych legend futbolu. W czasach w których grał jego futbol był owszem, efektowny, zapadający w pamięć, wyjątkowy, ale też – archaiczny.

Reklama

Leszek Milewski

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...