Andre Villas-Boas zaapelował wczoraj, by FIFA zastrzegła numer dziesiąty na koszulkach wszystkich drużyn świata. My na ten apel odpowiadamy własnym: panie Boas, uspokój się pan.
Kontrowersyjny pomysł
Piłkarski świat znalazł się w żałobie po śmierci jednego z najwybitniejszych piłkarzy w dziejach. Zdaniem wielu – po prostu najwybitniejszego. My w naszym rankingu najlepszych zawodników wszech czasów umieściliśmy Argentyńczyka na czwartej pozycji, ale nie chodzi teraz o to, by się kłócić o takie drobiazgi. Maradona był geniuszem, gigantem, fenomenem. Sportowym i – jak mawiał klasyk – socjologicznym oraz społecznym. Tak zostanie zapamiętany. Nie może dziwić, że odejście tak znaczącej dla piłki nożnej postaci wzbudza powszechny smutek, a w Argentynie wręcz bezgraniczną rozpacz. Sami opłakujemy Boskiego Diego. Na naszych łamach pięknie opowiadali o nim między innymi Janusz Basałaj, Michał Listkiewicz czy Roman Kosecki.
Nie popadajmy jednak w przesadę.
Villas-Boas stwierdził: – Śmierć Maradony to nieprawdopodobna strata dla futbolu. Najlepszym hołdem, jak możemy mu oddać, byłoby zastrzeżenie “dziesiątek” na jego cześć. Chciałbym, by FIFA uczyniła to we wszystkich rozgrywkach.
Powiemy wprost – naszym zdaniem Portugalczyk mocno się zagalopował. Magia towarzysząca koszulkom z numerem dziesięć jest nieodłącznym elementem futbolu i byłoby zbrodnią na piłce nożnej, gdybyśmy mieli ją tej magii pozbawić, nawet dla uczczenia pamięci Maradony. Właśnie dlatego, że dychę na plecach nosili tacy piłkarze jak Diego, Pele, Messi, Baggio, Bergkamp, Rivaldo, Ronaldinho, Platini, Laudrup, Zico… Rety, tę wyliczankę można by było ciągnąć w nieskończoność. Bo o to w dziesiątkach chodzi. Każdy klub, każda reprezentacja ma w swojej historii co najmniej jednego zawodnika nieodłączenie kojarzącego się z dychą. Czy Maradona był z nich wszystkich najlepszy? Nie bronimy nikomu tak sądzić. To opinia, którą można uargumentować. Ale na jego śmierci futbol się przecież nie kończy. Będą następni wybitni piłkarze. Oni też doczekają się milionów wielbicieli i dokonają niezwykłych osiągnięć.
Najlepszym hołdem dla Maradony będzie, jeśli zrobią to z dychą na plecach. Tak jak i on. Tradycji stanie się tym samym zadość, a sztafeta pokoleń pobiegnie dalej.
Wrocław dołącza do licytacji
W propozycji Villasa-Boasa martwi nas jeszcze jedno. Może się bowiem okazać, że czeka nas lada moment wyścig o miano tego, kto najgłębiej pogrąży się w żałobie po śmierci Maradony i w najbardziej spektakularny sposób postanowi Argentyńczyka upamiętnić. Nasz niepokój się potęguje, gdy docierają do nas takie informacje jak ta, którą przekazał Super Express. Wrocławscy radni z klubu Sojusz dla Wrocławia wyszli z inicjatywą, by jeden z miejskich stadionów piłkarskich nazwać imieniem Maradony. – Byłoby wspaniale, gdyby patronem miejsca, w którym się wychowują był zarazem genialny piłkarz, ale i człowiek z różnymi słabościami, które przecież zniszczyły mu życie. Dzięki temu dzieci będą lepiej rozumieć, że trzeba nieustannie nad sobą pracować, bo życie pełne jest pułapek – mówi Dominik Kłosowski, cytowany przez Marcina Torza.
Cóż, wydaje nam się, że bardziej na tego rodzaju upamiętnienie zapracował jednak – dajmy na to – Janusz Sybis. A nie Maradona, który prawdopodobnie nie miał w ogóle pojęcia o istnieniu takiego miasta jak Wrocław.
fot. NewsPix.pl