Reklama

Marcin Najman jak wielki mistrz. Odszedł na własnych warunkach

redakcja

Autor:redakcja

22 listopada 2020, 00:49 • 3 min czytania 60 komentarzy

Wiele sobie obiecywaliśmy po dzisiejszym starciu Marcina Najmana. Podobno – tak zapowiadał – ostatnim w jego karierze. Spodziewaliśmy się odklepywania, nokautu, opcjonalnie nawalanki bez ładu i składu. Marcin jednak zdołał nas zaskoczyć. Wszystko zrobił nietypowo. Wyszedł poza ustalone schematy. Nie dał się zamknąć w pudełku, nie pozwolił się skrępować. Brawo.

Marcin Najman jak wielki mistrz. Odszedł na własnych warunkach

Słuchajcie, Marcin Najman jest przede wszystkim bokserem. Z tej dyscypliny wyrósł, w niej toczył pierwsze walki. Trenował go sam Jerzy Kulej, co często lubi podkreślać. Sam Najman mówił, że jest pięściarzem. Walczył nawet o mistrzostwo Polski w katowickim Spodku. Jasne, przegrał, ale coś tam potrafił. Tyle mu oddamy. W MMA radził sobie już dużo gorzej. Ale dzisiejsza walka – choć na gali MMA – miała być na zasadach boksu, jedynie w mniejszych rękawicach. Co więc zrobił Marcin Najman, któremu powinno to dać jakąkolwiek nadzieję na zwycięstwo?

Walczył na zasadach MMA. Brawo za pomysłowość! Tego na pewno nikt się nie spodziewał.

Nie no, serio, podziwiamy Marcina. Zapomnieć o jedynej rzeczy, o której trzeba pamiętać po wejściu do klatki – to już osiągnięcie. Czy głowę zaprzątała mu pozostawiona sama sobie Jasna Góra? Czy może już liczył pieniądze, jakie otrzyma z pozwu, który ma zamiar wytoczyć Kasjuszowi za „pomówienia”? Nie wiemy. Faktem jest jednak, że boksował przez kilkanaście, może kilkadziesiąt sekund. A potem rzucił się na „Don Kasja”, chcąc przygnieść go swoimi kilogramami. A tych trochę ma.

Strategia byłaby naprawdę dobra i miała sens. Gdyby, do cholery, nie była zakazana. Przecież ten człowiek to jest jakiś błąd systemu. Symulacja. Z jednej strony kreuje się go na obrońcę wiary, amerykanistę i specjalistę od fizyki kwantowej, a z drugiej nie potrafi zapamiętać, że skoro zgodził się na walkę na zasadach boksu, to nie może obalać przeciwnika. Ani kopać. Bo przegra.

Reklama

*****

Tak naprawdę widzimy tu dwa możliwe wytłumaczenia. Albo Najman jest na tyle głupi, że faktycznie o tym zapomniał (nawet po pierwszym ostrzeżeniu od sędziego i ujemnym punkcie, więc to już osiągnięcie), albo po prostu bał się tej walki. Mówiło się, że to będzie jego ostatnia – choć jakoś w to nie wierzymy – że będzie chciał „obić mordę temu zasrańcowi” za wszystko, co Kasjusz wygadywał. Tymczasem wyglądało to tak, jakby się przestraszył. I chciał jak najszybciej uciec z ringu.

Serio, to już Gołota był bardziej subtelny, gdy stale bił poniżej pasa. Równie dobrze Marcin mógł wyjść z młotkiem albo metalowym krzesełkiem – wzorem amerykańskiego wrestlingu – i nim przywalić rywalowi. Efekt byłby ten sam, a przynajmniej spełniłby choć trochę swój cel, bo po takim ciosie „Kasjo” pewnie trochę by na macie poleżał. Niesamowite jest to, że czegokolwiek byśmy po Marcinie nie oczekiwali i jak bardzo by się nie skompromitował w przeszłości, to jeszcze potrafi podnieść poprzeczkę. Tak wysoko, że nawet Armand Duplantis by nie przeskoczył.

*****

Najman na Twitterze napisał, że „potraktował go tak, jak on moją rodzinę”. Nie, Marcin. Potraktowałeś tak siebie. To ty przegrałeś, ty stałeś się pośmiewiskiem. Znowu. Jeśli tego nie rozumiesz, to naprawdę znak, że te dwie szare komórki w twojej głowie bardzo się od siebie oddaliły. Opcjonalnie jedna z nich już umarła. Albo i obie, bo gdyby tak było, to w sumie byśmy się nie zdziwili.

Serio, Marcin. Jedyne, co ci teraz zostało, to wyjść na środek tego ringu. Na kolejną, ostatnią już, pożegnalną walkę. I gdy już tam wyjdziesz, to dać się obić, a tuż przed nokautem – skoro już tak lubisz bawić się w Kmicica – rzucić krótkie „kończ waść, wstydu oszczędź”.

Reklama

Bo to właśnie dziś widzieliśmy – wstyd.

Fot. Newspix

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

60 komentarzy

Loading...