Reklama

Dron od Michniewicza, piłki lekarskie od Lenczyka. Druga szansa Marcina Węglewskiego

redakcja

Autor:redakcja

21 listopada 2020, 08:46 • 14 min czytania 2 komentarze

– Mój pierwszy zakup jako dyrektora sportowego to był dron. Ludzie się z tego śmieją, a to niesamowite narzędzie dla trenera – mówi nam Marcin Węglewski, który zamiłowanie do nowinek technicznych ma po swoim byłym przełożonym, Czesławie Michniewiczu. Z kolei to, jak przygotować drużynę pod względem fizycznym, zaczerpnął od Oresta Lenczyka. Jak mix starej i nowej szkoły wychodzi w praktyce? W Bełchatowie chyba nie narzekają, skoro nie przegrali od sześciu spotkań. 

Dron od Michniewicza, piłki lekarskie od Lenczyka. Druga szansa Marcina Węglewskiego

Węglewski, czyli sternik tego okrętu, opowiada nam o tym, jak sparzył się przejmując drużynę po Michniewiczu w Niecieczy oraz jak praca dyrektora sportowego pozwoliła mu wyciągnąć z tamtej porażki wnioski. Mówi nam także, jak to jest, gdy obserwujesz piłkarza, a potem trzecioligowiec przebija cię finansowo i cały skauting idzie na marne. Jak Lenczyk szykował trenerów do prowadzenia treningu? Czy Paweł Janas rzeczywiście się nie wpierdalał? Co sprawia, że GKS bez pieniędzy ogrywa faworytów i jak długo można funkcjonować w takim stanie? Zapraszamy.

Czy słucha pan swojego asystenta?

(śmiech) Słucham! Cały czas się konsultujemy, nie tylko z pierwszym asystentem, ale z całym sztabem. Nawet dzisiaj rozmawialiśmy o tym, co przy problemach, które mamy, możemy zrobić, jaki skład wystawić. Problemy rozwiązujemy wspólnie.

Od czasu głośnego odejścia Czesława Michniewicza z Niecieczy, do którego nawiązuję, minęło już sporo czasu. Czy poznamy w końcu prawdę na ten temat?

Nie mam zamiaru rozdrapywać tych ran. Każdy poszedł w swoją stronę. To zamknięty rozdział.

To zapytam z innej strony. Czy to nie była zbyt pochopna decyzja? Nie miał pan wtedy licencji UEFA PRO, obejmował pan zespół po swoim byłym przełożonym, a Nieciecza nie była miejscem znanym ze stabilizacji.

W tamtym okresie zagrały emocje, to nie była decyzja, nad którą długo się zastanawiałem. Myślę, że wiele osób, w tamtym momencie postąpiłoby podobnie. A skończyło się to tak, jak się skończyło.

Reklama

GKS BEŁCHATÓW WYGRA Z KORONĄ – KURS 2.85 W TOTALBET!

W tym sezonie graliście z Legią Warszawa, ale jeszcze nie Legią trenera Michniewicza. Było szkoda, że nie można było się spotkać na boisku?

Nie, zdecydowanie nie chodzi o rewanże czy odgrywanie się. Z Legią spotkaliśmy się w momencie, gdy kleiliśmy drużynę na kolanie. Nie miałem pojęcia, z kim mam do czynienia, w jakiej dyspozycji są zawodnicy.

To może nawet lepiej, bo z takim podtekstem 1:6 byłoby jeszcze bardziej bolesne! W ogóle Legia chyba nie jest pana ulubionym rywalem. 0:6, 1:6…

(śmiech) Całkowicie mi nie leży. Może za dużo kombinowałem, gdy z nią grałem? Kilka wniosków mam i mam nadzieję, że przy następnej okazji wreszcie zapunktuję. Ale strzeliliśmy bramkę, jest postęp!

Nawet w juniorach Legia pana skarciła, wygrywając 7:0. Za każdym razem był to jednak inny zespół, więc wypada spytać, z którym grało się najciężej.

Myślę, że najtrudniejszy był pierwszy mecz Bruk-Betu. Mocne zderzenie, które pokazało mi, ile trzeba się jeszcze nauczyć, żeby być na tym poziomie. Bardzo dobrze to pamiętam. Tamten mecz wiązał się też z systemem, który próbuje wdrożyć, a który ciągle mnie parzy. Mówię o grze z trójką obrońców, z tym też mam złe doświadczenia.

11 meczów w Niecieczy było dla pana na tyle mocną szkołą życia, że postanowił pan zmienić boisko na gabinet?

Na pewno to, co działo się na treningach i w czasie meczów, nie miało na to wpływu. Bardziej chodziło o kwestię zarządzania drużyną. Popełniłem w tym zakresie sporo błędów. Praca w roli dyrektora sportowego dała mi same plusy z punktu widzenia trenera. Zwróciłem uwagę na tę stronę, którą wcześniej ignorowałem. W tamtym momencie myślałem, że trening, ćwiczenia i przekaz to najważniejsze w pracy trenera. Okazało się, że inne rzeczy są równie ważne.

Czyli dziś nie odstawiłby pan Guilherme od składu?

(śmiech) Prawdopodobnie nie! W tamtym czasie dużo czasu spędzałem przy analizach, bo zostałem z tym sam, nie miałem osoby, która mogłaby mi w tym pomóc. Doszedłem do wniosku, że Guilherme popełnia za dużo błędów, które kończyły się utratą bramek. Tu właśnie wyszło niedoświadczenie, zamiast porozmawiać z zawodnikiem, po prostu go odstawiłem. Myślałem, że to będzie dobre i w zasadzie w tamtym okresie trafiłem, bo awansowaliśmy do ósemki, ale na dłuższą metę był to błąd. Widzieliśmy, jak Guilherme radził sobie w Jagiellonii Białystok.

Reklama
Rezygnując z pracy jako trener, myślał pan o tym, żeby kiedyś wrócić, czy raczej nastawiał się pan na przyszłość w roli dyrektora?

Odchodząc z Bruk-Betu posiadałem wyłącznie licencję UEFA A, mogłem pracować tylko na poziomie amatorskim. Otrzymując propozycję pracy jako dyrektor, stwierdziłem, że mogę spróbować. Trochę klubów zwiedziłem, pracowałem z dobrymi trenerami, wiele się od nich nauczyłem. Stwierdziłem, że mogę pomóc i GKS-owi i sobie.

Jak się pracuje jako dyrektor sportowy, gdy budżet wynosi – cytując klasyk – zero złotych, zero euro?

W tamtym okresie tak źle jeszcze nie było! Mieliśmy wtedy umowę z PGE, więc środki były. To był dobry okres. Jeździłem na mecze od czwartej do drugiej ligi, szukając zawodników. Spojrzałem chłodniej na to, co dzieje się w niższych ligach. Okazało się, że z tego poziomu można wyciągać fajnych chłopaków, którzy poradzą sobie na szczeblu centralnym.

Np. jakich?

Paweł Czajkowski. Dał nam wiele i rozwinął się w Bełchatowie. Żałuję tylko, że nie został w pierwszej lidze, bo dziś gra w drugiej. To chłopak, który na pozycji numer „sześć” spokojnie może grać na zapleczu Ekstraklasy. Młodzi zawodnicy, których sprowadzałem, też okazywali się słusznym wyborem. Wygraliśmy Pro Junior System, czyli spełniliśmy nasze główne założenie. O awansie pomyśleliśmy, dopiero wtedy gdy okazało się, że jesteśmy na tyle blisko, że jeśli się zepniemy, możemy spróbować.

GKS BEŁCHATÓW – KORONA KIELCE BTTS NIE – KURS 1.97 W TOTALBET!

Ilu zawodników nie trafiło do Bełchatowa przez kwestie finansowe?

Wielu, wielu. Najbardziej żałuję Wiktora Żytka, który dzisiaj gra w Puszczy Niepołomice. Grał w Lechii Tomaszów Mazowiecki, jako lewy obrońca. Widziałem go też kilka razy w roli środkowego pomocnika. Uważałem, że w drugiej lidze da nam takie możliwości, że w przyszłości będziemy mogli grać o coś więcej. Miałem rację, bo ma bardzo dobre statystyki. Nie wiem, dlaczego jest tak niedoceniany. Przebijały nas kluby trzecioligowe, więc piłkarzy, którzy mogli do nas trafić, a nie trafili były… wagony. (śmiech) To jest ogromny problem, gdy jako dyrektor sportowy operujesz kwotami brutto, a zawodnicy i ich pośrednicy kwotami netto.

Kluby chętnie wykorzystywały wasze położenie także w drugą stronę, próbując wyciągnąć z Bełchatowa piłkarza.

Tak straciliśmy bardzo utalentowanych chłopaków. Dawida Kocyłę, Kacpra Kondrackiego. Przemysław Zdybowicz do nas wrócił, próbuje się odbudować. Uważam, że za wcześnie traciliśmy tych piłkarzy, ale nic nie mogłem na to poradzić. Pieniądze były potrzebne na tu i teraz, nawet jeśli argumentowałem, że gdy zostaną, możemy wygrać Pro Junior System na poziomie pierwszej ligi, co byłoby dużym zastrzykiem finansowym dla klubu. Niestety nie miałem takiej siły przebicia.

Właśnie, to interesujące. W drugiej lidze odnieśliście sukces w PJS, a w pierwszej nie podjęliście rękawicy, mimo że mocno by wam to pomogło.

Szliśmy w tym kierunku, natomiast nie przewidzieliśmy szybkiej straty młodzieżowców. Trudno było później na gwałt przygotować zawodników, żeby trener Derbin mógł z nich korzystać w lidze. Budując zespół, założyłem, że będę szukał młodzieżowców na „dziewiątkę”. W momencie gdy taki piłkarz strzeli kilka bramek, na pewno ktoś się nim zainteresuje i w ten sposób pieniądze wpadną na konto klubu.

Faktycznie młodzi napastnicy wyjeżdżali szybko. Maciej Mas był „przejęty” przez Cagliari po siedmiu minutach obserwacji.

A dzisiaj Maciek znów jest z nami i musi się odbudowywać. Nie wiem, czy to jest dobre, czy takie mieszanie w głowie młodym chłopakom jest pomocne. Dzisiaj siatki skautingowe i znajomości są takie, że nie jest problemem przyjechać do Bełchatowa na mecz pierwszej ligi. Na najbliższym meczu będziemy gościli skauta Chelsea Londyn. Nie wiem, czy przygląda się piłkarzom GKS-u, czy Korony, ale tak to dzisiaj wygląda. Nie zawsze jesteśmy też o tym informowani, nie wszyscy pośrednicy chcą zdradzać plany na swoich zawodników, bo wiedzą, że będziemy chcieli zatrzymać ich w klubie.

Patrząc na pana historię i na to, że zgodził się pan przejąć zespół po Arturze Derbinie w takich okolicznościach, można było pomyśleć tylko jedno. Że pan totalnie zwariował.

(śmiech) Budowałem tę drużynę przez dwa lata, znałem tych chłopaków, więc nie mogłem postąpić inaczej. Pogadałem z zawodnikami, powiedziałem, co możemy zrobić, żeby tylko dokończyć sezon. Nie ukrywam, że gdyby sytuacja finansowa klubu była normalna, raczej szukałbym trenera. Ale z drugiej strony – wtedy na pewno trener Derbin zostałby z nami. Pracowało nam się bardzo dobrze, rozumieliśmy się bez słów.

Ciężko było pozbierać zespół po tym, jak stracił trenera, który był jak głowa rodziny, zaległości były spore, a w oczy zaglądało widmo spadku?

Pierwszy mecz pokazał, że to nie była łatwa sytuacja. Raz, żeby przekonać zespół do tego, co chcę grać, dwa, żeby poukładać drużynę mentalnie po tym odejściu. Choć z trenerem Derbinem mieliśmy podobne pomysły na grę, różniły nas tylko – jak to się mówi – detale. Zanim postawiłem na Artura Derbina spotkałem się z pięcioma innymi trenerami. Gdy pojechałem do niego, urzekło mnie to, że był przygotowany. Mogliśmy rozmawiać o zawodnikach, o sposobie gry, o tym co nas obu interesowało. Złapaliśmy chemię.

Pozostali podchodzili do tematu na zasadzie: a, ten Bełchatów, niech oni się starają o mnie, nie ja o nich?

Może nie tak, bardziej patrzyli na trudną sytuację w klubie. Nikogo nie okłamywałem, pokazywałem, jak wygląda budżet, jak może wyglądać w przyszłości, na kogo można postawić i jaka jest wizja klubu. Nie każdy chciał się na to pisać.

Pan pamięta jeszcze Bełchatów z zupełnie innej strony – ze strony sukcesów. Jak wspomina pan wejście do świata piłki jako asystent Oresta Lenczyka?

To był bardzo dobry okres. Trener Lenczyk jest dla mnie mentorem. Dzięki niemu zaczynałem rozumieć i dostrzegać pewne rzeczy. Pracowałem wtedy z grupami młodzieżowymi i miała nastąpić zmiana na stanowisku trenera rezerw. W pewnym momencie dostałem informację, że mam się pojawić u trenera Lenczyka na wstępną rozmowę. Potem były jeszcze dwie takie rozmowy i postawiono na mnie.

Pamiętał pan, żeby zawsze czekać, aż trener wyciągnie do pana rękę?

Zdecydowanie! Ale w klubie wiedział o tym każdy, był szacunek i dyscyplina.

Jaka historia przychodzi panu do głowy, gdy wspomina pan ten okres?

Pierwsza rozgrzewka. Przeprowadziłem ją dopiero po półrocznym pobycie z zespołem. Mamy odprawę sztabu szkoleniowego, jak zwykle przygotowałem się do monitorowania treningu. Wychodzimy z gabinetu, idziemy w stronę hali i dostaję informacje, że mam prowadzić rozgrzewkę. Zaskoczenie było duże, ale zdałem egzamin i potem tych rozgrzewek było więcej. Specyfika pracy u trenera Lenczyka była taka, że najpierw trzeba było wykazać się wiedzą teoretyczną, żeby w ogóle móc poprowadzić zajęcia treningowe. Dzięki temu człowiek mocno się rozwija, poznaje zawód od każdej strony. Dla mnie to była idealna droga, nie zostałem też rzucony na głęboką wodę.

Stosuje pan metody przygotowawcze trenera Lenczyka? Uchodził za eksperta w tym zakresie, mimo że w tamtych czasach wiele rzeczy trzeba było robić na nos.

To nie było tak, że trener pracował na nos. Wszystko było przemyślane, zaplanowane. Podobnie było u trenera Waldemara Fornalika. Tytuły, które zdobywa, to pokłosie m.in. tego, czego nauczył się u trenera Oresta Lenczyka.

Wie pan, ostatnio jeden były piłkarz rzucił, że u trenera Fornalika trenuje się za lekko.

My trenujemy tak, żeby nikt nie narzekał, że jest za lekko!

UNDER 1.5 GOLA W MECZU GKS BEŁCHATÓW – KORONA. KURS 3.20 W TOTALBET!

Też zapominacie piłek na obóz?

Obozu jeszcze nie mieliśmy, więc wszystko przed nami! (śmiech) Ale ostatni rozruch przed meczem z Arką Gdynia to były ćwiczenia z piłkami lekarskimi.

Przygotowanie fizyczne to metoda na Arkę?

Nie, nie, tą metodą była wyłącznie regeneracja. Graliśmy dwa dni wcześniej z Widzewem, który świetnie wyglądał pod względem fizycznym i musieliśmy mocno się napracować, żeby wywieźć stamtąd punkt.

Pracował pan z Michniewiczem, Lenczykiem, Fornalikiem, ale też z Jackiem Zielińskim czy Pawłem Janasem, czyli z trenerami, którzy mają trudne, czy może bardziej mocne charaktery.

Ja też mam mocny charakter! Nie wiem, czy trudny charakter sprawia, że nie da się z kimś pracować. Po to jest sztab szkoleniowy, żeby móc dyskutować na każdy temat, zwracać uwagę na ważne aspekty. Pracujemy, żeby wygrywać mecze.

Który z trenerów najbardziej pana eksploatował i najczęściej korzystał z pana w codziennej pracy?

Paweł Janas. U niego mieliśmy najwięcej stricte boiskowej pracy, mogliśmy prowadzić zajęcia. Razem z Piotrem Stokowcem mieliśmy duże pole do popisu.

Czyli prawdą jest to, że trener Janas się nie wpierdalał?

(śmiech) Nie, to nieprawda. Ludzie, którzy trenera Janasa nie znają, krzywdzą go takimi opiniami. Codziennie spotykaliśmy się o godzinie ósmej, mieliśmy zaplanowany mikrocykl. Wszystko wydrukowane, dopięte na ostatni guzik. Trener Janas po prostu chciał nadzorować. Świetnie zarządzał szatnią i sztabem szkoleniowym. Ktoś zawsze przypina łatkę, pracowałem z tymi ludźmi i zawsze będę się o nich dobrze wypowiadał.

Nie wiem w zasadzie, jak pana oceniać. Z jednej strony praca w takich warunkach jest bardzo wymagająca. Z drugiej można odnieść wrażenie, że od dłuższego czasu w Bełchatowie najważniejsza jest atmosfera. Niekoniecznie pomysł na grę, a poczucie jedności i chęć udowodnienia czegoś, niesie was do przodu.

Z trenerem Michniewiczem zawsze pracowałem w trudnych warunkach, więc się zahartowałem. Tak jak już mówiłem, praca dyrektora sportowego sprawiła, że dziś lepiej zarządzam szatnią. Doceniłem te relacje, bo trzeba patrzeć na zawodników po ludzku. Tak funkcjonować, żeby to była jedność.

Natomiast taktycznie też pana docenię, bo to imponujące, że w ostatnich sześciu meczach straciliście bramkę tylko z rzutu karnego. Patrząc na to, jak budowaliście zespół, to wręcz niebywałe.

I tu też sięgnę do trenera Michniewicza, bo pod kątem taktycznym wyniosłem z tej współpracy bardzo dużo. Zwracanie uwagi na szczegóły, na istotne zagadnienia taktyczne w czasie treningu. To zaczyna funkcjonować i u nas, co mnie cieszy. Dużo czasu poświęcam na analizy. Pomaga mi w tym Patryk Rachwał, Sebastian Łukiewicz teraz dołącza do nas Bartłomiej Kondracki. Analiza jest ważna, mój pierwszy zakup jako dyrektor sportowy to był dron. Ludzie się z tego śmieją, a to niesamowite narzędzie dla trenera. Całkowicie inaczej odbiera się materiał z treningu nagranego w ten sposób.

Widzę, że trener Michniewicz przeprowadza dronizację polskiej szkoły trenerskiej.

Nie dziwię się, bo w tym kierunku wszystko zmierza. Teraz czytam, że Legia prawdopodobnie zakupi telebim, którego używa Julian Nagelsmann w swoich treningach. Tylko tak można się rozwijać, nowinki techniczne pomagają w pracy trenera.

Wracając do postawy GKS-u w lidze. Gdyby miał pan wymienić top 3 bramkarzy w lidze, to który medal przypadłby Pawłowi Lenarcikowi?

Pierwszy! Bardzo go cenię. Miał słaby początek sezonu, który się na nim odbijał, bo popełniał błędy i ludzie domagali się zmiany w bramce. A on z meczu na mecz szedł w górę i dzisiaj jest bardzo ważnym ogniwem, to jeden z liderów drużyny. To jest solidny bramkarz i mam nadzieję, że gdy będzie stąd odchodził, to tylko do lepszego klubu.

Gdy patrzy pan na to, co w ostatnich dniach dzieje się w klubie, to puszcza pan sobie Always look on the bright side of life, czy Dont cry?

W szatni akurat inna melodia płynie z głośników!

GKS BEŁCHATÓW – KORONA, WIĘCEJ GOLI PO PRZERWIE – KURS 1.97 W TOTALBET!

Ale nie marsz pogrzebowy?

Nie, ale z jednej strony jest zabawnie, a z drugiej przykro. Dostaliśmy cios, ja go dostałem, bo udało się namówić chłopaków, żeby chcieli tutaj przyjechać i spróbować swoich sił. Okazało się jednak, że to o czym rozmawialiśmy, to co nam obiecano, nie jest do końca realizowane. Przykro mi, że jest taka sytuacja, bo czuję się odpowiedzialny za tę drużynę.

Jaka będzie przyszłość GKS-u?

Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Mamy wideokonferencję z akcjonariuszami, mam nadzieję, że uzyskamy jakąś odpowiedź. Informacje, które do nas spływają, nie napawają optymizmem.

A sytuacja w tabeli jest idealna. Macie na tyle dużą zaliczkę punktową, że można spać spokojnie, skoro spada jedna drużyna.

Z tym się nie zgadzam, bo liczba punktów, którą teraz mamy, nie gwarantuje niczego. Mecze w pierwszej lidze są specyficzne, w szatni mówię, że 1 liga to stan umysłu. To ciężka liga, patrzę na nią z pokorą.

Jaka przyszłość czeka pana? Czy będzie pan trwał przy tej twierdzy, nawet jeśli zespół znów się osłabi?

Może tak być, że będę wyjeżdżał z Bełchatowa i szukał pracy tak jak w 2008 roku. Ale żeby wyjechać najpierw trzeba mieć propozycje. Dziś jestem w Bełchatowie i skupiam się na codziennej pracy. Co czas przyniesie? Nie wiem.

Zawsze w końcu się do rodzinnego miasta wraca, więc może zakończmy to optymistycznie: może jeśli znów trzeba będzie wracać, to do Bełchatowa takiego, jak w czasach trenera Lenczyka.

To byłoby piękne. Chyba nawet zbyt piękne!

ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK

Fot. Newspix

Najnowsze

Inne kraje

Vinicius zmarnował rzut karny. Blamaż Brazylii z Wenezuelą [WIDEO]

Patryk Stec
3
Vinicius zmarnował rzut karny. Blamaż Brazylii z Wenezuelą [WIDEO]

Komentarze

2 komentarze

Loading...