Czesi miesiąc temu jako pierwsi w Europie ponownie zawiesili wszelkie granie ze względu na koronawirusa. Teraz wreszcie odmrażają rywalizację i dotyczy to nie tylko piłki nożnej, ale też kilku innych sportów. Co się w tym czasie zmieniło i czego można się teraz spodziewać?
Nasi południowi sąsiedzi od początku zdecydowanie podchodzili do tematu i nie bali się radykalnych decyzji. Poprzedni sezon nie został dokończony, gdyż ze względu na zakażenia w SFC Opawa cały zespół został wysłany na dwutygodniową kwarantannę i nie udałoby się finiszować ze wszystkim do 2 sierpnia. To była graniczna data wyznaczona przez UEFA. Zespół z Opawy miał do rozegrania jeszcze dwa spotkania w fazie play-off o utrzymanie. Postanowiono więc uznać tabelę po fazie zasadniczej, czyli po trzydziestu kolejkach, gdy każdy z każdym rozegrał mecz i rewanż. Nie było spadkowiczów, powiększono ekstraklasę z szesnastu do osiemnastu drużyn, natomiast normalnie uznano mistrza (Slavia Praga) i pozostałych pucharowiczów. Na drugim froncie oznaczało to zmniejszenie stawki z szesnastu do czternastu ekip.
SZEŚĆ KOLEJEK I PRZERWA
Nowy sezon zaczął się zgodnie z planem, ale we wrześniu – siłą rzeczy ze względu na zbliżającą się jesień – liczba pozytywnych wyników w kraju zaczęła rosnąć. Rząd najpierw stopniowo ograniczał działania poszczególnych branż, aż wreszcie całkowicie wcisnął przycisk “STOP”.
Wszelka sportowa rywalizacja na terenie Czech została wstrzymana. – W Czechach otwarte są tylko sklepy spożywcze i większe markety. Reszta pozamykana. Dawniej w drodze z treningu mijałem na ulicy kilkanaście osób, teraz jedną czy dwie. Po 21:00 jest godzina policyjna i bez ważnego powodu można się oddalać od domu maksymalnie na 500 metrów. Nie wnikałem w to, bo i tak głównie siedzę w domu plus zakupy i treningi. Dopiero ostatnio pojechałem na weekend do Polski – mówi nam Bartosz Pikul, od tego sezonu pomocnik SFC Opawa.
Jedynym wyjątkiem w kwestii lockdownu były mecze w europejskich pucharach.
Miało to duże znaczenie, bo do fazy grupowej Ligi Europy Czesi wprowadzili aż trzech przedstawicieli i nie wszystkim idzie źle. Slavia Praga zdążyła przegrać 1:3 z Hapoelem Beer-Szewa oraz wygrać z Bayerem Leverkusen (1:0) i Niceą (3:2). Sparta Praga po batach od Lille (1:4) i Milanu (0:3) wczoraj rozbiła 4:1 Celtic i to na jego stadionie. Slovan Liberec po skromnym pokonaniu Gentu przegrał aż 1:5 z Crveną Zvezdą Belgrad i 0:5 z Hoffenheim.
Biorąc jednak pod uwagę fakt, że przez cały ten okres czeskie drużyny mogą trenować jedynie w sześcioosobowych grupach i nie są w normalnym rytmie meczowym, całościowo tragedii i tak nie ma. Slavia do starcia z Niceą przystępowała bez pięciu zawodników z pozytywnym wynikiem testów, w tym bez trójki reprezentantów kraju: kapitana Jana Borila, stopera Ondreja Kudeli i pomocnika Lukasa Provoda. Sztab szkoleniowy musiał uzupełniać kadrę juniorami. Mocno osłabiony do Niemiec pojechał z kolei Slovan, dlatego jego wynik aż tak mocno nie dziwi.
TRZY OSOBY W SZATNI
Odnośnie samej czeskiej ekstraklasy, ostatnie mecze odbyły się w niedzielę 4 października, przełożono już cztery kolejki. Sześć udało się rozegrać niemal w komplecie. Niemal, bo przed lockdownem przełożone zostały starcia FK Slovacko z FK Pribram (czwarta kolejka) i Czeskich Budziejowic z Bohemiansem Praga (piąta kolejka).
Wreszcie na początku tego tygodnia zapadła decyzja, że piłkarze wracają na boiska. W poniedziałek czeskie władze zdecydowały, że zawodowcy od najbliższego weekendu znów będą mogli grać, o ile oczywiście zostaną spełnione normy sanitarne. Od środy profesjonalne drużyny mają pozwolenie na treningi w halach. Dotyczyło to wszystkich innych dyscyplin, w których dostosowanie się do wymogów higienicznych będzie możliwe. – Spodziewamy się, że warunki, w jakich będziemy musieli to robić, nie będą się zbytnio różnić od tych, które sami sobie ustaliliśmy w poprzednich miesiącach – podkreślał Dusan Svoboda, przewodniczący tamtejszej Komisji Ligi.
Potwierdza nam to Bartosz Pikul.
– W sobotę już normalnie gramy, w piątek wyjeżdżamy na mecz. Ministerstwo wyraziło zgodę, oczywiście pod wieloma warunkami. Teraz w szatni mogą być maksymalnie trzy osoby jednocześnie, więc jesteśmy podzieleni po całym stadionie w różnych pomieszczeniach, w szatniach juniorów. Dzieci, młodzież czy czwartoligowe rezerwy i tak nie mogą trenować. W ten sposób pracowaliśmy już podczas tej prawie miesięcznej przerwy. Na boisku były też wydzielone sektory dla każdej trójki, musiało być bodajże pięć metrów odstępu między nimi – opowiada polski pomocnik.
Lobbowanie w sprawie powrotu trwało od pewnego czasu i wreszcie się udało. – Myśleliśmy, że mecz z Pardubicami zagramy już teraz, w poniedziałek. Na to się nastawiliśmy. Wyszło, że ministerstwo zdrowia decyzję podjęło dopiero we wtorek – przyznaje Pikul.
KORONAWIRUS SOBIE NIE POSZEDŁ
Już w piątek odbędzie się mecz FK Jablonec – Zbrojovka Brno. Pozostałe spotkania 7. kolejki zaplanowano na sobotę i niedzielę. Większość w osobnych godzinach, co pozwoli na większą liczbą transmisji telewizyjnych. Opawa Pikula jedzie w gości do FC Slovacko. Przed przerwaniem ligi on i koledzy wreszcie odnieśli premierowe zwycięstwo, pokonując 2:1 FK Teplice. Polak, mimo że kolejkę wcześniej strzelił gola w wysoko przegranym starciu z Jabloncem, stracił miejsce w składzie. – Usiadłem na ławce, trener kilka dni wcześniej mi to zasygnalizował. Powiedział, że w ogóle mam się tym nie przejmować, że ostatnio zagrałem dobrze, ale po prostu na to spotkanie ma inny pomysł taktyczny. Wszedłem od razu po przerwie i starałem się pomóc. Nie rozegraliśmy wielkiego meczu, w końcówce już nawet wybijaliśmy piłkę na oślep, byle tylko utrzymać prowadzenie. Chcieliśmy wreszcie wygrać, odskoczyć od strefy spadkowej i to się udało – komentuje sam zainteresowany.
Pytanie, czy mecze uda się na dłuższą metę normalnie przeprowadzać.
Koronawirus ciągle daje o sobie znać. W Baniku na kwarantannie przebywa w zasadzie cały sztab szkoleniowy oraz dwóch bramkarzy. W dzisiejszej parze FK Jablonec – Zbrojovka Brno problemy są po obu stronach. Gospodarze, podobnie jak w Baniku, wysłali do izolacji trenera wraz z asystentami. Plusem jest to, że “pozytywny” nie był żaden z zawodników. Zbrojovka ma u siebie sześciu covidowców, przystąpi do rywalizacji w mocno okrojonym składzie.
Po rozmowach z rządem nieco zaostrzono procedury. Dotychczas wystarczyło mieć negatywny wynik testu na trzy dni przed spotkaniem, dziś musi to być maksymalnie 48 godzin. W drugiej lidze zawodnicy byli testowani raz w miesiącu, teraz obowiązują ich te same procedury co najwyższy szczebel. W miarę możliwości trzeba jednak grać. – Piłka nożna to dla zawodników praca, tak jak pójście do fabryki czy do biura. Skoro możemy trenować, to dlaczego nie mogliśmy grać? Nie sądzę, by w trakcie meczów ktokolwiek się zarażał. Bezczynność wyniszcza kluby. Nikt nie daje ci pieniędzy, gdy nic nie robisz i nie wywiązujesz się ze swoich zobowiązań względem partnerów – mówił kilka dni temu dyrektor FK Teplice, Petr Hynek.
Trzymamy zatem kciuki za Czechów i wyrażamy nadzieję, że za tydzień czy dwa nie przyjdzie nam zmierzyć się z piłkarską bezczynnością na własnym podwórku.
Fot. Newspix