Pięć meczów, tylko dwa punkty na koncie i aż szesnaście straconych bramek. Na pewno nie tak wyobrażali sobie powrót do Ekstraklasy kibice Podbeskidzia Bielsko-Biała. „Górale” wciąż czekają na premierowe zwycięstwo w tym sezonie. Dzisiaj mają niezłą okazję do przełamania kiepskiej passy. Starcie z innym z beniaminków, Stalą Mielec. Znaleźliśmy pięć powodów do optymizmu dla ekipy z Bielska-Białej.
Dlaczego Podbeskidzie może się dzisiaj przełamać?
To pierwszy w teorii łatwiejszy mecz dla „Górali”
Jasne, że dotychczasowe wyczyny Podbeskidzia po awansie nakazują rozważać ten zespół jako mocnego kandydata do rychłego spadku z Ekstraklasy. Ale okolicznością łagodzącą dla bielszczan jest terminarz. „Górale” mierzyli się z wymagającymi rywalami:
- 2:4 z Górnikiem Zabrze
- 2:2 z Cracovią
- 2:2 z Jagiellonią Białystok
- 1:4 z Rakowem Częstochowa
- 0:4 z Lechią Gdańsk
Górnik i Raków to zdecydowanie najmocniejsze zespoły w stawce na starcie sezonu 2020/21. Nie tylko Podbeskidzie zebrało od nich po głowie. Cracovia i Lechia – jakkolwiek spojrzeć, ligowa czołówka. Finaliści Pucharu Polski. No i Jagiellonia Białystok, która również mierzy wysoko. Wiadomo, że w ekstraklasowych realiach nie ma rywali niemożliwych do pokonania, no ale na pewno byłoby Podbeskidziu łatwiej się rozpędzić w konfrontacji z – dajmy na to – Wisłą Kraków albo Wartą Poznań. Z perspektywy czasu najbardziej żal punktów straconych z kiepsko dysponowaną Cracovią. „Pasy” dwukrotnie w tamtym spotkaniu przegrywały, gola na wagę remisu strzeliły dopiero w końcówce. Zresztą Jagiellonia również w starciu z Podbeskidziem wykaraskała się z wyniku 0:2.
Stal też ma kłopoty w defensywie
Nie jest tajemnicą, że największym problemem Podbeskidzia w pierwszych kolejkach była gra w destrukcji. Stężenie absurdalnych pomyłek obrońców przekroczyło w zespole Krzysztofa Bredego wszelkie dopuszczalne normy. Ale trzeba pamiętać, że Stal Mielec również dość kiepsko się spisuje w obronie. Podopieczni Dariusza Skrzypczaka jak dotąd ani razu nie zachowali czystego konta w spotkaniu ligowym. Fakt – ostatnio nie przeszkodziło im to w odniesieniu zwycięstwa z Piastem Gliwice. Ale warto też wziąć pod uwagę, jak wyglądały statystyki w tamtym spotkaniu. Gliwiczanie oddali aż 22 strzały, mieli 12 rzutów rożnych. Obszernymi fragmentami po prostu dominowali nad Stalą, lecz nie potrafili swojej przewagi udokumentować bramkami. Beniaminek tę nieskuteczność wykorzystał i chwała mu za to. Świetnie wrócił do meczu i przechylił szalę zwycięstwa na swoją stronę. Sporo było w tym jednak szczęścia.
Wymowne są też statystyki gromadzone przez portal EkstraStats:
- strzały przeciwnika na mecz: Stal – 19,4 / Podbeskidzie – 16,8
- strzały celne przeciwnika na mecz: Stal – 5,8 / Podbeskidzie – 5,6
Ostatnio „Górale” rozbili Stal u siebie
Rywalizacja Podbeskidzia ze Stalą była w ostatnich latach dość wyrównana. Trzy z ostatnich pięciu bezpośrednich konfrontacji wygrali „Górale”, dwukrotnie lepsza okazywała się ekipa z Mielca. Pewnym pocieszeniem dla bielszczan może być jednak fakt, że w poprzednim starciu rozegranym na własnym stadionie rozbili oni Stal aż 4:1. Goście wyszli wówczas na prowadzenie za sprawą Adriana Paluchowskiego, ale potem kontrolę nad widowiskiem przejął Konrad Danielak, który zapisał na swoim koncie hat-tricka.
Dzieła zniszczenia dopełnił Ivan Martin. Warto rzucić okiem na bramki z tamtego spotkania – dwa trafienia Danielaka na pewno zasłużyły na honorowe miejsce w kompilacji najpiękniejszych goli sezonu.
Trafienie na 3:1 – „stadiony świata”.
Podbeskidzie ma argumenty w ataku
Na razie „Górale” tak efektownego zwycięstwa jak to widoczne na filmiku powyżej po powrocie do Ekstraklasy nie odnieśli. Trzeba im jednak oddać, że bramce rywala potrafią od czasu do czasu zagrozić. I może byłoby z tego więcej punktów, gdyby jednocześnie nie rozdawali prezentów we własnym polu karnym. Do sytuacji strzeleckich dochodzą stosunkowo rzadko (tylko 8,6 strzału na mecz), ale jeśli już im się to udaje, często mówimy o niezłej okazji do zdobycia gola. Ekipa Bredego ma pomysł na konstruowanie swoich ataków. Niewykluczone, że jest po prostu kwestią czasu i przyzwyczajenia do trudniejszej ligi, gdy ten pomysł zacznie przynosić punkty.
Nie można w nieskończoność kompromitować się w obronie
Ostatnio szeroko opisywaliśmy styl, w jakim Podbeskidzie traci bramki. Zazwyczaj „Górale” obrywają nie po strukturalnych błędach w ustawieniu zespołu, lecz wskutek kuriozalnych pomyłek indywidualnych. A to ktoś wsadzi swojaka. A to głupio sprokuruje karnego, zdrzemnie się przy stałym fragmencie gry albo nie pokryje przy łatwym do rozczytania dośrodkowaniu. Swoje dokłada do pieca również niepewny i chaotyczny Martin Polacek. Rodzi się jednak pytanie: ileż można? W końcu musi się przecież Podbeskidziu przydarzyć taki mecz, w którym obrońcy nie rozwiną przed rywalem czerwonego dywanu.
W starciach z ekstraklasowymi wyjadaczami można było jeszcze mówić, że Podbeskidzie płaci frycowe. Jednak konfrontacja z innym z beniaminków to już co innego. Tutaj dla wpadek defensorów z Bielska-Białej nie będzie żadnego łatwego usprawiedliwienia.
fot. FotoPyk