Reklama

Rewolucja czy dewastacja? Nowe rozdanie w FC Barcelonie

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

27 września 2020, 09:48 • 13 min czytania 9 komentarzy

Jest 1 lutego 2003 roku. FC Barcelona przegrywa w lidze trzeci mecz z rzędu, a w sumie już dziewiąty w sezonie. Choć to dopiero dwudziesta kolejka hiszpańskiej ekstraklasy. Wskutek kolejnego lania Katalończycy osuwają się na piętnaste miejsce w tabeli. Wydawało się wówczas całkiem realne, że drużyna, która w latach dziewięćdziesiątych seryjnie zdobywała mistrzowskie tytuły, teraz uwikła się w walkę o utrzymanie na najwyższym poziomie rozgrywek. Ostatecznie do tak wielkiej katastrofy nie doszło – stery w zespole przejął bowiem specjalista od spraw beznadziejnych,  świętej pamięci Radomir Antić. Serb uratował honor „Dumy Katalonii” i wywindował ją na szóste miejsce w ligowej stawce. Tak czy inaczej był to jednak najgorszy wynik Barcy w La Lidze od kilkunastu lat. Patrząc na to, co się obecnie wyprawia na Camp Nou, można się zastanawiać, czy tamte ponure czasy wkrótce nie powrócą.

Rewolucja czy dewastacja? Nowe rozdanie w FC Barcelonie

Przenieśmy się z powrotem do 2020 roku. A konkretnie – do 17 sierpnia. Trzy dni po chyba największej kompromitacji w dziejach Barcy, jaką była klęska 2:8 z Bayernem Monachium w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, przedstawiciele klubu ogłosili rozstanie z Quique Setienem. Rozstanie spodziewane, czy nawet wyczekiwane, choć przecież prezydent Josep Maria Bartomeu jeszcze na początku lipca zapewniał, że nie ma tematu zmiany na stanowisku szkoleniowca, a rozwój zespołu przebiega w zadowalającym kierunku. Baty zebrane od Bawarczyków dość drastycznie odmieniły jednak jego ocenę pracy Setiena. Po takiej klęsce Hiszpan musiał wylecieć ze stołka.

VILLARREAL POKONA BARCELONĘ NA WYJEŹDZIE? KURS 6,17 W TOTOLOTKU

Nikt o zdrowych zmysłach nie sądził jednak, że to Setien jest głównym powodem kolejnych niepowodzeń Barcelony. Jego zwolnienie miało być początkiem głębokich, wręcz strukturalnych zmian w drużynie. Dzisiaj, po dwóch miesiącach od tych szumnych zapowiedzi, Barca otwiera sezon ligowy 2020/21. Czy przez Camp Nou rzeczywiście przetoczyła się zapowiadana rewolucja? Niekoniecznie. Należy raczej mówić o dekonstrukcji i pierwszym etapie przygotowywania klubu na chude lata, tak ze sportowego, jak i finansowego punktu widzenia.

Czyszczenie szatni księgowości

Nie jest wielką tajemnicą, że pandemia koronawirusa potężnie wstrząsnęła budżetem FC Barcelony. Za wcześnie jeszcze na daleko idące wnioski, ale nie jest wykluczone, że spośród największych potęg europejskiego futbolu to właśnie Blaugrana okaże się tą, która najmocniej odczuje skutki kryzysu spowodowanego długotrwałym lockdownem. Co jest trochę paradoksalne. Wcześniej wspomniany już prezydent Bartomeu uchodził za człowieka, który może i nie do końca radził sobie w ostatnich latach z budowaniem na Camp Nou zespołu zdolnego do triumfu w Champions League, ale akurat marketingowo prowadzi Barcę we właściwą stronę. Czyni z niej coraz sprawniej funkcjonującą maszynkę do generowania zysków. Zatwierdzony budżet Barcelony na sezon 2019/20 przekroczył rekordowy miliard euro. To robiło wrażenie i stanowiło bodaj najpoważniejszy argument na obronę prezydentury Bartomeu.

Krótko mówiąc – nie było problemem, że klubowi brakuje kasy. Kontrowersje budził sposób jej wydawania. Od 2017 roku Barca dokonała trzech transferów, które plasują się w TOP6 najdroższych zakupów w historii futbolu. Jednak ani jednego ze ściągniętych za gigantyczne pieniądze zawodników – a mowa o Coutinho, Griezmannie i Dembele – nie można uznać za transferowy strzał w dziesiątkę.

Reklama

Antoine Griezmann

W bieżącym okienku trwa na Camp Nou wietrzenie szatni. Tak to przynajmniej chcieliby przedstawiać klubowi działacze. W budzącym niesmak stylu wypchnięto z klubu gracza, który zapracował sobie na status legendy – Luisa Suareza. Za grosze oddano Ivana Rakiticia do Sevilli. Arturo Vidalowi wręcz dopłacono, żeby wyniósł się do Mediolanu. Sprzedano również Nelsona Semedo, Carlesa Pereza i Marca Cucurellę. W ramach wymiany z Juventusem stolicę Katalonii opuścił także Arthur Melo. I ten ostatni transfer stanowi niejako kwintesencję wszystkich ostatnich posunięć Barcy. Brazylijski środkowy pomocnik za sprawą swojego stylu gry był przez niektórych ekspertów postrzegany jako piłkarz jako potencjalny następca Xaviego. Wymieniono go tymczasem na zdecydowanie starszego Miralema Pjanicia, który ma za sobą bardzo przeciętny sezon w Juventusie. Gdzie tu sens?

Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Pisaliśmy na Weszło: „Brazylijczyk przeniósł się do Juventusu za 72 miliony euro, zaś Bośniak powędrował w odwrotną stronę za 60 milionów. Wydawać więc by się mogło, że zysk z tej wymiany jest bardzo prosty do obliczenia. Różnica między kwotami zapłaconymi za tych panów to bowiem dwanaście milionów euro.

Dlaczego więc, skoro suma ta nie wydaje się aż tak znaczna, Barcelona tak bardzo chciała dopiąć transfer przed końcem roku obrotowego? Po pierwsze, w klubowym budżecie na sezon 2019/20 założono aż 124 miliony euro wpływów z transferów. Dopiero oddanie Brazylijczyka pozwoliło osiągnąć tę kwotę. Po drugie – i być może ważniejsze – biorąc pod uwagę, że Pjanić dostał w Barcelonie czteroletni kontrakt, to koszt jego zakupu zostanie zamortyzowany w takim właśnie okresie. W każdym roku Barca księgowo „wydaje” na niego piętnaście milionów euro. Co za tym idzie, Bartomeu może wykazać w sprawozdaniu – w uproszczeniu, nie biorąc pod uwagę niezakończonej amortyzacji samego Arthura – zysk w kwocie nie wspomnianych dwunastu, lecz aż 57 milionów euro”.

Klasyczny przykład tak zwanej „kreatywnej księgowości”.

Reklama

Josep Maria Bartomeu i Ronald Koeman

Kiedy Bartomeu i jego zarząd mówią więc o oczyszczaniu szatni i atmosfery w klubie, blefują. Nawet jeśli uznamy, że klub rzeczywiście długofalowo może skorzystać na takich zmianach, obecne władze wykonują swoje ruchy z myślą wyłącznie o najbliższych miesiącach. Oczyszczają stan klubowych finansów, żeby chronić swoją własna skórę. 1 lipca rozpoczął się bowiem formalnie ostatni rok finansowy prezydentury Bartomeu. Zakończenie go ze stratą mogłoby oznaczać, że ustępujący prezydent zostanie zobligowany do wyrównania jej pieniędzmi ze swojego prywatnego majątku. Bartomeu chce tego – co oczywiste – uniknąć.

Dlatego transferowe działania Barcy budzą coraz większe oburzenie. Rozstanie z Luisem Suarezem przelało czarę goryczy. Fakt, urugwajski napastnik ma za sobą dość przeciętny sezon. Kłopoty z kolanem bardzo niekorzystnie wpłynęły na dyspozycję 33-latka, który oczywiście wciąż jest gwarantem bramek – w sezonie 2019/20 zdobył ich na wszystkich frontach przeszło dwadzieścia – ale zatracił sporo ze swojej dynamiki i drapieżności. Niegdyś tak bardzo dla niego typowej. Sporo zastrzeżeń budziła w ostatnim czasie nawet sylwetka Urugwajczyka. W hiszpańskich mediach niekiedy wprost oskarżano go o rozleniwienie. Dlatego sam fakt, że Suareza na Camp Nou pożegnano, wcale nie musiał wywołać kontrowersji. Problem tkwi w tym, że Barca, której pozycja negocjacyjna w tym momencie jest gorzej niż beznadziejna, oddała Urugwajczyka do Atletico Madryt – bezpośrednich rywali w walce o krajowe laury. Nie zarobiła na nim ani centa. Ba, opłaciła połowę wynagrodzenia, jakie Suarez miał zagwarantowane w kontrakcie na sezon 2020/21.

No i chyba nie trzeba dodać, że jak na razie nie ściągnięto na Camp Nou żadnej dziewiątki w miejsce El Pistolero. Plasującego się przecież na trzecim miejscu w rankingu najlepszych strzelców w dziejach Barcy.

Koeman w tarapatach

Suarez pożegnał się z klubem ze łzami w oczach. – Czasem mimo ważnego kontraktu piłkarz i klub potrzebują zmian – powiedział, cytowany przez FCBarca.com. – W typ przypadku trener na mnie nie liczył. Odchodzę ze świadomością, że stanąłem na wysokości zadania, zostałem trzecim najlepszym strzelcem w historii klubu. Zostawiam po sobie wspomnienia, dobre i złe momenty. Te złe także, trzeba być samokrytycznym. (…). Jeszcze zanim Koeman mi powiedział, że na mnie nie liczy, ja już o tym wiedziałem, bo oznajmiono mi to wcześniej. Zrozumiałem to. Poprosiłem o szacunek i o możliwość dalszych treningów aż do momentu rozwiązania sytuacji. Trener nie miał z tym problemu i kilka dni temu doszliśmy do porozumienia.

– Jeśli piłkarz nie chce już tutaj być, to musisz to zaakceptować. Jeśli klub nie chce ciebie, to także musisz to zaakceptować – dodał Urugwajczyk. To oczywiście prztyczek w nos Bartomeu, nawiązujący do sytuacji z Leo Messim.

Na głowę prezydenta kolejny raz posypały się gromy. – To będzie dziwne uczucie, aby oglądać cię w koszulce innego zespołu. Jeszcze dziwniejsze będzie granie przeciwko tobie. Zasłużyłeś na inne pożegnanie. Godne jednego z najlepszych zawodników w dziejach klubu, a nie na to, by cię wyrzucili w taki sposób – oznajmił sam Messi. W bardzo podobnym tonie wypowiedział się choćby Cesc Fabregas. Oburzenie wyrazili także Samuel Eto’o, Dani Alves i Neymar.

Luis Suarez

Suarez, Rakitić i Vidal zostali sprzedani w sumie za półtora miliona euro. Licząc bardzo życzliwie, bo bez uwzględnienia rekompensat wypłaconych Chilijczykowi i Urugwajczykowi. Półtora miliona. To tyle, ile Achmat Grozny zapłacił za Konrada Michalaka. Spora porcja krytyki za kolejne niekorzystne transfery Barcy spada na głowę Ronalda Koemana, który siłą rzeczy stał się twarzą kadrowych przetasowań na Camp Nou. To przecież on dzwonił do zawodników, by poinformować ich, że zanosi się na rychłe rozstanie. Holender próbuje się bronić: – Luis trenował na maksa od samego początku. Wciąż mu powtarzałem, że będzie mieć problem z regularną grą w moim zespole, ale jeżeli zostanie, to będzie jednym z nas. Decyzję w jego sprawie podjął klub, zanim podpisałem kontrakt. To nie była moja decyzja – stwierdził Koeman. – Ludzie uważają, że to ja jestem tym złym w tej sytuacji. Nie tak wygląda prawda.

Na razie były selekcjoner reprezentacji Holandii stara się robić dobrą minę do złej gry i sprawiać wrażenie, że gra do jednej bramki z Bartomeu. Ale nawet w jego wypowiedziach widać już przejawy frustracji. Nie na to się pisał, gdy decydował się opuścić kadrę i podjąć próbę przebudowania Barcelony. Oczywiście Holender musiał sobie zdawać sprawę, że klub będzie zmuszony do cięcia kosztów, co doprowadzi do transferu paru znaczących zawodników. Zakładał jednak, że zostaną oni kimkolwiek zastąpieni. Łączono przecież z Barceloną takich graczy jak Memphis Depay czy Georginio Wijnaldum. Żaden z nich na razie nie trafił do stolicy Katalonii.

Klubu po prostu na nich nie stać.

Jedynym nowym zawodnikiem w zespole jest de facto Francisco Trincao, ale zakup 21-latka dopięto już kilka miesięcy temu. Jeżeli chodzi o transferowe życzenia samego Koemana, żadne nie zostało spełnione. „MARCA” zdążyła już poinformować, że Holender jest tym faktem niepocieszony i żali się przyjaciołom, iż jego szefowie wodzą go za nos i nadużywają jego zaufania.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ:

Podstawową misją Koemana będzie zatem nie poukładanie zespołu z nowych elementów, ale odpowiednie dopasowanie tych kawałków układanki, z którymi nie potrafili się uporać Ernesto Valverde i Quique Setien. Pełni swoich możliwości w Barcelonie wciąż nie pokazali wspominani już Antoine Griezmann, Philippe Coutinho, Frenkie de Jong czy Ousmane Dembele. Od dłuższego czasu pod formą znajduje się choćby Sergio Busquets. Kiedy pojawiały się pierwsze doniesienia o planowanej rewolucji w Blaugranie, takich zawodników jak Coutinho czy Busquets wymieniano jednak jako kandydatów do odstrzału. Brazylijczyka dlatego, że można na nim coś zarobić. Hiszpana, bo jest już po drugiej stronie rzeki. Tymczasem to między innymi na nich Koeman będzie zmuszony opierać swój zespół. Niby „zrewolucjonizowany”, a w praktyce tylko lekko odmieniony. Na dodatek z głęboko niezadowolonym Messim.

Do całej awantury wokół transferu Argentyńczyka wracać nie będziemy, bo właściwie wszystko na jej temat zostało już powiedziane. Przede wszystkim przez samego Messiego. Można zgadywać, że Koeman wolałby, aby po tym wszystkim Messiego już w Barcelonie nie było. Jego sprzedaż nie tylko uwolniłaby trochę środków finansowych na wzmocnienia, ale pozwoliłaby również szkoleniowcowi na nieco więcej swobody przy konstruowaniu zespołu na nowo. A tak? Niby Holender wciąż ma do dyspozycji najwybitniejszego zawodnika w dziejach Barcy, ale jest to zawodnik głęboko rozgoryczony, rozgniewany i przebierający nogami na myśl o przyszłorocznym odejściu.

Gdyby Messi postanowił pozostać w Katalonii na pokojowych warunkach, pewnie Koeman skakałby ze szczęścia pod sufit. Teraz współpraca z rozjuszonym Argentyńczykiem może być najpoważniejszym problemem Holendra. Tym bardziej że wewnątrz szatni i całego klubu Messi ma niewątpliwie więcej stronników od Koemana. – Wiele razy rozmawiałem z Leo po tym, jak ogłosił, że zostaje. Będziemy współpracować normalnie – zapewnił jednak trener. – On ma konflikt z klubem, nie ze mną.

Trzy kryzysy

Ktoś może zapytać: skoro Barca ma tak wielkie problemy finansowe, to dlaczego nie zdecydowała się po prostu wypuścić Messiego, który jest przecież najlepiej zarabiającym zawodnikiem na świecie? Sprawa jest dość prosta – posiadanie Argentyńczyka w swoich szeregach wiąże się z gigantycznymi wydatkami, ale jeszcze większymi zyskami dla klubu. Nawet biorąc pod uwagę, że Messi podpisywał z Barcą kolejne kontrakty na specjalnych zasadach, jeżeli chodzi o prawa do wizerunku. Leo niczym magnes przyciąga bowiem do Katalonii zainteresowanie kibiców oraz sponsorów. Nie ma przypadku w tym, że gdy Argentyńczyk ogłosił swój niezrealizowany ostatecznie plan odejścia z klubu, informacja na ten temat przyćmiła nawet kolejne doniesienia o pandemii koronawirusa. Niebawem wygasają kontrakty klubu z paroma najpoważniejszymi partnerami biznesowymi, między innymi firmą Rakuten. Zachowanie choćby cienia szansy na przedłużenie współpracy z Messim może uratować Barcelonę przed drastyczną obniżką korzyści wypływających z nowych umów sponsorskich.

Barcelona to marka sama w sobie, jasne. Ale jeszcze kilka lat temu motorami napędowymi klubowego marketingu byli Neymar z Messim. Jedni z najpopularniejszych sportowców na świecie bez podziału na dyscypliny. Bez ani jednego z nich na pokładzie Blaugrana nie będzie aż tak łakomym kąskiem dla sponsorów. A zadłużenie klubu już teraz przekracza pół miliarda euro. Koeman wprost przyznał na łamach „Forbesa”: – Być może jeszcze kogoś w tym okienku sprzedamy.

Leo Messi

Przed dzisiejszą inauguracją ligowych zmagań wokół Barcelony krążą właściwie same znaki zapytania. Nie wiadomo, jak przyszłość czeka Bartomeu, któremu grozi odwołanie poprzez wotum nieufności. Nie wiadomo, jak na stanowisku trenera poradzi sobie Koeman. Holender w zawodzie pracuje już od dwóch dekad, ale tak naprawdę w żadnym klubie jak dotąd nie dowiódł, że jest szkoleniowcem dostatecznie zmyślnym, by poradzić sobie z tak wielkim wyzwaniem, jakim jest praca w Barcelonie. Zwłaszcza w tak trudnym momencie. Dobre chęci to za mało, o czym boleśnie przekonał się Setien. – Jaki był główny argument za zatrudnieniem Koemana? Że rozumie on „filozofię Barcelony”zauważa Michael Cox, analityk The Athletic. – W klubie mają wciąż olbrzymi kompleks Pepa Guardioli.

– Wszystko co dzieje się na Camp Nou po 2012 roku, nawiązuje do kadencji Hiszpana. Ogromny sukces Guardioli był jednak wypadkową trzech czynników. Po pierwsze, opierał się na filozofii skoncentrowanej na posiadaniu piłki, która była głęboko zakorzeniona w klubie. Po drugie, na wybitnej grupie wychowanków. Na czele z Xavim, Andresem Iniestą i Leo Messim. Być może nigdy wcześniej żaden klub nie wyprodukował trzech tak doskonałych zawodników jednocześnie. Trzeci czynnik to osoba samego rewolucyjnego managera, który odświeżył stare pomysł na współczesną modłę i osiągnął poziom wykraczający poza wszelkie wyobrażenie. Problem polega na tym, że kombinacja tych trzech czynników jest niezmiernie rzadka – dodał Cox.

Czy Koeman może być nowym Guardiolą? To znaczy – czy będzie potrafił taktyczne koncepcje sprzed lat wykorzystać w taki sposób, by sprawdziły się w obecnym futbolu? Dotychczas Holender nie dał się poznać jako tego rodzaju wizjoner.

FC BARCELONA POKONA VILLARREAL? KURS: 1,55 W EWINNER!

Niewiadome można jednak wyliczać dłużej. Niepewny jest kształt kadry Barcelony. Kto jeszcze odejdzie, jaki transfer wreszcie uda się dopiąć? Trudno powiedzieć. Na pewno na Camp Nou nie trafi Lautaro Martinez, jeżeli Barcelona dalej będzie próbowała namówić działaczy Interu Mediolan na sprzedaż zawodnika za piętnaście milionów euro.

Nie wiadomo, do jakiego stopnia zaogni się konflikt między Messim (i gronem jego najbliższych kumpli) a zarządem. Nawet przyszłość młodych zawodników nie rysuje się w różowych barwach. Wydawało się, że kto jak kto, ale akurat Koeman chętnie sięgnie po wychowanków La Masii. Tymczasem kilka dni temu mediami wstrząsnęły doniesienia o tym, że na wylocie znalazł się 21-letni Riqui Puig. Na razie sprawa ucichła, ale hiszpańska prasa wciąż informuje o możliwym wypożyczeniu Puiga. – Miejsce młodych zawodników jest na boisku, a nie na ławce rezerwowych. Powiedziałem mu, że nie będzie dostawał zbyt wielu szans na grę, bo konkurencja na jego pozycji jest bardzo duża. On ma w tym klubie przyszłość, dlatego doradziłem mu wypożyczenie – powiedział Koeman.

Czym zaszokował, ponieważ oczekiwano, że trudny finansowo okres będzie szansą właśnie dla takich chłopaków jak Puig czy Ansu Fati. Przynajmniej ten ostatni cieszy się na razie uznaniem w oczach Koemana.

Ronald Koeman

Barceloną targają w tej chwili trzy kryzysy jednocześnie. Ten najbardziej oczywisty – sportowy. Wynikający między innymi z gabinetowych zawirowań, których efektem były lata bez klarownej wizji rozwoju zespołu, firmowanej nazwiskiem konkretnego dyrektora sportowego. Mistrzowskie tytuły wypracowywane głównie dzięki wysiłkom Messiego trochę ten problem tuszowały, ale Liga Mistrzów od dawna dotkliwie obnażała wszelkie słabości Barcy. Drugi z kryzysów to rzecz jasna kryzys finansowy. A trzeci, być może najpoważniejszy – kryzys moralny. Od dekad klimat wokół Blaugrany nie był tak fatalny jak obecnie. Afery i aferki wybuchają jedna po drugiej. Mimo to Josep Maria Bartomeu trzyma się stołka niczym minister Jaszuński w „Karierze Nikosia Dyzmy”.

Z jednym kryzysem Barca jakoś by sobie zapewne poradziła. Z dwoma? Może również by się udało. Ale katastrofa na trzech frontach jednocześnie to chyba za wiele nawet na tak potężną, globalną organizację. Bartomeu i jego nieliczni zwolennicy lubią podkreślać, że historia oceni obecnego prezydenta jako jednego z najlepszych w dziejach klubu. Cóż – nikomu nie można odbierać marzeń.

Nawet jeżeli są to marzenia ściętej głowy.

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

9 komentarzy

Loading...