Porażki z Odrą Opole, Widzewem Łódź i ŁKS-em, remis z GKS-em Tychy. Ledwie jeden punkt i okrągłe zero strzelonych bramek po czterech ligowych meczach. No nie udał się Stomilowi Olsztyn start sezonu 2020/21. Z drugiej strony – czy można było oczekiwać czegoś więcej od zespołu, który wzmocnień poszukuje na amatorskim poziomie w Holandii? Dziennikarze portalu stomil.olsztyn.pl dokładnie prześwietlili politykę transferową, jaką prowadzili w Olsztynie prezes Wojciech Kowalewski i dyrektor sportowy Sylwester Czereszewski. Sprawa, co to kryć, na kilometr cuchnie działaniem na szkodę klubu. Przez Stomil przewinęli się zawodnicy, którymi niekoniecznie zainteresowałby się rozsądnie prowadzony klub z poziomu czwartoligowego.
Wskrzeszenie Stomilu
22 lutego 2019 roku, na osiem dni przed ligowym starciem z GKS-em Tychy, Stomil Olsztyn miał w swojej kadrze czternastu zawodników. Klub właściwie się wówczas rozpadał. Było niemal przesądzone, że nie uda się skompletować pełnej drużyny i Stomil w ogóle nie przystąpi do rundy wiosennej. Jeszcze w 2018 roku Grzegorz Lech mówił zresztą na naszych łamach: – Sytuacja Stomilu jest najdramatyczniejsza odkąd sięgam pamięcią. Do tej pory zawsze świeciło się światełko w tunelu. Teraz go nie widać. Tu nie chodzi o same zaległości. One zawsze były i są w Stomilu. Chodzi o jakiś plan na klub. Opóźnienia w wypłatach są tylko jednym z czynników – ważnym, ale nie determinującym wszystkiego. Najważniejsze jest to, w jaką stronę klub zmierza
Protest piłkarzy Stomilu Olsztyn.
Klub udało się uratować rzutem na taśmę. Do akcji wkroczył Michał Brański, przedsiębiorca związany z branżą internetową, który po długich i trudnych negocjacjach z władzami miasta postanowił pozyskać większościowy pakiet akcji Stomilu. Najpierw spłacił najpilniejsze długi klubu wobec ZUS-u i Urzędu Skarbowego, a potem zabrał się za łatanie kolejnych dziur w budżecie. Wyglądało to na naprawdę spektakularny zwrot akcji dla olsztyńskiego zespołu. Stomil nie tylko uniknął całkowitego upadku, ale pojawiła się też przed nim perspektywa odbicia się od dna jak od trampoliny. Jasne, na ekscytację było o wiele za wcześnie, klub zmagał się ze zbyt wieloma problemami jednocześnie, by chcieć od razu sięgać gwiazd. Niemniej, Brański rozniecił płomyk nadziei, a to już coś. Biorąc pod uwagę tylko rundę wiosenną sezonu 2018/19, odratowany Stomil był czwartą siłą zaplecza Ekstraklasy.
– W sensie emocji kluczowe jest teraz odwrócenie sentymentu wśród mieszkańców Olsztyna – mówił Brański latem 2019 roku. – Ci bliscy klubowi są pełni wiary, ale gdyby zapytać pozostałych, to jeszcze podchodzą do tego z rezerwą. Musimy to zmienić. Chodzi mi po głowie, by zrobić ze Stomilu sportowe serce Olsztyna. Oczywiście, pewnie dziś każdy wskaże Indykpol AZS – siatkarzy, którzy z racji wyników najbardziej sławią to miasto. Choć się z tym zgadzam, to uważam, że można to zmienić. Że Stomil ma szansę być najważniejszy z uwagi na wpływ na społeczeństwo. Na to, jaki będzie odbiór widowiska i ilu dzieciaków możemy wyciągnąć z domu, zachęcając do aktywnego trybu życia. To jest cel ogólny. Być najważniejszym sportowym wydarzeniem w mieście.
– Wydaje mi się, że dzięki profesjonalizacji pewnych procesów i urynkowieniu współpracy ze sponsorami organizacyjnie szybko zbliżymy się do poziomu dobrych klubów. O to jestem spokojny. Wzmocniliśmy się nie tylko sportowo, jutro ogłosimy nazwisko dyrektora sportowego, który będzie spierał Piotra Zajączkowskiego w komponowaniu drużyny. Już de facto wspierał, od kilku tygodni, i będzie to robił dalej – dodał wówczas Brański.
Nowe władze Stomilu
Wspomnianym przez Brańskiego dyrektorem sportowym był Remigiusz Lembowicz, który miał wspierać prezesa Roberta Jurgę w kwestiach czysto piłkarskich, przede wszystkim transferowych. – Cieszę się, że już oficjalnie nasz klub wzmacnia osoba, która nie tylko współtworzyła i podziela naszą długofalową wizję rozwoju, ale także rozumie cele krótkoterminowe. To twardy negocjator. Będzie trzymał w ryzach nasz budżet transferowy, pomoże w rozwoju Stomilu. Nasza dotychczasowa współpraca przebiegała bez zarzutu i wraz z zarządem jesteśmy przekonani, że tak właśnie będzie w bliższej i dalszej przyszłości – zapewniał Brański.
Pół roku później we władzach Stomilu nie było już jednak ani dyrektora Lembowicza, ani prezesa Jurgi. Tego drugiego zastąpił Wojciech Kowalewski, na miejsce tego pierwszego został natomiast powołany Sylwester Czereszewski. Słynny “Pele z Klewek” w Olsztynie wypłynął na szerokie piłkarskie wody, więc jego pojawienie się w strukturach Stomilu przyjęto ze sporym entuzjazmem.
Jak się okazuje – raczej przedwczesnym.
Wojciech Kowalewski i Sylwester Czereszewski.
Tutaj przechodzimy bowiem do ustaleń dziennikarzy portalu stomil.olsztyn.pl, przedstawionych w obszernym tekście “Sprawdzać pora amatora!”. Bardzo dokładnie przeanalizowali oni działalność osób dowodzących Stomilem. Trudno się zresztą dziwić takiej dociekliwości – olsztyńska drużyna bardzo przeciętnie spisywała się w sezonie 2019/20, pomimo wsparcia nowego inwestora. Z kolei początek bieżących rozgrywek to już prawdziwy dramat – jeden punkt w czterech meczach. Fatalny styl, zero zdobytych bramek na koncie. Kontrowersje wzbudziło wiele decyzji duetu Kowalewski – Czereszewski. Mianowanie niedoświadczonego Adama Majewskiego nowym trenerem Stomilu. Wreszcie – kompletnie chybione transfery, których na pewno nie można nazwać wzmocnieniami. Fatalny styl pożegnań z zasłużonymi piłkarzami. W odpowiedzi na krytykę Kowalewski już kilka tygodni temu “oddał się do dyspozycji” właściciela klubu.
Skupmy się jednak na temacie transferów, bo te budzą najwięcej wątpliwości. Przed Olsztyn w ostatnim czasie przemknął cały tabun zawodników z przeszłością w (często amatorskich) ligach holenderskich. Sam van Huffel, Skender Loshi, Jurich Carolina, Nikita Kovalonoks czy Ingo van Weert. Skąd pomysł, by łowić talenty na holenderskich orlikach?
“Pomarańczowy” Stomil
Nie trzeba pewnie dodawać, że znakomita większość z wymienionych graczy nijak nie nadaje się do gry na poziomie pierwszoligowym. Do wyliczanki dorzucić można jeszcze Jacka Troshupę z Kosowa, reprezentowanego przez holenderską agencję managerską. Ich pojawienie się na Warmii skłania, by z uwagą przyjrzeć się Akademii Piłkarskiej Czereś Sport. Należącej naturalnie do Sylwestra Czereszewskiego, który związany jest z kolei z Patrickiem Mazanem – właścicielem firmy Patbud B.V z Aalsmeer.
Na portalu stomil.olsztyn.pl czytamy: “Dlaczego holenderskie przedsiębiorstwo budowlane wspiera szkółkę piłkarską w Olsztynie? Szukaliśmy informacji o Patbudzie i trafiliśmy od razu na stronę Klubu Biznesu FC Aalsmeer, czyli amatorskiej drużyny piłkarskiej z miasteczka niedaleko Amsterdamu. Tam ukazał się wywiad z urodzonym w Polsce właścicielem Patbudu, Patrickiem Mazanem. W najciekawszej części tego wywiadu przedstawiciel klubu pyta Mazana o przyczyny inwestowania w FC Aalsmeer.
– W Voetbal in Alsmeer zobaczyłem, że powstał Klub Biznesu – powiedział inwestor. – Wyjątkowo pasują mi założenia Klubu Biznesu takie jak: nawiązywanie kontaktów z przedsiębiorcami, stymulowanie regionalnego sportu i najważniejszy, którym jest zapewnienie młodzieży FC Aalsmeer wysokiej jakości szkolenia, obiektów i zatrzymanie utalentowanej młodzieży w klubie. Prowadzę też dużą szkołę piłkarską dla młodych talentów w mojej rodzinnej Polsce – kontynuował Mazan. – Ta szkółka (Akademia Piłkarska Czereś Sport) jest jedną z najnowocześniejszych akademii piłkarskich w Europie Wschodniej. Nie mogę doczekać się współpracy z FC Aalsmeer w tej dziedzinie. Spodziewam się, że wkrótce pierwsze talenty z mojej szkoły będą mogły przenieść się do najważniejszych klubów w Europie Zachodniej. Obecnie ściśle współpracujemy z VfL Wolfsburg, Sampdorią i Ajaksem.
Piłkarze Stomilu Olsztyn.
FC Aalsmeer posiada wiele zespołów młodzieżowych i dwa w ligach amatorskich, z których najlepszy gra w Tweede Klaase, na piątym poziomie amatorskim, czyli siódmym w Holandii. (…) Patbud jest także zarejestrowany w Polsce i zajmuje się działalnością budowlaną i remontową, a także – co jest zamieszczone w CEIDG – działalnością związaną z wyszukiwaniem miejsc pracy i pozyskiwaniem pracowników. Potwierdzenie działalności menedżerskiej znajdziemy m.in. Liście Pośredników Transakcyjnych sezon 2019/2020″.
Te powiązania mniej więcej wyjaśniają, jak to się stało, że Sylwester Czereszewski postanowił spenetrować właśnie rynek holenderski w poszukiwaniu piłkarskich perełek. Zaczęło się od Sama van Huffela, prawdopodobnie zamieszkałego w Aalsmeer, którego brat grał w FC Aalsmeer. A potem już się potoczyło. Z van Huffelem do Polski przybył również Richard Amaechi Johnson, kompletny ogór z jakiejś podwórkowej ligi włoskiej. Oczywiście również z przeszłością w amatorskiej piłce holenderskiej. Testowano go przez lwią część okresu przygotowawczego, kontraktu ostatecznie nie podpisał. Takich ananasów przewinęło się przez Olsztyn znacznie więcej. Czereszewski przedstawiał ich jako wielkie talenty, które na zapleczu polskiej Ekstraklasy szukają swojej szansy na przebicie się do świata wielkiego futbolu. Można te opowieści włożyć między bajki. Natomiast niepokojąca sieć holendersko-polskich powiązań, której nitki za każdym razem prowadzą przez Aalsmeer do Olsztyna, to akurat nie bajka, lecz niestety fakt.
Wszystko wskazuje na to, że do Polski trafiali zawodnicy, o których z góry było wiadomo, że nie wniosą do zespołu nowej jakości sportowej. Lubimy sobie pożartować z poziomu polskiego futbolu, ale aż tak nisko nie upadliśmy, by szukać nabytków w siódmej lidze holenderskiej. Trudno się zatem dziwić fatalnym wynikom Stomilu, skoro działacze klubu ściągali piłkarzy w taki, a nie inny sposób.
“Nie ma już atmosfery, kibice są wściekli”
Zasięgnęliśmy opinii u autorów cytowanego wyżej artykułu. Delikatnie rzecz ujmując – ich słowa nie napawają optymizmem.
– W tej chwili atmosfera w Olsztynie jest na najniższym możliwym poziomie. Wystarczy obejrzeć dowolny mecz Stomilu w telewizji, by się o tym przekonać. Jeżeli szybko nie zrobi się odpowiednich transferów i nie da kibicom światełka nadziei, no to nie wiem. Czasami się mówi, że gorzej być nie może. Ale oglądając Stomil przekonujemy się z meczu na mecz, że wszystko jest możliwe.
Jak wam się udało połączyć te wszystkie nitki, kiedy zaświeciła się czerwona lampka?
Zaczęło się tak naprawdę po sparingu Stomilu Olsztyn z Sokołem Ostróda. Stomil ukrywał nazwiska trzech testowanych zawodników, nikt kompletnie nie chciał nam tych nazwisk podać. To się właściwie czasami zdarza. Kluby ukrywają personalia testowanego piłkarza, żeby go ktoś w ostatniej chwili nie podkupił. Był przykład takiego transferu Hiszpana – ktoś dał cynk, że jest na testach w Stomilu, zaraz się do akcji włączyła Jagiellonia. Rozumiem więc, gdy klub stara się coś czasowo ukryć, ale my lubimy w swoim archiwum porządkować te nazwiska. Tymczasem Stomil dalej nie chciał o niczym nas poinformować. Dyrektor sportowych nie chciał mówić, prezes nie chciał mówić. Wtedy zaczęliśmy drążyć temat, odkrywać kolejnych zawodników. Po drodze docierały do nas różne informacje, żeby sprawdzić tego czy innego gracza. Taka żmudna praca śledcza, której efektem jest artykuł.
Szokujące jest dla mnie, że to wszystko było tak naprawdę do zweryfikowania w Internecie. Wiedza dostępna na wyciągniecie ręki. Inna sprawa, że tak naprawdę wszyscy w Olsztynie przeczuwali, że coś jest nie tak. Z prostej przyczyny – do klubu trafiali goście, którzy naprawdę bardzo słabo grali w piłkę. Kovalonoks, Loshi…
Jak widzicie rolę Sylwestra Czereszewskiego w tym całym procederze? Potraficie uwierzyć, że nie było u niego złej woli, ale rzeczywista wiara, że ściąga do Polski holenderskie perełki?
Ciężko o tym mówić… Sylwek Czereszewski jest w Olsztynie odbierany jako legenda. Robiliśmy plebiscyty na piłkarza 75-lecia, zawsze je wygrywał. Rozmawialiśmy z nim na temat tych transferów. Tłumaczył nam, że holenderski piłkarz nie tylko jest lepszy od polskiego, ale jeszcze na dodatek tańszy. I że oni rzeczywiście mają taką myśl, żeby tych zawodników do Olsztyna ściągać i promować. No ale coś nie pykło, bo poza van Huffelem, który miewał dobre mecze, to reszta się nie sprawdza. Na siłę promowany jest jeszcze ten Jurich Carolina, bo to reprezentant Curacao. I to tyle. Rok temu we wrześniu byliśmy w czołówce pierwszej ligi, a teraz jesteśmy czerwoną latarnią.
No właśnie. Po tej fantastycznej wiośnie, gdy udało się uratować Stomil, wydawało się, że będzie już tylko lepiej. Początek obecnego sezonu jest w wykonaniu Stomilu katastrofalny.
Niestety. Kolejny czas został zmarnowany. Na euforii po utrzymaniu Stomilu można było coś zbudować. Zostało to całkowicie zaprzepaszczone. W grudniu przyszedł nowy prezes, potem nowy dyrektor sportowy. Mieli wnieść nowe wizje, plany na zespół. Jest to przykre, bo klub stracił czas. W Stomilu nie ma już żadnej atmosfery, kibice są wściekli. A jeszcze teraz trwa sprzedaż akcji. Chyba nikt nie ma prawa się już dziwić, że to wszystko stoi w miejscu.
***
Sylwester Czereszewski, z którym kontaktowaliśmy się około południa, odmówił komentowania treści artykułu. Zapewnił jednak, że zarzuty wobec niego są nieprawdziwe. Zapowiedział też, że klub odniesie się do sytuacji w oficjalnym oświadczeniu. W międzyczasie ogłoszono również na 15:00 zwołanie w trybie pilnym zebrania Rady Nadzorczej klubu.
Efektem obrad rady jest następujące stanowisko, podpisane przez samego Michała Brańskigo:
“W dniu dzisiejszym Rada Nadzorcza odwołała Prezesa Zarządu Stomilu Olsztyn S.A. Wojciecha Kowalewskiego. Jednocześnie Rada zdecydowała się powierzyć tę funkcję Grzegorzowi Lechowi. Legendzie klubu. Strzelcowi ostatniego gola Stomilu w Ekstraklasie. Grzegorz w trakcie piłkarskiej kariery pokazał, że Stomil jest nie tylko jego domem, ale i życiem. W moim przekonaniu nikt z zewnątrz nie będzie tak zaangażowany w to, by Stomil był klubem zwycięskim. Zdając sobie sprawę z tego, że przeskok z piłkarskiej szatni do gabinetu jest dużym wyzwaniem, chcemy wraz z całą Radą obudować Grzegorza doświadczonymi ludźmi w trzech kluczowych pionach – administracyjno-organizacyjnym, finansowym i marketingowo-sprzedażowym. Prezes będzie bezpośrednio kierować działem sportowym, co oznacza, że nie będzie w najbliższej przyszłości stanowiska dyrektora sportowego”.
Stomil już nie działa na zasadzie „cokolwiek ugramy, będzie dobrze” – wywiad z Grzegorzem Lechem (22.04.2020)
Cóż, krótko mówiąc – Kowalewski natychmiastowo odwołany, stanowisko Czereszewskiego zlikwidowane. Wygląda na to, że Rada Nadzorcza jednak uznała, iż ujawniona sieć powiązań nie została wyssana z palca przez olsztyńskich dziennikarzy. Pozostaje mieć nadzieję, że Grzegorz Lech zdoła się szybko uporać z zastanym bałaganem.
W kwietniu Lech mówił w rozmowie z Weszło: – Na pewno moja przyszłość jest w piłce. Robię wszystko, żeby od razu wystartować z jakąś wiedzą i pomysłem, nie liczyć tylko na to, że byłem zawodnikiem, mam doświadczenie i dlatego coś mi się należy. To wielki błąd, który niektórzy popełniają. Doświadczenie boiskowe może się przydać, ale trzeba się rozwijać w innych sferach, zdobywać wiedzę, żeby nie być monotematycznym. Od dobrych ośmiu-dziewięciu lat szykuję grunt pod nową rzeczywistość. Uczestniczę w kursach, szkoleniach, warsztatach. Staram się jak najczęściej korzystać z takich możliwości.
Pewnie sam Lech się nie spodziewał, że tak szybko przyjdzie mu chwycić za ster w klubie. I realizować ambicje, o których sam niedawno wspominał: – Nie da się ukryć, że przed zmianą właścicielską podchodziliśmy do tematu na zasadzie „cokolwiek ugramy, będzie dobrze”. W sytuacji, gdy nieustannie klub miał duże zaległości płacowe i jego funkcjonowanie nieraz stawało pod znakiem zapytania, każdy kolejny sezon w pierwszej lidze był swego rodzaju cudem. Na szczęście te czasy minęły. Klub organizacyjnie i sportowo powoli przygotowuje się do tego, żeby zacząć walczyć o coś więcej niż utrzymanie. (…) Zakładam, że to bardziej etapowy plan rozwoju, który z czasem ma umożliwić realną walkę o awans.
fot. NewsPix.pl