Reklama

Górnik świętuje pewne zwycięstwo, a Maloca wciąż jedzie na tyłku

redakcja

Autor:redakcja

13 września 2020, 20:21 • 3 min czytania 27 komentarzy

Wciąż nie ma mocnych na Górnika Zabrze w tym sezonie. Lechia Gdańsk miała być najtrudniejszą przeszkodą dla podopiecznych Marcina Brosza, tymczasem… skończyło się na najefektowniejszym zwycięstwie. Przekonaliśmy się, jaka jest różnica między piłkarskim entuzjazmem a piłkarskim zamulaniem. 

Górnik świętuje pewne zwycięstwo, a Maloca wciąż jedzie na tyłku

Lechia to na dziś drużyna smutna, która nie sprawia wrażenia, że gra w piłkę ją cieszy. Wszystko jest jakieś takie wymuszone, wolne, bez przekonania. Jasne, można dywagować, że gdyby na samym początku Flavio Paixao lepiej zareagował w polu karnym po kiksie Mario Malocy, to znalazłby się w idealnej sytuacji i byłoby 0:1. Albo gdyby w którymś momencie na przedpolu zaspał bardzo czujny Martin Chudy. Albo też Przemysław Wiśniewski raz czy drugi jednak nie dogonił swoich rywali. Wysoko grająca defensywa zabrzan w pierwszej połowie często dostawała podania za swoje plecy, zawodnicy gości wyjściowo uciekali obrońcom Górnika, ale ci potem za nimi nadążali. A jak już raz Haydary zdołał strzelić między nogami młodego “Wiśni”, to piłka przeleciała obok słupka.

Nie jesteśmy też w pełni przekonani, czy Michał Koj na początku meczu nie faulował Flavio. Będący następcą Pawła Bochniewicza defensor poślizgnął się, a następnie pociągnął za koszulkę Portugalczyka, który ze swojej połowy mógł wyjść sam na sam. Sędzia Daniel Stefański na chwilę wstrzymał grę, czekał na komunikat z wozu i… ciąg dalszy nie nastąpił.

Generalnie więc Górnik tego dnia na brak szczęścia nie mógł narzekać. Nie zmienia to faktu, że jako drużyna zagrał zdecydowanie lepiej, przeważał przez prawie cały mecz, stwarzał więcej sytuacji i – co najważniejsze – okazał się znacznie skuteczniejszy. Bywały momenty spektakularne, jak chociażby znakomite przyjęcie dalekiego podania na kontrę przez Jimeneza.

Na dodatek Lechia robiła, co w jej mocy, żeby ułatwić sprawę przeciwnikom.

Reklama
  • gol na 1:0 to zagranie ręką Pietrzaka po główce Gryszkiewicza, rzut karny pewnie wykorzystał Jimenez
  • gol na 2:0 to fatalna strata Gajosa, a Maloca pojechał na dupie zanim wpadający w pole karne Nowak zdążył cokolwiek zrobić; droga do bramki była otwarta, uderzenie pod poprzeczkę i piłka w siatce
  • gol na 3:0 to byle jakie wybicie Malocy na osiemnasty metr i piękny strzał Ściślaka

Maloca podobno jeszcze jedzie na czterech literach, ostatnio widziano go w okolicach Bytomia. Jakby przejeżdżał koło was, to dajcie znać, wpisujcie miasta i tak dalej.

Chorwat miał dziś naprawdę zły dzień, a lista jego przewin jest znacznie dłuższa. Na przykład jeszcze gorszym wybiciem niż przy trzeciej bramce, stworzył znakomitą sytuację Krawczykowi, który jednak kopnął obok słupka.

W gruncie rzeczy, nikogo z gdańskiej jedenastki nie da się pochwalić. Zdziwiły nas trochę szybkie zmiany Conrado i Saiefa, bo akurat ta dwójka zdawała się najbardziej ogarniać z przodu. Czytaj: była w stanie cokolwiek wymyślić, wygrać pojedynek, posłać ciekawe prostopadłe podanie. Górnik natomiast mógł zwyciężyć jeszcze efektowniej. Bardzo pewny w tyłach Wiśniewski pewnie do teraz zastanawia się, jakim cudem tak źle trafił w piłkę po dośrodkowaniu Manneha z rzutu wolnego. Podobne myśli mogą dręczyć Sobczyka, który jeszcze przed przerwą zmarnował świetną centrę Gryszkiewicza.

Górnik po trzech kolejkach ma komplet punktów, w dobrym stylu ograł również Jagiellonię w Pucharze Polski. Wygląda na to, że nie ma tu żadnego przypadku. Marcin Brosz miał pomysł na życie bez Igora Angulo i zapowiada się, że wie, jak zespół powinien funkcjonować po sprzedaży Bochniewicza. Przyjemnie się to ogląda. Lechia? Na farcie wygrała z Wartą, przez Raków i Górnik została już bezlitośnie wyjaśniona. Gdybyśmy byli jej kibicami, główną nadzieję pokładalibyśmy w tym, że w naszej lidze karta lubi się szybko odwrócić bez jakiegoś sprecyzowanego powodu.

Fot. Newspix

Reklama

Najnowsze

Komentarze

27 komentarzy

Loading...