Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

15 lipca 2020, 16:30 • 6 min czytania 13 komentarzy

Silna wobec słabych, słaba wobec silnych. Niemalże definicyjny opis najgorszej możliwej władzy idealnie pasuje do organizacji UEFA, która po raz kolejny została skompromitowana – tym razem poprzez wyrok Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w sprawie Manchesteru City. Samo zmniejszenie wyroku nie bulwersuje, w końcu to niezależna organizacja. Ale już uzasadnienie, w którym czytamy m.in. o przedawnieniu części zarzutów, to jedna wielka demolka projektów europejskiej federacji.

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Po co w ogóle wymyślono financial fair play? Najkrócej rzecz ujmując – na celowniku znalazły się spółki dysponujące niemal nieograniczonym kapitałem, których celem nie do końca jest wyłącznie futbol. Wbrew pozorom to nie do końca tak, jak w przypadku znanego z NBA salary cap, czy jakichś innych rynkowych zmów cenowych. To nie jest również bicz na bogatych, a przynajmniej nie na wszystkich spośród bogatych. Główne założenie finansowego fair play dotyczyło ograniczenia pola działania klubów, w których pojedynczy właściciel zostaje jednocześnie głównym sponsorem. Ten właściciel, często dysponując obrzydliwie ogromnym majątkiem, wlewał do klubu tyle dolarów czy euro, ile akurat podyktowała mu fantazja, nie oczekując w zamian właściwie niczego. Nikt nie ma chyba wątpliwości, że arabscy czy rosyjscy właściciele klubów nie kupują reklam na koszulkach swoich drużyn za rynkowe stawki.

To właśnie tutaj miał się pojawić pan policjant UEFA, który krzyknąłby: hola, hola. Tak nie wolno. Dlaczego chcesz do klubu wpompować pierdyliard euro, skoro łączna wartość reklam, jakie ten klub ci zaoferuje to siedemnaście szelągów. Do tego wiadomo – utrzymywanie piłkarzy ponad stan. Jeśli nie masz udokumentowanych przychodów, nie możesz wiecznie mieć udokumentowanych wydatków. Tutaj cel był jasny, wyrównanie szans. Nawet poniekąd się to udało – coraz częściej mocarze zamiast trzymać na ławce kozaków, próbują ich opchnąć jak najdrożej do klubów ze średniej półki. Uwalniają się dzięki temu środki na inwestycje we wzmocnienia.

Można oczywiście cały projekt FFP wyśmiewać, można pokazywać, że PSG w teorii jedynie wypożyczyło Kyliana Mbappe z Monaco, choć w praktyce była to transakcja zakupu przesunięta w czasie. Można punktować, że niektóre kluby używają strony trzeciej, by zoptymalizować własne księgi rachunkowe, można wyliczać chwile, gdy te reguły były naginane. Ale jednak – trudno nie zauważyć, że rynek transferowy się zmienił. Ceny faktycznie przestały rosnąć w tak galopującym tempie, a kluby zaczęły momentami ograniczać swoje kadry, co w oczywisty sposób wpłynęło na wyrównanie poziomu wśród tych najlepszych i najbogatszych. TVP Sport zamieściło swego czasu szalenie interesujące wyliczenia rodem z raportu UEFA.

W latach 2008-2011, siedemset klubów badanych przez federację wygenerowało łącznie 5 miliardów euro straty, w rekordowym roku przekroczono półtora miliarda euro na minusie. Za 2018 rok ten sam raport przedstawia zielone cyferki – według tego samego badania i tej samej metodologii, zyski wyniosły 615 milionów euro. Przejście z gigantycznych strat do sporych zysków to na pewno efekt bardziej kreatywnej księgowości, zmian na wszystkich rynkach oraz dalszego rozrastania się świata futbolu, ale FFP z pewnością też należy doliczyć do tej grupy narzędzi, które pozwoliły na nieco inne podejście do rozliczeń w piłce. Prawa TV, nowe strumienie kapitału, rosnące frekwencje, szeroko ogólna sprzedaż – pamiątek, wizerunków, piłkarzy – to na pewno. Ale utrudnienie transferowego i sponsorskiego szaleństwa – też.

Reklama

Szczególnie dumna UEFA wydawała się z przepisu, według którego właściciel nie mógł bezkarnie przelewać pieniędzy do klubu. Tak osiągnięty przychód nie był wliczany do bilansu FFP.

I właśnie dlatego ta obecna porażka jest tak bolesna dla organizacji. Gdyby chodziło o Barcelonę, Real czy Manchester United, pewnie nikt by się tym nie przejął. To gigantyczne firmy, których główne źródło utrzymania to… bycie Barceloną, Realem czy Manchesterem United. Nawet przy tak fenomenalnym zarządzaniu jak obecne wygibasy Bartomeu, Katalończycy zawsze będą mieć kozacką rubrykę przychodów. Fani na całym świecie, cała armia wychowanków, których można sprzedawać drogo za samą obecność Barcelony w CV, wyrobione latami korzyści choćby z faworyzującego gigantów podziału praw telewizyjnych w La Liga.

Ale Manchester City to inna para kaloszy. W czasach przed-emirackich to średniak, bez żadnego kontaktu z wielkimi firmami ze szczytu Premier League. To pierwszy tak drastyczny przykład wydźwignięcia do roli faworyta najmocniejszej ligi świata klubu bez większego zaplecza czy to kibicowskiego, czy historycznego, zwłaszcza na tle innych klubów z Anglii. Projekt od pierwszych sekund istnienia obliczony na uwiarygadnianie marki Emiratów w Europie, na budowanie relacji biznesowych, na zrywanie z łatką niespokojnego i zacofanego regionu, gdzie panują stosunki z Europy wyrugowane dekady temu. UEFA miała ambitny plan, by z tym walczyć. By kluby piłkarskie były klubami piłkarskimi, a nie przyczółkami dla państw desperacko poszukujących sposobów na ocieplenie własnego wizerunku.

UEFA mierzyła swoim FFP-owym pistoletem właśnie w te wszystkie Katary, Emiraty czy Chiny. I właśnie z tymi Emiratami poniosła tak druzgocącą klęskę.

Czy decyzja Trybunału Arbitrażowego w Lozannie przekreśla cały program FFP? Nie, to nadal będzie przydatna sprawa, która nieco wiąże ręce właścicieli i prezesów. Nadal będzie wpływała na rynek transferowy, nadal będzie zmuszała do bardziej odpowiedzialnych ruchów zwłaszcza kluby ze słabszych lig, z dość dzikim zarządzaniem – nie jest przypadkiem, że z FFP największe przeboje mają w Grecji, Serbii czy Turcji. Ale ten główny cel, to uchronienie świata futbolu od klubów chińskich, katarskich czy saudyjskich, jest już nieosiągalny. Pierwszy sygnał był, gdy UEFA nie dopełniła formalności przy wojence z omijaniem FFP przez Paris Saint Germain. Dzisiaj mamy już ostateczny wynik tego meczu – UEFA została ograna przez City.

Zostaje znęcanie się nad Crveną Zvezdą czy innym Panathinaikosem oraz oczywiście pakowanie coraz wyższych kar za zachowanie kibiców. Na pocieszenie dla UEFA można dodać, że z ludźmi dysponującymi tak gigantycznymi pieniędzmi jeszcze nikt nie wygrał. A UEFA przynajmniej remisuje!

Reklama

***

Sporo w ostatnich tygodniach mówiło się o patriotyzmie, o tym czym jest i czym powinna być miłość do Polski. Głównym tematem była mityczna odbudowa wspólnoty, ze wszystkich stron byliśmy bombardowaniu komunikatami o potrzebie dialogu oraz o zasypywaniu podziałów. Naturalnie pomiędzy pełnymi miłości gestami pojednawczymi udawało się jakoś upchnąć agresję wobec oponentów politycznych, ale napisali już o tym celnie mądrzejsi ode mnie.

Natomiast jeśli mogę coś zaproponować od siebie – widzę jedną rzecz, którą faktycznie mamy wspólną. Słoiki z Lemingradu i rolnicy z Podkarpacia. Doskonale wykształceni socjologowie w call center, jak i ci mniej wykształceni szefowie firm usługowych. „Stare baby” (rany, ile pogardy wobec nich przeczytałem ostatnio na Wykopie) i „wredne gnoje”.

Otóż wszyscy mamy krew. U każdego ma podobną barwę. I tej krwi mamy wybitnie mało.

Do tradycyjnych problemów w bankach krwi związanych z okresem wakacyjnym doszła pandemia. Zaburzenie kalendarza zabiegów, ograniczenie możliwości oddawania krwi, do tego rokroczne wypadki na drogach, wielki konsument tego zasobu. Dlatego jeśli mogę coś zasugerować – zacznijmy wszystkie procesy zjednoczeniowe i pojednawcze od wizyty w stacji krwiodawstwa. Możemy chyba wszyscy się zgodzić, niezależnie od preferencji politycznych, że to działanie, które poprawi sytuację nas wszystkich. A uwierzcie, w tym sektorze nie jest w tej chwili najlepsza.

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Damian Popilowski
1
Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?

Piotr Rzepecki
7
Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?
1 liga

Czyczkan, Kuczko i problemy białoruskich piłkarzy. Dlaczego transfery spoza UE są trudne?

Szymon Janczyk
3
Czyczkan, Kuczko i problemy białoruskich piłkarzy. Dlaczego transfery spoza UE są trudne?
Ekstraklasa

Vusković, czyli pieniądze w piłce nie grają [KOZACY I BADZIEWIACY]

Jakub Białek
17
Vusković, czyli pieniądze w piłce nie grają [KOZACY I BADZIEWIACY]

Komentarze

13 komentarzy

Loading...