– 648 to nie tylko numer. To całe życie – napisał Gianluigi Buffon po meczu z Torino. Meczu wyjątkowym, bo golkiper Juventusu został dzięki niemu zawodnikiem z największą liczbą występów w Serie A. Paolo Maldiniego wyprzedził o „oczko”. Jedni powiedzą, że na siłę, bo przecież Gigi miał już w Juventusie nie zagrać, jednak wrócił właśnie po to, by wspomniany rekord ustanowić. Ale 42-latek ma rację. To nie tylko ten jeden mecz, który dał mu wieczność. To 23 lata, które spędził we włoskiej ekstraklasie. Niektórych gwiazd Serie A nie było nawet w planach, gdy Buffon wskakiwał do bramki FC Parmy. Dlatego dziś przypominamy najlepsze momenty jego kariery we Włoszech.
„Nie sikaj na radiowóz”
O debiucie i o tym, jak świetnie zagrał młody Gigi Buffon przeciwko pełnemu gwiazd Milanowi, napisano już wiele. Ale rzadko w tych historiach pojawia się tło. A tło pierwszego występu w Serie A, 17-letni junior Parmy ma wyjątkowe. Umówmy się – trzeba być albo kompletnym idiotą, albo wyjątkowo pewnym siebie świrem, żeby na kilka dni przed najważniejszym meczem w karierze, szwendać się po klubach. Co zrobił Buffon? Oddajmy mu głos, bo sam pochwalił się swoją historią na „The Players Tribune”.
– Masz 17 lat, zaraz spełnisz marzenie o byciu piłkarzem. Myślisz, że wiesz wszystko, ale zaufaj mi – chuja wiesz. Nie wiesz nawet tyle, żeby być przerażonym przed twoim pierwszym meczem w Serie A. Powinieneś był w łóżku i pić ciepłe mleko. A co robisz? Idziesz do klubu nocnego z kumplem z Primavery. Tylko na jedno piwko, oczywiście! A potem grasz ważniaka, jak w filmach i trochę przesadzasz. Nagle jest pierwsza w nocy i kłócisz się z policją przed klubem. Po prostu idź do domu, do łóżka. Nie sikaj na koło radiowozu, bo ani oni, ani klub, nie stwierdzą, że to zabawne. Nie, wcale nie udowadniasz teraz kolegom, jaki jesteś twardy – pisał w liście do samego siebie włoski bramkarz.
Potem nie było lepiej, bo w drodze na stadion… zasnął w klubowym autokarze. Tak, młody Gigi dawał kolegom powody do obaw, jak ten dzieciak spisze się w bramce. Ale potem wszystkie te powody rozwiał na boisku, zaczynając swoją drogę na szczyt.
Pierwsze Scudetto
Mogłoby się wydawać, że Gigi Buffon wygrywał wszystko jak leci od zawsze. Faktycznie, zerkając na czyste liczby – 23 sezony, 10 mistrzowskich tytułów (w tym jeden odebrany), w drodze już 11. Praktycznie co dwa lata na szczycie ligi to świetny wynik. Ale na pierwsze Scudetto czekał siedem lat. Co prawda sięgnął po nie już w pierwszym sezonie w Juventusie, jednak nie było to tak oczywiste. W sezonie 2001/2002 walka o mistrzostwo trwało do ostatniej kolejki. I to nie tak, że biły się dwa zespoły – nie. Tytuł na wyciągnięcie ręki miały Juve, Inter oraz Roma. Można nawet powiedzieć, że to Stara Dama była w najsłabszej sytuacji, bo startowała z trzeciego miejsca. A jednak na finiszu ekipa Marcello Lippiego okazała się najlepsza, wygrywając pięć meczów z rzędu. Jaka w tym rola Buffona? Rzućcie okiem na kompilację z tego sezonu.
Tak właśnie gra bramkarz wart 53 milionów euro. Gigi kończył sezon passą 515 minut bez straconej bramki. Łącznie 18 razy zagrał na zero z tyłu, a doliczając mecze z kolejnych rozgrywek, jego seria meczów bez schylania się po piłkę do siatki, sięgnęła 761 minut. To jeden z najwyższych wyników w historii Serie A. Co tu dużo mówić – jak ktoś zalicza takie otwarcie w nowym klubie, od razu wiadomo, że to będzie kozak.
Dzień, w którym zatrzymał Ronaldo
Buffon nie jest wielkim specjalistą od rzutów karny. Jasne, obronił 33 „jedenastki” w karierze, co jest wynikiem całkiem solidnym. Nawet biorąc pod uwagę, że ponad drugie tyle wpuścił, bo średnia wciąż jest niezła. To o tyle ciekawe, że pewnie większość kojarzy Buffona z serią rzutów karnych w finale mistrzostw świata w Niemczech, a przecież wtedy… nie obronił ani jednego strzału! Niemniej jednak jeden strzał z „wapna” zapewnił Gigiemu wieczną sławę. Był marzec 1998 roku, gdy Parma grała z Interem. W składzie Nerazzurrich pełno gwiazd, ale przede wszystkim on – Ronaldo. Brazylijczyk dwoił się i troił, żeby to ekipa z Lombardii wygrała ważny mecz. W końcu wywalczył rzut karny, który sam zresztą wykonywał. Podszedł do piłki, huknął i… Buffon go wyczuł.
Włoski golkiper szalejąc z radości pokazał kibicom zgromadzonym za jego bramką koszulkę „Supermena”. To właśnie stąd wziął się jego pseudonim. Co więcej – Gigi zatrzymał Ronaldo raz jeszcze. Rok później w niemal identycznej sytuacji. Brazylijczyk strzela w swój prawy dolny róg, Buffon frunie i wyjmuje piłkę. „Fenomeno” tylko pięć razy pomylił się z 11 metrów, a Buffon jest jedynym bramkarzem, który zdołał powstrzymać go dwukrotnie. Kogo jeszcze spotkał i zatrzymał nowy rekordzista ligi włoskiej? Lista jest długa.
- Roberto Baggio (dwukrotnie)
- Francesco Totti (dwa razy)
- Enrico Chiesa
- Luis Figo
- Adrian Mutu (dwukrotnie, w tym raz w reprezentacji)
Oraz… Kuba Błaszczykowski w towarzyskim starciu w 2011 roku.
Niezłomny. Chyba, że chodzi o osy
Bramkarz Juventusu dzierży mnóstwo rekordów włoskiej Serie A. Ma nie tylko najwięcej występów w historii tych rozgrywek, ale także najwięcej czystych kont – 295. Najbardziej imponująca jest oczywiście seria z sezonu 2015/2016, gdy Buffon nie dał wbić sobie gola przez 974 minuty. Żeby uświadomić wam, jak długo Gigi pozostawał niepokonany, wspomniemy tylko, że w tym czasie można obejrzeć „Irlandczyka”. Trzy razy. Stara Dama rzecz jasna dominowała już wtedy w Italii, ale miała słaby początek sezonu. Dlatego na starcie tej serii Juventus nie był liderem, a „Superman” znacznie przyczynił się do tego, że drużyna z Piemontu wróciła na szczyt tabeli. Jasne, jak to bywa przy tego typu seriach, obrona zrobiła swoje. Jednak nie można powiedzieć, że bramkarz był bezrobotny.
- Wybronił 18 strzałów
- Zatrzymał Inter, Napoli czy Romę
- Wytrzymał też w meczu z Genoą, gdy Juventus grał w osłabieniu
Tym bardziej imponujący był fakt, że Buffon dokonał tego w wieku 38 lat. Wtedy, gdy wielu widziało go już na drugim brzegu rzeki. On sam oczywiście widział sprawy inaczej. – Czy grałbym nadal na takim poziomie w wieku 37 lat, gdybym miał jakieś słabości? – pytał niedowiarków, ale też dodawał, że ciężko na to zapracował. – Do trzydziestki woziłem się na naturalnym talencie połączonym z profesjonalizmem. Ale potem… Zacząłem się pocić, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Musiałem to zrobić, żeby zrozumieć, gdzie muszę się poprawić.
Buffon ma na koncie kilka równie spektakularnych, choć krótszych serii. Dwukrotnie zachował 21 czystych kont w jednym sezonie, co także jest rekordem ligi. Gigi bił wszystko i nie bał się niczego. No, prawie niczego, bo w jednym z sezonów o mały włos nie wypadł z bramki Juventusu. We włoskich mediach tą historią podzielił się Fabio Capello.
– Tylko raz się zawahał. Przed jednym ze spotkań trener bramkarzy przybiegł do mnie przejęty i powiedział, że Buffon nie zagra. Nie chciał wyjść na murawę, bo wokół latało zbyt dużo os. Gigi panicznie się ich boi, ma przed nimi fobię. Powiedziałem wtedy: ok, nie musi grać. Niech wyjdzie drugi bramkarz. Trener przekazał decyzję Buffonowi, a ten niedługo potem do mnie przyszedł: fobia minęła, trenerze. Mogę zagrać.
25.08.2007
Być może Buffon zrobił to dlatego, żeby nie drażnić Capello. A być może dlatego, że Juventus znaczył dla niego więcej niż pokąsanie przez osy. Wiadomo już, do czego pijemy i co to za data. 25 sierpnia 2007 roku Gigi, który rok wcześniej sięgnął po mistrzostwo świata, zaliczył ponowny debiut w Serie A. Ponowny, bo wrócił do włoskiej ekstraklasy po rocznej banicji za calciopoli. W Turynie od lat był ceniony, jednak decyzja o tym, że zostanie w Juventusie – on, mistrz świata, najlepszy bramkarz globu – mimo ciosu wymierzonego w Starą Damę w związku z aferą korupcyjną, była kluczowa do zbudowania sobie żywego pomnika w Piemoncie. Jeśli myślicie, że było inaczej, to wyobraźcie sobie, że w listopadzie 2006 roku Juve wykupiło pełen pakiet reklam w „La Gazzetta dello Sporto”, „Corriere dello Sport” i „Tuttosport”, żeby oddać hołd Buffonowi. Mało kiedy zdobywa się taki gest.
– Kiedy zdecydowałem się zostać w Serie B, byłem dumny. Są ludzie, którzy poprzez sport mają okazję do przekazania komuś nadziei, dzięki swoim decyzjom. To był moment, w którym ktoś taki, jak ja, musiał wysłać wiadomość: my też mamy uczucia, to nie tylko popularność i pieniądze. Zrobiłbym to ponownie. To był zabawny rok. Potem zdarzyły się lata, w których szło nam gorzej. Kończyliśmy na szóstym, czy siódmym miejscu i pytałem siebie: dlaczego to zrobiłem? Ale potem, gdy po sześciu latach wygraliśmy Scudetto, byłem przeszczęśliwy. To było sześć bardzo ciężkich lat, poza pucharami – tłumaczył po latach w „The Players Tribune”.
***
Włosi wyliczali, co Buffon zdążył przeżyć, stojąc między słupkami. Jest tego wiele, zaczynając od faktu, że jego kumple z boiska są już trenerami, którzy zabierają mu trofea (Gattuso), przez to, że gra z synami swoich rywali: Chiesy, Simeone czy Kluiverta. Wreszcie przypominają, że i historia świata trochę się zmieniła, od kiedy Buffon po raz pierwszy zagrał w Serie A. Nowe tysiąclecie, World Trade Center, światowa pandemia, która sprawiła, że rekord świętował przy pustych trybunach… Szkoda, że „La Gazzetta dello Sport” do tej wyliczanki nie dodała, co zmieniło się w samej gazecie, od kiedy Gigi mógł przeczytać w niej swoją pierwszą notę meczową. My dodalibyśmy do tego jeszcze abdykację papieża i sam fakt, że w trakcie jego kariery w Watykanie było trzech różnych zwierzchników kościoła.
A wygląda na to, że jeszcze trochę meczów do rozegrania mu zostało. Co prawda sam Włoch nie podważa faktu, że numerem jeden jest Wojciech Szczęsny, jednak właśnie zgodził się na bycie „dwójką” o rok dłużej. Co jeszcze może w tym czasie zrobić? Mówiąc szczerze – wiele mu nie zostało. Ale w końcu zapowiedział, że z boiskiem pożegna się jak Zidane – nokautując kogoś na murawie. Dlatego na ostatni taniec Buffona między słupkami czekamy nie tyle z niecierpliwością, co z zaciekawieniem – kto zostanie tym szczęśliwcem, którego „Superman” potraktuje „byczkiem”?
SZYMON JANCZYK
Fot. Newspix
Calcio w pigułce – inne teksty o włoskim futbolu
Życie w stylu „Rock & Gol”. Wszystkie szaleństwa Pablo Osvaldo
Simone Barone – zapomniany mistrz świata z 2006 roku
Własne piwo, korupcja i objawienie sezonu. Szalona kariera Francesco Caputo
„Spójrzcie na mapę, a dowiecie się, co myślą o nas Włosi”. Jedyne scudetto Cagliari
Gol bez buta, złodzieje z Juve i transfery z albumu Panini, czyli mistrzostwo Hellasu