Reklama

„W Krakowie jest mi najlepiej. Prawie jak w Czechach!”

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

29 czerwca 2020, 08:09 • 10 min czytania 5 komentarzy

Czy próbował polskiego piwa? Dlaczego w Polsce czuje się dobrze? Jak ważna w karierze piłkarza jest rodzina? Dlaczego uważa, że na boisku trochę przypomina swojego idola z dzieciństwa Johna Terry’ego? Jak z perspektywy czasu zapatruje się na niechlubny okres w swojej karierze, za który został prawomocnie skazany? Czy był wyróżniającym się stoperem ligi czeskiej? Dlaczego zwyzywał kibiców CSKA Sofia po derbowym meczu w Bułgarii? Czy uważa się za najlepszego stopera w Polsce? Dlaczego najlepiej w szatni Cracovii dogaduje się ze Słowakami? Na te i na inne pytania w dłuższej rozmowie z nami odpowiada David Jablonsky. Zapraszamy. 

„W Krakowie jest mi najlepiej. Prawie jak w Czechach!”
Próbowałeś polskiego piwa?

Próbowałem.

Czekam na recenzję. 

Piłem Lecha i Żywca. W przerwie od sezonu.

Jest taka opinia, że żaden Czech nie polubi polskiego piwa. 

Ciekawe. Sam nie wiem. Oczywiście, jest czeska kultura picia piwa, ale ja nie narzekam na polskie piwo, nie będę krytykował. Nie piję często, ale lubię i czeskie, i polskie.

Przy tym piłkarze raczej stronią od alkoholu, a o Czechach mówi się jednak, że to kraj płynący piwem. 

W Czechach jest tak, że po wygranym albo po prostu dobrym w swoim wykonaniu meczu czasami wychodzi się na miasto, idzie się do restauracji, żeby wypić sobie dwa-trzy piwa, ale też nie za dużo. Co tu dużo mówić, nie będę ukrywał: lubi się u nas piwo. Pewnie zaraz spytasz mnie też o język czeski, prawda?

Reklama
Taki miałem zamiar. Można się przejechać na niektórych wyrażeniach. 

Można, ale ja nauczyłem się już języka polskiego, bo chciałem, zależało mi na tym i uważam, że to bardzo ważne, jeśli gra się w innym kraju. Nie był to dla mnie wielki problem.

Jak czujesz się w Polsce? Grałeś w Czechach, w Rosji, w Bułgarii, teraz grasz w Ekstraklasie. Niby kraje z podobnych rejonów geograficznych, ale jednak co kraj, to inna specyfika. 

W Krakowie żyje mi się bardzo dobrze. Jesteśmy tutaj z rodziną, całą czwórką, bo teraz urodził nam się synek i wydaje mi się, że moje życie w Małopolsce jest podobno do tego czeskiego. Po prostu nam się tu podoba. Jest gdzie chodzić na spacery, miasto ma przyjemny klimat. Bułgaria? Zupełnie inne miejsce. Mniej zadbanie, nie jest tam tak czysto jak tutaj. Rosja? Byłem tam sam. To był największy problem. Najwięcej czasu spędzałem w bazie treningowej, czekałem na rodzinę, bo trzeba było dostać wizę, ale generalnie nie było tak spoko, jak w Krakowie. Tu jest mi najlepiej. Prawie jak w Czechach!

Ważne w życiu piłkarza jest to, żeby przy tobie była rodzina? Lepiej się wtedy czujesz, lepiej grasz?

Oczywiście, że masz lepsze samopoczucie, kiedy wiesz, że w domu czeka na ciebie rodzina. To naturalne i trudno, żeby było inaczej. Jak mam świadomość, że rodzina ogląda mecz w telewizji, kibicuje Cracovii, trzyma kciuki, żebyśmy wygrali, to jest mi łatwiej. Dla kontrastu: spędzając trzy-cztery miesiące w Tom Tomsk nie czułem się komfortowo. Ciężko być zadowolonym z dala od rodziny, siedząc na ławce, grając sporadycznie. Teraz jest o niebo lepiej.

Jasne, a może jeszcze o niebo lepiej byłoby, gdybyś był hokeistą! W Czechach to najpopularniejszy sport. Ciągnęło cię na lód?

A nawet zaczynałem uczyć się hokeja. Na pierwsze treningi zabierała mnie mama. Równolegle ćwiczyłem piłkę, a że byłem w nią lepszy, a jednocześnie inni byli ode mnie lepsi w hokeja, to jako że jestem ambitny i chciałem grać na wysokim poziomie, wybrałem futbol.

Miałeś jakiegoś idola w dzieciństwie?

Johna Terry’ego! Oczywiście. Legenda Chelsea. Świetny stoper. Podglądałem go. Podziwiałem. Bardzo twardy, a zarazem grający z klasą. Zawsze chciałem grać, jak on, w jego stylu. Myślę, że nawet jestem do niego trochę podobny na boisku. Oczywiście, zachowując wszelkie proporcje i rozwagę, nie dam się ponieść fantazjom (śmiech). Ale też jestem typem wojownika, walczaka, napastnicy nie mają przy mnie łatwo, nie odpuszczam, zawsze chcę wygrać. O to chodzi.

Reklama
Z młodych czeskich lat ciągnie się za tobą niechlubna historia, która kreśli rysę na twoim wizerunku. Zostałeś prawomocnie skazany za proceder ustawiania meczów, który opierał się przede wszystkim na tzw. zderzeniu bukmacherskim. Możesz nie chcieć się na ten temat wypowiadać, to oczywiste, ale chciałbym, żebyś się do tego odniósł. 

Tak, tak, tak. Sprawa sprzed ośmiu lat. Nie chcę o tym mówić, nie chcę tego komentować.

Jest niebezpieczeństwo, że zostaniesz zawieszony i skończy się twoja kariera piłkarska?

Sam nie wiem, co będzie, co mnie czeka. Wszystkim zajmuje się mój adwokat. Co będzie w przyszłości? Też chciałbym wiedzieć.

Czyli nie zaprząta ci to głowy? 

Nie zajmuję się tym. Po prostu. Mam od tego adwokata.

Byłeś kiedyś blisko reprezentacji Czech?

Nigdy nie było żadnego kontaktu. Nie dzwonili, nie pytali, nie kontaktowali się. Więc chyba nigdy nie byłem!

W lidze czeskiej byłeś wyróżniającym się stoperem?

Chyba to nie będzie nadużycie, jak powiem, że tak, byłem wyróżniającym się stoperem. Teraz Teplice są na dole tabeli, ale jak grałem były raczej w środku. Takie przyjemne miejsce do rozwoju. Trochę przede mną grał tam chociażby Edin Dżeko. Niedługo, dwa lata, ale grał, strzelał bramki i stamtąd zrobił transfer do Wolfsburga. Klasowy napastnik. Kto jeszcze? Martin Fenin, który też pograł kilka lat w Bundeslidze.

Z którymś z nich spotkałeś się bezpośrednio w klubie?

Z Martinem Feninem, z Edinem Dżeko nie, bo kiedy grał w Teplicach, byłem jeszcze w juniorach. Ale powiem ci coś jeszcze: choć najwięcej lat spędziłem w Teplicach, to jak byłem mały kibicowałem Sparcie Praga. Zawsze życzyłem im jak najlepiej, trzymałem za nich kciuki, ale nie dane było mi ta zagrać. Cóż, zdarza się, nie będę żałował.

Liga czeska czy liga polska?

Ciężkie pytanie. W Czechach nie ma zbyt wielu drużyn na wysokim poziomie. 3-4 drużyny walczą o mistrza, a w Polsce jest takich drużyn więcej, liga jest bardziej wyrównana, więcej zespołów spokojnie może ze sobą równorzędnie rywalizować. Na pewno dla kogoś, kto gra w lidze czeskiej, to nie jest tak, że jak dostaje ofertę z polski, to traktują ją niepoważnie. Nie, ja chciałem tutaj grać, interesowała mnie polska piłka, byłem jej ciekawy.

Ale zanim trafiłeś do Polski, grałeś jeszcze dwa i pół roku w Bułgarii. W Sofii jest gorąca atmosfera kibicowska. Walka między Lewskim a CSKA. Klimat chyba trochę podobny, jak w Krakowie. 

Dokładnie! Miałem mówić, że widzę podobieństwa. Jak graliśmy derby między Lewskim Sofia a CSKA Sofia, to zawsze było to duże wydarzenie, które pobudzało miasto. Mnóstwo kibiców przychodziło na stadion. Oni tym żyli, emocjonowali się, kibicowali. Oba kluby mają wielu fanów, walczą o najwyższe cele. Zresztą oprócz Lewskiego i CSKA jest jeszcze Slavia, trochę mniej znany klub, ale też mający swoje zaplecze w Sofii.

Kibice Lewskiego chyba cię lubili, bo zdarzyło ci się nawet dostać karę za obelżywe odzywki do kibiców CSKA.

Zdarzyło się. Nieprzyjemna sytuacja. Derby. Przegraliśmy 0:3. Kibice weszli na boisko. Tak to bywa, spore emocje, padły mocniejsze słowa, poszliśmy do szatni, w międzyczasie rzuciłem jakieś niepotrzebną wiązankę, zostałem zresztą za nią ukarany, potem to się już nie powtarzało. Generalnie rozumiem nerwowość po obu stronach. Te derby miały specjalne znaczenie. Raz wygrywaliśmy my, raz oni, kiedy ktoś akurat był pod wozem, to był dramat.

Patrząc na twoje statystyki z Lewskiego z sezonu 2017/18, można byłoby pomyśleć, że jesteś napastnikiem. 29 meczów, 9 goli. Niecodzienne. 

Ktoś by się spodziewał czegoś takiego po obrońcy?

Nie.

No właśnie, ale wiadomo, że większość po stałych fragmentach. Dośrodkowania z rzutów rożnych, rzutów wolnych, tak strzelałem większość bramek, przeważnie głową. To był najlepszy sezon w moim wykonaniu. Dziewięć bramek, jedna w Pucharze Bułgarii, a przy okazji dobra gra w defensywie, bo to najważniejsze. Nigdy wcześniej nie trafiałem tak często, później na razie też nie, może to się zmieni, choć w tym sezonie raczej nie mam na to szans (śmiech).

Zostałeś też wybrany najlepszym obrońcą ligi bułgarskiej.

Tak, właśnie w tym sezonie, miłe.

I jakoś w tym samym czasie pierwszy raz usłyszałeś o Cracovii, bo pojawiły się pierwsze poważniejsze zapytania. 

Prezes sondował możliwości. Michał Probierz się ze mną kontaktował, dzwonił, pytał, czy chciałbym iść do Cracovii, wtedy nie wyszło, ale rok później byłem już w Cracovii!

Dlaczego wybrałeś akurat Cracovię?

Miałem jeszcze inną propozycję. Interesowała się mną Jagiellonią. Dzwonił do mnie trener Ireneusz Mamrot, przekonywał, ale ja już byłem zdecydowany na Kraków i nic z tego zainteresowania nie wyszło.

Oceniając to przez pryzmat samego doboru miasto, to nie masz, czego żałować…

Z Białegostoku za daleko do Czech! Muszę się zgodzić, ale nie, to nie była kategoria, która decydowała (śmiech).

Michał Probierz zrobił na tobie wrażenie?

Wcześniej pokazał, że się mną interesuje, budzi mój szacunek, to dobry trener.

Jak oceniasz swoje wejście do ligi polskiej?

Wejście do ligi polskiej było trudniejsze niż wejście do ligi bułgarskiej. Inne treningi, inne schematy, inna taktyka. Sama liga też jest bardziej siłowa, bardziej fizyczna, szybsza, dynamiczniejsza. Musisz też bardziej walczyć o miejsce w składzie, bo w drużynie jest większa rywalizacja. I w meczach też to jest odczuwalne.

Który napastnik sprawił ci najwięcej problemów?

Christian Gytkjaer. Bez dwóch zdań. Od razu go wskazuję. Widać to po liczbie bramek. Świetny napastnik. Bardzo trudno się go kryje, bo ciągle jest w ruchu, ciągle szuka gry, ciągle przeszkadza, pokazuje się, szuka goli. Najlepszy napastnik ligi.

Najlepsza kolega z szatni? 

Słowacy!

Ojoj. 

Mamy podobny język, szybko złapaliśmy kontakt. Ale generalnie nie ograniczam się, na nikogo się nie zamykam, mam sporo kolegów w szatni. Ale faktycznie ze Słowakami ten kontakt jest najlepszy – Dimun, Siplak, Pesković.

Czyli mam rozumieć, że Czechowi mentalnie bliżej do Słowaka niż do Polaka?

Nie wiem, czy mentalnie, ale język słowacki jest po prostu bardziej zbliżony do czeskiego niż polski. Łatwiej się skomunikować.

To już właściwe stracony sezon dla Cracovii. Szanse na mistrzostwo i puchary wam odjechały.  

Szkoda. Szło nam dobrze, wygrywaliśmy, zdobywaliśmy punkty, byliśmy w czubie tabeli, ale seria porażek trochę pokrzyżowała plany na mistrzostwo. Chcemy być wysoko, chcemy grać o lidera, teraz będzie o to bardzo ciężko, ale nie składamy broni: mamy szansę na puchary i o to walczymy. Im wyższe miejsce, tym lepiej, o to chodzi. Celujemy też w Puchar Polski. Musimy o niego zawalczyć.

A masz jakiś indywidualny cel na końcówkę tego sezonu?

Oprócz tego drużynowego celu, to chciałbym jakąś bramkę strzelić!

Czyli miałeś pretensje do Dytiatjewa po meczu z Jagiellonią? Gdyby nie on, miałbyś gola.

Nie miałem. Też nie wiedziałem, czy będzie bramka, kto powinien wziąć piłkę, kto powinien wykończyć akcję. Był bliżej, wbił piłkę do bramki, okazało się, że był spalony. Szkoda, ale nikt nie mógł tego przewidzieć, więc jakiekolwiek pretensje byłyby bezsensowne.

Raz tworzysz duet z nim, raz Michałem Helikiem. To jakaś różnica?

Nie, absolutnie. I z jednym, i z drugim gra mi się dobrze. Bylebyśmy tylko jako zespół grali dobrze.

Który kraj, w którym grałeś, najbardziej żyje piłką?

Bułgaria. Kibice Lewskiego są najbardziej zaangażowani. Najgłośniej kibicują, najbardziej przeżywają wszystkie mecze.

Czyli nie mogłeś sobie po przegranym meczu wyjść do restauracji przez następny tydzień, aż wygrasz mecz i zrehabilitujesz się po klęsce?

Może nie w każdym wypadku, nie po każdym meczu, ale po przegranych derbach na pewno lepiej było nie wychodzić do miasta. Tak samo przy seriach gorszych meczów. Wtedy, przy takim zaangażowaniu kibiców Lewskiego, lepiej było sobie odpuścić wizyty w centrum czy restauracjach.

Co by się stało?

Wiadomo, mogłyby być negatywne reakcje. Że co my tu robimy, nie powinniśmy chodzić po mieście, tylko zasuwać na treningach i pracować, żeby poprawić wyniki. Tak to leciało w Bułgarii.

A w Polsce też coś takiego występuje? Często jesteś rozpoznawany w mieście przez kibiców Cracovii?

Nie za często, nie przypominam sobie za wielu takich sytuacji. Może czasami w galerii ktoś mnie zaczepił, zrobiliśmy sobie zdjęcie, podpisałem komuś kartkę z autografem, ale na co dzień? Raczej nie, także spoko.

Czujesz się jednym z najlepszych stoperów w PKO Bank Polski Ekstraklasie?

Ciężki temat.

Czyli jesteś w ścisłym top 1?

(śmiech)

Śmiało. 

Nie wiem, nie umiem odpowiedzieć. Zawsze chcę być najlepszy. Mecz w mecz. Pomagać zespołowi. Strzelać bramki. Grać o mistrza. A czy sam czuję się najlepszy? Niech trener powie, nie ja.

Jako obcokrajowiec odbierasz to, że w szatni Cracovii za mało jest Polaków?

Nie ma za wielu Polaków w Cracovii. To fakt. Wiem, że niektórzy doszukują się w tym problemów, ale nie sądzę, żeby to był dla nas jakikolwiek kłopot na boisku. Dogadujemy się. Treningi wyglądają normalnie. Atmosfera w szatni jest dobra sama w sobie, choć oczywiście, kiedy przegrywamy, to jesteśmy źli, wiemy, że nie idzie, chcemy się poprawić. Ale liczba Polaków nie jest problemem. Może w przyszłości będzie ich więcej. Wierzę, że młodzi polscy piłkarze mogą uczyć się od starszych obcokrajowców i jeszcze wszyscy na tym skorzystają.

Widzisz się w Cracovii za kilka lat?

Tak. Mam jeszcze dwa lata umowy. Chcę zagrać tu jeszcze wiele meczów. Czuję się tutaj bardzo, bardzo dobrze. Ale wiadomo, zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Ważne, że na razie jest wszystko spoko.

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...