Reklama

Po tym strzale Gajos przez cztery lata będzie „tym, który potrafi uderzyć”

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

14 czerwca 2020, 20:20 • 4 min czytania 4 komentarze

Ten mecz mógł odpowiedzieć na bardzo ważne pytanie. No, może nie bardzo ważne, ale niech będzie – mógł odpowiedzieć nam na pytanie, które brzmiało „kto rundę finałową zacznie z taką stratą do miejsc pucharowych, że będzie grał już o frytki?”. Odpowiedzi nie dostaliśmy, bo Pogoń z Lechią podzieliły się punktami. Stała się natomiast rzecz niesłychana – Santeri Hostikka trafił w przestrzeń między słupkami.

Po tym strzale Gajos przez cztery lata będzie „tym, który potrafi uderzyć”

Tak, Hostikka strzelił gola. Złośliwi powiedzieliby, że rok 2020 już przesadza i o ile światową pandemię czy pożary lasów w Australii można było jakoś przewidzieć, o tyle nikt nie posądzał Fina o to, żę zdobędzie bramkę dla Pogoni. Ale stało się. Wypatrujcie dziś księżyca o północy, kupcie zdrapkę, napiszcie do dziewczyny, która wam się podoba. Jak widać – 14 czerwca sprzyja szczęściu.

Ale akcja bramkowa Pogoni była z gatunku tych, które klepie się na treningu w nieskończoność. Otwarcie gry od bramkarza, klepka na prawej flance, Stec odpalił Żurawskiego, ten nie pałował dośrodkowania, tylko zgrabnie wycofał piłkę. Hostikka dołożył nogę i po czterech minutach gry było 1:0. Obrona Lechii na wczasach. Bo za skrzydłowym gospodarzy nie pobiegł Fila, a i Fina kompletnie odpuścił Kubicki.

Plus dla Żurawskiego

Słówko o asystencie. Maciej Żurawski kilka dni temu w Poznaniu został nakryty czapką, ale tam w Pogoni nie funkcjonowało nic. Więc możemy to zrzucić na to, że po prostu dostosował się do poziomu kolegów. Natomiast dzisiaj – kompletnie inna rozmowa. Żurawski był zdecydowanie najjaśniejszym punktem swojego zespołu. Asysta to jedno. Do tego dorzućmy dwie odważne próby strzałów z dystansu. Dorzućmy otwierające podanie do Cibickiego. Dorzućmy fajne wychodzenie balansem ciała spod pressingu Lechii. Rzecz jasna – rączki na kołderkę, nikt o zdrowych zmysłach nie będzie go dzisiaj pompował na gwiazdę ligi. Niemniej dostaliśmy czytelny sygnał, że chłopak coś potrafi.

Pogoń jest jednak Pogonią i prowadzenia utrzymać nie mogła. Szczecinianie cierpliwie przyjmowali Lechię tylko przez kolejny kwadrans z hakiem, a później zaczął się smród pod ich bramką. Najpierw na znakomite podanie zdecydował się Mihalik (i o tyle z pozytywów w tym meczu z jego strony), Zwoliński minął Bartowskiego, Zecha, Kostasa… Minął wszystko, co było po drodze, minął jeszcze Stipicę, był na piątym metrze i miał odsłonięte pół bramki.

Reklama

I trafił w słupek.

Dla strzału Gajosa warto było obejrzeć ten paździerz

Ciut lepiej uderzył chwilę później Maciej Gajos. No, naprawdę, ciutkę. Dokładnie – przyfanzolił z jakichś 25, może 30 metrów z wolnego. Przedziwna był sposób uderzenia tej piłki – rzut wolny z daleka, wewnętrzna część stopy, taki strzał trochę w stylu Davida Luiza. Na ogół wewnętrzną częścią buta strzela się technicznie, ale Gajos huknął naprawdę mocno. Nie wiemy, czy na tyle mocno, by Stipica nawet nie zareagował, bo piłka nie leciała przy słupku. Ale mur się nie ruszył, bramkarz Pogoni zrobił fałszywy krok w złą stronę, a Gajos taką petardą zapewnił sobie określenie „on potrafi uderzyć” na następne cztery sezony w Ekstraklasie.

Chociaż obawiamy się, że powtarzalności w tym raczej nie będzie, bo w drugiej połowie z identycznej sytuacji pomocnik Lechii walnął już w płot okalający stadion za bramką.

Zasadniczo problem Lechii polegał na tym, że nie było komu tak zrobić różnicy w środku pola. Gajos próbował, ale na próbach się skończyło. Saief na skrzydle coś tam próbował, ale więcej było z tego krzyku i szumu niż realnego zagrożenia. Mihalik? Niewidoczny. Więc Nalepa z Malocą klepali sobie po dwadzieścia podań, później posyłali bezradną lagę na skrzydło i lecieliśmy w drugą stronę.

Po przerwie – nudno, nudniej, najnudniej

W drugiej połowie nieco więcej było w tym meczu grania ze strony Pogoni, ale wciąż trudno nam wymienić jakieś takie bardzo groźne sytuacje z którejkolwiek ze stron. Najciekawiej było wtedy, gdy piłkarze się nadzierali na siebie lub na sędziego. Michał Nalepa wyraził swoją wątpliwość względem decyzji arbitra słowami „eeee, no kurwa, co?!”, później jeden z piłkarzy ponaglał wznowienie gry przytomną refleksją „no, kurwa, luz, grajmy już…”.

Właściwie puentą tej drugiej połowy była najgroźniejsza akcja Pogoni po przerwie. Podstawski w polu karnym przyjął bombę na wątrobę, a piłka potoczyła się w kierunku bramki Kuciaka. I to na tle z zagrożenia.

Reklama

W tabeli bez zmian. Chociaż chyba bardziej niezadowolona może być Lechia, która do podium traci w tym momencie sześć punktów i chyba może powoli przygotowywać sobie młodzieżowców pod Pro Junior System zawodników na przyszły sezon.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…

Maciej Szełęga
9
Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…

Komentarze

4 komentarze

Loading...