Czy po meczu Górnik Zabrze – Lechia Gdańsk można się wiele spodziewać? Teoretycznie tak, w końcu to piątkowy hit. Praktycznie? Cóż, prawdopodobnie czeka nas pojedynek dwóch najmniej kreatywnych drugich linii w naszej lidze. Przynajmniej jeśli chodzi o środkową strefę boiska, bo liczymy, że imprezę rozruszają trochę koledzy śmigający po bokach. Czy Conrado będzie odpowiedzią na lewą stronę Górnika? Czy ekipa Marcina Brosza bez kibiców straci atut własnego boiska? I wreszcie – czy Patryk Lipski trafi chociaż w bramkę na lotnisku?
Ostatnia kolejka przyniosła nam szokujące wieści. Okazało się, że Górnik Zabrze potrafi wygrać na wyjeździe. Co prawda w Łodzi, a nie wygrać z ŁKS-em to duża sztuka. Ale z drugiej strony mówimy o zespole, który jeszcze niedawno bezbramkowo remisował w Kielcach z Koroną i dla którego mecz z ŁKS-em był pierwszym wyjazdowym zwycięstwem w tym sezonie. Dlatego też, mimo że mecz z jedynym zespołem, który jest już właściwie pewien gry w przyszłym sezonie w pierwszej lidze, nie porywał, Górnik specjalnie się tym nie przejął. – Mieliśmy ciężki rok, jeśli chodzi o wyjazdy. Nie można patrzeć na grę, liczą się trzy punkty. Idziemy w górę tabeli, gra sama przyjdzie – przyznał wprost Przemysław Wiśniewski w rozmowie z Weszło.FM.
Dla zabrzan wygrana w Łodzi to teoretycznie dobre wieści. Dlaczego teoretycznie? Bo jakiś powód niepowodzenia na wyjazdach był. Być może była nim atmosfera na danym stadionie, której przecież tym razem zabrakło. No właśnie, a to oznacza, że i w Zabrzu nie ma co na nią liczyć. A przecież siłą Górnika była właśnie gra przed własną publicznością, dzięki której o śląskiej ekipie możemy mówić, jako o trzeciej najlepszej drużynie w domowych starciach. Górnik u siebie przede wszystkim walczył do ostatnich chwil. Bo przecież:
- Wiśle zapakował cztery gole, ale wygraną wyszarpał dopiero w końcówce
- Z Arką wygrał 2:0, ale rzutem na taśmę
- Cracovii na wyrównującego gola odpowiedział w trzy minuty
A był jeszcze mecz z Jagiellonią, kiedy białostoczanie zmarnowali dwie “jedenastki”. Teraz? Teraz nie ma nawet pewności, że na stadion wejdzie legendarny Stanisław Sętkowski i jego kogut. Bo obostrzenia, bo regulamin. A umówmy się – mecz w Zabrzu bez pana Leona i koguta, to nie mecz.
Na tych wszystkich brakach Lechia spróbuje ugrać swoje trzy grosze. Albo raczej swoje trzy punkty, bo gdańszczanie są w nietypowej sytuacji. Równie dobrze za moment mogą być na podium ligi, jak i w dolnej ósemce. Nic dziwnego, że mecz z Górnikiem potraktowano priorytetowo i wyczarterowano samolot. Chociaż… nie dla wszystkich. – Zarządzenia ministerialne wyglądają tak, że samolot może być wypełniony jedynie w połowie. Z drugiej strony z powodów ekonomicznych nie chcieliśmy wynajmować samolotu na 150 osób. Szesnastu zawodników i trener lecą do Zabrza samolotem, a reszta sztabu i piłkarzy jedzie autokarem. Wygląda to dość nietypowo, natomiast ja nie robię z tego powodu problemu. Cieszę się, że klub stanął na wysokości zadania i w ogóle umożliwił nam lot samolotem, bo to nie są tanie rzeczy. Postaramy się należycie to spożytkować, przywożąc punkty z Zabrza – tłumaczył w rozmowie z portalem “Lechia.Net” trener Stokowiec.
Oczywiście taka forma podróży to nie tylko komfort, ale i wielka szansa dla Patryka Lipskiego.
Swoją drogą bramka lotniskowa to pierwsza bramka Patryka od lipca.
— Paweł Paczul (@PawelPaczul) June 4, 2020
No właśnie, Patryk Lipski. Nie to, że się nad gościem znęcamy, ale jeśli Lechia strzeliła cztery gole w derbach, a ofensywny pomocnik Lipski miał w tym taki sam udział, jak i my, to coś tu nie gra. Niestety wiele wskazuje na to, że nawet tak fantastyczny występ w derbach nie jest w stanie odebrać miejsca w składzie. Wydaje się, że Piotr Stokowiec rozważa dwa warianty do środka pola. Nieco bardziej ofensywny (przynajmniej w teorii) – Lipski- Makowski-Gajos lub z dwoma defensywnymi pomocnikami Lipski-Makowski-Tobers.
Chociaż, czy to będzie Gajos, czy Tobers – powiedzieć, że Górnik drży przed tymi trzema muszkieterami, byłoby sporym nadużyciem. Z drugiej strony, jeśli przypomnimy sobie, ile asyst na koncie mają środkowi pomocnicy ekipy z Zabrza… Co prawda trener Brosz w rozmowie z nami przekonywał, że Górnik robi wszystko, by środek pola jakoś ożywić, ale nie oszukujmy się – dotychczas wychodzi tak sobie, choć przebudzenie Manneha jest pewną przesłanką, że z tej mąki jeszcze będzie chleb. Tak czy siak – starcie takich potęg nie zapowiada nam raczej burzy kreatywności i niekonwencjonalnych zagrań. Bardziej bitwę o Helmowy Jar, choć nie można wykluczyć, że i w niej będzie można znaleźć wiele ciekawszych zagrań. Ale jedno się zgadza – i tam i tu zobaczymy sporą delegację entów.
Natomiast Lechia ma swoje asy w rękawie. Po pierwsze jest na fali po wygranych derbach. I w przeciwieństwie do starcia ŁKS – Górnik, był to mecz, na który aż miło było popatrzeć. W Weszło.FM mówił o tym Rafał Pietrzak. – To była dobra reklama naszej ligi, zwłaszcza dla innych krajów, które wykupiły transmisję. To były moje pierwsze derby w Lechii. Czułem od samego początku, że to jest najważniejszy mecz dla wszystkich w klubie.
Nie zdziwimy się zbytnio, jeśli ekipa z Gdańska zwyczajnie dostanie skrzydeł po tak efektownej pogoni, zakończonej ważną wygraną. Że zignoruje totalnie środkową strefę i wymyśli, jak nie pozwolić pomocnikom na sabotowanie działań reszty zespołu. Że zmiennicy, którzy byli siłą w derbach, dostaną szansę od pierwszej minuty i okaże się to kluczowe. Tak, czekamy na Conrado, bo Brazylijczyk dał nam powody ku temu, żeby na niego czekać.
” Tak wygląda ofensywny piłkarz. Tak jak Conrado. Pewny siebie, przekonany o swoich możliwościach, napierający raz za razem. To jest czasem sam wiatr, bez konkretów, bo na przykład na sześć pojedynków Conrado wygrał dwa, ale czuło się, że Lechia dzięki niemu zyskała drugi oddech. Musiał się napocić przy nim Danch i w końcu po prostu nie dał rady, nie było go, z asekuracją nie zdążył Młyński i Brazylijczyk uciekł, wrzucił do Zwolińskiego. 3:3″ – pisaliśmy o nim po wygranych przez Lechię derbach.
Słowem – Conrado jest tym, kogo brakuje Górnikowi. Kimś, kto regularnie asystuje przy bramkach. Odpadł przecież Łukasz Wolsztyński, odpadł Boris Sekulić i zabrzanom została wiara w to, że Vasilantonopoulos i Giakoumakis wskoczą w ich buty. Pierwsze mecze Greków w Ekstraklasie są… co najmniej obiecujące.
Fot. FotoPyK