Czasy są, jakie są, mówiąc krótko – nie sprzyjają plotkom transferowym. Z drugiej strony ciężko od tego uciec, bo mimo że nikt nie wie, jak będzie wyglądał rynek za kilka miesięcy, każdy szykuje się do wyścigu zbrojeń. Jednym z gorętszych nazwisk w najbliższym okienku transferowym będzie… Arkadiusz Milik. Włoskie media opanowały doniesienia dotyczące jego przyszłości. Chce go pół Europy, chce go też Napoli, więc Polak czuje się jak Józef Oleksy wsiadający do taksówki w kultowym żarcie. Skąd wziął się szał na Milika? Postaramy wam się to wyjaśnić.
Na wstępie warto zaznaczyć jedno – Milik oraz Zieliński to jedni z ulubionych piłkarzy włoskiej prasy. Dlaczego? Dlatego, że obu Polakom wkrótce kończą się kontrakty, a obaj nie kwapili się do składania podpisu pod nową umową. Negocjacje naszej dwójki z Napoli były (są) długie, bo reprezentantom Polski nie do końca pasują warunki oferowane przez Partenopei. A że obydwie strony co jakiś czas się spotykały, to do prasy “wyciekały” kolejne informacje. “Wyciekały”, bo w pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że to w zasadzie jedne i te same newsy. Fani calcio żartowali nawet, że kiedy potrzeba czymś zapchać gazetę, można wrzucić info o negocjacjach z polskim duetem.
W każdym razie sytuacja w końcu zaczęła się klarować. Wiele wskazuje na to, że Zieliński porozumiał się z Napoli i zostanie w klubie na dłużej. Natomiast Milik raczej opuści południe Włoch, stąd też nawałnica pogłosek o zainteresowanych usługami Polaka. Atletico Madryt, Milan, Schalke, Tottenham, a nawet Arsenal – to najpopularniejsze plotki dotyczące nowego pracodawcy 26-letniego napastnika. W międzyczasie na scenę wszedł Cristiano Giuntoli, dyrektor sportowy klubu spod Wezuwiusza i oznajmił, że Napoli chce Milika zatrzymać, bo jest kluczową postacią w zespole.
Skąd wzięła się ta swoista “Milikomania”? Cóż, jest kilka konkretnych powodów.
1. Przedłużające się negocjacje z Napoli
Główną przyczyną nagłego wzrostu zainteresowania usługami Polaka jest fakt, że jeśli Napoli chce na nim zarobić, musi sprzedać go latem. Za rok wygasa jego umowa, więc to ostatni dzwonek, żeby wyciągnąć za Milika choć trochę gotówki. A dlaczego negocjacje się przedłużają? Czy naszemu napastnikowi znudziła się już pizza w Gino e Toto Sorbillo? Nie do końca, bo były zawodnik Górnika Zabrze chętnie zostałby na południu Włoch, jednak na lepszych zasadach. Obecnie zarabia on 2,5 miliona euro. Ani dużo, ani mało, patrząc na neapolitańskie stawki, ale doskonale rozumiemy chęć podwyżki. Skoro taką samą sumę inkasuje Llorente, a 4 bańki dostał Lozano, można czuć się niedocenionym.
Polak domaga się od klubu 5 milionów euro rocznie, natomiast Napoli może mu zaoferować 4 miliony, łącznie z bonusami. Różnica jest więc spora, tym bardziej, że Aurelio de Laurentiis praktykuje w swoim klubie specyficzną metodę zarządzania wizerunkiem zawodników. A mianowicie – piłkarze nie mają do niego praw, więc w żaden sposób nie idzie “dorobić na boku”. Drugą rzeczą, która różni obydwie strony negocjacji, jest klauzula odstępnego. Dla reprezentantów polskiego napastnika optymalna suma to 50 milionów euro. Szefowie klubu upierają się przy 80 milionach. Choć tu być może warto dodać czas przeszły, bo jeśli pandemia potrwa dłużej, obie kwoty będą w praktyce cenami zaporowymi.
Ale przy takich nieporozumieniach ciężko było liczyć na podanie sobie rąk.
2. Tak działa wolny rynek
Przy okazji zamieszania transferowego wokół Krzysztofa Piątka wyjaśnialiśmy, dlaczego Polak faktycznie może być na celowniku Barcelony oraz dlaczego jego cena mogła sięgnąć ceny gwiazd światowego futbolu. Całkiem niedawno pisaliśmy też o tym, jak deficytowym towarem na rynku jest skuteczny napastnik. Właśnie do tego sprowadza się sprawa Milika, którego nazwisko na 100% jest w notesie każdego dyrektora sportowego w czołowych klubach na kontynencie. Nie jest to rzecz jasna spowodowane tym, że Polak jest na poziomie Luisa Suareza czy Roberta Lewandowskiego. Po prostu jego wygasający kontrakt w połączeniu z niezłym dorobkiem strzeleckim i wciąż młodym wiekiem, to mega okazja. No bo spójrzmy, kto w najbliższych dwóch sezonach może zmienić klub za darmo.
- Edinson Cavani, Olivier Giroud – kontrakty wygasną latem, obaj 33 lata
- Luis Suarez, Gonzalo Higuain – kontrakty wygasają za rok, 32 lata, Suarez w Europę już raczej nie ruszy
- Pierre Emerick Aubameyang, Sergio Aguero – kontrakty wygasają za rok, 31 lat, zapewne obaj zostaną w Anglii
Jeśli chodzi o napastników klasy światowej, każdy z nich jest już po 30-stce, a w większości przypadków próżno oczekiwać wielkich ruchów transferowych z ich strony. Prędzej będzie to podwyżka w obecnym klubie lub skok na kasę w egzotycznym kierunku. Jeśli chodzi o napastników w sile wieku, wybór jest niewielki.
- Arkadiusz Milik (26 lat, 32 gole w dwóch ostatnich sezonach)
- Kevin Volland (wkrótce 28 lat, 26 goli w dwóch ostatnich sezonach)
- Michy Batshuayi (w tym roku 27 lat, 15 goli w dwóch ostatnich sezonach)
Sami widzicie, że nikogo lepszego na rynku po prostu nie ma. Dziś skuteczny napastnik jest jak Święty Graal, więc jeśli można sobie takiego zaklepać, trzeba stanąć w sporej kolejce.
3. Neapol robi się ciasny
Nie jest to pierwsza sytuacja, w której media plotkują o wyprowadzce Polaka spod Wezuwiusza. Najwięcej na ten temat mówiło się, gdy we Włoszech zaczęły obowiązywać ulgi dla zagranicznych piłkarzy. Mianowicie kluby mogły płacić niższe podatki od pensji zawodników, którzy w ostatnich dwóch sezonach nie grali w Serie A. Łatwo było więc wykombinować, że jeśli Milikowi trzeba płacić 2,5 miliona podstawy plus podatek, to podatek można przeznaczyć na dodatek do wypłaty zagranicznej gwiazdy, co skusi ją na transfer do Neapolu. Ostatecznie jednak do tego nie doszło i sprawa rozeszła się po kościach. Tyle że nie jest powiedziane, że nie wróci ona teraz, bo wspomniane przepisy wciąż obowiązują.
Z drugiej strony Partenopei przesadnie nie potrzebują następcy Arkadiusza Milika. Andrea Petagna jest już przez de Laurentiisa i spółkę zaklepany, a to napastnik nie tylko młodszy, ale i skuteczny. W słabiutkim SPAL strzelił w dwa lata 27 bramek, więc pewną jakość ma. Kluczowym zdarzeniem dla sprawy Polaka było też niedawne przedłużenie umowy z Driesem Mertensem. A skoro w klubie postawiono na Belga, jest to raczej jasny sygnał, że Napoli chętnie Polaka pożegna, a komplementy od Giuntoliego mają jedynie podbić cenę, która obecnie waha się w granicach 40 milionów euro.
4. To po prostu dobry napastnik
Tak, wiemy. W Polsce utarło się, że Milik to gość, który notorycznie pudłuje, ale w Serie A uznanie dla wychowanka Rozwoju Katowice jest wyższe. Jasne, zdarzają mu się pomyłki, ale atuty przykrywają minusy. Milik to przede wszystkim napastnik bardzo aktywny i skuteczny. Spójrzmy na dane Understat w lidze włoskiej.
- 2019/2020 – średnio 3,99 strzałów na mecz, xG 9.96, 9 goli
- 2018/2019 – średnio 4,16 strzałów na mecz, xG 14.08, 17 goli
Co więcej, napastnik Napoli ma dar do strzelania ważnych bramek. Jego gole aż 22 razy dawały Partenopei prowadzenia, kolejne 6 to bramki wyrównujące, a 9 to trafienia podwyższające prowadzenie do dwóch goli, co często po prostu przyklepywało zdobycz punktową. Umiesz liczyć? Licz na Milika. Gościa, który według OptaPaolo 15 razy wpisywał się na listę strzelców już po pierwszym strzale w meczu.
I na deser – wachlarz umiejętności Milika, w porównaniu np. do Krzysztofa Piątka, jest bardzo szeroki. To nie jest typowy snajper, lis pola karnego. W październiku OptaPaolo podawał, że żaden piłkarz Serie A w ostatnich dwóch sezonach nie zdobył więcej bramek zza pola karnego – Milik strzelił 7. Potrafi też przymierzyć z rzutu wolnego, bo na 9 prób (znów ostatnie dwa sezony), trzy kończyły się w siatce.
Bylibyśmy zapomnieli – kolejnym atutem są rzecz jasna strzały głową. 10 bramek dla Napoli zdobytych tą częścią ciała to wynik, który kusi inne kluby. Mieć asa przestworzy w ataku? Bezcenne.
***
Kiedy ustawia się po ciebie kolejka chętnych, ciężko mówić o pechu. A jednak, Milik trochę pecha ma. Nie mamy wątpliwości, że gdyby nie chaos wywołany koronawirusem, który wywróci rynek do góry nogami, Polak już liczyłby miliony na nowym kontrakcie. Z kimkolwiek by chciał. Przy wspomnianych plusach spokojnie znalazłby pracodawcę nawet w Italii. Sporo mówi się o tym, że reprezentant Polski pasowałby nawet do Juventusu, a w Romie czułby się jak ryba w wodzie.
Tymczasem Polak musi czekać na rozwój sytuacji. I nie zdziwi nas wcale, jeśli to jest główny powód zwlekania z decyzją. W końcu – jeśli rynek zawali się całkowicie – warto mieć możliwość wylądowania na tyłku w miejscu, które dobrze się zna. A pozostanie w Neapolu nie jest przecież złym scenariuszem.
SZYMON JANCZYK
Inne teksty autora o Serie A
Simone Barone, historia zapomnianego mistrza świata, który biegł jak Forrest Gump
Bez tatuaży, ale z robotem do skautingu. Silvio Berlusconi buduje nowy, mały Milan
10 rzeczy, których będziemy żałować, jeśli sezon Serie A skończy się teraz
Wojny, białaczka i legendarne rzuty wolne. Historia Sinisy Mihajlovica
Fot. Newspix