Tssss… Uwalnia się zamknięty w butelce dwutlenek węgla, kapsel spada na stół, palec wędruje w kierunku odpowiedniej kombinacji przycisków na pilocie od telewizora. Z pełnym luzem, bez kalkulatora w dłoni możemy śledzić, kto dziś zapewni sobie awans na Euro 2020, a kto – w przeciwieństwie do Polaków – albo pogrzebie swoje nadzieje, albo będzie musiał drżeć do końca. Przyjemna perspektywa do obejrzenia niezłego meczu, przyznacie. A tych dziś szykuje się kilka, ot choćby Ukraina i Turcja mają naprawdę duży apetyt na wygranie grupy. Pierwsi tej z wciąż aktualnymi mistrzami Europy i Ligi Narodów, drudzy – z urzędującymi mistrzami świata.
Po pierwsze: Francja – Turcja
Fatih Terim i Senol Gunes. Gdy reprezentacja Turcji zgłasza się do jednego z nich, jako jej rywal wiedz, że będą ciężary. Ci dwaj to prawdziwi cudotwórcy, ludzie odpowiedzialni za oba wjazdy do strefy medalowej wielkiego turnieju w XXI wieku. Najpierw Gunes został brązowym medalistą mundialu w 2002, potem Terim dopiero w półfinale Euro 2008 musiał uznać wyższość Niemców.
To sprawia, że zaskoczenie z pierwszego miejsca Turcji w grupie eliminacyjnej z mistrzami świata i wicemistrzami Europy jest jakby mniejsze. No bo znów za stery chwycił Gunes, a od kiedy to zrobił, bilans to osiem wygranych i jedna porażka. Ekipa z kraju leżącego na dwóch kontynentach zszokowała Les Bleus na własnym terenie, wygrywając w czerwcu, po perfekcyjnym meczu 2:0. Dzięki czemu dziś do Paryża jedzie po utrzymanie korzystnego bilansu bezpośredniego i pozycji lidera.
Jedzie, dodajmy, nie bez szans. Bo w tych eliminacjach Francja naprawdę przeżywa ciężary. Oczywiście awans na Euro 2020 jest sprawą tak dziecinnie prostą, że turniej bez Tricolores nam nie grozi. Ale gdy tylko trzeba się było mierzyć z rywalem poważniejszym niż Mołdawia, Albania czy Andora (czyt. Islandia lub Turcja), bywało różnie. Trzy dni temu w Reykjaviku trzeba było 66 minut i rzutu karnego wykonanego dobrze przez Oliviera Giroud, by złamać opór Islandczyków, o tureckiej wtopie z czerwca, gdy mistrzowie świata nie oddali na bramkę Merta Gunoka choćby jednego celnego strzału, nie wspominając.
Brzmi nieźle dla przybyszy znad Bosforu? Dorzućmy jeszcze do kociołka kontuzje Paula Pogby, Kyliana Mbappe i Hugo Llorisa i wyjdzie nam napar, po którego wypiciu Turcy wcale nie muszą się mocno skrzywić.
Po drugie: Ukraina – Portugalia
Bernardo Silva, Joao Felix, Cristiano Ronaldo. Widzisz takie trio w tunelu i już wiesz, że masz przegwizdane. Zero zaskoczenia, że kiedy ten tercet wychodzi w podstawowym składzie reprezentacji Portugalii, ta jedzie po rywalach jak nowiutka kosiarka po zarośniętej działce. Pięć goli Portugalczycy wpakowali Litwinom, trzy Luksemburczykom, trzy w debiucie Felixa w narodowych barwach przeciwko Szwajcarii w półfinale Ligi Narodów. Na jedenaście bramek w tych trzech spotkaniach, tylko przy trzech udział mieli inni piłkarze.
Dziś test dla naostrzonego trójzębu najpoważniejszy. Nie ma w eliminacjach Euro drużyny, która straciła mniej bramek niż Ukraina. Nasi wschodni sąsiedzi dali sobie wbić zaledwie jednego gola, a w grupie z Portugalią i Serbią wciąż są niepokonani i prowadzą z pięciopunktową przewagą nad CR7 i spółką. Serbów ograli 5:0, z Portugalii wrócili z punktem i czystym kontem. Andrij Szewczenko jako selekcjoner póki co sprawdza się wybornie, a ugrany dziś w ukochanym Kijowie punkt da stuprocentowo pewny awans na Euro. Trzy – zapewnią wygranie grupy z pierwszym w historii złotym medalistą Ligi Narodów.
Po trzecie: Bułgaria – Anglia
Dla kibica stęsknionego za Premier League mecze reprezentacji Anglii to całkiem niezły pakiet pocieszenia w związku z pustym weekendem klubowym. Tym bardziej, że Gareth Southgate robi wszystko, by połączyć najlepsze cechy dwóch zdecydowanie najbardziej widowiskowych ekip angielskiej piłki ostatnich lat. Jego trzyosobowy atak – Sancho, Kane, Sterling – ma przypominać dewastujące obrony rywali trio Liverpoolu. Trójka w pomocy z jednym zabezpieczającym, kotwiczącym niemal między stoperami pomocnikiem (ostatnio Declan Rice) oraz dwiema ósemkami – jednym pomocnikiem box-to-box (w tej roli Jordan Henderson) oraz jednym odpowiedzialnym za rozrywanie obrony prostopadłymi podaniami (najczęściej Ross Barkley) również przywodzi na myśl taktykę Juergena Kloppa. Z kolei ryzykowne rozgrywanie od tyłu za wszelką cenę to podejście jakiemu hołubi Pep Guardiola i jego Manchester City.
Ta taktyka, zaadaptowana do drużyny Synów Albionu, przynosiła do tej pory rewelacyjne rezultaty. Anglia nie wygrywała, nie deklasowała, ona masakrowała przeciwników. 5:0 z Czechami i 5:1 z Czarnogórą podczas pierwszej i drugiej rundy eliminacji. 4:0 z Bułgarią i 5:3 z Kosowem podczas trzeciej i czwartej serii gier. Aż przyszedł mecz z Czechami. Reality Czech (gra słów – reality check to konfrontacja z rzeczywistością, Czech – od nazwy kraju), jak bardzo oryginalnie zatytułowało go… sześć angielskich gazet.
Porażka dla Anglików nie ma większego znaczenia, bo o kwalifikację na Euro specjalnie drżeć nie muszą. Sami wiedzą też najlepiej, że wygranie eliminacji z kompletem zwycięstw nie świadczy o niczym w kontekście turnieju finałowego. Przed Euro 2016, gdy silniejsza w 1/8 finału okazała się Islandia, ich bilans kwalifikacyjny to 10 wygranych, 0 remisów, 0 porażek i 31:3 w bramkach. Ale na pewno chcieliby dziś poprawić sobie humory w Bułgarii po meczu, jaki Jack Pitt-Brooke z The Athletic nazwał nawet najgorszym spotkaniem o stawkę za kadencji Garetha Southgate’a. No i uniknąć wtopy z zespołem, który miał prawo zapomnieć, jak się wygrywa. Wczoraj była bowiem pierwsza rocznica ostatniego zwycięstwa Bułgarów w meczu międzynarodowym – 2:1 z Cyprem w Lidze Narodów.
Wygrana przy jednoczesnym braku zwycięstwa Kosowa oznaczałaby, że Anglicy są już stuprocentowo pewni awansu na Euro, a to dałoby też Garethowi Southgate’owi pole do eksperymentów w meczach o stawkę z Czarnogórą i Kosowem. Można by było sprawdzić, czy James Maddison, autor największej liczby stworzonych sytuacji od początku minionego sezonu, mógłby lepiej pełnić rolę powierzoną Rossowi Barkleyowi. Czy Trent-Alexander Arnold mógłby być opcją w środku pomocy, gdzie widzi go coraz więcej ekspertów, a tym samym nieco rozluźnić rywalizację na prawej stronie, gdzie jest także Trippier (on zagrał w pierwszym składzie z Czechami), Walker czy Wan-Bissaka. Czy Callum Wilson lub Tammy Abraham mogą być godnymi zastępcami dla Harry’ego Kane’a. I tak dalej.
***
Dzisiejszy rozkład jazdy (wszystkie mecze o 20:45):
Grupa A:
Bułgaria – Anglia (kursy ETOTO: 11,75 – 6,35 – 1,27)
Kosowo – Czarnogóra (kursy ETOTO: 1,66 – 3,85 – 5,85)
Grupa B:
Ukraina – Portugalia (kursy ETOTO: 3,45 – 3,25 – 2,30)
Litwa – Serbia (kursy ETOTO: 11,50 – 6,30 – 1,27)
Grupa H:
Francja – Turcja (kursy ETOTO: 1,48 – 4,90 – 7,50)
Islandia – Andora (kursy ETOTO: 1,06 – 14,75 – 20,25)
Mołdawia – Albania (kursy ETOTO: 4,70 – 3,20 – 2,00)
fot. NewsPix.pl