Cykl rankingów podsumowujących sezon w Ekstraklasie rozpoczęliśmy od słowackiej dominacji w bramce, a kończymy go hegemonią Hiszpanów wśród najlepszych napastników ligi. Drugi rok z rzędu korona króla strzelców wylądowała na głowie piłkarza z tego kraju i jest w tym pewna ciągłość, bo o ile tytuł stracił Carlitos, o tyle zyskał go Igor Angulo, który rok temu przegrał wyścig na gole bardzo nieznacznie. Do zabawy dołączył też Airam Cabrera, który kiedyś w barwach Korony Kielce był wicekrólem strzelców i tym samym wyklarowało się nasze podium.
Nie jest ono odzwierciedleniem klasyfikacji strzelców, bo choć liczba bramek jest rzecz jasna w przypadku napastników cholernie ważna, to jednak patrzenie tylko przez jej pryzmat, wydaje nam się podejściem dość prymitywnym i błędnym. Oczywiście nie zmienia to faktu, że zwycięstwo Igora Angulo w obu klasyfikacjach nie podlegało większej dyskusji. Napastnik Górnika zdystansował konkurencję właśnie pod względem liczby bramek (24), do tego był w strzelaniu bardzo regularny, bo nie opuścił żadnego meczu w sezonie, a nigdy nie zaciął się na dłużej niż trzy spotkania z rzędu (!), w dodatku należy pamiętać, że przed startem rozgrywek zabrano mu dwóch świetnych skrzydłowych w postaci Rafała Kurzawy i Damiana Kądziora, a i cały zespół wyglądał gorzej niż w poprzednim sezonie. Ktoś powie, że Angulo i tak marnował bardzo wiele okazji strzeleckich i… będzie miał rację, ale biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności, chyba nie ma co przesadzać z wymaganiami.
Po prostu czapki z głów.
No ale dalej zaczynają się schody, bo na drugim miejscu widzielibyśmy Airama Cabrerę, który goli strzelił “tylko” 14. Pamiętamy o tym, że zaliczył dziesięć występów mniej niż Angulo, co sprawia, że pod względem efektywności dystans pomiędzy nimi maleje, ale uwagę zwraca przede wszystkim wpływ na grę zespołu. Cracovii nie byłoby w pucharach, gdyby nie Janusz Gol i gdyby nie hiszpański napastnik. Obaj dołączyli do zespołu dość późno, ale obaj szybko zaczęli stanowić o jego sile. Cabrera zachwycał przy tym boiskową inteligencją i potrafił świetnie obsłużyć kolegów – tylko dwie asysty na koncie Hiszpana bardzo źle o nich świadczą. Pewnie zabrakło jego dwóch-trzech goli w fazie finałowej, ale całościowo trzeba powiedzieć, że byłoby kapitalnie, gdyby w Ekstraklasie został.
Podium uzupełnia Carlitos, strzelec 16 goli i autor 6 asyst. Wynik to przyzwoity lub nawet trochę więcej niż przyzwoity, ale chyba zgodzicie się, że ten Carlitos tego z Wisły przypominał tylko momentami. Na początku po przeprowadzce do Warszawy broniły go tylko liczby, później było lepiej i wrócił błysk, ale najlepszy piłkarz ligi w poprzednim sezonie gdzieś się przy zmianie otoczenia zagubił. Przy czym mamy nadzieję, że jeszcze wróci.
Tak jak i mamy nadzieję, że to nie koniec ekstraklasowego strzelania w wykonaniu Marcina Robaka. 18 goli wbitych w tym sezonie oznacza, że napastnik Śląska ma ich łącznie już 120 i zajmuje 16. miejsce w klasyfikacji wszech czasów. Jednego trafienia brakuje mu do Macieja Żurawskiego i Józefa Nawrota, dwóch do Jerzego Podbrożnego, ośmiu do Henryka Reymana… A skoro już o historii mowa, to należy zauważyć, że również kolejny na liście Flavio Paixao jest blisko przejścia do niej – w klasyfikacji najskuteczniejszych obcokrajowców w historii ligi wyprzedza go jedynie Miroslav Radović i to tylko o jednego gola. Liczyliśmy, że lider zmieni się już w tym sezonie, ale Portugalczyk (autor 15 goli dla Lechii) wiosnę miał zdecydowanie słabszą niż jesień.
Dalej napastnik, który napastnikiem był tylko z konieczności – Petteri Forsell strzelił 13 bramek dla Miedzi, wiele bardzo ładnych, więc dość regularnie zamykał gęby tym, którzy wytykali mu dużą liczbę kilogramów, ale w polu karnym dawał legnickiej drużynie jednak trochę mniej niż klasowa dziewiątka. I być może to właśnie to przesądziło o spadku beniaminka, choć Fina – jak widzicie – bardzo doceniamy, o czym świadczy postawienie go choćby przed Christianem Gytkjaerem. Napastnik Lecha miał ten problem, że… był napastnikiem TAKIEGO Lecha, ale do jego ogródka też należy coś wrzucić, bo choćby fakt, że strzelił tylko jednego z dwunastu goli na wyjeździe (w dodatku rozbitemu Zagłębiu Sosnowiec), ma swoją wymowę.
Ranking zamyka trio Piotr Parzyszek, Adam Buksa i Elia Soriano. Pierwszy strzelił gola decydującego o tytule, ale łącznie nie dobił nawet do dychy (9 goli i 4 asysty) – najpierw nie wygrywał rywalizacji z Papadopulosem, a później zdarzały mu się pokazy nieskuteczności (jak z Lechią, gdy miał pięć okazji, a nie wykorzystał żadnej). Niemniej jednak w przyszłym sezonie spodziewamy się go wyżej. Tak jak Adama Buksy, o ile rzecz jasna nie wyjedzie. W tym sezonie trochę przeszkadzało mu zdrowie, bo zagrał tylko w 22 meczach ligowych, ale 11 bramek zapakował. Soriano za rok na tej liście raczej nie będzie, bo już dogadał się z holenderskim VVV-Venlo. Jeśli zatęsknimy, to chyba tylko za skutecznością (14 goli dla Korony), bo jeśli chodzi o wrażenia artystyczne, to oceniamy go trochę niżej.
Pozostałe pozycje:
– bramkarze,
– lewi obrońcy,
– skrzydłowi,