Piękne skoki, absolutna dominacja i pewny złoty medal. Znakomity był konkurs drużynowy w wykonaniu Polaków na mistrzostwach świ… A nie, przepraszamy, przez przypadek włączyliśmy powtórkę zawodów sprzed dwóch lat. Dzisiejszy wyglądał zupełnie inaczej. I jeśli coś możemy zagwarantować, to tylko to, że nie będziemy oglądać go z odtworzenia. Szkoda czasu.
Słuchajcie, nie jesteśmy szaleńcami. Nie myśleliśmy o złocie przed konkursem drużynowym. Jasne, gdybyście zapytali nas o to po Willingen, pewnie powiedzielibyśmy, że właśnie o ten medal powalczymy w Innsbrucku. Sęk w tym, że od tego czasu w Wiśle upłynęło sporo wody, a Polacy oddali dużo skoków na treningach, w kwalifikacjach i we wczorajszym konkursie indywidualnym. Po nich wiedzieliśmy, że o zwycięstwie mogliśmy dziś raczej tylko pomarzyć.
Drugie miejsce było jednak zdecydowanie w naszym zasięgu. Ani Norwegowie, ani Japończycy, ani Austriacy nie skakali przesadnie daleko. Dziś też nie zrobili nic wielkiego, konkurs – poza skokami Niemców – był raczej przeciętny. A jednak wyprzedziliśmy tylko tych pierwszych, zresztą głównie dzięki kiepskim próbom Roberta Johanssona. Nasz występ przebiegł zdecydowanie poniżej oczekiwań, biorąc pod uwagę, że jesteśmy liderami Pucharu Narodów. Tym bardziej, że medale potrafiliśmy zdobywać w 2013 i 2015 roku, gdy jako kadra wyglądaliśmy znacznie gorzej.
No dobra, brakowało nam czwartego do drużyny. I to fakt. Ale trudno mieć jakieś większe pretensje do Stefana Huli za jego skoki. Jakub Wolny w formie z wczoraj nic więcej by nie zrobił, a odesłany przed mistrzostwami do domu Maciej Kot prędzej skoczyłby znacznie bliżej niż dorzucił jakieś dodatkowe metry. Jeśli mamy pisać, że jesteśmy zawiedzeni czyjąś postawą, to raczej kierowalibyśmy swoją uwagę w stronę Piotra Żyły i Kamila Stocha.
Pierwszego z nich, bo oba jego skoki były słabe, jak na możliwości Piotrka. Zwłaszcza drugi z nich, wylądowany pół metra przed punktem K. Po tym skoku musieliśmy się upewnić, że to faktycznie czwarty zawodnik klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, a nie – dajmy na to – reprezentant Czech czy Finlandii. Sam, na antenie Eurosportu, mówił:
– Trochę mam dosyć tych czwartych miejsc. Zawsze jest rozgoryczenie po takich konkursach. Moje skoki dziś nie były takie, jakbym tego chciał. Pozostaje nam mała skocznia. Mam swój plan na Seefeld, wiem, że stać mnie tam na dobre skoki. Tu też to niby wiedziałem, ale coś nie wyszło tak, jakbym tego chciał. Trzeba robić swoje i walczyć, na pewno będziemy to robić do końca mistrzostw.
Wiemy, że na pewno powalczy Kamil Stoch. I nie zdziwimy się nawet, jeśli wyskacze tam złoto. Bo ambicja lidera naszej kadry jest niesamowita i jesteśmy przekonani, że – jak w Pjongczangu postara się odkuć. Inna sprawa, że dziś tym liderem nie był. To nawet nie nasza opinia, a fakt – zdecydowanie najlepiej skakał Dawid Kubacki, jedyny, do którego nie mamy żadnych uwag, bo po prostu się spisał tak, jak to zakładaliśmy. Kamil był za to dużo słabszy i lądował bliżej, niż to sobie wyobrażaliśmy przed konkursem.
– Nie był to super oszałamiający występ. Pierwszy skok był w miarę dobry, czułem, że to było to, dobra baza. W drugim skoku wkradło się trochę emocji. On nie był czysty technicznie, choć ne był też zły. Nie skoczyłem jednak super, na a tak trzeba było, żeby powalczyć. Szkoda. […] Trudno, każdy z nas dał z siebie wszystko i wystarczyło na czwarte miejsce – mówił Stoch w Eurosporcie.
Niby powinniśmy Kamilowi wierzyć, ale nie możemy się oprzeć wrażeniu, że to nie było „wszystko”. Ba, to nawet nie była połowa tego, na co naszych reprezentantów stać. Może z wyjątkiem Stefana Huli, który po prostu w formie nie jest. I to od początku sezonu. Natomiast i Kamil, i Piotr, i Dawid (co pokazał w tym sezonie już kilka razy i sam mówił, że trochę metrów mu nadal brakowało) mogli polecieć dalej i wyskakać co najmniej brąz. Forma sprzed tygodnia jednak wyparowała. Gdzie? Kiedy? Dlaczego? Chcielibyśmy znać odpowiedzi na te pytania. Możemy jedynie napisać, że mamy nadzieję, że zna je Stefa Horngacher. I przed piątkowym konkursem w Seefeld zdoła ją u naszych reprezentantów odnaleźć.
A, żeby nie było: nie będziemy tu niczego zrzucać na warunki czy jury. Dziś wszystko przebiegało sprawnie i sprawiedliwie. Nikt nam tego nie zepsuł, po prostu sami to sobie spieprzyliśmy. Niezależnie od natury, niezależnie od rywali. No, nie licząc Niemców. Bo ich wyprzedzić się dziś po prostu nie dało, nad drugą Austrią mieli prawie 57 punktów przewagi. To najlepiej pokazuje, w jakiej formie byli.
Fot. Newspix