Reklama

Stocznia nie płaci, Kurek odchodzi. Czarny scenariusz się spełnił

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

29 listopada 2018, 13:08 • 5 min czytania 0 komentarzy

Przez kilka lat myśleliśmy, że nierentowne stocznie to w Polsce temat należący do przeszłości. Włodarze szczecińskiego klubu postanowili sprawić, że musieliśmy zmienić swoje poglądy. O ich problemach finansowych mówiło się od dłuższego czasu. Dziś dostaliśmy ich najdobitniejsze potwierdzenie: kontrakt z klubem rozwiązał Bartosz Kurek.

Stocznia nie płaci, Kurek odchodzi. Czarny scenariusz się spełnił

Kiedy w Plus Lidze pojawił się nowy gracz, przypatrywaliśmy się temu z zainteresowaniem. Taki projekt zawsze jest w cenie, a gdy jego twarzą staje się Bartosz Kurek, to wystarczy, by przyciągnąć uwagę całego środowiska sportowego. Szczególnie, gdy obok niego na parkiecie mają grać m.in. Matej Kazijski czy Łukasz Żygadło, a dyrektoruje im Radostin Stojczew, jeden z najbardziej znanych trenerów siatkarskich na świecie. Taki projekt wymaga jednak kupy szmalu, a Stocznia, jak okazało się po kilku miesiącach, nie miała jej. Po prostu.

Jak więc miało to działać? Zanim na to odpowiemy, może lepiej będzie, jak wyjaśnimy, w jaki sposób kluby sportowe powinny funkcjonować. Oto uproszczona lista:

  1. Znajdź sponsorów, którzy dadzą ci pieniądze na funkcjonowanie klubu
  2. Za pieniądze od sponsorów zatrudnij zawodników z kontraktami odpowiednimi do posiadanych środków
  3. Graj o mistrzostwo
Reklama

W Stoczni dwie rzeczy zrobili źle. Nie dość, że rozpoczęli od punktu drugiego, to nie udało im się wypełnić pierwszego. Z wypowiedzi działaczy wywnioskować można, że liczyli na podpisanie lukratywnych umów dzięki znanym nazwiskom. Innymi słowy: zapożyczyli się u całego swojego składu, a teraz nie są w stanie spłacić długów. W tym przypadku Bartosz Kurek zachował się najbardziej rozsądnie, jak tylko mógł. Odczekał 90 dni, a gdy w tym czasie nie otrzymał pensji, spakował manatki i uciekł nie tyle z tonącego okrętu, co ze stoczni, która nawet nie pomyślała o wyprodukowaniu jakiegokolwiek.

Stocznia próbowała się ratować, a jakże. Jednym z pomysłów działaczy było wyciągnięcie kasy od miasta – standardowa metoda polskich klubów, by utrzymać się na powierzchni. Cóż, nie udało się, bo – jak czytamy w komunikacie Dariusza Sadowskiego z Centrum Informacji Miasta, który cytuje „Gazeta Wyborcza” – Szczecin po prostu nie mógł wyłożyć więcej środków:

– W związku z licznymi pytaniami od dziennikarzy informujemy, że siatkarski klub Stocznia Szczecin oczekiwał od Miasta w trybie pilnym dodatkowych 300 tys. zł, które miały być przeznaczone na spłatę dwumiesięcznej pensji jednego z czołowych zawodników. Oczekiwanie, że Miasto będzie opłacać kontrakt jednego z graczy pozostawiamy ocenie opinii publicznej. W ciągu ostatnich trzech lat siatkarski klub otrzymał od Miasta niemal 3,4 mln zł. Tylko w bieżącym roku 1,2 mln zł. Środki przyznawane są w ramach corocznych konkursów. Przyznanie dodatkowych pieniędzy poza tym trybem jest niemożliwe.

Bijemy brawo, łatwo więc się domyślić, jaka jest nasza opinia w tym temacie. Serio, jeśli ktoś porywa się z motyką na słońce, musi sobie zdawać sprawę z możliwych konsekwencji. W przypadku Stoczni to na razie poważne oparzenia. W najbliższych dniach może okazać się, że klub zjara się całkiem. Bartosz Kurek – a kto wie, czy za jego przykładem nie pójdą w najbliższych dniach inni siatkarze – będzie to obserwować z boku.

Wspomniany już Radostin Stojczew, tuż przyjściu do zespołu, mówił „Super Expressowi”, że celem ekipy na ten sezon jest awans do Ligi Mistrzów, czyli zajęcie miejsca w najlepszej trójce ligi. W tabeli nie wyglądało to do tej pory źle – Stocznia plasuje się na piątym miejscu, dziś rozegra jeszcze zaległe spotkanie z Treflem Gdańsk (swoją drogą powód jego przełożenia z perspektywy czasu wydaje się piękną zapowiedzią tego, co stanie się w tym sezonie z klubem – mocny początek, a potem… ciemność). Szanse były, ale wygląda na to, że projekt budowy drużyny nie wejdzie nawet w decydującą fazę. Bo, jak wspominał w tym samym wywiadzie:

– Cztery miesiące to okres, w ciągu którego zawodnicy powinni się zgrać i opanować pewne mechanizmy. Chciałbym żebyśmy już w połowie stycznia następnego roku grali na oczekiwanym przeze mnie poziomie. […] Projekt budowy silnego zespołu w Szczecinie jest dla mnie wielkim wyzwaniem. Jest też pewną niewiadomą, ale mam swoje ambicje, chcę odnieść sukces już w pierwszym sezonie.

Reklama

Ciemności od siódmej minuty

Jak skończy się ten pierwszy sezon? Prawdopodobnie wielką klapą, ale nie będzie w tym winy ani trenera, ani zawodników. Winni będą jedynie działacze, którzy nie słyszeli o tym, by mierzyć siły na zamiary i przeszarżowali w swoich planach. Swoją drogą, gdy po pierwszym meczu Stoczni Szczecin w tym sezonie, Bartek mówił, że „zespołowi brakuje jeszcze sporo rzeczy”, nie spodziewaliśmy się, że jedną z nich będą pieniądze. Wręcz przeciwnie, z ciekawością przyglądaliśmy się temu projektowi, bo wydawało się, że na zachodzie Polski tworzy się nowa siła naszej siatkówki. Szybko przekonaliśmy się, że jest inaczej.

Na ten moment wśród pytań, które najbardziej nas intrygują, jedno wybija się na pierwszy plan: co dalej z Bartoszem Kurkiem? Już jakiś czas temu mówiło się, że kuszą go rosyjskie kluby, teraz wymienia się nazwy kilku ekip z PlusLigi, w tym ONICO Warszawa. MVP mistrzostw świata i najlepszy zawodnik Europy musi być łakomym kąskiem dla wielu ekip. Trudno wyobrazić sobie, by było inaczej.

Grzegorz Wagner, były siatkarz i trener:

W Rosji, z tego, co słyszałem, już tę wiadomość zdementowano. Jeśli nie zagranicą, to rzeczywiście powinien sobie znaleźć zespół w Polsce. Jeśli warunki nie będą wygórowane, to powinien to zrobić. Choć nie powinno dochodzić do takich sytuacji, to złe dla wizerunku. Dobrze, że wciąż rynek transferowy nie jest zamknięty i Bartek może znaleźć kolejny klub.

Kurkowi życzymy jak najlepiej, Stoczni też. Upadek jakiejkolwiek ekipy to nie coś, co chcemy oglądać. W tym przypadku coraz trudniej wierzyć jednak, że klub wyjdzie na prostą.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Polecane

Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Jakub Radomski
4
Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]
Polecane

Mateusz Bieniek: Nie mogłem stanąć na stopie. Gdy wróciłem, na nowo pokochałem siatkówkę [WYWIAD]

Jakub Radomski
3
Mateusz Bieniek: Nie mogłem stanąć na stopie. Gdy wróciłem, na nowo pokochałem siatkówkę [WYWIAD]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...