Jesteśmy pod wrażeniem tego, jak dzisiaj wypadł Egipt. Nie grali pięknej piłki, nie wymieniali setek szybkich podań. Imponowała za to ich organizacja. Dostaliśmy zatem kolejny dowód na to, że są solidnymi budowniczymi. Najpierw wznieśli piramidy, które przetrwały tysiące lat. Dzisiaj zaś równie solidny mur przed własną bramką, który padł dopiero w 90. minucie.
Urugwaj miał ogromne problemy w rozegraniu. Egipt – zgodnie z przewidywaniami – ustawił na swojej połowie drut kolczasty, wykopał fosę oraz wilcze doły, a w polu karnym wzniósł wielką ścianę. Celestes kompletnie nie mieli pojęcia jak się przez to przebić. Środkowi pomocnicy, gdy tylko dostawali piłkę, byli wypychani niskim, lecz agresywnym pressingiem. Zatem najczęściej podopieczni Tabareza próbowali atakować rakietami ziemia-powietrze, lecz niewiele to dawało. Najwięcej mówi o tym poniższa statystyka:
17 – Edinson Cavani had the fewest touches (17) of any Uruguay player in the first half, with none of those coming in the opposition’s box. Restricted. #EGYURU #URU #WorldCup pic.twitter.com/IXlby59phP
— OptaJoe (@OptaJoe) 15 czerwca 2018
W drużynie Charruas każdy grał trochę według siebie co wprowadzało raczej chaos w ich własne szeregi, a nie w defensywę rywala. Szczególnie do pomocników możemy się przyczepić, wszak na przykład Bentancur i de Arrascaeta ruszali się niczym muchy w smole. Najbardziej wymowny obrazek z tego spotkania – kiedy Diego Godin postanowił pokazać swoim kumplom z drugiej linii, że nadają się do obierania ziemniaków łopatą. Zamiast wyprowadzać piłkę podaniem, zabrał się z nią, minął dwóch rywali i sam podał prostopadle w pole karne do wbiegającego z lewej strony kolegi. Trochę nie wiedzieliśmy czy śmiać się czy płakać, tyle było w tym desperacji.
Zresztą, stopera Atletico Madryt w ogóle możemy uznać za MVP tego spotkania, ponieważ kasował zdecydowaną większość akcji rywali, z wyszczególnieniem tych najgroźniejszych, jak na przykład tz 52. minuty. Gdyby nie jego interwencja, wówczas farbowany Trezeguet stanąłby sam na sam z Muslerą.
Z drugiej strony Faraonowie wcale nie byli lepsi w ofensywie. Egipcjanie ewidentnie szukali Salaha, jakby sami nie pamiętali, iż dzisiejszy mecz rozpoczął na ławce rezerwowych. Ich ataki były najgroźniejsze w zasadzie wtedy, kiedy akurat jakiś prezent wręczyli im rywale z Ameryki Południowej. Tak jak na przykład Gimeneza około 15. minuty – zbyt krótko wybił piłkę, ta wkrótce trafiła do Trezegueta, lecz ten udowodnił, iż z pierwowzorem może łączyć go wiele, ale na pewno nie umiejętności. Uderzył słabo przez co Muslera interweniował z dziecinną łatwością.
Natomiast jeśli chodzi o defensywę – pełna klasa! Sporo pozytywnej agresji, wybieganie, środek pola zagęszczony tak, że nie przechodziło przez niego nawet światło słoneczne, wzajemna asekuracja, gra na wyprzedzenie, przekazywanie krycia… Jeśli czyta to jakiś trener, który chciałby uczyć się dobrej pracy nad defensywą, powinien obejrzeć uważnie jak dobrą robotę wykonał dziś selekcjoner Cuper oraz jego podopieczni. Zwłaszcza w pierwszej połowie.
Oscar Tabarez musiał chyba opieprzyć swoich zawodników w szatni, bo po przerwie ruszyli ze znacznie mocniejszym pressingiem. Z kolei mniej więcej po godzinie gry zmienił dwóch młodych wilków – de Arrascaetę oraz Nandeza – a wprowadził swoich dwóch starych znajomych, Carlosa Sancheza oraz Cebollę Rodrigueza, aby ci znacznie ożywili grę na skrzydłach. W wielu wypadkach jednak kręcili pedałami nie w tę stronę, co trzeba – zamiast do przodu, napędzając drużynę, deptali w tył, hamując jej ataki. Jeśli już Urugwaj cokolwiek sobie wykreował, znów autorem był albo Cavani, albo Suarez. Jedna z ich akcji, po prostopadłym podaniu Matadora z powietrza, powinna była zakończyć się golem, lecz proces decyzyjny Luisa przy tej okazji wyglądał jak wyjęty z Internet Explorera. Po prostu wbiegł w wychodzącego bramkarza, choć ze dwa lub trzy razy mógł oddać niezwykle groźny strzał. Absurdalna sytuacja…
Zresztą, dzisiejszy występ El Pistolero najlepiej podsumował Gary Lineker.
W swojego pecha nie mógł uwierzyć także Edinson Cavani, gdy tuż przed ostatnim gwizdkiem sypnął z rzutu wolnego prosto w słupek. No trudno, zwykły niefart. Potem jeszcze większy cyrk – egipski bramkarz leży na murawie, bramka jest pusta, do futbolówki dopada Caceres i… ładuje prosto w stojącego obok Carlosa Sancheza. Obu pewnie szlag by trafił w szatni, gdyby dziś zremisowali. Ale wtedy w pole karne wszedł on, cały na biało. Jose Maria Gimenez pofrunął do piłki dośrodkowanej z rzutu rożnego, dogranej przez skrzydłowego Monterrey. Kto wie, czy dzięki temu właśnie nie wywalczył sobie miejsca w składzie na mecz z Arabią Saudyjską?
Jeśli około 15:55 naszego czasu słyszeliście wielki huk – oto po końcowym gwizdku spadły głazy z serc wszystkich Urugwajczyków.
Egipt 0:1 Urugwaj (0:0)
Gimenez 90′