Reklama

Jeszcze nie gram w kadrze tego, co potrafię w Sampdorii

redakcja

Autor:redakcja

10 maja 2018, 11:01 • 12 min czytania 12 komentarzy

Jeśli ktoś uparcie wierzy w istnienie jednej recepty na sukces, powinien w tej chwili bukować bilet, brać taksówkę na lotnisko i wsiadać w samolot do Genui. Jednak nie dlatego, że właśnie tam ów przepis znajdzie. Nie, przeciwnie, znajdzie tylko dowód na to, że jednej drogi, jednego zestawu cech charakteru, gwarantujących sukces, po prostu nie ma. A tym dowodem będzie Karol Linetty.

Jeszcze nie gram w kadrze tego, co potrafię w Sampdorii

On i Bartosz Bereszyński są dzisiaj bardzo ważnymi postaciami Sampdorii, co jest ich wspólnym mianownikiem, ale różnic widać jakby więcej. Jeśli postawić dyktafon na stole, głos tego drugiego będzie zbierany przez 80% czasu, sam chętniej odpowie na pytania otwarte, nieskierowane do konkretnej osoby. Jeśli spytamy o kolejny krok, czyli o transfer po sezonie do lepszej drużyny niż Sampa, Bereszyński łatwiej wskaże już nawet sam kierunek ewentualnej przeprowadzki, Anglię, natomiast Linetty stwierdzi:

– Nie myślę o tym. Koncentruję się na rozwoju i łapaniu każdego kolejnego dnia.

Mimo że jego agent, Tomasz Magdziarz, zapytany o to samo, mówi:

– Karol jest gotowy na kolejny krok i na każdy klub, poradzi sobie wszędzie. Jestem o tym przekonany.

Reklama

A Maciej Chorążyk, kierownik kadry U17, która na Młodzieżowych Mistrzostwach Europy z Linettym w składzie doszła do półfinału, dodaje:

– Pasowałby do ligi angielskiej. Nie mówię o top 6, ale środek tabeli? Jak najbardziej. Nie jest zbyt mikry, fizycznie bardzo się poprawił, poza tym na pozycjach 6-8 występują przecież mniejsi zawodnicy, żeby wziąć za przykład choćby N’Golo Kante.

Z kolei inną różnicą między Bereszyńskim a Linettym, jaką bez trudu można wskazać, jest pamiętna historia z transferem do Legii. Bartek zdecydował się na ten krok, natomiast Karol już nie. Jak mówi: – Gdy „Bereś” odszedł, w Poznaniu zaczęto patrzeć inaczej na wychowanków. Wcześniej obcokrajowcy byli na pierwszym miejscu, po tym transferze to się zmieniło. Jego odejście otworzyło wielu osobom oczy.

Linetty radził się wówczas rodziców, co robić, a ci optowali raczej za pozostaniem w Poznaniu. – Mówiliśmy mu, żeby nie patrzył na pieniądze, bo one przyjdą z czasem. Piłka ma mu sprawiać radość, a nie doprowadzać do sytuacji, kiedy boli go serce przez to, że miałby grać przeciwko drużynie, którą kocha – opowiada mama Karola, pani Elżbieta.

Może więc Bereszyńskiego i Linettego trzeba by brać niejako w pakiecie, jako dowody na to, że w futbolu jest miejsce na różne charaktery, ale przypadek Karola wydaje się… ciekawszy, bardziej intrygujący? Cóż, może to złe słowa, bo jakkolwiek spojrzeć Bartek też przeszedł dużo, natomiast w tym kontekście chyba nie będzie błędem użycie akurat tych sformułowań. Pamiętajmy, w jakich czasach żyjemy. Co krok wmawia się wszystkim, że świat należy tylko do ludzi pewnych siebie, przywódczych, beztroskich, ekstrawertycznych. Karol do tego opisu pasuje średnio, a jednak radzi sobie w silnej lidze i zaraz pojedzie na mundial.

linet1

Reklama

Choć nie ma co myśleć, że szedł swoją drogą pozbawiony odwagi. Jeśli chłopak w wieku gimnazjalnym zamienia rodzinny dom w Damasławku na oddalony o 75 kilometrów Poznań, musi mieć w sobie siłę. Patryk Kniat, który wypatrzył Linettego, tak wspomina początki piłkarza: – Pierwszy raz zobaczyłem Karola, gdy miał 10 lat, na konsultacjach reprezentacji Wielkopolski. Zwrócił moją uwagę swoją zadziornością, bardzo dobrą grą w destrukcji, chęcią szybkiego odebrania piłki, pozbierania się, ciągłą mobilnością w grze. Zaraz po tym zgrupowaniu podjąłem rozmowy z rodzicami, żeby go przenieść do Lecha, bo byłem też trenerem w Kolejorzu tego samego rocznika co Karol. Nie trzeba było ich długo namawiać, Lech w Wielkopolsce jest dużą marką i wszyscy chłopcy marzą, by tam grać. Na samym początku umówiliśmy się na dwa treningi w tygodniu. To był też środek rundy, nie mogliśmy Karola transferować. Później do nas już przeszedł, dojeżdżał na dwa-trzy zajęcia w tygodniu plus mecz. W momencie jego przejścia do gimnazjum pojawił się pierwszy trudny temat, czyli namówienie rodziców, aby Karol zamieszkał w bursie w Poznaniu. Trzeba było z nimi troszkę popracować, bo nie mieli przekonania. Jednak poświęcili półtora roku na dojazdy, widzieli rozwój swojego dziecka, wiedzieli, że w wieku gimnazjalnym treningi są codziennie, toteż ostatecznie chcieli, by i Karol był w bursie. Tam przeżywał trudne chwile, gdyż jest skromnym chłopakiem. Miał pewnie wówczas też kompleksy natury małomiasteczkowej, skoro wywodził się z mniejszego środowiska. Nie mógł się czasem dogadać z rówieśnikami w bursie, też ona była wtedy w nieciekawym rejonie. Gdy Karol wracał ze szkoły w jesienno-zimowych porach, robiło się już ciemno, zaczepiali go ludzie z marginesu stojący niedaleko ośrodka. Reagowałem, przyjeżdżałem tam, wiem też, że pojawiali się kibice Lecha. Oczywiście nie doszło do rękoczynów, ale gdy tamte grupy zorientowały się, z kim mają do czynienia, odpuściły.

Mama Karola: – Wychodził z internatu, udawał, że jest okej, a nie mógł słowa powiedzieć, bo łzy cisnęły mu się do oczu. Były momenty, kiedy chciał wracać do domu. To właśnie trener Kniat dużo pomagał – gdy Karol dzwonił i mówił, że nie ma siły, dzwoniliśmy do Patryka, który zawsze był przed nami. Jak już docieraliśmy do Poznania, to Karol stwierdzał: „cześć mamuś, dzięki, że jesteście, ale ja zostaję.” Nie wiem, czym trener go przekonywał, jednak zawsze to kończyło się dobrze.

I jeszcze raz trener Kniat: – Gasiliśmy pożary, dotrwaliśmy do końca gimnazjum i dalej już poszło.

Miał więc Linetty w sobie wiele samozaparcia. Gdyby się uparł, nikt od powrotu do Damasławka by go nie odwiódł. No ale miał też szczęście, że na jego drodze znaki stawiali odpowiedni ludzie. Weźmy choćby jeszcze taką historię. – Duże słowa uznania należą się rodzicom, którzy patrzyli na dobro dziecka nie przez pryzmat pieniędzy czy tymczasowej sławy. On mógł wyjechać dużo wcześniej za granicę, jeszcze przed debiutem w Lechu, po medalu U17 z Marcinem Dorną. Miał propozycję z Borussii Dortmund. Dla rodziców, którzy nie wywodzą się z bogatych sfer, były to olbrzymie sumy. Pamiętam, że siedzieliśmy w Damasławku przy kolacji, rozmawialiśmy, przekonywałem ich, że warto poczekać, bo znając charakter Karola to nie jest dobry moment na wyjazd. To była dla mnie trudna rozmowa. Z jednej strony wierzyłem w swoje słowa, ale z drugiej wiedziałem, iż rodzice tracą szansę na bardzo dobre pieniądze. Nie miałem stuprocentowej pewności jak ta kariera się potoczy, oprócz tego, że po rozmowie z trenerem Rumakiem wiedziałem, że Karol dostanie szansę. Byłoby straszne, gdyby się jednak nie przebił, zadebiutował w lidze, ale potem zniknął. Na szczęście wszystko potoczyło się dobrze – opowiada Kniat.

Z kolei z perspektywy pani Elżbiety wyglądało to tak: – Wiedzieliśmy, że Karol mentalnie przeszedł wiele i w wieku 17 lat nie jest w stanie jechać. Chcieliśmy, by spełnił marzenie, bo zawsze pragnął grać w Lechu. Poza tym stwierdziliśmy, iż powinien iść małymi kroczkami do kolejnych celów.

Ciekawe jest też, jak różni się charakter piłkarza na boisku w porównaniu z tym poza murawą. Potwierdzają to dwie opinie. Jedna, Kniata: – On się zawsze stresował przed meczami, od dzieciaka – potrafił wymiotować, mieć bóle brzucha, być blady. Ale jak wychodził na boisko, to wszystko schodziło i się wyróżniał.

Chorążyk: – Tamta drużyna U17 była zespołem wojowników i każdy miał mocny charakter. Karol, mimo iż nie mówił dużo, wychodząc na boisko też zmieniał się w wojownika. Każdy wiedział, że w meczu da z siebie tyle, co reszta, bo z tego małego Karolka, zahukanego i stojącego z boku, na czas spotkania wyrastał demon.

Demon, który w życiu prywatnym, za pierwsze pieniądze z Lecha kupił sobie rower. Na stu piłkarzy pewnie znaleźlibyśmy może jeszcze dwóch podobnych – lista zakupów w takim momencie zazwyczaj wygląda zupełnie inaczej.

WARSZAWA 15.04.2016 MECZ 31. KOLEJKA EKSTRAKLASA SEZON 2015/16 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - LECH POZNAN 1:0 KAROL LINETTY FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Linetty zadebiutował w Lechu przy okazji towarzyskiego spotkania z HSV przed sezonem 12/13. To właśnie wtedy mama piłkarza po raz pierwszy naprawdę poczuła, że futbol dla Karola może być czymś więcej niż pasją – sposobem na życie. Cokolwiek napisać o trenerze Rumaku, umiejętnie wprowadzał młodego chłopaka do składu, a ten sprawnie wspinał się po szczeblach poznańskiej szatni. Zdobył z Kolejorzem mistrzostwo Polski, poznał smak europejskich pucharów, nikt nie wyobrażał sobie jedenastki poznaniaków bez tego środkowego pomocnika. Oczywiście do czasu, aż Lech i ekstraklasa stały się dla Linettego za małe. Był za dobry. Stąd oferta z Sampdorii, gdzie piłkarz radzi sobie tak zgrabnie, że zapoczątkował wręcz modę na Polaków w Genui, skoro Sampa wzięła po nim jeszcze dwóch reprezentantów ekstraklasy.

– Ludzie tutaj są uśmiechnięci, potrafią spytać sami z siebie jak się czuję, mają większe pojęcie o meczach, bo to jest ich drugie życie. Gdy chcą coś powiedzieć, to nie ukrywają prawdy, tylko walą prosto z mostu. Tu bardziej szanuje się piłkarzy niż u nas – opowiada o włoskiej mentalności piłkarz, co pokrywa się z opiniami Bereszyńskiego. (KLIK)

– Myślę, że przychodząc do Włoch, nauczyłem się dużo w sferze taktycznej. Nasz trener to fanatyk w tej kwestii, potrafi jedno spotkanie obejrzeć trzy razy i nie spać po nocach. Wiem jak się poruszać, kiedy atakować przeciwnika, kiedy zwolnić akcję. Od strony technicznej też zaliczyłem duży rozwój, bo choć na treningach mamy dużo tej taktyki, to zajęcia są z piłkami. Rozwinąłem się też motorycznie. Mam wrażenie, że tutaj ciężej się pracuje niż w Polsce – mówi dalej Linetty.

Progres piłkarza widać gołym okiem. Jest przeważnie podstawowym zawodnikiem drużyny. W tym sezonie na 30 meczów, w których brał udział, 19 zaczynał w pierwszym składzie. Rok temu miał statystykę 27/37, ale też wówczas nie stracił kilku spotkań na kontuzję. Czego mu natomiast brakuje, to – podobnie jak w przypadku Bereszyńskiego – liczb. Te bardziej szczegółowe ma znakomite, skoro sezon 16/17 kończył jako piłkarz z największą średnią liczbą odbiorów w Serie A, ale goli i asyst raczej nie widać. Cztery bramki i siedem ostatnich podań w 65 meczach. Mało. – Wiem o tym. Dlatego zostaję po treningach, by poprawić strzał z dystansu, powrzucać w pole karne. Nie skupiam się jednak tylko na jednej rzeczy, nie myślę: aha, w obronie gram lepiej, to poćwiczę coś innego. Nie, chcę się rozwijać równomiernie, poprawiać wszystkie elementy. Wracając jeszcze do liczb: miałem dobry moment, kiedy strzeliłem trzy gole w czterech meczach, ale przyszedł uraz. Nigdy nie jest łatwo wrócić po kontuzji, na szczęście to zrobiłem i jest wszystko okej, natomiast liczb potem już nie było – tłumaczy Linetty.

Może więc piłkarz powinien stać się większym specjalistą od stałych fragmentów gry? Przykład Lewandowskiego pokazuje, że wolnych można się nauczyć. A przecież po pierwsze: Linetty jest dużo młodszy od kapitana kadry, po drugie: można znaleźć głosy, że już potrafił to robić. Chorążyk wspomina: – Nie wykonuje ich teraz, ale w juniorskiej piłce bił rzuty wolne i rożne. Ma bardzo dobrze ułożoną nogę. Pamiętam mecz z Niemcami w półfinale mistrzostw Europy, na trzy minuty przed końcem mieliśmy wolnego i Karol walnął w poprzeczkę. Gol dałby nam karne, gdyż tam nie grano dogrywek. Myślę, że dzisiaj Karol jest też inaczej ustawiany, więc nie pokazuje pełni możliwości w statystykach. Dla przykładu, Sebastian Rudol fenomenalnie rzuca auty, potrafi przerzucić pole karne, ale nie jest wykorzystywany w ten sposób w lidze. To są takie cechy, które obaj zawodnicy mieli w młodym wieku, jednak w piłce seniorskiej panują inne zasady.

linetty sampdoria newspix

A propos reprezentacji – tak jak kiedyś narzekaliśmy, że Zieliński daje kadrze zbyt mało, tak teraz czekamy, aż Linetty objawi cały swój potencjał, grając z orłem na piersi. W eliminacjach do mundialu nie był przecież zawsze podstawowym zawodnikiem:

– z Kazachstanem zagrał siedem minut
– z Danią wszedł na drugie 45 minut, które przegraliśmy 1:2
– z Armenią cały mecz spędził na ławce
– rewanż z Kazachstanem również

Poza tym piłkarz w tych eliminacjach nie zagrał pełnego spotkania, często był zmieniany koło 60-70 minuty. – Nie pokazałem pełni możliwości w kadrze, trochę prawdy w tym jest. Nie gram tego, co potrafię zagrać w Sampdorii. Muszę to zmienić. Mój najlepszy mecz wciąż jest przede mną. Natomiast nie było tak, że grałem nie wiadomo jak źle. Trzymałem poziom, choć oczywiście wiem, że bez fajerwerków.

Trzeba wiedzieć, że piłkarz w reprezentacji gra inaczej niż w Sampdorii. – W kadrze jestem w środku pola, nie wychodzę do boku, trzymam się tego centrum, pomagam w obronie i ataku. W Sampdorii gram pół skrzydłowego, pół środkowego. Gdy bronimy, muszę zejść do centrum boiska, gdy pressujemy, atakuje obrońca i muszę podwoić jego pozycję – tłumaczy Linetty. Natomiast nie szuka w tym usprawiedliwienia i słusznie, problem leży gdzie indziej, co dostrzegają wszyscy. Również sam zawodnik. O ile w Sampdorii Polak czuje się już komfortowo, jest pewny siebie i wie, na czym stoi, o tyle w reprezentacji tego mu brakuje. Jeszcze nie jest demonem z zespołu Dorny, jeszcze nie potrafi przejść tej metamorfozy, o której wspominali poprzedni szkoleniowcy.

Kniat: – Karol potrzebuje zaufania. Też wydaje mi się, że to jest kwestia czasu, aż zacznie grać na miarę potencjału w kadrze. Im bardziej będzie się wyróżniał za granicą, tym bardziej udowodni swoją wartość w reprezentacji.

Pani Elżbieta: – Mentalnie za bardzo chce pokazać, że potrafi, a jak człowiek za bardzo chce, to nie do końca wychodzi. Jego potencjał w kadrze jeszcze nie został odkryty. Nie może się denerwować, jeśli coś mu nie wyjdzie, musi grać swoje, wtedy wszystko się ułoży. Musi zagrać kiedyś taki mecz, kiedy zejdzie z boiska i powie: „no, to było to”. Wtedy będzie okej. Jeśli trener mu ufa, on zrobi dla niego wszystko.

Magdziarz: – Na razie nie czuje się w kadrze tak pewnie, jak w Sampdorii. Może dlatego, że nie miał jeszcze takiego fenomenalnego meczu.

Linetty: – Rzeczywiście, nie czuję się jeszcze stuprocentowo pewny siebie w reprezentacji, ale jest już z tym lepiej. Współpracowałem z psychologiem. Lubię historyjki i na przykład jedna była o smoku. Jeśli mamy wadę i myślimy o niej, to ten smok siedzący na ramieniu się zwiększa. Trzeba się po prostu z nim pogodzić, ruszyć dalej, zaakceptować to, wówczas ten smok będzie mały. Te parę lekcji dużo mi dały, zacząłem się dobrze czuć i nie potrzebowałem kolejnych. Jednak gdy miałem gorszy czas, ta pewność siebie zmalała, miałem jeszcze jedną wizytę, porozmawialiśmy i wróciłem na odpowiednie tory.

Nikt nie ma przecież większych wątpliwości, że Linetty przy okazji mundialu będzie znaczył więcej w reprezentacji niż na Euro 2016. We Francji pomocnik nie zagrał ani minuty, dziś – choćby patrząc na potencjał – jego rola powinna być jeszcze większa, niż jest. Może liczyć na występy, albo nawet na pierwszy skład. Tam widzi go choćby Chorążyk: – Myślę, że będzie podstawowym zawodnikiem na turnieju, a potem podstawowym piłkarzem przez lata. On ma wszystko poukładane: i w życiu, i na boisku. Lubi pracować, nie odbiła mu soda. To perła.

– Oczywiście, kiedy nie grałem na Euro pojawiła się we mnie sportowa złość. Tamta sytuacja dała mi jednak tylko do kopa dalszej pracy. Na mundial jedziemy z myślą o medalu, bo gdybyśmy mówili jedynie o wyjściu z grupy, sami stawialibyśmy sobie ograniczenia – twierdzi Linetty.

Coś nam mówi, że jeśli te marzenia mają się otrzeć o rzeczywistość, potrzebujemy tego demona w środku pola. Czas go uwolnić, Karolu.

PAWEŁ PACZUL

Sprawdź inne materiały z cyklu “Kierunek jest jeden”:

– Lodówka pełna celów. Damian Kądzior nie przestaje marzyć

Bereszyński: Gdyby nie transfer do Legii, widzę siebie w drugiej lidze

Piotruś został w Ząbkowicach. Rodzinne pogotowie, nagrody na zeszyt, łzy we Francji

Najskromniejszy chłopak z najlepszą lewą nogą

Fabiański: Wyciskam ile mogę z tego, co mi jeszcze zostało

Sport był mu pisany. Ale na Premier League zapracował już sam

Fot. Newspix/FotoPyk/własne

Najnowsze

Weszło

Ekstraklasa

Feio, Zieliński i Mozyrko – od współpracy do wojny. Kulisy konfliktu w Legii!

Szymon Janczyk
157
Feio, Zieliński i Mozyrko – od współpracy do wojny. Kulisy konfliktu w Legii!

Komentarze

12 komentarzy

Loading...