Reklama

„104 kilogramy czystego granitu”. Nadciąga nowy Joshua?


Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

10 maja 2018, 20:04 • 7 min czytania 3 komentarze

Ma dopiero 20 lat, a już krążą o nim legendy. Według najpopularniejszej z nich Daniel Dubois (7-0, 7 KO) bije tak mocno, że podczas sparingu zdążył powalić na deski samego Anthony’ego Joshuę (21-0, 20 KO). Kariera młokosa rozwija się coraz szybciej i lada moment może sięgnąć po pierwszy poważny tytuł – w czerwcu będzie walczył o mistrzostwo Anglii.

„104 kilogramy czystego granitu”. Nadciąga nowy Joshua?


20-latek na zawodowych ringach to rzadki widok, ale 20-latek prowadzony na zawodowych ringach tak szybko to rzecz wręcz niespotykana. Dubois nie wziął się znikąd – zdobywał mistrzostwo kraju na poziomie juniorskim i młodzieżowym, a w grudniu 2016 roku został najlepszym „ciężkim” w gronie amatorów. W sumie stoczył ponad 70 walk i przegrał tylko sześć, wielokrotnie reprezentując Anglię na międzynarodowych imprezach.

W 2015 roku w ćwierćfinale młodzieżowych mistrzostw Europy na jego drodze stanął Kamil Mroczkowski. Polak na pewno nie był faworytem, ale nieoczekiwanie dla wszystkich został jednym z tych, którzy wnukom będą mogli chwalić się pokonaniem Brytyjczyka. Doszło do tego jednak w kuriozalnych okolicznościach – zamiast walki można było obejrzeć festiwal klinczowania i faulowania aż w końcu nieoczekiwanie dla wszystkich… Dubois został zdyskwalifikowany. Wściekły pięściarz nawet nie podziękował Mroczkowskiemu i błyskawicznie zszedł z ringu. Polak na tej imprezie wywalczył brązowy medal, ale dziś z pewnością może dawnemu rywalowi tylko zazdrościć.

Dubois tak szybko przeszedł na zawodowstwo, bo nie zamierzał czekać na igrzyska olimpijskie w 2020 roku. Miał wprawdzie spore szanse, by powalczyć o przepustkę do Tokio, ale czuł, że wszyscy wokół stawiają na bardziej doświadczonego Frazera Clarke’a – jednego z czołowych „ciężkich” na amatorskich ringach. Zamiast czekać na coś, co mogło nigdy nie nadejść, wybrał więc trudniejszą drogę. Kompleksów zdążył się pozbyć podczas sparingów z krajową elitą – wychodził do ringu z medalistą ostatnich igrzysk w Rio (Joe Joyce) oraz mistrzami świata (Tyson Fury i Anthony Joshua). Tego ostatniego miał powalić na deski, choć historia wyszła na jaw dopiero po wielu miesiącach.

Reklama

„To prawda, tak było. Joshua bił mocno, ale oddawałem mu z równie dużą siłą. Zademonstrowałem wtedy potencjał i umiejętności – to była naprawdę dobra nauka. Sparowałem z wieloma świetnymi zawodnikami i dzięki temu staję się lepszym pięściarzem. Bez dwóch zdań Joshua to jednak najlepszy pięściarz, z którym dzieliłem ring” – podsumował skromnie Dubois. Do owianych legendą sesji miało dojść w 2016 roku – jeszcze zanim Joshua sięgnął po pierwszy pas mistrza świata.

Prowadzony przez weterana

Choć Dubois może sprawiać wrażenie nieopierzonego, to po świecie boksu zawodowego oprowadza go stary wyjadacz. Frank Warren na rynku działa od 1980 roku i swego czasu pomagał rozwijać kariery prawdziwych legend brytyjskiego pięściarstwa – Prince’a Naseema Hameda, Nigela Benna czy Ricky’ego Hattona. Współpracował także z Mikiem Tysonem, który w autobiografii chwalił się, że w którymś momencie miał dość krętactw i… spuścił promotorowi solidne lanie. Miał połamać mu żebra i pogruchotać szczękę, ale Warren konsekwentnie wszystkiego się wypiera.

Na pewno nie może wyprzeć się jednego – w 1989 roku został postrzelony przez tajemniczego mężczyznę w kominiarce. Oficjalnie sprawcy nigdy nie udało się odnaleźć, a oskarżony przed sądem i potem uniewinniony został Terry Marsh – były podopieczny Warrena i pierwszy pięściarz, który pod jego wodzą sięgnął po mistrzostwo świata. Co się wtedy rzeczywiście wydarzyło? Tego nie wie nikt poza samym promotorem, który z charakterystycznym krzywym uśmieszkiem przekonywał po latach, że sprawcę „spotkało to, na co zasługiwał”. Pewne jest tylko to, że Warren naprawdę miał sporo szczęścia – jedna z kul o włos minęła serce. Mimo to stracił sporą część płuca i długo dochodził do siebie. Bokserska gra w ogóle mu jednak nie zbrzydła, choć w ostatnich latach nie jest już takim dominatorem jak w latach dziewięćdziesiątych.

Na krajowym podwórku pojawił się bowiem godny rywal. Eddie Hearn to syn Barry’ego – byłego współpracownika Warrena, który potem stał się jego konkurentem. Przedstawiciel nowego pokolenia jest pyskaty i pewny siebie, ale przede wszystkim wie jak sprzedawać boks w erze mediów społecznościowych. Pięściarskie środowisko jest za małe dla dwóch samców alfa – obaj nie kryją wzajemnej niechęci i często „podkradają” sobie pięściarzy. Dubois chyba faktycznie o wiele bardziej pasowałby do dynamicznej stajni Hearna, gdzie w cieniu Anthony’ego Joshuy mógłby spokojnie dojrzewać do roli jego rywala i ewentualnego następcy, ale u Warrena może iść własną drogą.

„Jestem w tej grze prawie 40 lat, ale nigdy nie spotkałem kogoś tak ułożonego jak Daniel. To wygadany i sympatyczny chłopak, który do tego ma duży talent i charyzmę. Jasne, medal igrzysk olimpijskich pewnie dodałby mu jeszcze blasku, ale przecież wielu brytyjskich mistrzów sprzed lat i bez tego robiło wielkie kariery” – ocenił 66-letni promotor.

Reklama

Złoto IO wywalczył właśnie między innymi Joshua, który za sprawą świetnych wyników na tej imprezie po raz pierwszy przebił się do szerszej świadomości nie tylko fanów boksu. Dubois startuje z zupełnie innej pozycji, ale ma trochę szczęścia – za sprawą mistrza świata zainteresowanie królewską kategorią w Wielkiej Brytanii przeżywa rozkwit. Sam Joshua poświęca mu zresztą sporo uwagi – nie wypowiada się na temat słynnych sesji sparingowych, ale czasem udziela rad z pozycji bardziej doświadczonego kolegi.

„Czy nasze drogi kiedyś się skrzyżują? Na pewno! Daniel będzie ważnym zawodnikiem w czołówce wagi ciężkiej i w którymś momencie musi dojść do naszej walki. Jak daleko jest od najwyższego poziomu? Trudno powiedzieć – przed nim naprawdę długa droga. W boksie nie możesz się spieszyć. Wszystko zależy od ludzi, którzy go otaczają. Wolą go wystawić do sprintu na 100 metrów i spalić czy spróbować sił na 400 metrów i stopniowo zaplanować jego karierę? Sam jestem ciekaw” – komentował AJ. 

Zachwycił nawet Fury’ego

Dubois pochodzi z licznej rodziny – jego ojciec ma 11 dzieci z dwiema kobietami. Oprócz Daniela boksuje też jego o 3 lata młodsza siostra Caroline, która poszła inną drogą – zamierza walczyć o udział w igrzyskach w Tokio i chce wrócić stamtąd z medalem. Niewykluczone, że na ringu zobaczymy także jego 13-letniego brata Prince’a, który jest zafascynowany boksem jak kiedyś jego brat. Trener Martin Bowers pracuje z Danielem niemal od samego początku – nieśmiałego 6-latka po raz pierwszy do słynnego londyńskiego Peacock Gym przyprowadził ojciec, który sam rekreacyjnie trenował boks.

„Zacząłem z nim pracować w idealnym momencie. Znacie to powiedzenie, że starego psa nie da się już nauczyć nowych sztuczek? Zdecydowanie wolę taki scenariusz, w którym dostaję młodego zawodnika bez złych nawyków do wyeliminowania. Nie chcę mówić za dużo, by nie nakładać na niego niepotrzebnej presji. Na pewno najbardziej rzuca się w oczy jego siła – bije niesamowicie mocno jak na kogoś w tym wieku. Daniel to 104 kilogramy czystego granitu – już bije tak, że ręce mnie bolą jak robię z nim tarczowanie. Bóg jeden wie jak destrukcyjny będzie w wieku 24-25 lat!” – zachwyca się Bowers.

Na razie kariera nadziei brytyjskiego boksu rozwija się harmonijnie – tak jak radził Joshua. Oczywiście fani już teraz chcieliby go widzieć w walkach z czołówką, ale ten biznes tak nie działa. Dubois spokojnie pokonuje więc kolejne szczeble rozwoju na krajowym podwórku, choć żadna z jego siedmiu dotychczasowych walk nie wyszła poza trzecią rundę. Wciąż ma spore braki techniczne, ale stale nad sobą pracuje. Jeśli akurat nie jest w sali treningowej, to pewnie właśnie ogląda stare walki Muhammada Alego i Lennoksa Lewisa. Ciągle poprawia lewy prosty, a jego styl opiera się na coraz efektywniejszej agresji. Świetlaną przyszłość wróży rodakowi wracający do wysokiej formy Tyson Fury (również promowany przez Franka Warrena), który nazwał go nawet przyszłym królem wagi ciężkiej. „Przypomina mi mnie sprzed lat – jest duży, silny i ambitny” – ocenił były mistrz świata.

23 czerwca być może dowiemy się wreszcie czegoś więcej. Dubois wyjdzie do ringu z Tomem Little (10-5, 3 KO), który jest lepszym pięściarzem niż wskazuje na to jego bilans. Jako pierwszy deklaruje, że wychodzi po zwycięstwo, a nie tylko po wypłatę. Stawką pojedynku będzie mistrzostwo kraju, które kiedyś należało między innymi do Fury’ego. „Nie chcę nic odbierać Danielowi, ale jego styl jest skrojony pode mnie. Dostrzegam u niego sporo braków, które zamierzam obnażyć. Dla mnie jest dzieckiem, które zostało wrzucone w ciało mężczyzny. Zatopię go w drugiej połowie pojedynku” – zapowiada Little.

Rzeczywiście – Dubois mimo potężnej budowy nie wygląda na kogoś, kto w ringu chciałby zrobić rywalowi krzywdę. Przed kamerami sprawia wrażenie nieśmiałego. Ringowa rzeczywistość wygląda jednak inaczej – 20-latek obsesyjnie pracuje nad muskulaturą i siłą. Jak sam przyznaje, masę mięśniową zyskał dopiero niedawno i uczciwie na nią zapracował. Potrafił na przykład robić pompki przez… 3 godziny. Tak po prostu – z nudów.

Na razie jedno wiemy na pewno – Dubois nie zostanie już najmłodszym mistrzem świata wagi ciężkiej. Rekord należy do Mike’a Tysona, który w 1986 roku miał 20 lat, 4 miesiące i 22 dni, gdy sięgał po pierwszy pas. Wciąż może jednak zostać najmłodszym czempionem królewskiej kategorii w historii Wysp Brytyjskich. Nawet jeśli i to się mu się to nie uda, to oglądanie kolejnych postępów tak efektownie walczącego pięściarza powinno być czystą przyjemnością – o ile oczywiście posłucha rad Anthony’ego Joshuy i nie zostanie zbyt szybko rzucony na głęboką wodę. Ale czy właśnie nie na to podświadomie czekają wszyscy kibice boksu?

KACPER BARTOSIAK

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

3 komentarze

Loading...