Reklama

Sport był mu pisany. Ale na Premier League zapracował już sam

redakcja

Autor:redakcja

06 maja 2018, 12:45 • 10 min czytania 9 komentarzy

Niektórzy ludzie są po prostu skazani na sport. Nawet jeśli los otwiera im rozmaite ścieżki na życiowej drodze, to środowisko i geny determinują ich karierę sportowca. Tak było z Janem Bednarkiem, który dorastał na stadionie. I to dosłownie. Daniel Bednarek, tata Janka, był i nadal jest dyrektorem Ośrodku Sportu i Rekreacji w Kleczewie. Rodzina zamieszkała więc w lokum OSiR-u, które mieści się kilkanaście kroków od boiska miejscowego Sokoła. Placem zabaw dla malutkiego Jasia była właśnie zielona murawa, na którą wychodził wprost z mieszkania.

Sport był mu pisany. Ale na Premier League zapracował już sam

Geny też robiły swoje. Pan Daniel jest byłym siatkarzem, studiował na Akademii Wychowania Fizycznego w Gorzowie Wielkopolskim, a ostatecznie wylądował w Koninie. Tutaj się osiedlił, tutaj znalazł pracę. Mama Janka też uprawiała siatkówkę, a po zakończeniu kariery została nauczycielką wychowania fizycznego. W domu dużo rozmawiało się o sporcie, kibicowało się Lechowi, trzymało kciuki za polską reprezentację. Nad łóżkami chłopców wisiały szaliki Kolejorza, Janek od małego znał wszystkie lechowe przyśpiewki. – Myśmy nie musieli gonić Jana i Filipa do sportu. To wszystko przychodziło naturalnie, bo całe nasze życie kręciło się wokół aktywności fizycznej. Razem z żoną od zawsze pracowaliśmy przy sporcie, jak mamy czas wolny, to też spędzamy go w ruchu. Gdy zabieraliśmy chłopaków na wakacje, to w bagażniku zawsze lądowały piłki do siatkówki czy rakiety tenisowe. Jan i Filip od najmłodszych lat kształtowali koordynację i sprawność. Każdy nowy sport przychodził im z naturalną łatwością – mówi głowa rodziny.

Filip, starszy z braci, pierwszy poszedł na trening do miejscowego Sokoła. Trafił pod skrzydła trenera Wojciecha Bielawskiego. Janek, gdy dorósł już na tyle, by nikt nie musiał martwić się o jego bezpieczeństwo, także dołączył do swojego brata. Od zawsze trenował z chłopakami starszymi od siebie, czasami starszymi nawet o cztery czy pięć lat.

***

Ze szkołą nigdy nie miał problemów. Zawsze należał do klasowej czołówki jeśli chodzi o średnią ocen, zawsze przynosił świadectwa z czerwonym paskiem. Choć już w szkole podstawowej i gimnazjum zdarzało mu się opuszczać lekcje przez liczne wyjazdy na turnieje i mecze kadr województwa. Pewnego razu przyszedł na zajęcia nieprzygotowany i zgłosił to nauczycielce. – Bednarek, ty nie będziesz miał żadnej taryfy ulgowej – powiedziała. – Ale ja nie chcę taryfy ulgowej. Zgłaszam nieprzygotowanie, nie byłem ostatnio na lekcji, wróciłem z kadry, nie miałem kiedy się tego nauczyć – odpowiedział Jan. Nauczycielka pogroziła mu palcem i do końca roku szkolnego miał u niej pod górkę. Wkurzył się i do dotychczas nielubianego przedmiotu zabrał się ze zdwojoną siłą. Efekt? Na koniec roku nauczycielka musiała postawić mu piątkę, tak wychodziło ze średniej.

Reklama

pele

Bednarkowie wozili swoich synów na korepetycje z języka angielskiego – stąd później bezproblemowa aklimatyzacja Filipa w Holandii czy bardzo dobry kontakt Jana z obcokrajowcami, którzy dołączali do Lecha. – To bardzo komunikatywny chłopak. Typ lidera, który ciągnie za sobą resztę. Podobało mi się to, że łączył w szatni różne grupki. Świetnie mówił po angielsku, więc szybko łapał kontakt z obcokrajowcami. Jako młody człowiek siłą rzeczy miał dobre relacje z młodzieżą. Ale był też lubiany i szanowany przez starszyznę – opisuje go Nenad Bjelica. Kleczewianin szczególnie dobrze dogadywał się z Łukaszem Trałką i Dariuszem Dudką. Wcześniej też i z Hubertem Wołąkiewiczem. Z czasem stał się regularnym bywalcem imprez rodzinnych u Trałki. Dla byłego kapitana Lecha był równorzędnym partnerem w dyskusji, a dzieci doświadczonego pomocnika dopytywały, kiedy wuja Janek przyjdzie na grilla.

***

Z czasem Kleczew stał się za ciasny dla Bednarka, który coraz poważniej zdradzał oznaki dużego talentu. Na jednym ze zgrupowań kadry województwa wpadł w oko ludziom ze szkółki MSP Szamotuły, która blisko współpracowała z Lechem Poznań i przez którą przewinęli się chociażby Łukasz Fabiański czy Grzegorz Rasiak. Przez Szamotuły trafił ostatecznie do Wronek. Ale już w trakcie pobytu w Lechu dostał propozycję z Anglii – do Kolejorza zgłosiło się Reading. Bednarek wyjechał na tygodniowe testy, a Brytyjczycy powiedzieli „chłopie, bierzemy cię”. Jednak podczas obrad w rodzinnym gronie zapadła decyzja, że Jan zostaje w Polsce. – Nie chciał iść drogą Filipa, który wcześnie wyjechał do Holandii. Jemu marzył się Lech, to tutaj chciał się rozwijać. Decyzję podjął sam, choć wcześniej dyskutowaliśmy – wspomina tata Daniel.

W kolejnych grupach juniorskich wyrastał na kluczową postać. Zdecydowany, wygrywający wiele pojedynków, dobrze radzący sobie z piłką przy nodze. W rezerwach Lecha przyszło mu też… zagrać na bramce. Podczas jednego z meczów z czerwoną kartką z boiska wyleciał Marcin Matysiak, a że limit zmian został już wcześniej wykorzystany, to do założenia rękawic zgłosił się Bednarek. Kilka minut między słupkami zakończył z czystym kontem, choć – jak mówią świadkowie tamtego meczu – miał trochę farta. Raz instynktownie obronił strzał z bliska, przy drugiej interwencji rywal trafił prosto w niego.

Szczęście dopisało mu też przy okazji debiutu w pierwszym zespole. Właściwie był już gotowy do występu w meczu rezerw, wyszedł na rozgrzewkę, ale do sztabu szkoleniowego drugiej drużyny zadzwonił Mariusz Rumak. Kolejorz miał wtedy problemy kadrowe, podstawowi stoperzy wypadli z kontuzjami i trzeba było łatać dziury wychowankami. Patryk Kniat, trener rezerw, zawołał do Janka: – Młody, idź do szatni się przebrać, jedziesz do Gliwic.

Reklama

Do Gliwic musieli zasuwać też rodzice Bednarka. Wówczas 17-latek nie miał ze sobą ani dowodu osobistego, ani paszportu, bo dokumenty zostały w Kleczewie. A na legitymacji szkolnej nie mógł zagrać. Bednarkowie do Gliwic wpadli właściwie tuż przed “godziną zero” i Jan zaliczył wymarzony debiut. – Nie do końca wiedziałem co się wokół mnie działo. Pojechałem, zagrałem i tyle. Nie miałem czasu na rozmyślanie – powie po czasie.

***

Na regularną grę w Lechu nie miał jednak co liczyć. Latem 2015 roku przyszła propozycja wypożyczenia do Górnika Łęczna. I tak zaczął się jego najtrudniejszy moment w ekstraklasowej piłce. W Górniku grał niewiele, a sam klub cieniował. Defensywa Łęcznej spisywała się słabo, a Bednarek wciąż oglądał to wszystko z ławki. Wkurzał się i frustrował. Na treningach nie czuł się gorszy od rywali, ale trener Jurjij Szatałow dawał mu do grania jedynie epizody. Janek często dzwonił wtedy do brata, który przez trzy lata studiował coaching i trening mentalny. Rozmawiali godzinami, a młodszy z braci uczył się cierpliwości. Tej cierpliwości zabrakło mu podczas pierwszego podejścia do Lecha – trafił wtedy do słynnej Szkoły Mistrzostwa Sportowego „Trzynastka”, ulokowano go w bursie. Kilka dni po rozpoczęciu roku szkolnego napisał SMS-a do mamy – „Mamo, chyba nie dam rady”. Rodzice przyjechali do Poznania i zabrali go do Kleczewa.

NIECIECZA 2016.04.30 T - MOBILE EKSTRAKLASA PILKA NOZNA SEZON 2015 / 2016 34 KOLEJKA TERMALICA BRUK-BET NIECIECZA - GORNIK LECZNA NZ JAN BEDNAREK LECZNA FOT JAKUB GRUCA / 400mm.pl NIECIECZA 2016.04.30 FOOTBALL T - MOBILE EKSTRAKLASA SEASON 2015 / 2016 ROUND 34 TERMALICA BRUK-BET NIECIECZA - GORNIK LECZNA FOT JAKUB GRUCA / 400mm.pl

W Górniku nabrał krzepy, bo we własnym zakresie wykupił sobie karnet na siłownię. Z Poznania wyjeżdżał z posturą maturalną, a gdy wrócił, koszulka zdecydowanie mocniej opinała się na bicepsie. Po treningach w Górniku zostawał z Veljko Nikitoviciem i Sergiuszem Prusakiem. Zresztą Prusak to też kibic Lecha, razem pojechali na finał Pucharu Polski, w którym Lech przegrał z Legią. Na zajęciach indywidualnych, które Bednarek organizował sobie sam, pracował nad wyprowadzaniem piłki z obrony, przerzutami, grą głową. Regularnie w Łęcznej zaczął grać dopiero w rundzie wiosennej – występował jako środkowy obrońca, ale i w roli defensywnego pomocnika. Jednak to nie były jakieś spektakularne występy. Nikt wtedy nie stawiał, że po powrocie z wypożyczenia do Lecha stanie się liderem defensywy i czołowym obrońcą ligi.

Czy to był najtrudniejszy czas dla Janka? Tak, też mam takie wrażenie. Gdy mieszkał w Poznaniu i miał jakiś problem, to wsiadaliśmy w samochód i jechaliśmy te kilkadziesiąt kilometrów z Kleczewa. A do Lublina była wyprawa na pół dnia. Nie mogliśmy bywać u niego regularnie. Czuł się samotny, miał za dużo czasu na rozmyślanie o tym dlaczego nie gra. Myślę, że pomoc Filipa była nieoceniona. Ale ten czas w Górniku go zahartował. Wrócił silniejszy psychicznie, ale i lepszy piłkarsko – mówi Daniel Bednarek.

***

– Gdybym nie był piłkarzem, to byłbym… kucharzem! – odpowiadał Bednarek w ankiecie Canal+. – Oj tak, do gotowania ciągnie i Jana, i Filipa. Teraz może już rzadziej, ale wcześniej co chwilę dzwonili do domu i pytali „a to jak upiec? A jakiej przyprawy dodać”. U nas w domu to częściej ja gotowałem. Przychodziłem do domu i pytałem „co dzisiaj robimy?”, a oni „jak zawsze coś dobrego”. Nie byli wybredni, ale z czasem zaczęli się interesować co i jak trzeba gotować, co i kiedy dodać, jak łączyć smaki – wspomina głowa rodziny.

W Lechu śmiano się, że klubowy kucharz Artur Dzierzbicki powinien pilnować swojej roboty, bo następca już czeka na jego miejsce. Bednarek to fachowiec od kuchni włoskiej – makarony, pasty, łączenie ich ze smakami Azji. Z czasem śladem Roberta Lewandowskiego przeszedł na dietę bezglutenową.

POZNAN 01.10.2017 MECZ 11. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2017/18: LECH POZNAN - LEGIA WARSZAWA 3:0 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: LECH POZNAN - LEGIA WARSAW 3:0 JAN BEDNAREK Z DZIEWCZYNA FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Już po powrocie do Poznania szukał sposobów, by rozwijać się jeszcze szybciej. Tomasz Magdziarz, jego menedżer, polecił jemu i kilku innych lechitom treningi u duetu „Luta Criativa”. To zajęcia prowadzone przez instruktorów sztuk walki (m.in. capoiery) – Piotra „Gatuno” Kurka i Patryka „Torpedo” Kusińskiego. Bednarek wciągnął się w te zajęcia – uczył się kontrolowania mięśni głębokich, prawidłowego oddechu, rytmu w trakcie ruchu. – Nie prowadzimy typowych zajęć treningu personalnego, gdzie narzucamy chłopakom kilogramy na sztangę i każemy im to dźwigać. Pokazujemy ich prawidłowe wzorce ruchu, szukamy możliwości, by usprawnić ich sposób poruszania po boisku i lepiej przygotować ich na walkę z rywalem – opowiadają.

Po transferze do Anglii Bednarek zaprosi ich obu do Southampton. – Byliśmy z Jankiem cały czas w kontakcie, dostawał od nas filmy z treningami. Ale pojechaliśmy potrenować, pogadać, skontrolować jego postępy. To bardzo pojętny chłopak, szybko chłonie nową wiedzę – mówią Kurek i Kusiński. W Southampton niemal każdy zawodnik pracuje indywidualnie. Bednarek praktycznie każdy trening w klubie rozpoczyna wcześniej – przychodzi do salki funkcjonalnej, pracuje nad stabilizacją, wzmacnia swoje ciało na wypadek kontuzji.

W Lechu męczył Rene Pomsa, asystenta Nenada Bjelicy. – Przychodził i pytał o swoje ustawienie w defensywie, prosił o dodatkowe analizy, chciał się rozwijać. To taki zawodnik, który ciągle szuka drobiazgów mogących mu pomóc w zrobieniu kroku naprzód – opisuje go Chorwat.

***

Aha… Chyba poważna sprawa – pomyślał pan Daniel, gdy pod dom Bednarków w Kleczewie podjechał Tomasz Magdziarz. Szef agencji „Fabryka Futbolu” przyjechał z Janem i konkretną propozycją z Southampton. Bednarkowie znów usiedli przy stole i tak jak przed przeprowadzką do Kleczewa omówili wszystkie „za” i „przeciw”. Dyskusja trwała prawie pół dnia. Ale klamka zapadła, choć w tym, że postawienie na „Świętych” było słusznym ruchem, utwierdzili się dopiero na miejscu. Bednarek z menadżerami zajechali do Southampton na rekonesans, oglądali klubowe obiekty treningowe, zobaczyli stadion. Wreszcie zostali zaprowadzeni do tzw. salki kinowej. Tam pokazano im film z fragmentami kilkudziesięciu meczów, w których skauci „Saints” oglądali ówczesnego lechitę. Bednarkowi przedstawiono prezentację z zaplanowaną ścieżką rozwoju, pokazano mu, ilu piłkarzy wypromowało się w tym klubie. – Mają na mnie plan, nie jestem dla nich anonimem, chcą mnie w klubie. Tomek, ja jestem zdecydowany – powiedział Bednarek. Klamka zapadła, rekord transferowy w historii Ekstraklasy został pobity.

ENG, FA Cup, FC Chelsea vs West Ham United

Gdy jesienią część kibiców zdążyła okrzyknąć go „drugim Kapustką”, który pojechał do Anglii i przepadł, sam Bednarek spokojnie pracował na swoją pozycję. – Tak jak w Łęcznej się frustrował, tak teraz był spokojny. Trenerzy doceniali jego pracę, zauważali jego wysiłek, ale dostawał jasne sygnały, że to jeszcze nie ten moment – mówi tata Jana. Przez pierwsze pół roku wychowanek Lecha miał przygotowywać się do tempa gry w Premier League. Dopiero wiosną mógł liczyć na swoją szansę, ale tak czy siak musiał czekać na pecha kolegów z obrony – kontuzje, kartki. Gdy wreszcie Jack Stephens złapał zawieszenie, otworzyły się drzwi do pierwszego składu.

Na debiutancki mecz z Chelsea w tajemnicy pojechała pani Beata, czyli mama Janka, oraz jego dziewczyna Julia. Ojciec musiał zostać w domu przez obowiązki zawodowe. Gdy Bednarek strzelił gola na 2:0 rzucił się na niego cały zespół. – Opowiadał nam, że ma dobre relacje z kolegami z szatni. Ale ta radość pokazała nam, że on jest naprawdę lubiany, że każdy tam trzyma za niego kciuki – mówi tata. Na stadionie rozpłakała się mama, łzami zalała się dziewczyna. – I nawet we mnie coś pękło, choć raczej twardy chłop jestem… – panu Danielowi łamie się głos: – Debiut w Premier League, mecz z Chelsea i jeszcze chłopak gola strzela. Chciałbym to jakoś opisać, ale w słowniku brakuje na to słów. Jesteśmy bardzo dumni z synów.  Nasza rola już gdzieś się skończyła, puściliśmy ich w świat i teraz możemy już tylko kibicować. Największa radość? Jak dzwonią i pytają co u nas.

DAMIAN SMYK

fot. Newspix.pl/400mm.pl/archiwum prywatne

***

Sprawdź inne materiały z cyklu “Kierunek jest jeden”:

– Lodówka pełna celów. Damian Kądzior nie przestaje marzyć

Bereszyński: Gdyby nie transfer do Legii, widzę siebie w drugiej lidze

Piotruś został w Ząbkowicach. Rodzinne pogotowie, nagrody na zeszyt, łzy we Francji

Najskromniejszy chłopak z najlepszą lewą nogą

Wyciskam ile mogę z tego, co mi jeszcze zostało

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Weszło

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Boks

Szeremeta zmęczona, ale zwycięska. „Chcę odbudować boks w Polsce” [REPORTAŻ]

Jakub Radomski
6
Szeremeta zmęczona, ale zwycięska. „Chcę odbudować boks w Polsce” [REPORTAŻ]

Komentarze

9 komentarzy

Loading...