Choć Kolumbia pokonała Francję tylko w meczu sparingowym, to jednak zwycięstwo nad tak silną reprezentacją zawsze będzie robiło wrażenie i nieważne, czy grano o pietruszkę, czy o punkty. Zespół z Ameryki Południowej to też według wielu faworyt naszej grupy, więc tym bardziej ciekawiło nas, czy po ograniu Tricolores pójdzie za ciosem i wciśnie parę sztuk Australii. Cóż, powinien to zrobić, Australijczycy nie mogliby narzekać, jeśli przegraliby to spotkanie dość wysoko, ale na szczęście dla nich, mieli w szeregach rywala swojego agenta. A chodzi tu o Miguela Borję.
Mamy bowiem wrażenie, że ten chłopak mógłby próbować jeszcze 100 razy swojego szczęścia, lecz i tak nie znalazłby sposobu na zdobycie gola, nawet gdyby australijscy piłkarze łącznie z bramkarzem opuścili boisko. Borja marnował na potęgę, ale nie do kwadratu, tylko gdzieś do sześcianu. Dwukrotnie obił słupek, raz głową w dość trudnej sytuacji, ale w drugim wypadku na wślizgu, gdy od bramki dzieliło go może pół metra. Gdy wywalczył karnego – po idiotycznym ataku bramkarza – wziął piłkę do rąk bez cienia wątpliwości. Szybki rozbieg, strzał i… znów dupa, bo Vuković wyczuł jego intencje. Natomiast gdy do siatki trafił, to sędzia podniósł chorągiewkę, orzekając, że wcześniej w toku akcji jeden z zawodników Kolumbii był na spalonym.
Nie wiemy, czy gość wróci do domu, ponieważ może nie trafić w bramkę na lotnisku, ale w sumie już go zostawmy, gdyż większe gwiazdy w zespole Kolumbii też dziś zawodziły. Weźmy pod lupę choćby Jamesa: miał ze trzy niezłe okazje, ale dwukrotnie z jego próbami radzili sobie bramkarze Australii, natomiast przy trzeciej okazji Rodriguez nie trafił w bramkę z dość bliskiej odległości. Później tak się wściekł, że kopnął futbolówkę z całej siły w trybuny i sądząc po jego reakcji, kiedy musiał przepraszać zgromadzonych fanów, kogoś dla odmiany ustrzelił.
Trzeba więc podkreślić, że Kolumbia była od rywala lepsza, stworzyła sobie 15 okazji, przy siedmiu w drugą stronę, no, ale właśnie, skuteczności nie miała za grosz. Trudno jednak oczekiwać, że wyjdzie na nas z nieszczęsnym Borją w ataku, więc raczej skupmy się na tym aspekcie, że Kolumbijczycy potrafią z łatwością dochodzić do sytuacji strzeleckich. A jak wyglądali w obronie? Nie najgorzej, choć mamy w pamięci tę sytuację, kiedy Jurić z łatwością ograł Zapatę i minimalnie przestrzelił, piłka minęła lewy słupek Ospiny o kilkadziesiąt centymetrów. Poza tym Australijczycy mieli jednak problem, by sforsować obronę Kolumbii, gdyż oddali ledwie jeden strzał, ten Luongo, który z łatwością złapał bramkarz umownych gości (grano w Londynie).
Wynik więc może w przypadku Kolumbii nie zachwyca, ale my nie mamy się specjalnie czym ekscytować. Jeśli poprawią skuteczność, a pewnie to zrobią, będą piekielnie groźni.
Australia – Kolumbia 0:0
Fot. Newspix.pl